Limes Inferior - Януш Зайдель 17 стр.


– Trafiłeś w sedno sprawy, Sneer. Oni powinni badać Klucz z całym przekonaniem, że to, co robią, jest niezmiernie ważne i doniosłe. Przekonanie takie winni podzielać również inni uczeni, zatrudnieni w innych dziedzinach i zajmujący się innymi, lecz równie pozornymi problemami. Ogół zaś powinien święcie wierzyć, że od wyników prac uczonych zależy cała gospodarka aglomeracji i osobisty dobrobyt każdego obywatela. Twoja rola polega na tym, by, po pierwsze, nasi uczeni ani na chwilę nie zwątpili we własną genialność oraz w sens i doniosłość tego, co robią; po drugie, by przypadkiem nie udało im się zbadać wszystkiego do końca, bo wówczas mogliby sprawiać nam kłopoty i zmusiliby nas do wymyślania im nowych zabaw.

Osobiście wątpię, by udało im się choćby we fragmentach rozpracować Klucz, jeśli nie będziesz im zbyt wydatnie pomagał. W razie czego, musisz im także trochę przeszkadzać, mylić tropy, kierować na fałszywe tory. Słowem, będziesz w naszym imieniu nieoficjalnie sterował ich działalnością. Dobieraliśmy ich starannie. Nie powinno być wśród nich rzeczywistych zerowców, więc chyba nie sprawią ci kłopotów. Ale musisz na nich wciąż uważać!

– Jaki to ma sens? – dopytywał się wówczas Sneer, nie pojmując celu takich mistyfikacji. – Czyżby chodziło o stworzenie pozorów, w które wierzą sami uczestnicy pozoracji? Czy może o to, by zajęci nonsensowną, niepotrzebną nikomu działalnością, nie mieli czasu na zajmowanie się prawdziwymi, rzeczywistymi problemami?

– Po cóż mam ci wyjaśniać nasze motywy, skoro sam je stopniowo odkryjesz swoją zerową mózgownicą! – roześmiał się Barn.

Tak więc, Sneer trzymać musiał się instrukcji: w dzień udawał niezbyt rozgarniętego czwartaka, podsłuchując rozmowy, których – teoretycznie – nie powinien rozumieć. Gdy natomiast miał popołudniowy lub nocny dyżur i pozostawał sam w gmachu, obchodził laboratoria i pracownie uczonych i kontrolował wyniki ich pracy. Na szczęście, nie miał z tym zbyt wiele roboty, bo w szufladach większości biurek znajdował tylko arkusze papieru pobazgrane bezsensownymi zawijasami – owoc całodniowej symulowanej działalności naukowej.

Jeśli tak wygląda działalność uczonych, to można sobie wyobrazić, jak wygląda praca na niższych szczeblach, gdzie przeważają dwojacy i trojacy – konkludował ze zgrozą, lecz natychmiast nasuwały się pocieszające wnioski. – Ale jeśli jest to zjawiskiem powszechnym, i mimo wszystko cały mechanizm społeczno-gospodarczy jakoś działa, należy sądzić, iż praca wszystkich zatrudnionych obywateli Argolandu jest psu na budę potrzebna, stanowiąc tylko kamuflaż. Ale… dla kogo? Czemu ma służyć ta komedia? Przed kim jest odgrywana? Czy wszyscy udają przed wszystkimi, że wszystko tu dzieje się na serio, że jest niezbędne i konieczne? Dla kogo ci prawdziwi zerowcy, ta bliżej nie określona grupa, zwana Radą Nadzorczą, utrzymuje w ruchu tę fikcję, to społeczne „perpetuum mobile" absurdu?

Sneer przypomniał sobie reklamowy pokaz sprawności sexomatów. Tak, już wtedy nasunęło mu się podejrzenie, że automatyzacja wszystkich dziedzin życia czyni zbędną obecność człowieka na tym globie. Czyżby chodziło o to, by za wszelką cenę utrzymać w społeczeństwie przekonanie, że tak nie jest? Przecież, jeśli się dobrze zastanowić, to – biorąc pod uwagę tę pozorność i umowność czynności osób „pracujących" – można by wyeliminować potrzebę pracy dalszych kilkunastu procent ludności, pozostawiając na stanowiskach tylko tych, którzy są niezbędni do nadzorowania automatów! W gruncie rzeczy stanowiłoby to osiągnięcie celu, jakim jest społeczeństwo dobrobytu, zajęte tylko konsumowaniem dóbr, już nawet bez konieczności stwarzania pozorów jakiejkolwiek produktywnej działalności.

A jednak Rada Nadzorcza – z jakichś jej tylko znanych powodów – odwleka ten moment. Wygląda na to, że nawet usiłuje utrzymać istniejący stan rzeczy! Toleruje dobrze znane i łatwe do zlikwidowania, ujemne zjawiska społeczne, przestępczość nawet, by nie trzeba było ograniczać liczebności aparatu administracyjno-porządkowego! Utrzymuje instytuty, które niczego nie odkrywają, urzędy, które niczemu nie służą.

Zakładając, że w Radzie zasiadają ludzie rzeczywiście mądrzy, którzy wiedzą, co robią, należy wyciągnąć stąd wniosek, iż taki stan jest z jakichś względów optymalny. Ta cała społeczna fikcja musi czemuś służyć, jeśli popierają ją Rady wszystkich aglomeracji. Niemożliwe, by tym światem kierowali sami obłąkańcy! – rozumował Sneer, krążąc po pustych korytarzach instytutu. – A ci, którzy chcą ogółowi uświadomić umowność i sztuczność obecnej sytuacji, działają przeciw zamiarom Rady, przeciw temu optymalnemu stanowi rzeczy i dlatego nie są tolerowani. Widocznie odkłamanie sytuacji, jakiego domagają się w swych proklamacjach, spowodowałoby jakieś poważne kłopoty.

• Sneer przypomniał sobie o nagraniu, o które prosił Benny'ego parę tygodni temu. Zajęty nowymi obowiązkami, nie zgłosił się dotychczas do sklepiku diggera. Poszukiwania Alicji też – jak dotąd – pozostały bez rezultatu. Mając dość żółtych – bo jego mocodawcy rzetelnie wywiązywali się z finansowych obietnic – Sneer zawiesił działalność w swym zawodzie, rzadziej teraz obracał się wśród kolegów po fachu. Kilka godzin dziennej pracy w instytucie – mimo iż nie była ona zbyt wyczerpująca – rozbijały mu kompletnie dzień, zmuszając do modyfikacji trybu życia i obyczajów.

Dzisiejszy dzień pracy – rozpoczęty o trzeciej po południu, gdy pracownicy opuszczali właśnie instytut – Sneer zaczął od normalnej kontroli stanu prac poszczególnych zespołów. Jego podopieczni nie wysilali się specjalnie. Środek lata nie nastrajał ich widocznie do wytężonej, twórczej pracy. Myśleli raczej o urlopach, o wypoczynku nad jeziorem niż o zgłębianiu tajników mikroobwodów Klucza. Nie było więc nawet niczego, co mógłby skorygować ani też zamącić.

Kończąc obchód pracowni i gabinetów, zajrzał, jak zwykle, do sekretariatu dyrektora. Od dawna już zamierzał dobrać się do kasy pancernej stojącej w dyrektorskim gabinecie, gdzie – wedle informacji szefa personalnego, który wprowadzał Sneera w jego obowiązki – znajdować się miały najdonioślejsze, tajne dokumenty i opracowania naukowe. Sejf powierzono szczególnej uwadze portiera. Był on zabezpieczony dodatkowymi, specjalnymi czujnikami alarmowymi, połączonymi z instalacją blokującą wyjścia z gmachu, na wypadek włamania.

Cóż takiego mogą trzymać w tym sejfie? – zastanawiał się Sneer. – Sądząc po treści prac, które tu powstają, nie byłoby dziury w niebie, gdyby ktoś nagle opróżnił to pudło.

Z racji swej roli „tajnego zerowca", wprowadzonego tutaj przez Radę Nadzorczą, Sneer czuł się upoważniony także do przetrząśnięcia sejfu. Specjalny Klucz, dostarczony przez Barna, umożliwiał otwarcie każdego zamka w gmachu instytutu.

Jednak dobranie się do sejfu wymagało wyłączenia sygnalizacji alarmowej, której centrala znajdowała się na parterze gmachu. Ilekroć Sneer znalazł się w sekretariacie na drugim piętrze, odkładał przejrzenie zawartości sejfu na później, bo nie chciało mu się schodzić na dół w celu wyłączenia alarmu.

Dziś jednakże postanowił przejrzeć wreszcie ten sejf, traktując to jako zwykłą formalność. Zadał sobie trud zejścia na parter, a potem otworzył stalowe drzwi kasy i wydobył na biurko grubą czerwoną teczkę z odręcznymi notatkami.

Papiery były na tyle interesujące, że Sneer poświęcił dwie godziny na ich przeglądanie.

– A to dranie! – powiedział do siebie na głos, doszedłszy do ostatniego arkusza. – Tego bym się po nich nie spodziewał!

Z papierów wymkało, że naukowcy, produkujący na co dzień sterty bezużytecznej bzdury, potrafią poza tym wymyślać zupełnie niegłupie rzeczy. Wprawdzie trudno byłoby nazwać to osiągnięciami naukowymi, lecz z praktycznego punktu widzenia to, co zrobili, dawało im niebagatelne prywatne korzyści!

– A spryciarze! – mruczał Sneer z pewną dozą podziwu, przeglądając raz jeszcze rękopis i zawarte w nim schematy.

Jego lifterska dusza nie mogła nie oddać sprawiedliwości kolegom oszustom. Jako fachowiec zarówno w elektronice, jak w oszukaństwie, potrafił sprawiedliwie ocenić finezyjny kant, artystycznie przeprowadzone oszustwo.

Bardzo ładna robota! – zachwycał się z coraz większym podziwem, w miarę zgłębiania tajemnicy znalezionej w sejfie. – Więc jednak paru spośród nich to prawdziwi zerowcy! Może nie genialni, ale z głową na karku. Nie znając schematu Klucza, rozgryźli niełatwy problem! A do tego jeszcze przez cały czas udając głupszych niż są naprawdę! Uśpili czujność Rady, bo gdyby znała ich prawdziwe możliwości, nie pozwoliłaby im działać w tej dziedzinie!

Sneer zajrzał raz jeszcze do wnętrza sejfu i wydobył z niego Klucz. Obejrzał go i zanotował numer ewidencyjny. Potem sięgnął do telefonu i wywołał Biuro Ewidencji. Podał numer i czekał ze słuchawką przy uchu.

– Kto? – wykrzyknął nagle i podskoczył na krześle. – Proszę powtórzyć?

Odłożył słuchawkę i stał przez chwilę bez ruchu, ksztusząc się wewnętrznym śmiechem. Raz jeszcze podniósł słuchawkę, wybrał numer centrali hotelu „Kosmos" i numer pokoju.

– Hej, ty, stary oszuście! – powiedział ze śmiechem. – Jak to „kto mówi"? Sneer. Posłuchaj, to bardzo ważne, dla ciebie przede wszystkim: Czekaj na mnie w hotelu. Ani kroku z kabiny, rozumiesz?

Rozłączył się, odczekał kilka minut i zadzwonił do Barna z Rady.

– Mam coś ciekawego. Ci chłopcy, tutaj, zrobili piękną rzecz: uniwersalny wytrych do krainy szczęścia. Ale widocznie, żeby osiągnąć szczęście, trzeba mieć trochę szczęścia. Oni, niestety, mieli pecha. Przyślesz kogoś, czy mam streścić sprawę przez telefon? Tak, tak… Lepiej, jeśli ktoś przyjedzie. Sprawa nie może czekać do jutra, trzeba ich od razu wszystkich… Tak, mam tu wykaz numerów Kluczy całej szajki. Przygotowali jeden próbny egzemplarz. Mieli go wypróbować, ale tu nie ma informacji, komu go przekazali. Dobrze. Czekam.

Sneer rozejrzał się po pokoju, sięgnął po popielniczkę, a potem wydarł ostatnią kartę z teczki i spalił. Przez chwilę obracał w dłoni Klucz Prona, wreszcie schował go do kieszeni i powoli zszedł po schodach na dół.

– No, popatrz tylko! – Młodszy z przybyłych zerowców przerzucał arkusze z czerwonej teczki. – Zawsze mówiłem, że ktoś to kiedyś wykombinuje!

– To bardzo cenna zdobycz, kolego! – Starszy uśmiechnął się do Sneera. – Nasi uczeni okazali się mądrzejsi, niż myśleliśmy. Zrobili Wieczny Klucz. Proszę o niczym nie mówić zmiennikowi. Na pańskim dyżurze nic się nie wydarzyło. Drzwi sejfu zostawiamy przymknięte; niech myślą, że któryś zapomniał je zatrzasnąć.

– Nie każecie ich aresztować? – zdumiał się Sneer.

– Aresztować? My nie możemy nikogo aresztować, kolego. Musiałaby to zrobić policja. A przecież wśród tej grupy jest paru zerowców! Policjanci zaś to przeważnie trojacy.

– To przecież przestępcy! Udawali liftowanych zerowców, by nikt nie podejrzewał ich o zdolności, które posiadali.

– Ale to zerowcy, de nomine i de facto! – powiedział młodszy z naciskiem. – Nie możemy publicznie podważać autorytetu zerowców, a do tego jeszcze uczonych z poważnego instytutu. Jak by to wyglądało w oczach obywateli innych klas? Oni muszą wierzyć nie tylko w intelekt, lecz także w nieskazitelną uczciwość zerowców. To podstawowy warunek zaufania do nas, wiary w nasze predyspozycje do kierowania aglomeracją.

– Więc ujdzie im to bezkarnie? Pozostaną tutaj?

– Na razie tak. – Starszy zerowiec skinął głową, chowając papiery do teczki. – Pozostaną tu, i to będzie dla nich karą.

Widząc zdumioną minę nic nie rozumiejącego Sneera, obaj zerowcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia, a starszy wyjaśnił:

– Jest pan nowym pracownikiem. Później zrozumie pan dokładniej, o co tutaj chodzi. Na razie możemy powiedzieć tylko tyle, że cała grupa pozostanie na swoich stanowiskach, natomiast pana stąd wycofamy. Kiedy odkryją brak dokumentów, poczują się zagrożeni i zdemaskowani, ale nie będą wiedzieli, kto aktualnie posiada ich tajemnicę. Będą najpierw podejrzewali, że zdrajca jest wśród nich. Będą nieufni względem siebie. Będą czekali, dręczyli się oczekiwaniem na skutki utraty tych papierów. Będą ostrożni, lojalni wobec władz, palcem nie kiwną przeciwko nam, będą do przesady skrupulatnie respektowali nasze zalecenia. Słowem, będziemy mieli ich całkowicie w rękach. Rozumie pan teraz?

– A… jeśli pomyślą, że ten, kto ukradł dokumenty, nie poznał się na ich znaczeniu?

– Posiejemy w ich umysłach niepewność, wydamy policji dyspozycje w sprawie zatrzymania tych najmniej znaczących płotek, których nazwiska znamy. Każemy zacząć aresztowania po kolei, od d o ł u, od ostatnich pośredników i agentów, działających na zlecenie głównych szefów szajki. Będą drżeć z niepewności nie wiedząc, jak wysoko sięgnie policja.

– Ale zerowców nie każecie aresztować?

– Już wyjaśniałem, że mogłoby to zaszkodzić reputacji naszej klasy.

– Więc główni aferzyści zostaną na swoich stanowiskach?

– Nie na długo. Dyrektora poślemy wkrótce na emeryturę. On zresztą zawinił tylko tym, że przymknął oko na aferę w zamian za obietnicę otrzymania Wiecznego Klucza. Pozostałych stopniowo przeniesiemy na inne, wyższe stanowiska.

– Wyższe?

– Tak. Po to, by mieć ich na oku i lepiej wykorzystać ich rzeczywiste możliwości. Na pewnych stanowiskach trzeba pracować, nie ma czasu na zajmowanie się kombinowaniem. Nie muszę chyba tego wyjaśniać, był pan przecież lifterem. U nas, w obszarze continuum, jest podobnie.

– Przepraszam… – wtrącił Sneer. – Co to jest „obszar continuum"?

– Za długo musiałbym wyjaśniać. – Starszy zerowiec wziął teczkę pod pachę i ruszył ku wyjściu. – Proszę zgłosić się normalnie do pracy, pojutrze, o dziewiątej rano. Przyślemy łącznika Rady. Reszty dowie się pan po tamtej stronie.

– Po tamtej stronie czego?

– Po tamtej stronie zera – uśmiechnął się uprzejmie zerowiec, skinął na towarzysza i obaj ruszyli ku wyjściu. Sneer poszedł za nimi, by ich wypuścić z gmachu. W głowie miał lekki zamęt. Czuł, że znów wyjęto mu kilka cegiełek z mozolnie budowanego modelu tej skomplikowanej rzeczywistości, w którą był uwikłany wraz z całym otaczającym go światem.

O dziewiątej Sneer mógł opuścić instytut, pozostawiając na służbie nocnego zmiennika. Wziął z postoju samochód i w ciągu kilku minut był już w „Kosmosie". Pron czekał w swoim pokoju. Widać było, że trzęsie się ze strachu.

– Dawaj ten Klucz! – powiedział Sneer bez wstępów, wyciągając rękę w jego kierunku.

Pron cofnął się o krok, patrząc na niego wybałuszonymi oczyma z takim zaskoczeniem, że Sneer roześmiał się głośno.

– Daj! – powtórzył. – Znam sprawę. Jeśli mi go oddasz, masz szansę uratować skórę i te dziesięć tysięcy.

Pron podał mu Wieczny Klucz, a Sneer wydobył z kieszeni jego oryginalny.

– Masz, cwaniaku! – powiedział sarkastycznie. – Nic mi się za to nie należy, chociaż wydobyłem cię z ciężkich tarapatów. Masz swoje punkty i martw się dalej sam. Musisz zniknąć na pewien czas. A najlepiej zrobisz, jeśli zatelefonujesz jutro do faceta, od którego dostałeś to cudo, i powiesz mu, że to policja oddała ci twój własny Klucz, zabierając tamten. Nie ręczę, czy to wystarczy, by się od ciebie odczepili. Będą chcieli odzyskać swoje punkty. Ale, być może, wkrótce ich zamkną. Przynajmniej tych, z którymi miałeś bezpośrednio do czynienia.

– A ja? Co zrobią ze mną?

– Pojęcia nie mam. Wydaje mi się, że mogliby dotrzeć do ciebie tylko na podstawie zeznań członków tamtej szajki. Ale jedynym dowodem mógłby być przelew, który ci dali.

– To były punkty z Klucza jakiejś dziwki – mruknął Pron. Może… lepiej będzie znaleźć ją i oddać… Albo… pół na pół…

– To już twoja sprawa. Być może jej nie zidentyfikują. Na liście uczestników afery nie było ani ciebie, ani tej kobiety.

– Skąd ty wiesz o tym wszystkim?

– Nieważne. Na przyszłość uważaj.

– Niech mnie szlag trafi, jeśli dam się jeszcze w coś uwikłać! – zaklął się Pron. – Niech diabli wezmą te tysiące! Czort mnie podkusił włazić w nie swoje branże. Od jutra zajmuję się tylko uczciwym liftingiem!

– Masz rację. Tym bardziej że ja znikam stąd na dobre i nikt cię już nie będzie wyciągał z bagna.

– A… ta dziewczyna? Gdyby się pokazała?

– Powiedz jej ode mnie, że wróżby się spełniły. I jeszcze, że dziękuję za praktyczny upominek.

– Nic więcej?

– Spytaj, czy chciałaby coś dla mnie przekazać. Jeśli to będzie możliwe, spróbuję skontaktować się z tobą za jakiś czas. Na razie i tak musisz się dobrze schować. – Sneer wstał z krzesła.

Pron uścisnął jego wyciągniętą rękę.

– Dziękuję ci jeszcze raz! – powiedział wylewnie.

Sneer uśmiechnął się w milczeniu. W gruncie rzeczy, ten łysawy, wyłupiasty czwartak – czy może nawet trojak – był sympatyczniejszy niż się na początku wydawało. Poczuł, że tam, „po drugiej stronie zera" – cokolwiek miałoby to oznaczać – będzie mu brakowało pechowca Karla Prona, tak jak całego tego światka, z którego przeciwnościami borykał się mały lifciarz.

*

Telefon u Benny'ego nie odpowiadał. Sneer wybrał jeszcze raz numer antykwariatu, odczekał minutę i odłożył słuchawkę. Przez chwilę zastanawiał się, zwijając w dłoniach plik broszur.

Trzeba tam zajrzeć – zdecydował, wsuwając papiery do kieszeni.

Zbiegł po schodach i rozejrzał się za wolnym samochodem. Postój był pusty, więc ruszył w kierunku najbliższej stacji kolei podziemnej.

Od czasu, gdy zaczął pracować, zamieszkał w jednym ze starych budynków w zeszłowiecznej części śródmieścia.- Nie było to wygodne, ale jako uczciwy czwartak musiał zachowywać pozory. Tego wymagali pracodawcy, obiecując zresztą, że to długo nie potrwa. Sneer bez żalu opuszczał teraz ciasną kabinę w przeludnionym domu. Ostatnią noc postanowił spędzić, jak dawniej, w hotelu „Kosmos". Nie próbował ustalać, czy ciągnie go tam bardziej przyzwyczajenie do wygód, czy też nadzieja spotkania Alicji. Prawdopodobnie oba motywy odgrywały tu rolę, bo standard mieszkaniowy czwartaka dał mu się już dobrze we znaki, a wspomnienie Alicji nie osłabło, mimo iż od jedynego z nią spotkania upływał szósty tydzień.

Przy stacji metra dostrzegł na postoju wolny samochód, więc przyspieszył kroku i dopadł go przed mężczyzną, nadchodzącym z drugiej strony ulicy. Zatrzasnął drzwiczki, wsunął Klucz do stacyjki i chuchnął w probierz trzeźwości. Silnik zaszumiał cicho, Sneer ruszył ostro i pomknął pustą uliczką, śmignąwszy przed nosem niedoszłego pasażera.

Sklepik Benny'ego był zamknięty. Tabliczka wywieszona w oknie informowała, że właściciel korzysta z urlopu, lecz brakowało informacji o terminie otwarcia.

Sneer domyślał się, co to może oznaczać. Na wszelki wypadek nie próbował nawet zaglądać do mieszkania diggera.

Spojrzał na Klucz. Dochodziła druga po południu.

Do licha! – pomyślał. – Mam wciąż uczucie, jakbym żegnał się z tym miastem.

Od rana było mu dziwnie smutno. Miał dziś wolny dzień po wczorajszej popołudniowej służbie, uwieńczonej odkryciem w instytutowym sejfie. Jutro rano powinien zjawić się w pracy, lecz zgodnie z zapowiedzią zerowców z Rady, miał to być ostatni dzień jego „kariery" na etacie portiera Instytutu Kluczowego.

Bezwiednie skręcił na podjazd przed hotelem „Kosmos". Wysiadł i zatrzasnął drzwiczki samochodu, który potoczył się powoli w stronę postoju.

W hotelowej knajpie siedział w najlepsze Pron w towarzystwie dwóch dziewczyn. Sneer podszedł do stolika.

– Jeszcze tu jesteś! – powiedział z dezaprobatą.

Pron wstał chwiejnie i biorąc Sneera pod ramię odprowadził go o kilka kroków od stolika.

– Przyszedł mi do głowy lepszy pomysł! – powiedział szeptem. – Widzisz tych dwóch chłopców koło automatu z piwem?

Sneer obejrzał się dyskretnie. Obaj „chłopcy" mieli po dwa metry wzrostu i twarze skrajnych szóstaków.

– To lepsze, niż ukrywanie się – wyjaśnił Pron. – Gdzież zresztą mógłbym się schować? Teraz, kiedy mam normalny Klucz, mogę płacić im żółtymi.

– Ile cię to kosztuje?

– Po żółtym dziennie plus żarcie.

– Drogo – zauważył Sneer, obrzucając krytycznym spojrzeniem obu goryli.

– Mam nadzieję, że niedługo będę mógł ich zwolnić.

– Zawołaj tu któregoś z twoich obrońców. – Sneer uśmiechnął się chytrze.

Назад Дальше