Skandalistka - Cornick Nicola 7 стр.


ROZDZIAL TRZECI

– Co to, do diabla, bylo, Juliano? – spytal Edward Ashwick z bezposrednioscia, na jaka pozwalala mu dlugoletnia znajomosc. – Trzeba przyznac, ze wywolalas calkiem spore zamieszanie, opuszczajac kosciol w towarzystwie Davencourta tuz po rozpoczeciu mszy. Czasami sie zastanawiam, czy potrafisz zrobic cokolwiek bez zwracania uwagi na siebie!

– Prawdopodobnie nie. – Juliana westchnela. Poczula sie nagle bardzo zmeczona, zupelnie jakby laudanum, ktore wziela poprzedniego dnia, znow zaczelo dzialac. Ale przeciez nie mogla tak po prostu udac sie do domu i polozyc do lozka. Ledwie minelo poludnie i w domu nie bylo nikogo, musialaby wiec zadowolic sie wlasnym towarzystwem, a tego by nie zniosla. Pod wplywem impulsu zwrocila sie do swego towarzysza:

– Mozemy teraz wrocic na weselne sniadanie, Eddie? Prosze! To byloby takie zabawne!

Rumiana twarz Edwarda poczerwieniala jeszcze bardziej jak zawsze, kiedy zwracala sie do niego zdrobnialym imieniem. Juliana zorientowala sie, ze przyjaciel rozwaza ten pomysl, i nabrala pewnosci, ze moze go sobie owinac dookola malego palca.

– Prosze, Eddie.

– Nie sadze, Juliano. – Edward mowil szorstko, chcac ukryc zaklopotanie. – Spowodowalas juz dosc zamieszania. Dajmy temu spokoj. Odwioze cie do domu.

– Nie! – Za zadne skarby nie chciala przyznac, ze czuje sie samotna. Znacznie latwiej bylo udawac znudzenie i tym samym potegowac wrazenie, ze jej plochy umysl potrzebuje rozrywki.

– Czy w takim razie nie moglibysmy odwiedzic Jossa i Amy? Albo Adama.

– Wszyscy oni przez dobre pare godzin beda na przyjeciu – zauwazyl Edward. – Powinnas o tym pomyslec, zanim wywolalas kolejne plotki. Poza tym w towarzystwie mowi sie tylko o tym, czego dopuscilas sie ubieglej nocy. Czy to prawda, ze pozwolilas sie podac Brookesowi na srebrnej tacy? – Edward wygladal, jakby za chwile mial dostac ataku apopleksji.

– Obawiam sie, ze tak – potwierdzila z westchnieniem. – To byl tylko zart, Eddie.

– Zart! Boze, miej nas w opiece, Juliano! Twoje poczucie humoru staje sie coraz dziwniejsze.

– Zaczynasz mowic jak moj ojciec – burknela ze zloscia. – Albo pan Davencourt. Co ja takiego zrobilam, ze otaczaja mnie tacy nudziarze?

Edward zmarszczyl brwi.

– Naprawde sie dziwisz, ze nas to zbulwersowalo? Joss jest na ciebie wsciekly.

Juliana poczula, ze serce jej zamiera. Joss byl jedyna osoba, ktorej opinia miala dla niej znaczenie. Gdyby stracila rowniez jego, byloby fatalnie. I tak zle sie stalo, ze odkad sie ozenil, nie poswiecal jej tyle uwagi co dawniej.

– Ty, Joss, moj ojciec. Wszyscy jestescie tacy sami – powiedziala z gorycza – Nie znosze, kiedy mowicie mi, co mam robic! Kiedys nie byles takim nudnym starym zrzeda, Eddie.

– Mowie o tym tylko dlatego, ze zalezy mi na tobie, Juliano. Przeciez wiesz. Zaden z nas nie chce twojej zguby.

Wiedziala, ze to prawda. Edwardowi naprawde na niej zalezalo. Byl jednym z jej najwierniejszych wielbicieli i przyjmowala jego troske za pewnik. Drogi, solidny Edward. Byl bardzo mily, ale nie wywolywal w niej ani odrobiny podniecenia.

– Powinnas znow wyjsc za maz, Juliano – odezwal sie Edward. Patrzyl teraz wprost na nia, z nadzieja w ciemnych oczach. – Bylas bardzo szczesliwa z Myfleetem i moglabys sprobowac jeszcze raz.

Wiedziala, co mial na mysli. Nie mogla zniesc blagania w jego oczach. Oswiadczyl jej sie kiedys, delikatnie dala mu kosza i juz nigdy nie wracali do tej sprawy.

– Tak sie sklada, ze ostatnio nikt mi sie nie oswiadcza, Eddie – rzucila lekko. – Moja reputacja zapewne odstrasza wszystkich uczciwych mezczyzn. – Choc mowiac te slowa, czula, jak serce jej zamiera, wiedziala, ze tak jest.

Edward patrzyl na nia z uporem i oddaniem.

– Najdrozsza Juliano, wiesz, ze to nie do konca prawda. Ja po czytalbym sobie za honor, gdybys rozwazyla moja propozycje.

Miana rozejrzala sie desperacko w poszukiwaniu mozliwosci ucieczki, a kiedy ja dostrzegla, uchwycila sie jej niczym tonacy brzytwy. Chodnikiem nieopodal powozu szla Emma Wren wraz ze swoja przyjaciolka lady Neasden, ktora wisiala jej na ramieniu. Niewazne, ze ubieglego wieczoru rozstaly sie w gniewie. Emma byla tak pijana, ze moze nie bedzie o tym pamietac. Miana postukala w dach powozu, dajac stangretowi znak, by sie zatrzymal, i opuscila okienko, przerywajac Edwardowi ponowne oswiadczyny.

– Emma! Mary! Zaczekajcie na mnie!

Widzac, ze Edward kuli sie w rogu powozu, usmiechnela sie do niego pocieszajaco.

– Eddie, najdrozszy, wiesz, ze nie pasujemy do siebie. Nie mniej bardzo ci dziekuje, ze wyzwoliles mnie z lap pana Davencourta. Naprawde sie balam, ze umre z nudow. A teraz musze uciekac. – Pochylila sie i ucalowala go leciutko w policzek, po czym otworzyla drzwiczki powozu i szybko dala znak lokajowi, zeby opuscil schodki.

– Wybieracie sie po zakupy, Emmo? Zaczekajcie, ide z wami!

– Co ty, do diabla, sobie wyobrazasz, Juliano? – spytal Joss Tallant pewnego wieczoru w nastepnym tygodniu, powtarzajac niemal doslownie pytanie Edwarda Ashwicka. Mowil znacznie lagodniejszym tonem, niz zamierzal, a to za przyczyna wspanialej kolacji, ktora przyjela go siostra, i butelki wybornej slodowej whisky, stojacej w zasiegu jego reki. Wieczor byl cieply, totez siedzieli na tarasie domu Juliany, az ksiezyc wzeszedl nad koronami drzew i cmy zaczely krazyc wokol plomieni swiec. Od czasu do czasu Juliana i Joss jadali kolacje tylko we dwoje – Juliana w myslach okreslala je jako czas, kiedy Amy spuszczala Jossa ze smyczy – i zazwyczaj te spotkania sam na sam sprawialy jej przyjemnosc, ale dzisiejszego wieczoru bylo inaczej. Joss dolaczyl do dlugiej listy denerwujacych osob, wypytujacych ja o powody jej zachowania.

– Przede wszystkim ta skandaliczna historia, jakobys zostala podana Brookesowi na srebrnej tacy – ciagnal brat – a potem…

– Prosze, nie przypominaj mi o tym, Joss! – przerwala Juliana gwaltownie. Miala serdecznie dosyc tego, ze mieszano ja z blotem za figiel na przyjeciu u Emmy Wren. – Wciaz powtarzam, ze to byl tylko zart, ale wy wszyscy uparliscie sie mnie za to potepic.

– Moze nie dostrzegamy zabawnej strony tej sceny. – Brat popatrzyl na nia przeciagle. – Jakby tego bylo malo, jeszcze ta historia na slubie Brookesa. Slyszalem jakas absurdalna plotke, jakoby Martin Davencourt cie z niego porwal.

– Absurdalna to wlasciwe slowo – powiedziala zrzedliwie Juliana, nalewajac sobie kolejny kieliszek porto. – Martin Davencourt nie ma pojecia, jak nalezy porywac kogos wlasciwie!

– Chcesz powiedziec niewlasciwie?

– Niewazne. Ten czlowiek jest nadety jak wypchany eksponat w muzeum. Nie wiem, co sie stanie z polityka, kiedy bedzie my miec takich nudnych parlamentarzystow.

Brat rozesmial sie.

– Zakladam wiec, ze celem Davencourta nie bylo uwiedzenie?

– Naturalnie, ze nie. Myslalam, ze go znasz. W takim razie musisz sobie zdawac sprawe z tego, jakie to malo prawdopodobne – odparla Juliana. – To znaczy rzeczywiscie mnie porwal, ale nie z powodu, o ktorym wszyscy mysla. Sadzil, ze zamierzam rzucic sie na posadzke przed oltarzem i blagac Andrew Brookesa, zeby do mnie wrocil, czy cos rownie idiotycznego. Zupelnie jakby kiedykolwiek zalezalo mi na Brookesie!

– Wielu uwaza, ze ci zalezalo – zauwazyl Joss.

– Tylko dlatego, ze sprawilam, by w to uwierzyli. – Juliana leniwie wyciagnela reke i odgonila zblakana cme od plomienia swiecy. – Wiesz, ze nigdy nie bylam kochanka Brookesa.

– Wiem takze, ze nie masz tylu kochankow, ilu przypisuja ci plotkarze. – Joss zmruzyl oczy od swiatla. – Dlaczego wprowadzasz ich w blad, Ju?

Kiedy brat nazywal ja Juliana, mowiac tym ohydnie surowym tonem, wiedziala, ze jest naprawde zly, ale kiedy uzywal zdrobnienia, byla na bezpieczniejszym gruncie. Lekko wzruszyla ramionami.

– Jak mam wisiec, niech przynajmniej wiem za co. Skoro wszyscy wierza w to co najgorsze, czemu ich wyprowadzac z bledu?

– Dlaczego pogarszasz swoja sytuacje?

Zawahala sie, bo na uczciwa odpowiedz skladalo sie wiele wyjasnien, a wszystko to byly powody, ktorych nie miala ochoty ujawnic. „Gram w te gry, bo jestem znudzona, bo jestem samotna, bo nie mam odwagi zaryzykowac i pokochac raz jeszcze”. Przyznajac sie do takiej slabosci, poczulaby sie nieprawdopodobnie bezbronna.

– Zawzielam sie, zeby zyc zgodnie z ustalona reputacja. – Poslala bratu promienny usmiech. Nie pierwszy raz o tym rozmawiali, a Joss za kazdym razem probowal namowic ja do zmiany postepowania. – Wiesz, ze moja dobra reputacja przepadla, kiedy ucieklam z Massinghamem. – Glos Juliany stal sie cieplejszy, bo przepelnialy go prawdziwe uczucia. – Nic co bym teraz powiedziala badz zrobila, nie poprawi mojej sytuacji, po co wiec probowac?

Joss westchnal.

– Juliano, wyszlas za Massinghama za maz. Malzenstwo przekresla dawne grzechy i przywraca ludzki szacunek. Gdybys tylko prowadzila nieco spokojniejsze zycie, ludzie wkrotce zapomnieliby o twoich ekscesach. Nawet ojciec by ci przebaczyl.

– Uzyskac przebaczenie ojca? Na to trzeba byloby czegos wiecej, Joss! A co do towarzystwa… Jak daleko siega hipokryzja? Ludzie sa gotowi puscic wszystko w niepamiec, o ile zaczne sie zachowywac przyzwoicie. Wszystkie moje ekscesy zostana zapomniane, jesli sie zmienie. Przeciez wyszlam za Massinghama – niemal wyplula te slowa – choc porzucil mnie po dwoch tygodniach! Liczy sie tylko swiadectwo slubu.

Joss wzruszyl ramionami.

– Hipokryzja, przyznaje, ale takie zasady rzadza spoleczenstwem.

– Nienawidze tego! To takie obludne.

– Wszyscy wiemy, ze nie znosisz kompromisow. Jednak jestes owdowiala corka markiza Tallanta i jako taka nalezysz do towarzystwa. – Blysnal zebami w usmiechu. – Po prostu. – Przemowil lagodniej. – Ulatw to sobie, Ju. Porzuc tak zwanych przyjaciol i ich niemadre zarty. Znajdz cos sensownego, co wypelni ci zycie.

Odwrocila wzrok. Niewygodne prawdy zawsze sprawialy, ze czula sie nieswojo. Rozmowa o Massinghamie wzbudzila jeszcze bardziej nieprzyjemne wspomnienia. Bol po jego ucieczce ustal, ale zlosc i rozczarowanie pozostaly. Zauroczyl ja, zakochala sie w nim bez pamieci i zostala brutalnie pozbawiona zludzen. Zabil cala jej milosc w dniu, w ktorym ja opuscil, zabierajac ze soba jej pieniadze, porzucajac sama w obcym kraju. Juliana kochala dwa razy w zyciu i obydwie milosci zakonczyly sie placzem z takiego czy innego powodu. Dawno temu przysiegla sobie, ze nigdy wiecej nie da sie zranic.

Zwrocila sie do brata:

– Joss, mowisz niczym metodysta. Gdyby Massingham wciaz byl wsrod zywych, dopiero mielibysmy skandal. Dreszcz mnie przenika na sama mysl o zamieszaniu, ktore spowodowalby do tej pory.

– Szczesciem dla niego jest martwy – powiedzial Joss oschle, ale wyciagnal ku niej reke. – Przykro mi, Ju. Wiem, ze ci na nim zalezalo.

– Kiedys. Kiedys mi na nim zalezalo. Teraz na sama mysl o nim robi mi sie niedobrze.

– To dlatego nigdy nie przyjelas jego nazwiska? Juliana upila rozgrzewajacy lyk porto.

– Chcialam zapomniec o ponizeniu, jakie to malzenstwo po ciagnelo za soba. – Wzruszyla ramionami. – Paradoksalne, skoro wlasnie ono pozwala mi sie cieszyc pozorami szacunku w towarzystwie. Tak czy inaczej ta sprawa od dawna nalezy do przeszlosci, ale mowi sie, ze skandal nie umiera nigdy, czy nie tak, Joss? A wiec rownie dobrze moge dostarczac plotkarzom tematow i siac zgorszenie wsrod zrzedliwych matron.

Joss westchnal.

– A najnowsza plotka to uprowadzenie cie przez Davencourta, ktory rozni sie od Massinghama jak dzien od nocy.

Rozesmiala sie.

– Tak, to prawda. Ostrzeglam go, ze naraza na szwank swoja reputacje.

– Co o nim myslisz? Juliana skrzywila sie.

– Rozczarowal mnie. To cale porwanie mogloby byc nawet zabawne, tyle ze Martin Davencourt nalezy do tych obrzydliwie zasadniczych ludzi, ktorzy biora wszystko na powaznie. Wiedziales o tym, ze poznalismy sie, bedac dziecmi? Jego ojciec chrzestny to ten ekscentryczny starszy pan z Ashby Hall.

– Nie przypominam sobie, zebym znal go w dziecinstwie.

– Nie, ty byles w (Mordzie, kiedy Martin Davencourt przyjechal do Ashby. Byl meczacym, nudnym mlodziencem z pryszczami i tlustymi wlosami.

– Juliano!

– Coz, sadze, ze od tego czasu zmienil sie na korzysc – powiedziala uczciwie – ale w dalszym ciagu jest smiertelnie nudny. Zapewne po czesci wynika to z tego, ze podjal sie opieki nad calym rodzenstwem, a po czesci z tego, ze urodzil sie nudny.

– Odnioslem wrazenie, ze dobrze ci sie z nim rozmawialo na kolacji u lady Everley pare dni temu – zauwazyl brat.

Niedbale wzruszyla ramieniem.

– Trzeba probowac. Wszyscy czesto miewamy do czynienia z uciazliwymi goscmi na przyjeciach. Zapewne Mary Everley celowo wyznaczyla nam miejsca obok siebie.

– O czym rozmawialiscie? Juliana zmarszczyla brwi.

– Coz, to bylo najdziwniejsze. Na poczatku probowalam z nim flirtowac, ale on jakos tak zmienil temat, ze skonczylismy na rozmowie o Davencourt. Wyglada na to, ze to wielki wytworny dom, a Martin Davencourt jest do niego bardzo przy wiazany.

– W takim razie dziwi mnie, ze podtrzymywalas rozmowe – skomentowal brat z usmiechem – bo przeciez nie znosisz wsi.

– Szczera prawda. – Sama byla troche zdziwiona.

– Ja dosc lubie Martina – zauwazyl Joss. – Sprawia wrazenie rozsadnego czlowieka. Charles Grey bardzo go ceni. Po nastepnych wyborach na pewno zostanie czlonkiem parlamentu i Grey, zdaje sie, uwaza, ze Davencourt ma przed soba swietlana przyszlosc.

– Boze, polityka! Juz zaczynam przez ciebie ziewac, Joss.

– Juliana usmiechnela sie. – Tak czy inaczej nie dziwi mnie, ze lubisz Martina Davencourta, bo on mi ciebie przypomina pod pewnymi wzgledami. A moze nie chcialbys byc nazywany pryncypialnym? Czy spotkaliscie sie wczesniej?

– Davencourt jest przyjacielem Adama Ashwicka, jeszcze z wojska, tak mi sie zdaje. Byl na kolacji u Ashwickow w ubieglym tygodniu, kiedy bylismy tam z wizyta. – Joss spojrzal bystro na Juliane. – Ty chyba tez bylas zaproszona?

Juliana znow wzruszyla ramionami.

– Zaproszono mnie jako partnerke Edwarda, wiec odmowilam. Wy wszyscy jestescie tak przejrzysci, jesli chodzi o swatanie. Zupelnie jakbym nadawala sie na zone Edwarda Ashwicka.

– Czemu nie? – spytal Joss lagodnie. – Jemu bardzo na tobie zalezy.

– Zapewne. Ja tez go kocham… jak brata. – Juliana usmiechnela sie. – Choc nie tak jak ulubionego brata. Nie tak jak ciebie.

Na wargach Jossa dostrzegla cien usmiechu.

– Dziekuje ci, Ju. Robi mi sie cieplo kolo serca, kiedy to slysze. A wiec dlaczego nie wyjdziesz za Ashwicka i nie pozwolisz mu naprawic twojej reputacji?

– Okropnosc! – Juliana skrzywila sie. – Nie chce, zeby Edward poswiecal sie dla mnie. A wyobrazasz sobie, jak by te wszystkie stare plotkarki skrzeczaly, gdyby duchowny poslubil upadla kobiete. Dwukrotnie zamezna wdowa ze zbrukanym nazwiskiem. Poza tym, Joss, ja nie mam ochoty sie zmieniac. – Ciasniej otulila ramiona jedwabnym szalem. – Nie wyjde juz wiecej za maz, moj drogi. Jest zbyt wiele powodow, dla ktorych nie moge tego zrobic. Zapadla cisza.

– Kolacja i tak sprawilaby ci przyjemnosc – powiedzial w koncu Joss. – Ashwickowie maja znakomitego kucharza.

– Zapewne podaje obfitsze desery niz Emma Wren kolacje.

– Znacznie.

Usmiechneli sie do siebie, po czym Juliana westchnela.

– Chyba powinnam byla przyjac to zaproszenie. Ostatnio nie otrzymuje ich wielu z przyzwoitych domow.

Joss rozesmial sie.

– Moglabys sie nawet dobrze bawic.

– Moze. Choc uwazam zony za zbyt szacowny gatunek, nie wylaczajac twojej, obawiam sie, moj drogi…

Brat usmiechnal sie do niej blado.

– Wiem. Wierze, ze polubilabys Amy, gdybys zadala sobie odrobine trudu.

Juliana pokrecila glowa. Nawet gdyby probowala z calych sil – a prawde mowiac nie bardzo sie starala – nie moglaby polubic Amy Tallant. Bylo w niej cos tak mdlego i zdrowego, czego nie byla w stanie strawic.

– Nie sadze. Ja i Amy interesujemy sie zupelnie innymi sprawami. Co zas do Annis Ashwick, coz, przyznaje, ze mnie w jakims sensie przeraza, taka z niej sawantka!

– Mowisz zupelne bzdury, Ju – powiedzial Joss chlodno. Spojrzal na zegarek. – Czas na mnie. Amy na pewno juz wrocila z teatru. Wybrala sie z Annis na „Krola Lira”.

– Szekspir, okropnosc! – Juliana wzdrygnela sie z teatralna emfaza. – Potwierdziles moj punkt widzenia, Joss. Wolalabym raczej dac sobie wyrwac wszystkie wlosy peseta, niz wysiedziec na ktorejs tragedii Szekspira.

Po wyjsciu brata Juliana zostala jeszcze jakis czas na tarasie, obserwujac dopalajace sie swiece i cmy przypiekajace sobie skrzydelka nad niklym plomieniem. W ogrodzie robilo sie coraz zimniej. Wstala i ciasniej otulila sie szalem. Nowa jedwabna suknia, wynik wyprawy po zakupy z Emma Wren poprzedniego dnia, sprawila jej przykre rozczarowanie, bo cisnela pod pachami. Julianie czesto zdarzalo sie robic zakupy pod wplywem impulsu, ale nigdy tego nie zalowala. Nazajutrz odesle suknie do sklepu i odmowi zaplaty. Niewazne, ze raz miala ja na sobie i ze na spodnicy ze srebrnej gazy byla plamka od porto.

Gdy zegar wybil jedenasta trzydziesci, weszla do srodka. Na kominku lezal stosik kart wizytowych. Miala slusznosc, mowiac bratu, ze niewiele z nich pochodzilo od osob godnych szacunku. Na szczescie tych niezbyt szacownych bylo na tyle duzo, ze zapelnialy luke. Wybrala karte o srebrnych brzegach i postukala w nia w zamysleniu. Crowns to nowy ekskluzywny salon gry, zalozony przez byla kurtyzane, Susanne Kellaway. Idealne miejsce dla cieszacej sie zla slawa wdowy gotowej przegrac swoje pieniadze. Po co siedziec w domu i uzalac sie nad soba, skoro w zasiegu reki sa pieniadze, ktore mozna wygrac i przegrac? Juliana wbiegla na schody, po drodze wolajac pokojowke.

Pierwsza osoba ktora zobaczyla po wejsciu do Crowns godzine pozniej, byl jej brat Joss. Wraz z Adamem Ashwickiem i Sebastianem Fleetem, popijal drinka w rogu salonu. Usmiechnela sie do siebie. Hipokryzja mezczyzn nigdy nie przestala jej zdumiewac. Oto Joss, ktory tak niedawno deklarowal z poczuciem wyzszosci, ze udaje sie do domu, do Amy, a tymczasem godzine pozniej tkwil w salonie gry. Adam tez, zonaty zaledwie od roku… Juliana pokrecila glowa, a jej wargi wygial cyniczny usmieszek. Obaj powinni sie wstydzic. Uswiadomila sobie, ze byla rozczarowana bratem i jego przyjacielem. Interesujace. Byc moze nie stracila calkowicie wiary w ludzka nature, mimo wszystko.

Spostrzegla, ze nie tylko ona sie im przyglada; w kierunku trzech dzentelmenow wyraznie przesuwala sie grupka luksusowych prostytutek. Juliana ich nie winila. Jej brat, Adam i Seb nalezeli do najprzystojniejszych mezczyzn w Londynie, totez stanowili wyjatkowa pokuse dla kazdej ambitnej kurtyzany. Zrecznie odsunela dziewczeta i wsliznela sie do boksu obok Adama, usmiechajac sie przez ramie.

– Spedze tu tylko chwile, a potem ich wam zostawie, moje drogie.

Dziewczeta w odpowiedzi usmiechnely sie do niej czujnie i przeszly troche dalej. Joss nie wydawal sie zadowolony z jej obecnosci, choc zarowno on, jak i Adam uprzejmie wstali. Sebastian Fleet wycofal sie, mruczac cos o tym, ze przyniesie jej drinka.

– Nie spodziewalem sie, ze znow cie dzis ujrze, Juliano – odezwal sie brat.

– Najwyrazniej nie – zauwazyla Juliana, patrzac znaczaco na prostytutki. – Co ty sobie wyobrazasz, Joss? Bardzo mnie zawiodles.

Joss nie wygladal na rozbawionego, ale Adamowi zadrgaly wargi.

– Smieszne, ze wlasnie ty mowisz cos takiego, Juliano – rzekl. – Co ty tu robisz?

– Przyszlam zagrac, naturalnie. – Juliana zmruzyla oczy i popatrzyla na niego. – Nie zmieniaj tematu, Adamie. Rozmawiamy o waszych rozrywkach, nie moich. Zapewne za wiele slodyczy w domu po pewnym czasie traci urok i niezbedne jest antidotum. Nie winie was… Sama uwazam, ze nadmiar cnoty moze byc meczacy.

– Wszyscy wiemy, ze ty i cnota to naturalni wrogowie – po wiedzial Joss oschle. – Jednakze wyciagnelas mylne wnioski, Ju. Nie przyszlismy tu grac, a tym bardziej zabawiac sie w towarzystwie kurtyzan.

Juliana z niedowierzaniem uniosla brwi i usmiechnela sie.

– Doprawdy? Och, rozumiem! Tak, oczywiscie, ale jestem glupia. Kiedy nastepnym razem spotkam sie z Annis i Amy, bede pamietac, jaka popelnilam omylke, podejrzewajac was o gonienie za rozrywkami. Sadze, ze zasluzyly na to, byscie je zdradzali, bo inaczej by was tu nie bylo.

Napotkala chlodne spojrzenie szarych oczu Adama.

Назад Дальше