Podwodny Zabójca - Cussler Clive 20 стр.


– Nie ma za co. Musimy kiedyś wybrać się na lunch. Brakuje nam tu ciebie. Kierownictwo ciągle jest wkurzone na Sandeckera, że porwał cię do NUMA.

Austin wstał.

– Może któregoś dnia przeprowadzimy wspólną operację.

Perez uśmiechnął się.

– Chciałbym.

Ruch na ulicach Waszyngtonu był już teraz mniejszy i Austin zobaczył wkrótce lśniącą w słońcu zieloną szklaną fasadę trzydziestopiętrowego budynku NUMA z widokiem na Potomac. Jęknął, kiedy wszedł do swojego gabinetu. Sekretarka ułożyła mu na środku biurka stos różowych karteczek z wiadomościami od osób, które dzwoniły. W dodatku czekało go przekopanie się przez lawinę e-maili i przygotowanie raportu o testach “Sea Lampreya”.

Ach, jakie ekscytujące jest życie bohatera! Przejrzał e-maile, połowę usunął jako nieważne i zabrał się za stos różowych karteczek. Znalazł wiadomość od Paula i Gamay. Wybrali się do Kanady, żeby przyjrzeć się działaniom Oceanusa. Zavala zostawił informację na automatycznej sekretarce, że wieczorem wróci do domu, bo ma atrakcyjną randkę. Austin pokręcił głową. Pomyślał, że niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają. Jego przystojny, czarujący partner miał duże powodzenie u waszyngtońskich kobiet. Austin westchnął i wziął się za raport o przygodach z Oceanusem. Kiedy kończył, zadzwonił telefon.

– Dzień dobry, panie Austin. Spodziewałam się, że zastanę pana w biurze.

Austin uśmiechnął się na dźwięk głosu Therri.

– Już tęsknię za pełnym morzem. Mam nadzieję, że lot concorde’em do domu był przyjemny.

– Owszem, choć nie wiem, do czego się tak spieszyłam. Mam pełną skrzynkę e-mailową zawiadomień z sądu. Ale nie dzwonię, żeby narzekać. Chciałabym się z tobą zobaczyć.

– Już jestem w drzwiach. Najpierw spacer. Później koktajle i kolacja. A potem, kto wie?

– “Kto wie” będziemy musieli odłożyć na kiedy indziej. To sprawa służbowa. Chce z tobą porozmawiać Marcus.

– Naprawdę zaczynam nie lubić twojego przyjaciela. Ciągle przeszkadza nam w tym, co może być romansem stulecia.

– To ważne, Kurt.

– Zgoda, spotkam się z nim, ale pod jednym warunkiem. Dziś wieczorem mamy randkę.

– Załatwione.

Podała Austinowi godzinę i miejsce spotkania. Pomijając urok Therri, Austin zgodził się porozmawiać z Ryanem, bo był w ślepym zaułku i pomyślał, że może dowie się czegoś nowego. Wyciągnął się na obrotowym krześle i założył ręce za głowę. Nietrudno było mu wrócić myślami do Oceanusa. Przy podniesieniu ręki zabolała go rana na piersi. Skutecznie odświeżała pamięć.

Był ciekaw, czy Troutowie coś odkryli. Nie odzywali się od chwili zostawienia wiadomości. Spróbował dodzwonić się do nich na komórkę, ale bez skutku. Nie zaniepokoiło go to. Paul i Gamay potrafili sobie radzić. Zatelefonował do Rudiego Gunna, wicedyrektora NUMA, i umówił się na spotkanie podczas lunchu. Rudi słynął z analitycznych zdolności. Mógł mu pomóc przebić się przez gąszcz zagadek, otaczających tajemniczą korporację.

Gunn weźmie Aguirreza pod lupę i zbada, czy jest jakiś związek między baskijskimi terrorystami i Oceanusem. Aguirrez wspominał o swoim przodku Diego. Austin zadumał się nad obsesją Baska na tym punkcie i doszedł do wniosku, że Aguirrez mógł na coś trafić. Austin wiedział z własnego doświadczenia, że przeszłość zawsze jest kluczem do teraźniejszości. Potrzebował kogoś, kto poprowadzi go wstecz przez pięć wieków. Natychmiast przyszła mu do głowy właściwa osoba. Sięgnął po telefon i wystukał numer.

21

Światowej sławy historyk morski i smakosz, St. Julien Perlmutter, cierpiał w ekstazie. Siedział na ocienionym tarasie trzystuletniej toskańskiej willi z zapierającym dech widokiem na rozległe winnice. W oddali nad renesansową Florencją dominowała katedra Duomo. Szeroki, dębowy stół przed Perlmutterem uginał się pod ciężarem włoskich potraw, od pikantnych kiełbasek miejscowego wyrobu do grubych, krwistych befsztyków florenckich. Wspaniałego jedzenia, kolorów i zapachów było tyle, że Perlmutter nie mógł się zdecydować od czego zacząć.

– Weź się w garść, stary – mruknął do siebie, szarpiąc siwą brodę i wpatrując się w smakołyki. – Głupio byłoby umrzeć z głodu wśród tego wszystkiego.

Ważył sto osiemdziesiąt kilogramów i raczej nie groziła mu śmierć z niedożywienia. Gościł we Włoszech od dziesięciu dni w podróży promującej włosko-amerykański magazyn kulinarny. Odwiedzał winiarnie, trattorie i wędzarnie. Pozował do zdjęć w chłodniach pełnych wiszącego prosciutto i wygłaszał wykłady o historii żywienia od czasów Etrusków. Ucztował wszędzie, gdzie się zatrzymał. W końcu przesyt doprowadził go do obecnego impasu.

Odezwała się komórka w kieszeni jego garnituru. Na szczęście telefon wybawił go z kłopotu.

– Proszę się streszczać.

– Trudno cię złapać, St. Julien.

Na dźwięk znajomego głosu Kurta Austina niebieskie oczy rozbłysły wesoło.

– Wręcz przeciwnie, mój chłopcze. Jestem jak Jaś i Małgosia. Idź tropem okruchów, a znajdziesz mnie skubiącego domek z piernika.

– Łatwiej było pójść tropem wskazówek twojej gospodyni. Powiedziała mi, że jesteś we Włoszech. Jak przebiega wycieczka?

Perlmutter poklepał się po pełnym brzuchu.

– Bardzo treściwa. Mam nadzieję, że w dystrykcie Kolumbii wszystko w porządku?

– O ile wiem, tak. Wczoraj wieczorem wróciłem z Kopenhagi.

– Ach, to miasto Hansa Christiana Andersena i Małej Syrenki… Pamiętam, że kiedy byłem tam kilka lat temu, trafiłem do pewnej restauracji, gdzie jadłem…

Austin przerwał Perlmutterowi, zanim ten zaczął wymieniać kolejno wszystkie dania.

– Wysłuchałbym tego z przyjemnością, ale w tej chwili jest mi potrzebna twoja znajomość historii.

– Zawsze chętnie rozmawiam o jedzeniu i historii. Strzelaj. – Perlmutter często wspomagał NUMA swoją wiedzą.

– Natknąłeś się kiedykolwiek na baskijskiego żeglarza Diego Aguirreza? Piętnasty lub szesnasty wiek.

Perlmutter sięgnął w głąb swego encyklopedycznego umysłu.

– Owszem. Miało to coś wspólnego z Pieśnią o Rolandzie, francuskim poematem epickim.

– Chanson de Roland? Męczyłem się z tym w szkole na lekcjach francuskiego.

– Więc znasz tę legendę. Roland był siostrzeńcem cesarza Karola Wielkiego. Swoim magicznym mieczem Durendalem powstrzymywał Saracenów w wąwozie Roncesvalles. Kiedy umierał, uderzył mieczem o skałę, chcąc go zniszczyć, żeby nie wpadł w ręce wroga. Ale klinga nie pękła. Zadął w róg, wzywając pomocy. Cesarz usłyszał to i przybył ze swoimi wojskami, ale było za późno. Roland już nie żył. Z biegiem lat stał się bohaterem Basków, symbolem ich uporu.

– A jak to się wiąże z Aguirrezem?

– Przypominam sobie wzmiankę o rodzinie Aguirrezów w osiemnastowiecznej rozprawie naukowej o wyprawach do obu Ameryk przed Kolumbem. Aguirrez podobno wiele razy pływał na łowiska na wodach Ameryki Północnej, kilkadziesiąt lat przed dotarciem tam Kolumba. Niestety, naraził się hiszpańskiej inkwizycji. Podobno powierzono mu relikwie Rolanda.

– Z tego, co mówisz, wynika, że opowieść o Rolandzie to nie tylko legenda. Miecz i róg istniały naprawdę.

– Inkwizycja najwyraźniej tak uważała. Obawiała się, że relikwie mogą być wykorzystane do zjednoczenia Basków.

– Co się stało z Aguirrezem i relikwiami?

– Zniknął razem z nimi. I nie ma nigdzie mowy o katastrofie jego statku. Mogę spytać, dlaczego się tym interesujesz?

– Poznałem potomka Diego Aguirreza. Podróżuje tropem swojego przodka, ale nic mi nie mówił o relikwiach.

– Nie jestem zaskoczony. Separatyści baskijscy nadal podkładają bomby w Hiszpanii. Bóg jeden wie, co by się stało, gdyby wpadły im w ręce takie cenne symbole.

– Pamiętasz coś jeszcze o Aguirrezie?

– W tej chwili nic więcej nie mogę powiedzieć. Po powrocie do domu pogrzebię w moich książkach. – Perlmutter miał jedną z największych na świecie bibliotek marynistycznych. – Będę w Georgetown za kilka dni, po wizycie w Mediolanie.

– Bardzo mi pomogłeś, jak zwykle. Jeszcze pogadamy. Buon appetito.

– Grazie – odrzekł Perlmutter i wyłączył się.

Znów skoncentrował się na zastawionym stole. Już miał się wziąć za półmisek marynowanych karczochów, gdy jego gospodarz, właściciel willi i okolicznych winnic, wrócił z butelką wina, po którą poszedł.

– Nie tknął pan jedzenia – zdziwił się. – Źle się pan czuje?

– Ach, nie, senior Nocci. Miałem właśnie telefon z trudnym pytaniem z dziedziny historii.

Siwy Włoch skinął głową.

– Może odświeży panu pamięć chingali z dzika. Sos jest zrobiony z trufli z moich lasów.

– Wspaniała propozycja, mój przyjacielu.

Tama pękła i Perlmutter zabrał się do jedzenia ze zwykłym apetytem. Nocci uprzejmie powstrzymywał swoją ciekawość, kiedy jego gość pochłaniał dokładki. Ale gdy Perlmutter wytarł usta i odłożył serwetkę, Nocci powiedział:

– Jestem historykiem amatorem. Trudno nim nie być, kiedy mieszka się w kraju pełnym pozostałości po niezliczonych cywilizacjach. Może mógłbym pomóc.

Perlmutter nalał sobie drugi kieliszek chianti rocznik 1997 i zrelacjonował mu swoją rozmowę z Austinem. Włoch przechylił głowę na bok.

– Nic nie wiem o tym Basku, ale pańska opowieść przypomina mi coś, na co natknąłem się podczas moich badań w Biblioteca Laurenziana.

– Byłem tam wiele lat temu. Zafascynowały mnie manuskrypty.

– Mają ich ponad dziesięć tysięcy – przytaknął Nocci. – Jak pan wie, bibliotekę założył ród Medyceuszy, by umieścić tam swoje bezcenne zbiory. Piszę pracę o Wawrzyńcu Wspaniałym, którą mam nadzieję kiedyś opublikować, choć wątpię, czy ktoś ją przeczyta.

– Ja na pewno – obiecał uroczyście Perlmutter.

– Więc mój wysiłek nie pójdzie na marne – odrzekł Włoch. – W każdym razie jednym z niebezpieczeństw badań naukowych jest pokusa zbaczania z głównego kierunku poszukiwań. Uległem jej w bibliotece i doszedłem do osoby papieża Leona X z rodu Medyceuszy. Po śmierci króla Ferdynanda w 1516 roku zaczęto naciskać, siedemnastoletniego następcę tronu, Karola V, żeby przeciwstawił się potędze inkwizycji. W rodzinie Medyceuszy istniały wielkie tradycje humanistyczne i papież chciał ograniczyć uprawnienia inkwizytorów. Jednak doradcy Karola przekonali młodego króla, że bez inkwizycji nie utrzyma się przy władzy i prześladowania trwały jeszcze przez trzysta lat.

– Smutny rozdział w historii ludzkości. To pocieszające, że Aguirrez miał odwagę wyrazić własne zdanie, ale ciemne moce były silne.

– Najgorszy był Hiszpan Martinez. Wysłał do króla list z przynagleniem do poparcia inkwizycji i rozszerzenia jej uprawnień. Udało mi się ustalić, że list został przekazany Leonowi X z prośbą o komentarz i trafił do biblioteki wraz z innymi dokumentami papieża. – Nocci pokręcił głową. – Martinez nienawidził Basków, chciał ich zetrzeć z powierzchni ziemi. Pamiętam wzmiankę o Rolandzie i przypominam sobie, że wydała mi się niezwykła w tym kontekście.

– O co w niej chodzi?

Włoch westchnął ciężko i postukał się palcem w głowę.

– Zapomniałem. Skleroza. Starzeję się.

– Może pan sobie przypomni po dolewce wina.

Nocci uśmiechnął się.

– Bardziej ufam chianti niż własnej pamięci. Zastępczyni kustosza biblioteki to moja przyjaciółka. Proszę poczekać, a ja pójdę do niej zadzwonić.

Wrócił po kilku minutach.

– Powiedziała, że w każdej chwili z przyjemnością pokaże nam ten list.

Perlmutter odsunął wielkie cielsko od stołu i wstał.

– Trochę ruchu chyba dobrze mi zrobi.

Jazda do Florencji nie trwała nawet piętnastu minut. Nocci miał fiata, ale na czas wizyty Perlmuttera wypożyczył mercedesa, żeby gościowi było wygodniej. Zaparkowali w pobliżu straganów z wyrobami skórzanymi i pamiątkami na Piazza San Lorenzo i skierowali się na lewo od starej kaplicy parafialnej rodu Medyceuszy.

Przeszli przez ciche krużganki klasztorne, zostawili za sobą ruchliwy rejon handlowy i wspięli się do czytelni po schodach będących dziełem Michała Anioła. Zwinność ogromnej postaci Perlmuttera wydawała się przeczyć prawu grawitacji. Mimo to u szczytu schodów zasapał się z wysiłku i chętnie zgodził się, gdy Nocci zaproponował, że przyprowadzi tu przyjaciółkę. Perlmutter przechadzał się między rzędami rzeźbionych ław z prostymi oparciami, pławił się w słońcu, wpadającym przez wysokie okna, i wdychał stęchły zapach staroci.

Nocci wrócił po chwili z przystojną kobietą w średnim wieku. Przedstawił ją jako Marę Maggi, zastępczynię kustosza. Mara była rudawą blondynką i miała jasną cerę jak z obrazów Botticellego.

Perlmutter uścisnął jej dłoń.

– Dziękuję, że tak szybko znalazła pani dla nas czas, seniora Maggi.

Obdarzyła go promiennym uśmiechem.

– Nie ma za co. To przyjemność udostępnić nasze zbiory tak znanej osobie. Proszę ze mną. List jest w moim biurze.

Zaprowadziła gości do pomieszczenia z widokiem na ogród klasztorny. Posadziła Perlmuttera przy wolnym biurku. W otwartej drewnianej kasetce obciągniętej skórą leżało kilka kartek pomarszczonego pergaminu. Mara zostawiła mężczyzn samych i powiedziała, żeby ją zawołali, gdyby była potrzebna.

Nocci ostrożnie wyjął pierwszą kartkę.

– Znam hiszpański całkiem nieźle. Jeśli pan pozwoli…

Perlmutter skinął głową i Włoch zaczął głośno czytać. Pełen jadu, nienawiści i żądzy krwi list był litanią oskarżeń pod adresem Basków – między innymi o czarnoksięstwo i satanizm. Jako dowodu użyto nawet odmienności ich języka. Martinez najwyraźniej był obłąkany. Ale w jego bredniach kryło się ostrzeżenie dla młodego króla z rodu Medyceuszy: ograniczenie władzy inkwizycji zagrozi potędze tronu.

– O – powiedział Nocci i poprawił okulary – tu jest ten fragment, o którym wspominałem. Martinez pisze: “Ale najbardziej obawiam się ich skłonności do rebelii. Są przywiązani do relikwii. Mają Miecz i Róg. Przypisują tym przedmiotom wielką moc. To im daje siłę do buntu. Może zagrozić potędze Kościoła i Twojego królestwa, Panie. Jest wśród nich człowiek nazwiskiem Aguirrez, przywódca spisku. Przysiągłem ścigać go choćby na koniec świata i odzyskać relikwie. Obawiam się, Panie, że jeśli nasza święta misja nie będzie mogła trwać aż do wykorzenienia herezji, dźwięk rogu Rolanda wezwie naszych wrogów do boju, a jego miecz zniszczy wszystko, co nam drogie”.

Perlmutter zmarszczył brwi.

– Interesujące. Po pierwsze, według niego relikwie naprawdę istnieją. Po drugie, ma je ten Aguirrez. To potwierdza legendę o śmierci Rolanda.

Zajrzała seniora Maggi i zapytała, czy czegoś potrzebują. Nocci podziękował i powiedział:

– To fascynujący dokument. Czy jest tu coś jeszcze, co napisał Martinez?

– Nie przypominam sobie nic takiego.

Perlmutter splótł palce.

– Martinez robi na mnie wrażenie człowieka bardzo ambitnego. Zdziwiłbym się, gdyby nie prowadził dziennika swoich działań. Byłoby wspaniale, gdybyśmy dotarli do takiego dokumentu. Może jest coś w archiwach państwowych w Sewilli.

Seniora Maggi, słuchając go niezbyt uważnie, czytała kartkę przyczepioną do pudła z innymi dokumentami.

– To lista wszystkich manuskryptów w tym zbiorze. Najwyraźniej poprzedni kustosz zabrał stąd jeden z rękopisów i wysłał do archiwów państwowych w Wenecji.

– Co to za dokument? – zapytał Perlmutter.

– Jest tu określony jako Oczyszczenie z zarzutów człowieka morza. Napisał go Anglik, kapitan Richard Blackthorne. Manuskrypt powinien tutaj wrócić, ale archiwa obejmujące tysiąc lat historii mają ponad dziewięćdziesiąt kilometrów półek, więc czasem coś może się zawieruszyć.

– Bardzo chciałbym przeczytać rękopis Blackthorna – powiedział Perlmutter. – Jutro miałem być w Mediolanie, ale może wybiorę się do Wenecji.

– Chyba nie będzie to konieczne – odrzekła Maggi. Zabrała akta do swojego gabinetu, skąd rozległo się ciche stukanie w klawiaturę komputera. Po chwili Maggi wróciła. – Skontaktowałam się z archiwum państwowym w Wenecji i poprosiłam o odszukanie dokumentu. Jak tylko się znajdzie, zrobią kopię i prześlą przez Internet.

Назад Дальше