Molekuły Emocji - Вишневский Януш Леон 4 стр.


UKŁADY ZAMKNIĘTE

Ojciec Fatmy ma sześcioro dzieci, dwie żony i sklep z biżuterią w centrum Kairu. Gdy Fatma miała dziesięć lat, a jej siostra Heba osiemnaście, ojciec ożenił się z młodą kobietą w Jordanii. Od tego czasu – czyli od czternastu lat – w każdy czwartek wieczorem ojciec wsiada w samochód i jedzie do tamtej kobiety. W poniedziałek rano, dokładnie o dziewiątej, jest znowu w Kairze i otwiera swój sklep. W tym czasie ta druga kobieta urodziła mu czwórkę dzieci – dwóch synów i dwie córki. Fatma nawet nie zna ich imion. Według praw Koranu ojciec mógłby mieć jeszcze dwie żony. Fatma dobrze wie, że gdyby sprzedawał więcej biżuterii, to miałaby kolejne macochy i więcej sióstr lub braci. Ojca po prostu na to nie stać, od kiedy w Kairze na każdym rogu działa jubiler. Bo według tych samych praw Koranu żadna z żon nie może mieć gorzej. Ojciec, szanowany muzułmanin, doskonale o tym wie. Ona też została wychowana w szacunku dla praw Koranu i nie zadaje natrętnych pytań, dlaczego tak właśnie musi być. Nie chciałaby tylko czuć się jak matka, gdy ojciec we czwartki wsiada do samochodu i wyjeżdża do Jordanii. Czasami matka dzwoni do drugiej żony ojca i składa jej urodzinowe życzenia. Za każdym razem czyta je nerwowo z kartki. Zmienia się wtedy jej głos i bardzo drżą jej ręce. Heba zupełnie tego nie zauważa. Kiedyś rozmawiały o tym, ale od momentu gdy Heba wyszła za mąż, istnieje dla niej tylko Koran. I jej bogaty mąż. Dzień po ślubie zaczęła zasłaniać włosy chustą. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nawet ojciec ich nie zmuszał. „Chusta jest znakiem, że należę do Boga. I do mojego męża. Moje włosy także tylko do niego należą”, powiedziała sztucznie uroczystym tonem podczas pierwszej wizyty w domu męża. Fatma myślała, że zakrztusi się herbatą, gdy to usłyszała. Wcześniej przez dwa lata i trzy miesiące należały do niejakiego Ahmeda. Ale tylko te na głowie. Te na podbrzuszu i pod ramionami nie należały do nikogo, ponieważ ich nie było. Depilowała je starannie w każdą sobotę woskiem. Chociaż przykładna muzułmanka powinna to zrobić pierwszy raz dopiero tuż przed nocą poślubną. Według Koranu oczywiście. Ahmed przez ponad dwa lata zajmował myśli i sobotnie noce jej siostry. Fatma może tylko przypuszczać, co robili do czwartej rano (tuż przed czwartą dzwonił jej budzik i wstawała, aby w tajemnicy przed rodzicami wpuścić Hebę do domu) z soboty na niedzielę w pustym mieszkaniu jego kolegi. Oczywiście z wyłączeniem sobót czasu ramadanu. Zapewne robili to samo, co ona od kilku miesięcy ze swoim chłopakiem. Przede wszystkim uważali, aby nie rozerwać błony dziewiczej. To bardzo dobrze świadczy o Ahmedzie jako o mężczyźnie. Od początku wiedział, że nie ożeni się z Hebą. Już dawno temu jego ojciec zapłacił majątek za ślub z dziewczyną z bardzo bogatej zaprzyjaźnionej rodziny w jego wsi na południu Egiptu. Krótko mówiąc, uważali. Tyle że Ahmed miał przy tym dużo więcej przyjemności. I to absolutnie zgodnej z nauką Allaha. Koran dopuszcza seks oralny, podobnie jak analny: „Możesz twoją kobietę wziąć od tyłu, ale rób to tak, jak gdybyś brał ją od przodu”.

Seks… Każdy, niezależnie od tego, na jaką literę zaczyna się jego nazwa, jest przez Koran dopuszczany. A że dopiero po ślubie, to zupełnie inna sprawa. W ten oto sposób Heba prawdopodobnie weszła w swoje małżeństwo jako „zamknięta”. Z rozerwaniem błony kończy się czystość kobiety. „Otwartej” nie poślubi żaden muzułmanin, a według restrykcyjnego islamskiego prawa szarijatu można taką kobietę spokojnie publicznie ukamienować. W niektórych krajach się to praktykuje. W bardzo konserwatywnych pokazuje się nawet w telewizji na żywo. Pierwszy kamień zawsze rzuca ojciec…

Jej chłopak nie był tak uważny jak Ahmed. Albo ona za mało się broniła. Pojechali któregoś wieczoru do Mogattam. Tam, za Kairem, zaczyna się pustynia. Całowali się. Pragnęła go. Potem w jego mieszkaniu zupełnie zapomniała, że nie wolno się jej zapomnieć. Gdy wróciła do domu, zobaczyła małą plamę krwi na majtkach. Trzy dni później odwiedziła ukraińską lekarkę, mieszkającą na przedmieściach Kairu. Za dwieście dolarów załatwia się takie rzeczy od ręki – zastrzyk znieczulający w ścianki pochwy i po trzydziestu minutach znowu była dziewicą. Jeszcze nigdy w życiu nie czuła się tak poniżona…

DETRONIZACJA

Zazdrościła jej nawet tego, że gdy ojciec czasami brał je obie na kolana, to Julitę zawsze sadzał na lewym. Od strony serca… Przez długi czas nie mogła się także pogodzić z tym, że gdy mama przychodziła w nocy do ich pokoju, to nachylała się tylko nad łóżeczkiem Julity. Czasami płakała, gdy mama zapomniała ją też pocałować. Dzisiaj wstydzi się tego i w myślach – a ostatnio w modlitwach – przeprasza za każdą chwilę czułości, za każdy pocałunek i za każdy uścisk, dotyk, przytulenie, które jej chciwie odebrała lub chciała odebrać tylko dlatego, że nie mogła znieść swojej powolnej detronizacji – jedynej, królującej po wsze czasy córki swoich rodziców.

Julita pojawiła się na świecie, gdy ona miała pięć lat. Pamięta, że mama zniknęła na kilka dni z domu i wróciła o wiele chudsza, z wrzeszczącym zawiniątkiem na rękach. Rodzice zebrali z podłogi w jej pokoju zabawki do kartonu, postawili na tym miejscu drewniane łóżeczko ze szczebelkami, położyli w nim siostrę i zrobili z niego cel swoich pielgrzymek. Dopóki Julita tylko w nim spała, płakała, piła z butelki lub można było się z nią bawić jak z żywą, uśmiechającą się lalką, dopóty wszystko było dobrze. Nie dostrzegała żadnego zagrożenia dla swej dotychczasowej niezaprzeczalnej pojedynczości i wyjątkowości, potwierdzanej nieustanną uwagą i nie dzieloną z nikim miłością. Gdy jednak Julita wydostała się poza szczeble tego łóżka, zdała sobie sprawę, że ta niepodzielność nie jest czymś danym raz na zawsze. W domu pojawiła się nie tylko młodsza siostra – pojawiła się konkurentka, której trudno było sprostać i od której nie można było uciec. Z jednej strony kochała ją i nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej, z drugiej – momentami jej nienawidziła.

Dorastały w tym samym domu, jadły kolacje przy tym samym stole, słuchały tych samych słów rodziców i były różnie traktowane. Od niej, od kiedy tylko pamięta, wymagano punktualności, rozsądku, powagi i opiekuńczości. Julicie przebaczano wszystko, co było tego przeciwieństwem. Mając dziewięć lat, odbierała Julitę z przedszkola. Biegła po nią szybko po lekcjach i odprowadzała ją do domu. Któregoś dnia się spóźniła. Zajęte sobą przedszkolanki nie zauważyły, że Julita im uciekła. Sparaliżowana strachem wracała do domu. Gdy zobaczyła ją przed drzwiami, zaczęła całować jak kogoś, kogo przywrócono ponownie do życia. Nie zapomni jednak krzyków ojca i łez matki, która nie pochylała się nad nią, tylko nad roześmianą i wdzięczącą się do wszystkich „biedną Julitką”.

Potem przegrywała z nią – tak jej się wydawało – wielokrotnie. Najpierw na prawym kolanie ojca, potem w szkole przy rozdawaniu świadectw, na studiach, przy porównywaniu planów na przyszłość lub mężczyzn. Czuła się w takich momentach odrzucana, mniej ważna, gorsza, bezlitośnie zepchnięta na drugi plan.

Dzisiaj wie – sama jest matką – że to nieprawda. Miłość do dzieci to nie algebra ułamków, którymi można równomiernie i raz na zawsze obdzielić. To znacznie bardziej skomplikowane niż jakakolwiek arytmetyka. Ale wtedy tak czuła. Rozczarowanie, niesprawiedliwość i odrzucenie. Dzisiaj porusza ją też to, iż Julita w pewnym momencie również dostrzegła, że jest wyróżniana i że może to siostrze sprawiać przykrość. Wspomniała jej o tym któregoś wieczoru dwa lata temu, gdy upijały się winem w restauracji przy sopockiej plaży. Zadzwoniła i powiedziała, że chce się koniecznie z nią zobaczyć i żeby to nie było u rodziców. Spotkanie było niezwykłe. Tak naprawdę chciała – tylko jej – powiedzieć, że wyjdzie za mąż, że kocha i że jest szczęśliwa. „Tobie pierwszej…” i mocno uścisnęła jej rękę. Nie wiedziała, że Julita potrafi płakać ze wzruszenia. Zawsze sądziła, że jeśli płacze, to przeciwko niej. Na pokaz. Aby rodzice… Co za idiotyczna bzdura! Jak mogła tak myśleć?!

Rozmawiały. Chyba po raz pierwszy w życiu tak szczerze. „Pamiętasz – zapytała Julita – jak tata pozwalał mi wracać z dyskotek przed północą, a ty w moim wieku musiałaś wracać przed dziesiątą? Chociaż wiedział, że dyskoteki zaczynają się o dziewiątej. Pamiętasz, prawda? I że wracałam przed dziesiątą, żeby nie było ci przykro. Pamiętasz?” Nie pamiętała. Dzisiaj przeprasza ją za tę niepamięć.

Sześć miesięcy potem były siostry urodziny. Julita wysiadła z autobusu na przystanku naprzeciwko jej domu w Gdyni. Spieszyła się. Wiedziała, że jest spóźniona. Zawsze się spóźniała. Przebiegła przez ulicę tuż przed nadjeżdżającym samochodem osobowym z przyczepą. Kierowca gwałtownie zahamował. Stalowy pordzewiały łącznik oderwanej od samochodu przyczepy przebił ją na wylot…

POCAŁUNEK FEMINISTKI

Pewnego razu Kazimiera Szczuka pocałowała mnie w rękę. Zrobiła to publicznie, więc mogę się do tego publicznie przyznać, nie narażając się na atak zazdrości bliskiej mi kobiety. Trochę oddalony od Polski, nie wiedziałem, że nie jestem – poczułem rozczarowanie – wyjątkiem, że Szczuka często całuje mężczyzn po rękach i że niektórzy nawet na to czekają, aby przeżyć z nią swój pierwszy raz. Na dodatek nie wiedziałem też, że zostałem pocałowany przez „znaną polską feministkę”. Tak nazwał Szczukę warszawski taksówkarz, który odwoził mnie po tym incydencie do hotelu.

Poczułem w tym momencie szczerą zazdrość. Ja także jestem feministą, ale żaden taksówkarz w żadnym polskim mieście nigdy o mnie nie słyszał. Zapytałem go więc, kim jest feministka. Odpowiedział mi bez zastanowienia: „Wrednym, głupim, tłustym, nie ogolonym babskiem”.

Nie wszystko mi się zgadzało. Kazimiera Szczuka jest mądra, szczupła i ogolona. Później w hotelu zastanawiałem się, dlaczego feminizm wzbudza w narodzie taką nienawiść. Może to same feministki są temu winne? Taka Alice Schwarzer na przykład, główna niemiecka feministka, oderwała się zupełnie od rzeczywistości. Gdyby było inaczej, nie napisałaby w swoim feministycznym pamflecie z 1975 roku

Назад Дальше