Skandalistka - Cornick Nicola 5 стр.


Obserwowal ja jakis mezczyzna. Stal w cieniu otwartych drzwi, przez ktore slonce rzucalo ukosnie oslepiajace promienie na kamienne plyty posadzki. Juliana, nawykla do meskiego podziwu, nie omieszkala zauwazyc, ze mezczyzna wpatruje sie w nia wyjatkowo bacznie. Zerknela na niego spod ronda kapelusza i poczula sciskanie w zoladku. Martin Davencourt.

Przez chwile wpatrywali sie w siebie, po czym Juliana raptownie oderwala od niego wzrok i utkwila go w rzezbionym aniele na prospekcie organowym. Poczula, ze pieka ja policzki. Zarumienila sie. Zdarzalo sie jej to niezwykle rzadko. Jak on smial tak na nia dzialac? Zazwyczaj czyjas dezaprobata sprawiala, ze poczynala sobie jeszcze odwazniej.

Pojawila sie narzeczona, czarujaca drobna dziewczyna o blond lokach. Juliana nie znosila mdlych panienek. Sezon w Londynie ostatnimi czasy w nie obfitowal, a to ich mizdrzenie sie, chichoty i niewinnosc byly nie do wytrzymania. Panna mloda miala na sobie skromna suknie z bialego muslinu, a na niej bialy szal. Kraj sukni i boki szala ozdabial wypukly wzor atlasowych kwiatkow, a sam szal byl przetykany bladozolta nicia. Wygladala slicznie i byla bardzo przejeta. Siedem malych druhen w bialych sukienkach z bialymi wstazkami na slomkowych czepkach przepychalo sie i wiercilo w drzwiach. Katem oka – bo przeciez nie patrzyla na niego – spostrzegla, jak Martin Davencourt pochyla sie i z usmiechem gladzi po policzku najmlodsza z druhen. Przypomniala sobie, jak Emma mowila, ze Martin ma kilka mlodszych siostr.

Panna mloda ruszyla glowna nawa w kierunku oltarza. Juliana obserwowala twarz Andrew Brookesa na ktorej malowalo sie rosnace przerazenie. Brookes wreszcie zostal schwytany w malzenska pulapke. Predzej czy pozniej czekalo to wszystkich rozpustnikow do wziecia. Pozostal juz tylko przyjaciel Jossa, Sebastian Fleet, jesli pominac calkowicie nieodpowiednich libertynow, takich jak Jasper Colling. Wkrotce nie bedzie nikogo, kto by jej towarzyszyl na miescie. Brookes przynajmniej nie kryl, ze zeni sie dla pieniedzy. Zarowno Joss, jak i Adam okazali sie obrzydliwie sentymentalni, bo obaj zakochali sie w swoich przyszlych zonach. Juliana nie miala czasu ani ochoty na sentymenty. Kiedys tego poprobowala i uznala, ze wystarczy.

Wiercila sie na lawce. Zalowala, ze przyszla. Wywolac zamieszanie, przychodzac na slub domniemanego kochanka to jedno, ale byc zmuszona siedziec spokojnie podczas calej nudnej ceremonii to calkiem co innego. Probowala powstrzymac kichniecie. Za cokolem po jej prawej stronie stala wielka waza z liliami. Wygiete preciki pokrywal aromatyczny pomaranczowy pylek, co wygladalo na wyjatkowo wulgarny symbol plodnosci. Ciekawe, czy Eustacia zostanie podobnie poblogoslawiona. Brookes nie chcial miec dzieci. Twierdzil, ze przeszkadzaja w czerpaniu z przyjemnosci. Juliana zgadzala sie z nim, niemniej kiedy zobaczyla mala siostrzyczke Martina, serce jej sie scisnelo z zalu.

Kichnela i ukryla nos w chusteczce. Pylek dusil ja w gardle i oczy zaczely jej sie napelniac lzami. To bylo wyjatkowo krepujace. Na pewno niedlugo bedzie paskudnie wygladala. Kichnela znow, raz po razie. Kilka osob odwrocilo sie, zeby ja uciszyc. Pastor wlasnie mowil monotonnie o celach malzenstwa. Juliana nagle przypomniala sobie siebie, jak stoi przed oltarzem, mlodziutka, osiemnastoletnia debiutantka zakochana do szalenstwa. Edwin mocno scisnal jej reke w swojej, a ona usmiechnela sie do niego promiennie. Jedenascie lat temu. Gdyby tylko jej nie zostawil.

Wstala i zaczela powoli isc w strone glownego wyjscia, po drodze depczac ludziom po nogach. Nie widziala, dokad idzie, a kiedy na koncu lawki potknela sie i ktos zlapal ja za ramie i pomogl odzyskac rownowage, poczula wdziecznosc.

– Tedy, lady Juliano – uslyszala, jak ktos szepcze jej do ucha. Jej ramie zniknelo w mocnym uscisku i wkrotce znalazla sie przy drzwiach.

– Dziekuje panu.

Zorientowala sie, ze wyszli na zewnatrz, bo poczula slonce na twarzy, a lekki wietrzyk piescil jej skore. Oczy wciaz jej lzawily i byla niemal pewna, ze zaraz beda czerwone jak u krolika, ktorego miala w dziecinstwie. Nic nie mozna bylo na to poradzic. Cierpiala na katar sienny od lat, ale to prawdziwy pech, ze musial ja dopasc na oczach tylu ludzi.

Czula, ze cieknie jej z nosa i po omacku szukala chusteczki. Delikatny batyst starczy najwyzej na jedno porzadne wydmuchanie. Kiedy czerwona ze wstydu wahala sie, czy wytrzec nos rekawem, czy zostawic tak, jak jest, mezczyzna wcisnal jej w dlon duza, biala chustke, ktora Juliana chwycila z wdziecznoscia.

– Dziekuje panu.

– Tedy, lady Juliano – powtorzyl mezczyzna. Mocniej scisnal jej ramie, prowadzac ja w dol koscielnych schodow. W pewnej chwili Juliana potknela sie i za moment poczula, jak otacza ja ramieniem. Nabrala tchu, gotowa zaprotestowac, bo uznala to za wyjatkowo niestosowne, ale bylo juz za pozno. Przez lzy zobaczyla, jak przed nimi zatrzymuje sie powoz, a nastepnie drzwiczki sie otworzyly i mezczyzna wepchnal ja do srodka. Nie miala czasu krzyknac. Ledwie zdazyla zaczerpnac powietrza, kiedy wskoczyl za nia i stangret popedzil konie. Rzucona na siedzenie, bez tchu, ze spodnica podciagnieta do kolan, z oczami wciaz oslepionymi lzami, usilowala odzyskac rownowage i godnosc.

– Co pan wyprawia, na litosc boska?

– Prosze sie uspokoic, lady Juliano. Porywam pania. Chyba cos takiego nie powinno dziwic w przypadku kobiety o takiej reputacji? A moze woli pani porwac mnie?

Juliana wyprostowala sie na siedzeniu. Rozpoznala ten glos po ukrytej kpinie. Teraz kiedy lzy przestaly plynac, zobaczyla twarz swego towarzysza. Wyprostowala sie jeszcze bardziej.

– Pan Davencourt! Nie prosilam, zeby mi pan gdziekolwiek towarzyszyl! Prosze laskawie kazac stangretowi, zeby zatrzymal konie, bo zamierzam wysiasc.

– Zaluje, lecz nie moge tego zrobic – odparl Martin Davencourt z niezmaconym spokojem. Zdazyl zajac miejsce naprzeciwko Juliany i siedzial teraz w swobodnej pozie, obserwujac ja ze zdawkowa obojetnoscia.

– A dlaczego nie? To chyba prosta prosba. Martin Davencourt wzruszyl ramionami.

– Slyszala pani kiedys, zeby porwanie zakonczylo sie tak banalnie? Nie sadze. Nie moge pani puscic, lady Juliano.

Miala wrazenie, ze za chwile eksploduje ze zlosci. Oczy wciaz jej lzawily, glowa bolala, a ten nieznosny typ zachowywal sie tak, jakby jedno z nich bylo szalone. Wiedziala ktore. Sprobowala mowic spokojnie.

– W takim razie moze mi pan przynajmniej wyjasni, o co tu chodzi. Nie wierze, ze ma pan zwyczaj porywac damy w taki sposob, panie Davencourt. Gdyby pan tak robil, szybko znalazlby sie pan w Newgate [2] , a poza tym jest pan zbyt przyzwoity, by pozwalac sobie na cos takiego!

Martin przekrzywil glowe.

– Czy to wyzwanie?

– Nie! – Juliana wyniosle odwrocila glowe. – Co za afront! Odwrocila wzrok do okna, za ktorym szybko przesuwaly sie londynskie ulice. Przez chwile rozwazala, czy nie wyskoczyc z powozu, jednak odrzucila ten pomysl jako ryzykowny. Nie jechali szybko – w Londynie rzadko mozna bylo sobie na to pozwolic – ale i tak bylo to niemadre. Moglaby sie ubrudzic albo, co gorsza, skrecic noge.

Ponownie zerknela na Martina Davencourta. Moze minionej nocy rozbudzila w nim nieposkromiona namietnosc, wiec postanowil ja uprowadzic i zmusic do uleglosci? Juliana byla dosc prozna, ale nie brakowalo jej tez zdrowego rozsadku, totez odrzucila te mozliwosc jako malo prawdopodobna. Zaledwie pol godziny temu Martin patrzyl na nia z pogarda, nie z upodobaniem. Teraz w zamysleniu przesuwal po niej wzrokiem, zupelnie jakby sporzadzal inwentarz jej cech. Juliana uniosla podbrodek.

– No i?

Surowe usta Martina Davencourta wygiely sie w usmiechu. Wokol oczu dostrzegla wyrazne zmarszczki, swiadczace o tym, ze czesto sie smial. Mial tez dwie dlugie bruzdy na policzkach, ktore poglebialy sie, kiedy sie usmiechal. Juliana nagle przypomniala sobie, jak bardzo podobal jej sie jego usmiech, kiedy byla podlotkiem. Naprawde czarujacy. Martin Davencourt byl wyjatkowo atrakcyjnym mezczyzna. Kiedy uswiadomila sobie, ze uwaza go za atrakcyjnego, zirytowala sie.

– Co i? – spytal Martin.

– Coz, wciaz czekam na wyjasnienie, sir. Zdaje sobie sprawe, ze przez dlugi czas nie bylo pana w Londynie, ale nie jest przyjete zachowywac sie w ten sposob, wie pan. Nawet ja ostatnio rzadko bywam porywana.

Martin rozesmial sie.

– Stad koniecznosc wywolywania sensacji w inny sposob, tak sadze. Naturalnie uwazam, ze awantura na slubie pani kochanka bylaby w wyjatkowo zlym guscie, lady Juliano. Miana zmarszczyla czolo.

– Awantura. Och, rozumiem! Myslal pan, ze chce zrobic scene!

Mimo wszystko nie zdolala powstrzymac usmiechu. A wiec Martin myslal, ze ona zamierza odegrac role porzuconej kochanki i rzucic sie na pana Modego u stop oltarza w ostatnim namietnym lzawym pozegnaniu. Andrew Brookes nie byl wart takiej sceny, nawet gdyby przyszlo jej do glowy cos takiego. Spojrzala na Martina ze szczerym rozbawieniem.

– Jest pan w bledzie. Nie mialam zamiaru…

Martin spostrzegl jej usmiech i wytlumaczyl go sobie zupelnie inaczej. Zacisnal usta.

– Niech sie pani nie trudzi, lady Juliano. Prawde mowiac, sadzilem, ze pani wyskok ostatniej nocy byl az nadto skandaliczny, lecz to przechodzi granice. Ta szkarlatna suknia… – Znow omiotl ja wzrokiem. – Te krokodyle lzy… jest pani do skonala aktorka, mam racje?

Miana az sie zatchnela.

– Lzy? Cierpie na katar sienny.

Martin wyjrzal przez okno, jakby jej tlumaczenia zupelnie go nie interesowaly.

– Moze pani sobie darowac protesty. Jestesmy na miejscu.

Juliana zerknela przez okno powozu. Znajdowali sie na ladnym niewielkim placu okolonym pietrowymi domami, przypominajacymi jej wlasny. Powoz wjechal z klekotem w waska, lukowata brame i znalezli sie na dziedzincu stajennym. Juliana odwrocila sie i spojrzala na Martina.

– Dokad przyjechalismy? Jedynym miejscem, w ktorym chcialabym sie teraz znalezc, jest moj dom!

Martin westchnal.

– Zapewne. Nie moge jednakze zostawic pani samej, a wiec przywiozlem pania do siebie. Obiecalem ciotce, ze nie spuszcze pani z oka i nie pozwole, zeby zepsula pani ceremonie zaslubin.

Juliana usiadla wygodniej.

– Ciotce? Jak rozumiem, ma pan na mysli matke panny Havard?

– Wlasnie. Kiedy uslyszala, ze jest pani kochanka Brookesa, zaczela sie obawiac, ze zrobi pani cos strasznego, by zepsuc dzien slubu jej corki. Wyglada na to, ze miala racje.

– Rozumiem. Myslalam, ze jestem pomyslowa, panie Davencourt, ale panska pomyslowosc znacznie przewyzsza moja. W koncu, przy takich przypadkach szalenstw w rodzinie, kogo mogloby to dziwic? Zapewniam pana, ze pan – i pani Havard – jestescie w wielkim bledzie.

– Chcialbym pani wierzyc – powiedzial Martin uprzejmie – obawiam sie jednak, ze nie moge podjac takiego ryzyka. Jesli pozwole pani teraz odejsc, zdazy pani wrocic w sama pore, by zepsuc weselne sniadanie.

– Moglabym na przyklad zatanczyc na stole – zauwazyla Juliana z sarkazmem – na dodatek rozebrana!

– Zrobila to pani ubieglej nocy, o ile sobie przypominam.

– Spojrzenie Martina Davencourta przygwozdzilo ja do miejsca. – Wejdzie pani do srodka dobrowolnie czy mam pania wniesc? Obawiam sie, ze byloby to nieprzyzwoite.

Juliana spiorunowala go wzrokiem.

– Nigdy nie robie niczego nieprzyzwoitego. Martin rozesmial sie.

– Doprawdy? A jak okreslic to, ze kiedy zazywala pani slawnych kapieli blotnych doktora Grahama w Piccadilly, uparla sie pani, by sluzacy wyniesli wanne na zewnatrz? To musialo byc prawdziwe widowisko dla motlochu. Czy to bylo przyzwoite?

– Kapiele blotne bralam dla zdrowia – powiedziala Juliana wyniosle. – Poza tym trudno byloby kapac sie w ubraniu. Wie pan, jakie byloby brudne?

– Hm. Pani argument mnie nie przekonal. A co pani powie na to, ze przebrala sie pani za dame z polswiatka, by podstepem naklonic lorda Berkeleya do zdrady? Czy to bylo przyzwoite? Albo mile?

– To byl tylko zart – powiedziala nadasana Juliana. Zaczynala czuc sie jak nieposluszne dziecko, ktore spotyka nagana. – Poza tym Berkeley sie na to nie nabral.

– Jesli nawet, smiem watpic, czy lady Berkeley uznala ten zart za szczegolnie zabawny – zauwazyl Martin oschle. – Podobno przez pare dni plakala.

– Coz, to jej problem – burknela Juliana, wyprowadzona z rownowagi. – Za to pan okazuje sie prawdziwym nudziarzem, panie Davencourt. Co pan robi dla rozrywki? Czyta gazety? A moze to zajecie zbyt pana podnieca?

– Czasami czytam „Timesa” – przyznal Martin – albo doniesienia z parlamentu.

– Powinnam byla sie tego domyslic!

Martin pominal jej slowa milczeniem. Lokaj otworzyl drzwiczki powozu i opuscil schodki. Juliana przyjela jego pomoc przy wysiadaniu, aczkolwiek z pewna niechecia i jak tylko bylo to mozliwe, uwolnila sie z uscisku. Cala sytuacja wydawala sie absurdalna, ale w tej chwili nie przychodzilo jej do glowy nic, co moglaby na to poradzic. Martin Davencourt nie zamierzal sluchac jej wyjasnien, a poza tym byla na niego taka zla ze i tak nie miala ochoty sie tlumaczyc. Znalezli sie w impasie.

Rozejrzala sie wokol siebie z ciekawoscia. Stali na porzadnym podjezdzie wylozonym kostka, na tylach rzedu domow, a za moment Martin poprowadzil ja ku drzwiom wiodacym do rezydencji. W pasie czula stanowczy dotyk jego cieplej dloni.

Doznala dziwnego uczucia. Zla na siebie, wypalila:

– Szmugluje mnie pan przez tylne drzwi, panie Davencourt? Boi sie pan, ze zaczne sie awanturowac, jesli ktos mnie zobaczy?

– Z pewnoscia pani nie ufam – odparl Martin z niklym usmiechem. Przytrzymal dla niej drzwi. – Tedy, lady Juliano.

Drzwi zamknely sie za nimi z cichym trzaskiem. Wylozony kamiennymi plytkami korytarz byl przyjemnie chlodny po zarze panujacym na zewnatrz. Kiedy oczy Juliany przywykly do polmroku, zobaczyla, ze Martin prowadzi ja do przestronnego holu wylozonego bladorozowym marmurem, zdobionego posagami i bujna zielona roslinnoscia. Swiatlo dostawalo sie do srodka przez duza kopule umieszczona nad schodami, a promienie sloneczne przesaczaly sie przez rosliny, tworzac roztanczone cienie na posadzce. Calosc byla czarujaca i tchnela spokojem.

– Och, jak ladnie! – zawolala Juliana odruchowo i z miejsca spostrzegla, ze Martin wyglada na nieco zaskoczonego tym wybuchem entuzjazmu.

– Dziekuje. Bardzo sie ucieszylem, kiedy rzeczywistosc dorownala mojemu projektowi.

Spojrzala na niego ze zdziwieniem.

– Chyba nie projektowal pan tego sam?

– Czemu nie? Nie bylo to trudne, zapewniam pania. W trakcie moich podrozy widzialem wiele wloskich palacow. To one mnie zainspirowaly. Moja siostra Clara pomogla mi dobrac kolory i urzadzic wnetrza. Ma dryg do takich rzeczy.

Juliana westchnela. Ona takze podrozowala po Wloszech, ale to co widziala, bylo tak dalekie od palacow jak to tylko mozliwe. Pensjonaty z zapchlonymi lozkami i wilgocia sciekajaca po scianach, cuchnace kanaly, w ktorych obok siebie plywaly zepsute warzywa i rozkladajace sie ciala psow. Upal, smrod, halas, i nieustanne pijackie wrzaski Clive'a Massinghama, ktory namowil ja do ucieczki z Anglii, chcac uniknac placenia dlugow, a dwa tygodnie po slubie zostawil na pastwe losu.

Wzdrygnela sie.

Martin otworzyl przed nia drzwi i przepuscil ja przed soba do malego salonu. Byl pomalowany na kolor cytrynowy i bialy i wskutek tego wydawal sie pelen swiatla. Meble z drzewa rozanego doskonale tu pasowaly. Pomyslala, ze Clara Davencourt rzeczywiscie zna sie na stylowym urzadzaniu wnetrz.

– Czy moge zaproponowac pani cos do picia, lady Juliano? – spytal z wyszukana uprzejmoscia.

Popatrzyla mu prosto w oczy.

– Chetnie napije sie wina, dziekuje, A moze moj pobyt sie przedluzy? Moze powinnam zazyczyc sobie porzadnego obiadu?

Usmiechnal sie.

– Mam nadzieje, ze nie bedzie pani musiala zostawac tu tak dlugo.

– Och, pan tez ma taka nadzieje! Coz, to zachecajace! – Obdarzyla go szerokim usmiechem. – Mysl, ze zamierza pan narzucac mi swoje towarzystwo przez dlugie godziny, przejela mnie dreszczem.

Martin westchnal.

– Prosze spoczac, lady Juliano.

Usiadla na sofie z drzewa rozanego i podskoczyla, bo cos ostrego wbilo jej sie w biodro. Dochodzenie wykazalo, ze to maly drewniany zaglowiec, dziecieca zabawka. Ostroznie odlozyla ja na stolik.

– To lodka mojej siostry Daisy – wyjasnil Martin, podajac jej kieliszek wina. – Prosze o wybaczenie, lady Juliano. Daisy rozrzuca zabawki po calym domu. Teraz szczegolnie upodobala sobie stateczki, bo czesto opowiadam jej o moich podrozach.

Raptownie przerwal, zupelnie jakby nagle przypomnial sobie, ze nie prowadzi towarzyskiej rozmowy, a ich spotkanie ma inny cel. Zapadla niezreczna cisza.

Po kilku minutach przepiekny zegar z bialego zlota stojacy na kominku wybil dwunasta.

Juliane cala ta sytuacja zaczynala bawic.

– Zdaje sie, panie Davencourt, ze teraz, kiedy tu jestem, nie za bardzo pan wie, co ze mna poczac. Przyszlo mi do glowy, ze skoro mamy spedzic razem jeszcze troche czasu, moglibysmy sprobowac poznac sie lepiej i…

– Nie! – Martin nie czekal, az skonczy. Nachmurzyl sie. – Nie zamierzam skorzystac z pani propozycji, lady Juliano. Poza tym moj mlodszy brat wkrotce powinien wrocic z Cambridge.

– W takim razie moze porozmawiam z nim, skoro pan nie ma ochoty rozmawiac ze mna – powiedziala Juliana ukladnie. Z satysfakcja spostrzegla ze sie zaczerwienil. Trafila go, bezdyskusyjnie.

– Porozmawiac! Myslalem, ze chodzi pani o… – Martin Davencourt gwaltownie przerwal.

– Myslal pan, ze znowu bede sie panu narzucac? – Juliana skromnie poprawila faldy jedwabnej sukni i upila ryk wina. Obserwowala go znad krawedzi kieliszka. – Moj drogi panie Davencourt, zapewniam pana ze potrafie zrozumiec aluzje tak dobrze jak inni. Poza tym pan sam zasugerowal, ze nie nadaje sie pan na moja zdobycz i ze powinnam byc bardziej wybredna.

– Zdaje sie, ze na to zasluzylem. – Wargi Martina Davencourta wygiely sie w niklym usmiechu. Wygladal na zawstydzonego. Nawet jej sie to spodobalo. Mezczyzni, z natury dumni, na ogol nie potrafili dac za wygrana kiedy zostali zapedzeni w kozi rog, ale Martin byl na tyle pewny siebie, ze nie wahal sie przyznac, iz zostal pokonany.

– Skoro nie chce pan dac sie uwiesc – ciagnela slodko – moze powspominamy dawne dzieje? Ile to juz lat minelo od czasu, gdy spotkalismy sie w Ashby Tallant? Czternascie? Pietnascie? – Przekrzywila glowe na bok i spojrzala krytycznie na swego rozmowce. – Powinnam byla sie domyslic, ze wyrosnie z pana ktos taki. Nudny chlopak czesto staje sie nudnym mezczyzna, choc musze przyznac, ze przynajmniej pan wyprzystojnial.

Martin nie wydawal sie urazony tym dwuznacznym komplementem. Rozesmial sie.

– Pani tez sie zmienila, lady Juliano. Uwazalem pania za taka urocza dziewczyne.

– Albo panska pamiec szwankuje, albo majac pietnascie lat, pomylil sie pan w ocenie sytuacji – zauwazyla Miana. – Z cala pewnoscia bylam dokladnie taka jak teraz. Jestem zaskoczona, ze w ogole mnie pan pamieta, bo wiecznie budowal pan tame na strumieniu, fortyfikacje czy cos w tym rodzaju, jak to chlopcy.

Usmiechnal sie.

– Jestem pewny, ze oboje dzialalismy sobie na nerwy, lady Juliano. Chlopcy i dziewczeta rzadko miewaja wspolne zainteresowania. Pani myslala tylko o balach i tancach i zasnela pani, kiedy probowalem pani wytlumaczyc plan bitwy Nelsona pod Tratalgarem.

– A pan nie zatanczylby kadryla, nawet gdyby od tego za lezalo panskie zycie – zakonczyla Juliana. – Zapewne nie mielismy ze soba wiele wspolnego wowczas, a nic wspolnego teraz. – Wygladzila szkarlatna spodnice i ziewnela ostentacyjnie. – Czeka nas wyjatkowo dluga godzina, czy tak?

Martin przygladal sie jej uwaznie.

– Prosze zaspokoic moja ciekawosc, lady Juliano. Naprawde sadzila pani. ze Andrew Brookes zostawi narzeczona przy oltarzu? A moze chodzilo pani tylko o wywolanie zamieszania?

Westchnela. A wiec znow do tego wrocili. Wiedziala, ze poprzednio jej nie uwierzyl.

Назад Дальше