Tomek na Czarnym L?dzie - Шклярский Альфред Alfred Szklarski 18 стр.


– Uciszylismy chorobe, ona usnela pod wplywem naszych lekow. Trzeba jednak czuwac, aby sie nigdy nie obudzila – oswiadczyl czarownik.

– Czy to ma znaczyc, ze nie udalo wam sie calkowicie wygnac choroby z ciala rannego? – zapytal z niepokojem Mac Coy.

– Nikt tego nie moze zrobic, trucizna za dlugo byla w czlowieku, ale oslabilismy jej dzialanie. On silny i mocny jak baobab.

– A co bedzie, jezeli choroba sie zbudzi? – spytal Mac Coy.

– Roznie moze byc. Noc zasloni oczy, zwiaze rece lub nogi, a moze zamknie usta lub mysli… Roznie moze byc. Teraz niech pije przez siedem dni lek, a potem zobaczymy. Roznie moze byc.

Wilmowski obdarowal czarownikow upominkami, a gdy wyszli, zwrocil sie do Szkota:

– Coz to za diagnoze postawil ten dziwny lekarz? Nie moglem zrozumiec jego slow.

Mac Coy wyjasnil powaznie:

– Trucizna, ktora nasycony byl noz, dziala paralizujaco na nerwy. Moze ona spowodowac utrate wzroku, mowy, paraliz czlonkow, a nawet glownych osrodkow mozgowych. Chory zyje, mimo ze wiele jej sie dostalo do krwi. Nasuwa mi sie tez mysl, czy on nie byl kiedys uodporniony na dzialanie niektorych trucizn.

– Przyjaciel moj nie lubi opowiadac o swej przeszlosci, lecz wspominal nam, ze przebywal dluzszy czas wsrod Murzynow w Afryce Rownikowej. Mozliwe, iz wtedy przyjaznil sie z czarownikiem. Smuga nalezy raczej do troche niespokojnych duchow.

– A wiec lowca dzikich zwierzat i… niezwyklych przygod? To istotnie wiele tlumaczy. Wierzmy, ze wszystko sie dobrze skonczy.

W tej wlasnie chwili rozleglo sie bicie w bebny i kotly, a wkrotce huknely strzaly karabinowe.

– Wasi przyjaciele przybyli do miasta – oznajmil Mac Coy.

– Hura! – krzyknal Tomek, ktoremu bardzo brakowalo obecnosci wesolego bosmana. – Chodzmy ich jak najpredzej powitac.

CIEN TSE-TSE

Bosman Nowicki przy pomocy Tomka rozpakowywal skrzynie, w ktorej przechowywali swe ubrania, i mowil:

– Kiedy statek zawija do portu, zaloga ubiera sie odswietnie przed wyjsciem na miasto, bo prawdziwego pana poznasz po cholewach. Zaraz widac, ze Bugandczyki to prawdziwie kulturalny narod, chociaz wiekszosc obywateli paraduje tylko w chalatach lub kozich skorach. Byle dzikusy nie zgotowalyby nam tak szykownego powitania. Jezeli oni przyjmuja nas w ten sposob jako Polakow, to powinnismy wygladac jak sie patrzy. Sambo, przygotuj migiem wode do wyszorowania grzesznego cielska!

– Musimy sie pospieszyc, bo zaraz po poludniu mamy isc na audiencje do mlodego kabaki – wtracil Tomek.

– Co nagle, to po diable, ale nie boj sie, brachu, bede wkrotce gotowy. Zerknij, co porabia pan Smuga.

Tomek wsunal sie do sasiedniej izby. Powrocil po chwili uradowany.

– Pan Smuga spi, ale czolo ma zupelnie chlodne. Moze ci znachorzy naprawde mu pomogli? – oznajmil.

– Dziwna figura ten sekretarz kabaki – zauwazyl marynarz.

– Tatus jest zdania, ze to bardzo rozsadny czlowiek. Najlepszy dowod, iz posiada tyle wiadomosci o Polakach.

– Widocznie tak musi byc, skoro stwierdza to twoj szanowny tatus, ktory rozprawia o wszystkim, jakby czytal z ksiazki.

– Predzej, predzej! Katikiro przyszedl juz po bialego buane – zawolal Sambo, wpadajac zadyszany do izby. – Bialy buana pojdzie do kabaki i bedzie z nim dlugo rozmawial. Oni juz czekaja.

– Popatrz, brachu! Bugandczyki zegarkow nie maja, lecz punktualnosci przestrzegaja jak strazak na wiezy Kosciola Mariackiego w Krakowie, ktory tak sprawnie wytrabi kazda godzine, ze wedlug niego mozesz regulowac nawet najlepszy zegarek.

– To pan mowi, ze oni naprawde nie maja zegarkow? – zdziwil sie Tomek.

– To sie wie, przeciez takimi grubymi paluchami nie mozna zlozyc drobnych czesci zegarka.

– Znow pan zartuje, a tam na nas czekaja. Chodzmy predzej!

Wyszli przed chate, gdzie oczekiwali juz na nich Wilmowski, Hunter i Masajowie z podarunkami przeznaczonymi dla kabaki i jego ministrow. Na czele pochodu ruszyl Sambo z polska flaga, za nim udali sie lowcy z katikiro i Mac Coyem.

Posiadlosc kabaki otaczalo wysokie ogrodzenie splecione z trawy sloniowej. Tuz przed brama stal duzy piec wybudowany z kamieni i gliny, a murzynska sluzba podsycala plonacy w nim ogien.

– A to pewno krolewska piekarnia? – zagadnal bosman przygladajac sie oryginalnemu piecowi.

– Pssst! – ostrzegawczo syknal Mac Coy. – W piecu tym dzien i noc pali sie swiety ogien kabaki, ktory gasnie dopiero w chwili smierci krola.

– Przeciez Tomek mowil, ze wasz mlody kabaka jest wyznania anglikanskiego – cicho usprawiedliwial sie marynarz.

– Tomek dobrze pana poinformowal, lecz nalezy pamietac, ze w Bugandzie tam-tamy zwoluja wiernych na nabozenstwo…

– Czort sie chyba w tym rozezna – mruknal bosman i zamilkl skonfundowany.

Palac krolewski stanowil obszerny, prymitywnie zbudowany drewniany dom. Uroczyste posluchanie odbylo sie w duzej sali. Kabaka Daudi Chwa mial okolo dziewieciu lat. Siedzial na podwyzszeniu pokrytym lamparcimi skorami, przyozdobiony sznurami szklanych perel i ptasimi piorami. Z ramion jego splywal bialy plaszcz. Prawa dlon opierala sie na misternie wykonanej wloczni.

Lowcy zblizyli sie do oryginalnego tronu. Mlody kabaka podniosl sie i wyciagnal do nich dlon na powitanie. Tomek, gdy przyszla na niego kolej, uscisnal reke krola, zerkajac jednoczesnie na szczerozloty pas okalajacy biodra kabaki. Po tym uprzejmym powitaniu katikiro poprosil bialych lowcow, aby usiedli na zelaznych krzeslach ustawionych obok tronu. Rozpoczely sie oficjalne mowy, ktore im sa dluzsze i bardziej kwieciscie wyglaszane, tym bardziej zachwycaja Murzynow.

Po wzajemnej wymianie uprzejmosci Wilmowski wreczyl kabace, ministrom i wodzom obecnym na posluchaniu podarki. Zlozyly sie na nie dwa rewolwery, kilka stalowych nozy, barwne materialy, szklane perly, drut miedziany, grzebienie oraz puszki konserw. Murzyni glosnymi pochwalami wyrazali swe zadowolenie. Tomek naraz podniosl sie z krzesla. Najblizej niego siedzial bosman Nowicki, ktory spostrzeglszy ostrzegawcze spojrzenie Wilmowskiego, usilowal przytrzymac go za spodnie, ale juz bylo za pozno. Tomek bowiem, powziawszy jakas genialna – jego zdaniem – mysl, szybko zblizyl sie do tronu kabaki i rzekl:

– Pan Mac Coy powiedzial nam, ze zywisz, krolu, wiele sympatii dla Polakow, chcialbym wiec ofiarowac ci jakas pamiatke z Polski. W dniu wyjazdu z Warszawy na wyprawe do dalekiej Australii wuj podarowal mi srebrny zegarek. Na jego kopercie wyryty jest obraz Starego Miasta, przyjmij ten upominek ode mnie.

Mowiac to, wydobyl z kieszeni swoj ulubiony zegarek i podal kabace. Daudi Chwa niezupelnie dokladnie zrozumial szybko wypowiedziana mowe, lecz Hunter tracony w bok przez Wilmowskiego przyszedl Tomkowi z pomoca. Powtorzyl jeszcze raz w narzeczu krajowcow slowa chlopca.

Krol wyciagnal reke po dar.

– Niech pan wyjasni, ze po nakreceniu drugim kluczykiem zegarek wydzwania godziny – zawolal Tomek.

Hunter chrzaknal zmieszany, lecz powtorzyl wyjasnienie. Lowcy odetchneli z ulga. Mlody krol z wielkim zainteresowaniem ogladal zegarek. Ministrowi oddal do potrzymania wlocznie, potem wskazal na przymocowane do zegarka na lancuszku dwa kluczyki i odezwal sie po angielsku:

– Pokaz mi, jak to sie robi!

Tomek zblizyl sie do kabaki, nakrecil zegarek, a kiedy ten wydzwonil cichutko godzine, Daudi Chwa klasnal z uciechy w dlonie i powiedzial:

– Dziekuje ci! Bardzo ladny, zabiore go do Anglii, gdy pojade tam w przyszlym roku do szkoly.

– A to zabawne, ja tez sie ucze w Anglii. Moze sie tam spotkamy? – odparl Tomek.

Bosman Nowicki bawil sie doskonale obserwujac obydwoch chlopcow, lecz Wilmowski i Hunter siedzieli jak na rozzarzonych weglach. Lada chwila mogl prysnac uroczysty nastroj posluchania. Widocznie katikirozywil te same obawy, gdyz chrzaknal znaczaco. Krol zerknal na niego i natychmiast spowaznial, jakby przypomnial sobie dobrze wyuczona role.

– Musisz przyjsc do mnie sam, chce porozmawiac z toba o szkole – powiedzial, nieznacznie mrugajac do Tomka.

– Dobrze, przyjde na pewno – obiecal Tomek i powrocil do swych towarzyszy.

Kabaka skinal glowa na katikiro. Premier natychmiast zblizyl sie do niego. Przez chwile szeptali cos obydwaj, po czym katikiro oznajmil Tomkowi, ze kabaka ma specjalnego mysliwego, ktory potrafi oswajac dzikie zwierzeta. Poniewaz lowcy przybyli tu lowic rozne okazy, kabaka ofiaruje Tomkowi dwa mlode oswojone hipopotamy

54

[

54

Rodzina hipopotamow obejmuje obecnie tylko dwa gatunki zyjace wylacznie w Afryce. Sa to: hipopotam

ktory zamieszkuje gromadnie bagna, rzeki i jeziora Afryki Srodkowej i hipopotam karlowaty

zamieszkujacy Liberie. Gwinee. Nigerie i Sierra Leone. Hipopotam karlowaty zyje wylacznie na ladzie w puszczy tropikalnej.] i poleci swemu nadwornemu mysliwemu wziac udzial w polowaniu bialych podroznikow.

Audiencja byla skonczona. W drodze powrotnej do kwatery lowcy wymieniali spostrzezenia poczynione podczas wizyty u kabaki.

– Pomyslcie, jak ten maly szkrab rzadzi sobie Murzynami – mowil bosman. – Kiwnie tylko, a ministrowie bija przed nim glowami o podloge. Gdyby wszyscy krolowie napotykanych po drodze plemion byli tak hojni, wywiezlibysmy pol Afryki nie ruszywszy nawet malym palcem. Za stary zegarek Tomek raz dwa wycyganil dwa hipopotamy.

– Przede wszystkim wcale nie wycyganilem ich od kabaki, a po drugie to byl moj pamiatkowy zegarek – odcial sie chlopiec. – Czy pan juz zapomnial, ile trudu kosztowalo nas odnalezienie go w kryjowce altannikow w Australii?

– Prawda – przyznal marynarz.

Wilmowski zburczal bosmana dowiedziawszy sie, ze to wlasnie on naopowiadal chlopcu, iz Bugandczycy nie maja zegarkow i tym samym podsunal mu mysl ofiarowania podobnego upominku. Ostrzegl syna, aby w przyszlosci nie mieszal sie do oficjalnych rozmow z Murzynami. Okazalo sie jednak, ze Tomek czynem swym zjednal dla czlonkow wyprawy przychylnosc tak mlodego kabaki, jak i jego ministrow. Nastepnego dnia kabaka ze swoja swita zlozyl lowcom wizyte i zaprosil Tomka do siebie. Od tej pory Tomek bywal codziennym gosciem mlodego krola. Obydwaj bardzo sie zaprzyjaznili i odbyli wspolna wycieczke w celu obejrzenia ofiarowanych przez kabake hipopotamow.

Tomek cieszyl sie tym darem. Z zapalem opowiadal ojcu i przyjaciolom, jak to “grubasy” caly dzien przebywaja w wodzie, a wieczorem wychodza na lad, gdzie mysliwy przygotowuje dla nich pozywienie w duzym drewnianym korycie. Uzgodniono, ze lowcy zabiora hipopotamy w drodze powrotnej.

Po tygodniu Smuga czul sie znacznie silniejszy i mogl odbywac samodzielnie dluzsze spacery. Teraz lowcy postanowili ruszyc w droge. Wilmowski, Hunter i Smuga opracowali starannie dalsza marszrute wyprawy. Wiodla ona wzdluz rzeki Kotonga do Jeziora Jerzego, a dalej do Katwe nad Jeziorem Edwarda. Pomiedzy poludniowym krancem Gor Ksiezycowych i polnocnym wybrzezem Jeziora Edwarda znajdowal sie waski pas rowniny. Tedy wlasnie postanowili wkroczyc do Konga

55

[

55

Kongo – dawne niepodlegle panstwo afrykanskie, utworzone w XIV w. w dolnym biegu rzeki Kongo, podporzadkowalo sobie wiekszosc sasiednich panstewek, m.in. Loange. Upadlo ostatecznie na przelomie XVIII i XIX w. Na obszarze panstewka plemiennego Loanga powstala w 1960 r. Ludowa Republika Konga. Demokratyczna Republika Konga, do 1970 r. Zair (dawne Kongo Belgijskie), proklamowala swoja niepodleglosc w 1960 r. Wiekszosc ludnosci panstwa stanowia Murzyni Bantu. Okolo 50 tys. Pigmejow koczuje w lasach. Polnoc i srodek kraju pokrywaja dzungle, poludnie zas sawanny.], gdzie w dzungli Ituri mieli tropic goryle i okapi.

W przeddzien wymarszu podroznicy udali sie do kabaki, aby podziekowac za mila goscine. W imieniu wladcy Bugandy katikiro wyznaczyl dwudziestu silnych Murzynow. Mieli oni towarzyszyc karawanie jako tragarze. W obecnosci podroznikow zapowiedzial im, ze w razie nieposluszenstwa po powrocie do domu zawisna na galeziach. Razem z tragarzami stawil sie rowniez mysliwy krolewski, Santuru, by towarzyszyc im na lowach w charakterze doradcy.

Tomek oburzal sie na surowosc kabaki grozacego tragarzom smiercia w razie nieposluszenstwa, lecz Mac Coy zapewnil chlopca, ze obecny kabaka jest bardzo lagodny i wyrozumialy w porownaniu ze swymi poprzednikami. Przeciez krolowie afrykanscy posiadali niemal nieograniczona wladza nad wszystkimi poddanymi. Niedawne byly to czasy, gdy przed i po pogrzebie wodza lub krola skladano w ofierze ludzi, zeby umarly mial swite, ktora by go wprowadzila na tamten swiat. Na pogrzebach krolow Ugandy i Lundy zabijano niejednokrotnie setki Murzynow.

W huku salw broni palnej karawana opuszczala stolice Bugandy. Murzyni bili w kotly i bebny, powiewali duzymi flagami, chylac je przed niesionym przez Samba polskim sztandarem. Karawana razno rozpoczela marsz. Sambo uszczesliwiony honorami, jakimi darzono bialych lowcow w Bugandzie, ulozyl nowy hymn pochwalny na czesc Tomka. Powiewajac sztandarem spiewal:

“Maly bialy buana jest potezny jak wielka gora!

On zabil strasznego Czarne Oko,

nie boi sie lwow i lapie zywe soko,

ktore sluza mu jak wielki pies!

Bialy buana nie boi sie nawet slonia!

Kazdy kabaka jest wielkim przyjacielem bialego buany!

Bialy buana sam jest wielkim kabaka bialych i czarnych ludzi…”

Tomek puszyl sie jak paw sluchajac piesni. Spod oka spogladal na bosmana, ktory od pobytu w Bugandzie nabral wielkiego animuszu i surowym glosem popedzal tragarzy.

– Jakos nagle stal sie pan bardzo bezwzgledny i stanowczy dla naszych Murzynow – zauwazyl Tomek.

– Podroze po obcych krajach ksztalca czlowieka – odparl chelpliwie bosman. – Widziales, jak ten nieletni kabaka krotko ich trzyma?

– Wstyd tak postepowac, panie bosmanie! Tatus mowi, ze czlowiek nie powinien nigdy znecac sie nad czlowiekiem.

– Wierze we wszystko, co mowi twoj szanowny rodziciel – odparl bosman zmieszany sluszna uwaga druha i zaraz zmienil temat rozmowy: – Popatrz, ile tu pol uprawnych! Kukurydza, bataty, orzechy ziemne i trzcina cukrowa. Bydla zas nie widac.

– Rozmawialem z katikiro. Uganda przezywa najazd skrzydlatych wrogow wyniszczajacych bydlo i… ludzi – wtracil Smuga. – Tse-tse nawiedzily kraj wolny dotad od tych morderczych szkodnikow. Bydlo pada, a ludzie umieraja na spiaczke. Wobec powaznej liczby przypadkow do Ugandy przybyla specjalna komisja. Jej to wlasnie asystuje lekarz z fortu w Kampali.

– A niech to zdechly wieloryb! Tego nam jeszcze brakowalo! – zaniepokoil sie bosman.

– Na tych terenach jestesmy bezpieczni, lecz dalej na zachodzie zobaczymy niejedno – dodal Smuga.

– Nie jestem znow tak bardzo ciekaw tych much ani spiaczki. Tfu, na psa urok! – mruknal bosman i pospiesznie siegnal po manierke z rumem, ktory jego zdaniem, najlepiej uodpornial przeciwko wszelkim chorobom.

Tomek niespokojnie poruszyl sie w siodle; spod oka spojrzal na Smuge. Powazna twarz podroznika upewnila go, ze najwyzszy czas zalozyc na siebie i Dinga ochronne ubranie z futerek.

Po jednodniowym marszu karawana przyblizala sie do doliny Kotonga. – Droga stawala sie coraz gorsza. Okolice zalegaly teraz trawiaste bagna rojace sie wprost od plazow i gadow. Brzeczenie rozmaitych owadow rozlegalo sie wokolo, zwierzeta i ludzie nieraz zapadali po kolana w bloto, lecz jeszcze tego dnia karawana dobrnela do brzegow rzeki, gdzie rozlozono oboz.

O swicie lowcy znow ruszyli na zachod wzdluz koryta rzeki. Tomek jechal obok Smugi na czele karawany. Rozgladal sie po piaszczystych, rozpalonych sloncem lachach i rozmyslal o orzezwiajacej kapieli. Naraz Dingo warknal ostrzegawczo. Wierzchowce rzucily sie w bok parskajac z przerazenia.

Smuga sciagnal konia cuglami. Karawana stanela. Piaszczyste wybrzeze porastaly rzadkie kolczaste krzewy. Podroznik przez chwile spogladal na piaszczysta lawice.

– Krokodyle! – zawolal.

– Gdzie? Gdzie? – niecierpliwie pytal Tomek.

Wilmowski, bosman i Hunter przyblizyli sie do czola karawany.

– Czy widzisz te bruzdy wyzlobione w piasku? To wlasnie dzielo wleczonych po ziemi krokodylich ogonow. Krokodyle lubia drzemac na nagrzanym sloncem wybrzezu – mowil Smuga.

Tomek sledzil wzrokiem bieg wyoranych w piachu bruzd. Niektore z nich ginely w kolczastych krzewach, lecz jedna prowadzila do sporej wydmy. Chlopiec drgnal, dojrzawszy ledwo dostrzegalne, na pol zagrzebane w piachu popielato-zielonkawe cielsko. – Jest tam, na wierzchu wydmy! – zawolal.

– Slady wskazuja, ze dosc duzo ich tu jest – odparl Smuga. – Spojrzyj tam, na samym brzegu jest drugi krokodyl. Oho, spostrzegl nas i wedruje do rzeki!

Krokodyl uniosl sie wolno na szeroko rozstawionych nogach. Ostroznie zsuwajac sie z brzegu, powloczyl brzuchem oraz ogonem po ziemi i zabawnie krecil srodkiem tulowia.

– Alez to prawdziwie leniwe zwierze! – odezwal sie Tomek, obserwujac komiczna powage, z jaka krokodyl dazyl do wody.

– Tak sadzisz? – wtracil Hunter. – Poczekaj, zaraz ci udowodnie, ze krokodyle potrafia poruszac sie szybciej, niz moglbys sobie wyobrazic.

Wzial do reki karabin, wymierzyl do krokodyla spiacego na wydmie i strzelil. Fontanna piasku wytrysnela tuz przed nosem potwora. W mgnieniu oka krokodyl stanal na wyprezonych nogach i blyskawicznie ruszyl ku rzece. Cale cialo trzymal wysoko wzniesione, a tylko ogon wlokl sie za nim bezwladnie po ziemi. Wkrotce skoczyl do wody i natychmiast zniknal z pola widzenia. Huk strzalu wyrwal ze snu kilkanascie innych krokodyli, ktore na wyscigi biegly teraz skryc sie w rzece. Smuga zsunal sie z konia z karabinem w reku. Przylozyl bron do ramienia. Huknal strzal. Krokodyl biegnacy najblizej lowcow klapnal szczekami, po czym zaryl sie paszcza w piach. Lekko poruszal jeszcze ogonem, potem znieruchomial. Inne bestie blyskawicznie zniknely w rzece. Po chwili widac bylo z wody jedynie ich nozdrza i oczy, lustrujace tepym wzrokiem wybrzeze. Okazalo sie wkrotce, ze maja znakomity wzrok i sluch, bo kiedy Murzyni z okrzykiem rzucili sie w kierunku martwego zwierzecia, krokodyle cicho jak duchy natychmiast calkowicie pograzyly sie pod woda. Tylko slabiutkie kola fal swiadczyly o obecnosci potwornych mieszkancow rzeki.

Lowcy pospieszyli za Murzynami, aby przyjrzec sie z bliska zdobyczy.

– Piekny strzal – pochwalil Hunter. – Kula przeszla przez dolek skroniowy i trafila w mozg.

– Krokodyl dobrze sie ustawil profilem, moglem wiec dokladnie wymierzyc w miejsce, gdzie skora oslaniajaca mozg jest najciensza – rzekl Smuga. – W innym wypadku tylko niepotrzebnie zmarnowalbym kule.

– Nie wyobrazam sobie, zeby pan mogl chybic – wtracil Tomek.

– Nie o to chodzi, moj drogi. Jezeli pocisk trafia dokladnie w dolek skroniowy i niszczy mozg, smierc zwierzecia jest natychmiastowa. W przeciwnym razie kula zeslizguje sie po twardym pancerzu glowy albo przebija cialo nie naruszajac mozgu i tym samym nie paralizuje ruchow zwierzecia. Raniony krokodyl w wiekszosci przypadkow potrafi sie skryc w wodzie.

Murzyni podwazyli krokodyla dzidami, przewrocili na szeroki grzbiet, po czym ostrymi nozami rozcieli skore i zaczeli wykrawac cale polcie jasnorozowego miesa.

– Czy oni beda jedli krokodyla? – zdziwil sie Tomek.

Hunter, ktory stal obok chlopca, wyjasnil:

– Jedynie muzulmanie nie jedza miesa krokodyli, hipopotamow ani swin. Mieso krokodyli jest bardzo delikatne, a ogon stanowi przysmak kuchni tropikalnej. Osobiscie chetnie zjem kawalek smakowitej pieczeni.

Murzyni owineli mieso w kore i duze liscie bananowcow, aby upiec je w czasie poludniowego postoju. Karawana ruszyla wzdluz rzeki rojacej sie od krokodyli. Tomek, ciekaw wszystkiego, zasypywal towarzyszy pytaniami. Wkrotce wiedzial juz, ze glownym pozywieniem zarlocznych bestii sa ryby, lecz mimo to zadne stworzenie nie jest przed nimi bezpieczne, jesli tylko sie znajdzie w zasiegu ich morderczych poteznych paszcz. Krokodyl przyczajony na dnie rzeki lub jeziora sledzi czujnym okiem wybrzeze. Biada czlowiekowi lub zwierzeciu, ktore nieopatrznie pochyli sie nad woda, by ugasic pragnienie. Ukryty na dnie potwor chwyta ofiare blyskawicznym ruchem za noge badz glowe, sciaga w glab i przytrzymuje tak dlugo, dopoki jej nie utopi. Wtedy dopiero rozpoczyna uczte. Zeby w paszczy krokodyla sluza jedynie do odrywania wielkich kesow, ktore w calosci przedostaja sie do zoladka, gdzie u doroslych okazow znajduje sie kilka kilogramow granitowych okruchow; one to dopiero rozcieraja pokarm przez skurcz silnych miesni w scianie zoladkowej.

Назад Дальше