POLOWANIE NA LWY
– Czarownik wyrazil zgode, powiedz wobec tego, bialy kirangozi, ilu wojownikow chcialbys zabrac na wyprawe – zapytal Kisumo.
– Zadowolimy sie piecioma. Moga to byc: Mescherje, Mumo, Inuszi, Sekeletu i Mambo – zaproponowal Hunter.
– Ho, ho! Wybraliscie samych najlepszych! Coz poczne bez nich, jesli Nandi na nas napadna? – zaoponowal Kisumo. – Taka wyprawa potrwa zapewne dlugo.
– Wyjawilismy ci juz nasze zyczenie, powiedz wiec teraz, wodzu, czego zadasz od nas. Przywiezlismy dla ciebie piekne podarunki – kusil Hunter.
Rozpoczely sie dlugie targi. Ustalono, ze Kisumo otrzyma dziesiec metrow materialu bawelnianego i dziesiec metrow perkalu, dwadziescia sznurow szklanych korali oraz dziesiec metrow drutu miedzianego. Czarownik zazadal dla siebie nowej koldry, dziesieciu metrow perkalu, szklanych korali i noza mysliwskiego.
Po ozywionej naradzie rowniez wojownicy bioracy udzial w ekspedycji przedstawili swe warunki. Kazdy z nich mial otrzymac wynagrodzenie miesieczne, ktore wynosilo: dziesiec metrow perkalu, piec metrow materialu bawelnianego, osiem sznurow szklanych korali, metr drutu mosieznego i metr miedzianego, a ponadto bron przydzielona im na wyprawe oraz koldry mialy stac sie ich wlasnoscia.
W koncu Kisumo poprosil lowcow, aby przed odejsciem z obozu urzadzili wspolnie z wojownikami polowanie na lwy stale napastujace bydlo. Wilmowski przyjal ten warunek. Zakupil takze od wodza trzy woly i kilka kur na pozegnalna uczte.
Zaraz tez w obozie rozpoczely sie goraczkowe przygotowania. Lowcy rozdzielili towary stanowiace zaliczke na umowione wynagrodzenie wojownikow i wreczyli Masajkom w podarunku kolorowe same-same. Kobiety ochoczo zabraly sie do przyrzadzania pozywienia na uczte. Wkrotce potezne polcie wolowiny gotowaly sie w duzych kotlach zawieszonych nad ogniskami. Tymczasem mezczyzni sposobili bron, ostrzac dlugie noze izelazne groty dzid.
Kisumo wyznaczyl na kwatere dla bialych gosci oddzielna chate, lecz Wilmowski w obawie przed kleszczami, bedacymi plaga mieszkan murzynskich, wolal pozostac z towarzyszami w namiotach.
Zaledwie nastal wieczor, w obozie odezwaly sie bebny. Ogniska podsycane chrustem przez dzieci zaplonely jaskrawym swiatlem. Cale plemie zgromadzilo sie na obszernym placu narad posrodku obozu. Wystawiono kotly z goracym miesem i rybami oraz tykwy napelnione zimnym mlekiem i piwem. Zapanowala ogolna radosc. Nawet zony wojownikow bioracych udzial w wyprawie byly w doskonalych humorach i klaskaly w dlonie w takt bebnow.
Niebawem na placu pojawil sie wodz Kisumo otoczony starszyzna rodowa. Odziany byl w obszerna, nowa, czerwona szate, na ktorej, jak krwawe plomienie, mienily sie odblaski plonacych ognisk. Blyszczace od tluszczu wlosy, gladko ulozone na glowie, posplatane byly w cienkie warkoczyki. Twarz wodza pomalowana byla czerwona glina. Wspaniale miekkie futro okrywalo jego plecy, a w reku dzierzyl ciezka dzide o lsniacym grocie. Kisumo rozsiadl sie na lwiej skorze, obok niego przystanal nie mniej strojny czarownik. Na glowie starzec mial barwny, wysoki wieniec sporzadzony z ptasich pior. Z ramion czarownika spadaly na plecy i piersi peki puszystych ogonow zwierzecych. Twarz mial jaskrawiej pomalowana niz wodz. W jego lewym uchu tkwila podarowana przez Tomka szklana kula. Wszyscy Murzyni natarli swe ciala tluszczem i byli w pelnym uzbrojeniu.
Na prosbe wodza nasi podroznicy usiedli obok niego na rozpostartych na ziemi skorach. Roj kobiet, pobrzekujac bransoletami i naszyjnikami, ustawial miedzy biesiadnikami tykwy napelnione plynami oraz miesiwo. W miare jak oprozniano dzbany i mocne piwo szlo do glow, wzrastala wrzawa i radosc. Bebny huczaly bez przerwy. Nagle wojownicy otoczyli kolem najwieksze ognisko. Najpierw poruszali sie wolno, potrzasajac dzidami w takt monotonnej piesni, do ktorej wkrotce przylaczyly sie kobiety klaszczac rytmicznie w dlonie. Spiew brzmial coraz szybciej, stopy tancerzy coraz mocniej uderzaly o ziemie, wzniecajac tumany kurzu. Oswietlone blaskiem plonacych ognisk postacie rzucaly fantastyczne cienie. Szal tanca ogarnial wszystkich Murzynow. Nawet powazny Kisumo pochylal sie do taktu w przod i w tyl, uderzajac dlonmi o uda. W pewnej chwili czarownik podniosl sie z ziemi. Wezowym ruchem wsliznal sie miedzy roztanczonych wojownikow. Natychmiast zrobili mu miejsce w srodku kola. Czarownik rozpoczal taniec wojenny. Teraz mezczyzni razem z kobietami wybijali rekoma takt i spiewali krzykliwymi, wysokimi glosami. Bebny huczaly coraz predzej i glosniej, a staruszek, powiewajac barwnymi piorami, wirowal wokol ogniska jak opetany.
Nasi podroznicy z zainteresowaniem przygladali sie tancowi. Nawet Dingo byl zaciekawiony.
– No, no, brachu, kto by sie spodziewal, ze ten twoj starszy kolezka po fachu tak potrafi wywijac – odezwal sie po polsku bosman Nowicki. – Niczego sobie uczta, tylko dlaczego te baby sa takie brzydkie? A glowy to gola do golej skory pewno dlatego, zeby miec mniej klopotu z myciem i czesaniem.
– Taka juz u nich panuje moda, panie bosmanie – odparl ze smiechem Smuga.
– Czort je bierz z taka moda i uroda – pogardliwie odparl bosman.
Tymczasem uniesienie taneczne Murzynow osiagnelo szczyt. Teraz wszyscy tancerze tworzyli szeroki krag, ktorego osrodkiem byl czarownik. Bebny huczaly jak opetane, wysoki spiew przeszedl niemal w krzyk. W koncu czarownik obiegl kilka razy ognisko, rozerwal krag taneczny i zatrzymal sie przed Tomkiem. Zamilkly bebny. Zamarl krzykliwy spiew. Murzyni potrzasajac dzidami staneli ciasnym polkolem za swym wielkim czarownikiem. Kisumo zmarszczyl brwi…
Smuga przymruzyl oczy, zeby blask ognia nie razil wzroku; prawa dlon polozyl nieznacznie na rekojesci rewolweru. Reka bosmana jak waz wsliznela sie do kieszeni. Hunter powstal z ziemi i prostujac swa wysoka postac oparl sie plecami o drzewo. Tylko jeden Wilmowski nie poruszyl sie z miejsca; patrzyl czarownikowi prosto w oczy, w ktorych czail sie jeszcze dziki szal wojennego tanca.
Naraz czarownik rzucil na ziemie drewniane berlo zakonczone pekiem, ogonow antylop gnu. Za berlem polecialy pioropusz i peleryna z futrzanych ogonow. Obnazony do pasa, wydobyl z ust miedziany pieniazek i na oczach calego plemienia i zdumionych podroznikow powtorzyl bezblednie i szybko sztuke Tomka polegajaca na rzekomym wcieraniu pieniazka w kark. Kiedy wyjal monete z ucha bosmana Nowickiego, czarni widzowie wydali glosny okrzyk podziwu. Ogromne zadowolenie odbilo sie na twarzy czarownika. W tej chwili odzyskal przeciez swa czarodziejska slawe. Nie spieszac sie, wlozyl na glowe pioropusz, zarzucil na plecy peleryne z puszystych ogonow i podniosl berlo. Pochylil sie teraz ku Wilmowskiemu. Z trudem dobierajac angielskie slowa wolno powiedzial:
– Bana makuba, masz madrego syna. To wielki czarownik. Masajowie beda sluchac ciebie i jego tak jak mnie!
Potrzasnal berlem i wreczyl je Tomkowi. Bebny zadudnily, zaczal sie nowy taniec.
– Niech go licho wezmie, bylem przekonany, ze zacznie sie awantura – odsapnal Hunter.
– Moglo byc z nami zle – przyznal Wilmowski. – Nie dalibysmy rady takiej gromadzie wojownikow, i to otoczeni przez nich na otwartym miejscu.
– Kiedy Smuga polozyl dlon na spluwie, to i moja wskoczyla do kieszonki jak na komende. Recze wam, ze ta mumia by nie zdazyla dotknac naszego Tomka – dodal bosman i nikt nie mial watpliwosci, ze nie byly to czcze przechwalki.
– A ja przez caly czas tylko czekalem, u kogo czarownik znajdzie monete – wtracil beztrosko Tomek. – Zaraz tez pomyslalem, ze gdybym byl na jego miejscu, wybralbym jedynie pana bosmana, ktory siedzial napuszony jak chmura gradowa. No i wybor czarownika padl na niego.
Zdumieni lowcy spojrzeli po sobie. Dobry humor chlopca byl przeciez dowodem, ze w pelnej napiecia chwili zupelnie nie myslal o niebezpieczenstwie lub nie zdawal sobie zen sprawy.
– Ejze, brachu! Chyba nie chcesz powiedziec, ze nie miales ani cienia cykorii! – zawolal bosman.
– Czego znow mialbym sie obawiac? Przeciez sam nauczylem czarownika sztuki z pieniazkiem. Powiedzial mi tez w tajemnicy, u siebie w chacie, ze podczas tanca wojennego powtorzy ja w obecnosci wszystkich Murzynow. To miala byc niespodzianka.
– Do licha z tym twoim kolezka i jego niespodziankami – rozgniewal sie bosman. – Powinienes nam byl o tym powiedziec!
– Moze to i sluszne, co pan mowi, ale wtedy nie mialbym zadnej uciechy…
Tomek nie skonczyl zdania, gdyz bosman zgrzytnal zebami mruczac:
– Szczescie, ze nie jestem twoim ojcem i nie musze sie zastanawiac, czy ci sprawic lanie!
– Nie ma sie o co gniewac, panie bosmanie – pojednawczo zaczal Smuga ubawiony rozmowa.
– Musielismy miec bardzo ponure miny i nie dziwie sie Tomkowi, ze patrzac na nas doskonale sie bawil.
– Niepotrzebnie nauczyles czarownika tej dziecinnej sztuczki z moneta. Bedzie ja wykorzystywal do oszukiwania zabobonnych i latwowiernych Murzynow – zwrocil sie Wilmowski do syna.
– Nie martw sie, tatusiu! Aby temu zapobiec, obiecalem Kisumowi, ze mu zdradze tajemnice wcierania monety – rozesmial sie Tomek.
– A to cwaniak! No, pal cie szesc, nie gniewam sie juz na ciebie – rozchmurzyl sie bosman. – Wiesz co, brachu? Mam byczy pomysl! Podczas wyprawy nauczymy tej sztuki wszystkich Masajow.
– To naprawde doskonaly projekt – pochwalil Tomek i zaraz przysunal sie do bosmana, aby omowic dokladnie cala sprawe.
Po chwili obydwaj przyjaciele pograzeni juz byli w zgodnej rozmowie.
Zabawa przeplatana tancami i spiewem trwala w dalszym ciagu. Dopiero poznym wieczorem podroznicy udali sie do namiotow na spoczynek.
Byl wczesny ranek, gdy Tomek sie przebudzil. Ze zdziwieniem wsluchiwal sie w gluche dudnienie tam-tamow.
“Czyzby jeszcze nie zakonczyli uczty?” – pomyslal.
Spojrzal na stojace obok lozko ojca. Bylo juz zaslane. Wysunal sie wiec spod moskitiery, ubral i wybiegl z namiotu. Smuga i Hunter siodlali konie, natomiast bosman Nowicki przygotowywal sniadanie na rozkladanym stoliku.
– Dlaczego tam-tamy dudnia, panie bosmanie? Gdzie jest tatus? – zagadnal Tomek podbiegajac do pogwizdujacego marynarza.
– To kolezka nie wie, co w trawie piszczy? Myslalem, ze tacy cwani czarownicy wszystko sami odgadna. Ano, brachu, zaraz gazujemy deptac lwom po pietach. Bractwo masajskie zwoluje sie na polowanie. Umarlego podniesliby z grobu tym swoim dudnieniem. A twoj szanowny tatus poszedl uzgodnic z Kisumem wspolna akcje. Kapujesz teraz?
– Rozumiem, ale dlaczego nie zbudziliscie mnie wczesniej?
– A po jakie licho takiego szkraba jak ty zrywac o swicie? Portczyny masz krotkie, malo guzikow do zapinania, to i w ostatniej chwili zdazysz sie ubrac.
– Ha, znow pan zaczyna z tym moim mlodym wiekiem – rozindyczyl sie Tomek.
Bosman rozesmial sie; klepnawszy chlopca dlonia w ramie, dodal pojednawczym glosem:
– Przyznasz, brachu, ze nalezalo ci sie to ode mnie za wczorajszego psikusa z czarownikiem i moneta znaleziona w moim uchu.
– To juz jestesmy skwitowani – orzekl Tomek.
– Niech tak bedzie – zgodzil sie bosman.
– Czy przygotowaliscie sniadanie? – zawolal Wilmowski zblizajac sie do namiotow.
– Od kwadransa kociol z kawa dymi jak komin parowca – oznajmil bosman. – Mozemy siadac do stolu. Umyj sie, Tomku, piorunem, bo z zaspanymi slepiami nie trafisz do kubka z kawa!
Tomek pobiegl do strumienia. Wkrotce znalazl sie przy stoliku razem z towarzyszami. Po sniadaniu podroznicy przeczyscili bron i natychmiast wsiedli na wierzchowce. W obozie masajskim oczekiwalo na nich kilku wojownikow pod dowodztwem samego Kisuma.
– Czy oni naprawde maja zamiar zabijac lwy tymi dzidami? – zwrocil sie Tomek do Huntera, spogladajac z niedowierzaniem na skromne uzbrojenie Masajow.
– Badz o nich spokojny. Te na pozor niewinnie wygladajace dzidy staja sie w ich rekach niezawodna bronia – odrzekl Hunter.
– Ja bym sie nie odwazyl isc na polowanie tak uzbrojony.
– Ja tez bym tego nie uczynil. Do miotania dzida trzeba miec szalona wprawe i olbrzymia sile.
W tej chwili dano haslo do wymarszu. Masajowie i biali lowcy ruszyli wzdluz strumienia przecinajacego sawanne. Po godzinie marszu przyblizyli sie do rozleglych wzgorz. Wkrotce u ich podnoza ujrzeli stado bydla o grubych, szeroko rozstawionych rogach. Kilku polnagich pasterzy wybieglo im na spotkanie. Kiedy uslyszeli o zamierzonym polowaniu, wydali glosny okrzyk radosci. Jak wynikalo z ich relacji, rozzuchwalone bezkarnoscia lwy niemal co noc porywaly ze stada jedna lub kilka sztuk bydla, a przed dwoma dniami rozszarpaly i pozarly pasterza.
Lowcy zsiedli z koni przy szalasach pastuchow. Nie tracac czasu rozpoczeli narade z Kisumem i jego wojownikami. Masajowie zapewniali, ze dokladnie znaja polozenie lwiej kryjowki. Wobec tego Smuga zaproponowal, aby nie czekac, az lwy wyjda w nocy na zer, lecz natychmiast urzadzic na nie oblawe. Twierdzil, ze po sutym nocnym posilku lwy maja zwyczaj wypoczywac w ciagu dnia i wtedy latwiej jest podejsc je niepostrzezenie. Uczestnicy polowania wyrazili zgode na propozycje doswiadczonego mysliwego. Jednoczesnie powierzyli mu dowodztwo.
Smuga natychmiast rozpoczal przygotowania. Dlugo badal przez lunete spory obszar krzaczastego stepu, ciagnacy sie w poblizu na pol wyschlej rzeczulki. Tam, wedlug zapewnien pasterzy, znajdowala sie kryjowka lwiej rodziny napastujacej bydlo. Smuga podzielil Masajow na dwie grupy. Liczniejsza, razem z Wilmowskim i Hunterem uzbrojonymi w doskonale karabiny, miala sie rozciagnac w dlugi szereg i wkroczyc w gaszcz od strony rzeczulki. Na czele drugiej grupy stanal Smuga. Postanowil okrazyc busz, by urzadzic zasadzke na lwy wycofujace sie przed nagonka. Tomek poprosil ojca, aby pozwolil mu sie udac razem ze Smuga i bosmanem Nowickim. Wilmowski zgodzil sie na to. Wiedzial przeciez, ze pod opieka wytrawnego mysliwego chlopcu nic zlego nie moze sie stac.
Grupa Smugi pierwsza wyruszyla na stanowisko, poniewaz potrzebowala wiecej czasu na urzadzenie zasadzki. Smuga kroczac na przedzie poprowadzil swych ludzi skrajem rozleglego pasa krzewow.
Tomek szedl obok Smugi. W skupieniu przysluchiwal sie jego wskazowkom, jak nalezy sie zachowac podczas polowania na lwy.
– W Afryce wyrozniono kilka podgatunkow lwow
27
[
27
– Wydawalo mi sie, ze kazdy lew rzuca sie na czlowieka – wtracil Tomek.
– Wiekszosc mieszczuchow tak sadzi, lew jednak raczej rzadko napada na ludzi. Nawet szczuty psami wiecej uwagi zwraca na ogary niz na czlowieka. Oczywiscie inaczej to wyglada, gdy sie ma do czynienia ze zwierzeciem drasnietym kula albo pozbawionym mozliwosci ucieczki. Wtedy staje sie ono zajadlym i groznym przeciwnikiem.
– Slyszysz, braciszku? Musisz dobrze pilnowac Dinga, bo co by powiedziala ladna Sally, gdyby lwy pozarly jej pupila? – rozesmial sie bosman.
– Niech pan tylko spojrzy, jak spokojnie zachowuje sie Dingo – powiedzial Tomek. – Na pewno nie zweszyl jeszcze lwow albo tez wcale ich nie ma w tym buszu.
– Teraz idziemy z wiatrem. Zobaczymy, jak Dingo sie zachowa, gdy bedziemy po drugiej stronie buszu – rzekl Smuga.
Naraz podroznik przystanal i pochylil sie nad zdeptana wokol brzegu strumienia ziemia. W tym miejscu strumien rozlewal sie troche szerzej, tworzac przy jednym z brzegow nieckowata wyrwe. Woda stala tutaj spokojnie, ledwie poruszana pradem strumyka. Tomek tracil bosmana w bok:
– Pewnie pan Smuga odkryl slady lwow.
Mescherje, ktory zatrzymal sie obok chlopca, wyjasnil:
– Tu lwy pija wode w nocy. W dzien siedza w zaroslach i spia. Lwy sa bardzo madre, nie mecza sie bieganiem w dzien, kiedy goraco.
Tomek popatrzyl na metna wode wypelniajaca niecke.
– Nie wydaje mi sie, zeby lwy byly tak bardzo madre. Po co pija brudna wode, skoro czysty strumien plynie tuz obok?
– Brudna woda lepsza. Wszystkie zwierzeta lubia stojaca wode – stwierdzil Mescherje.
Po chwili Smuga ruszyl dalej. Okolo godziny trwala wedrowka sciezka zwierzeca, ktora nagle zniknela w dosc gestym buszu z rzadka poroslym drzewami.
– Idzmy dalej sciezka – doradzil Mescherje – busz zaraz sie skonczy.
– Dobrze, prowadz nas teraz – polecil Smuga.
Mescherje zaglebil sie w zarosla. Smuga, bosman, Tomek i Masajowie postepowali za nim, oddaleni zaledwie o kilka krokow. Tomek trzymal krotko na smyczy strzygacego uszami Dinga. Pies niepokoil sie coraz bardziej, totez chlopiec zwrocil na niego cala uwage. Nagle rozlegl sie krzyk Mescherje. Wydarzenia potoczyly sie tak szybko, ze Tomek dzialal juz tylko odruchowo. Spojrzal w kierunku, z ktorego doszedl glos Mescherje, i ujrzal potezny grzbiet zwierzecia cwalujacego z pochylonym lbem uzbrojonym w wielkie zakrzywione i ostre rogi. Mescherje w ostatniej chwili podskoczyl wysoko. Jak pilka przetoczyl sie po szerokim grzbiecie gwaltownie szarzujacego bawolu. Na szczescie Smuga nie stracil zimnej krwi; widzac, ze nie zdazy zlozyc sie do strzalu, krzyknal donosnie:
– Kryjcie sie za drzewami!
Jednoczesnie uskoczyl za pien duzej akacji, ratujac sie w ten sposob przed stratowaniem.
Bosman znajdowal sie najblizej Tomka. Wyrwal mu z rak smycz, popychajac go jednoczesnie w kierunku rozlozystego figowca. Przerazony naglym pojawieniem sie bawolu afrykanskiego
28
[
28
Nim Tomek zdal sobie sprawe z tego, co sie stalo, tetent rozgniewanego zwierzecia ucichl w dali.
Smuga z karabinem gotowym do strzalu ukazal sie na sciezce.
– Nie wychodzcie jeszcze z kryjowek! – zawolal ostrzegawczo. – Bawol moze wrocic!
Tomek siedzial na galezi przylepiony prawie do pnia figowca. Tymczasem Smuga odnalazl ukrytego w krzewach Mescherje. Murzyn oszolomiony byl jeszcze upadkiem na ziemie, lecz zapewnial, ze nic mu sie nie stalo. Zaraz tez ruszyl sladem bawolu, by sprawdzic, czy juz im nie zagraza. Wrocil po dluzszej chwili wolajac:
– Nie ma go, nie ma! Uciekl naprawde!
Masajowie natychmiast ukazali sie na sciezce. Bosman Nowicki wyszedl z psem zza drzewa. Zadarlszy glowe powiedzial ze smiechem:
– He, he, he! Ales, brachu, skoczyl na drzewo zwinniej od malpiaka! Szkoda, ze nie mialem aparatu fotograficznego. Boki by Sally rozbolaly z uciechy, gdyby zobaczyla, jak sie wspinasz na drzewo uciekajac przed byczymi rogami! Prawda, Dingo? Ale widok!
Tomek zeskoczyl z drzewa i podniosl z ziemi porzucony sztucer. Smuga i Masajowie usmiechali sie dyskretnie. Chlopiec spojrzal na nich ponurym wzrokiem. Westchnal ciezko, gdyz zdawalo mu sie, ze jego mysliwska slawa mocno zostala w tej chwili nadszarpnieta.
Zly i pochmurny ruszyl za przyjaciolmi.
“Wiec to tak, teraz sie ze mnie smiejecie – pomyslal. – Ano, dobrze! Pozalujecie…”
– Mielismy wiele szczescia – mowil tymczasem Smuga. – Bawol afrykanski szarzuje na wszystko, co napotyka na swej drodze! Ustepuje pola tylko sloniowi. Nie boi sie nawet lwa i czesto zwycieza w starciu. Strzelac do niego mozna wtedy jedynie, gdy jest sie zupelnie pewnym strzalu. Raniony bawol staje sie nadzwyczaj niebezpieczny i podstepny. Potrafi urzadzac prawdziwe zasadzki na przesladowcow.