Podwodny Zabójca - Cussler Clive 4 стр.


– Wątpię, żebyśmy chybili z tej odległości – odparł Petersen – ale chcę uniknąć rozlewu krwi. Dostarczył pan kamerzystom telewizyjnym mnóstwo materiału. Wieloryby uciekły, polowanie się nie udało. Postawił pan na swoim i nie jest pan tu dłużej mile widziany.

Ryan zachichotał.

– Przyjemnie mieć do czynienia z rozsądnym człowiekiem. Nie to, co z pańskim poprzednikiem, miłośnikiem strzelania. Dobrze, odpłynę stąd, ale nie opuścimy tych wód. Mamy tu jeszcze coś do załatwienia.

– Może pan robić, co się panu podoba, dopóki nie łamie pan naszego prawa i nie zagraża naszej ludności.

Ryan odetchnął z ulgą. Udawał spokojnego, ale wiedział, że naraża na niebezpieczeństwo swoją załogę i dziennikarzy. Przekazał ster pierwszemu oficerowi i wydał rozkaz powolnego wycofania się. “Sea Sentinel” odpłynął z rejonu polowania i skierował się na morze. Ryan planował rzucić kotwicę kilka mil od brzegu i przygotować się do protestu przeciwko hodowli ryb.

Pamiętając o wcześniejszej sztuczce “Sea Sentinela”, Petersen trzymał się za krążownikiem trochę z tyłu. Był gotów natychmiast wejść do akcji i zablokować statek, gdyby Ryan spróbował się przebić.

Therri rozładowała napięcie w sterowni.

– Kapitan Petersen nawet nie wie, jakie miał szczęście – powiedziała z uśmiechem. – Jeden strzał i zaciągnęłabym go do sądu, a jego okręt poszedłby pod zastaw.

– Chyba bardziej bał się naszej śmieciowej katapulty – odrzekł Ryan.

Dobry nastrój zepsuły przekleństwa Mercera.

– Co jest, Chuck? – zapytał Ryan.

– Niech to szlag, Mark. – Pierwszy oficer stał z rękami na kole sterowym. – Musiałeś spieprzyć ster, kiedy szalałeś tak tą łajbą. – Zmarszczył brwi i cofnął się. – Masz, zobacz.

Ryan spróbował obrócić koło. Przesuwało się o parę centymetrów w każdą stronę, ale wyglądało na zablokowane. Nacisnął trochę mocniej, potem zrezygnował.

– To cholerstwo się zacięło – powiedział z mieszaniną złości i zdumienia.

Podniósł słuchawkę telefonu, rozkazał maszynowni zastopować silniki i z powrotem zajął się kołem. Zamiast zwolnić, statek w niewyjaśniony sposób nabrał szybkości. Ryan zaklął i znów zadzwonił na dół do maszynowni.

– Co jest, Cal? – warknął. – Ogłuchłeś od tych silników? Kazałem wytracić szybkość, nie zwiększyć.

Główny mechanik Ryana, Cal Rumson, był doświadczonym marynarzem.

– Wiem, do cholery, co kazałeś – odparł, wyraźnie zdenerwowany. – Zredukowałem szybkość. Ale silniki oszalały. Chyba nie działają przyrządy.

– Więc odetnij zasilanie – doradził Ryan.

– Próbuję, ale diesle dostają jeszcze większych obrotów.

– Próbuj dalej, Cal.

Ryan z trzaskiem odłożył słuchawkę na widełki. To jakiś obłęd! Statek jakby miał własny rozum. Ryan popatrzył na morze przed dziobem. Dobra wiadomość. Żadnego statku ani lądu na drodze. A jak im zabraknie paliwa na środku Atlantyku? Ryan podniósł mikrofon radia, żeby zawiadomić krążownik o sytuacji. Ale przeszkodził mu krzyk Mercera.

– Koło się obraca!

Mercer starał się utrzymać je w miejscu, ale powoli, stopniowo obracało się w prawo. Statek skręcał i kierował się na krążownik. Ryan rzucił się na pomoc Mercerowi i razem próbowali wrócić na kurs. Jednak koło sterowe wyślizgiwało się z ich spoconych rąk i “Sea Sentinel” zbliżał się do okrętu wojennego.

Duński krążownik zauważył zmianę kursu. W radiu zatrzeszczał znajomy głos.

– Zgłoś się, “Sea Sentinel”. Po co zmieniacie kurs?

– Mamy problemy ze sterowaniem. Ster jest zablokowany i nie możemy wyłączyć silników.

– Bzdury.

– Powiedz to temu statkowi!

Cisza. Potem Petersen zdecydował:

– Usuniemy się, żeby zrobić wam miejsce. Ostrzeżemy wszystkie statki w pobliżu.

– Dzięki. Wygląda na to, że spełni się twoje życzenie, żebyśmy opuścili te wody.

Zanim jednak duński okręt zdążył się oddalić, “Sea Sentinel” wykonał ostry zwrot, celując w jego burtę.

Na pokładzie krążownika marynarze gorączkowo machali rękami. Zawyła syrena okrętowa. Przez głośniki po duńsku i angielsku ogłoszono alarm.

Widząc, że do katastrofy pozostały sekundy, marynarze rzucili się do ucieczki.

W ostatniej desperackiej próbie uniknięcia kolizji Ryan naparł całym swoim ciężarem na koło. Nadal je trzymał, gdy statek uderzył w burtę krążownika. Ostry dziób “Sea Sentinela” przebił stalowe płyty kadłuba jak bagnet, a potem z przeraźliwym zgrzytem rozdzieranego metalu ześlizgnął się z płynącego okrętu.

“Sea Sentinel” osuwał się do morza niczym bokser po silnym ciosie w nos. Krążownik walczył o utrzymanie się na powierzchni, gdy tysiące litrów wody wlewały się przez dziurę w kadłubie. Stłoczona w szalupach załoga przygotowywała się do spuszczenia ich na zimne morze.

Wstrząs rzucił Therri na kolana. Ryan pomógł jej wstać i razem z innymi wybiegli ze sterówki na pokład. Przerażeni członkowie ekip telewizyjnych zorientowali się nagle, że są teraz bohaterami reportaży. Próbowali znaleźć kogoś, kto powie im, co robić. Byli posiniaczeni i słaniali się na nogach.

Ktoś przeraźliwie wzywał pomocy. Załoga i reporterzy wydobyli zakrwawione ciało z metalowej miazgi, jaka pozostała z części dziobowej.

Ryan wykrzykiwał rozkazy, żeby opuścić statek.

W hałasie i zamieszaniu nikt nie spojrzał w górę i nie zauważył helikoptera krążącego wysoko nad miejscem katastrofy. Śmigłowiec zatoczył kilka kręgów niczym głodny sęp i odleciał wzdłuż wybrzeża.

3

U północnych wybrzeży Rosji

Tysiąc dwieście mil morskich na południowy wschód od Wysp Owczych statek poszukiwawczo-badawczy “William Beebe” stał na kotwicy na zimnych wodach Morza Barentsa. Siedemdziesięciosześciometrowy turkusowy kadłub zdobiły litery NUMA. Nazwa “Beebe” pochodziła od nazwiska jednego z pionierów eksploracji głębin morskich. Statek był najeżony potężnymi dźwigami i wyciągarkami, zdolnymi unieść z dna cały wrak.

Na pokładzie rufowym stali czterej załoganci w neoprenowych skafandrach. Wpatrywali się w morze, gdzie woda kipiała jak wrzący kocioł. Jej powierzchnia pojaśniała i utworzyła białą, spienioną kopułę. Z morza wystrzelił podwodny pojazd ratowniczy “Sea Lamprey” niczym zmutowany lewiatan, wynurzający się, żeby zaczerpnąć powietrza. Z wprawą komandosów załoga statku zepchnęła z pochylni rufowej na wodę ponton z doczepnym silnikiem. Kilku mężczyzn wskoczyło do środka i wystartowało ostro w kierunku jaskrawopomarańczowego pojazdu podwodnego.

Przyczepili do niego hol i wyciągarka na pokładzie “Beebe” dociągnęła batyskaf pod wysoką ramę w kształcie litery A na rufie statku. Umocowano liny do uchwytów na pokładzie pojazdu podwodnego. Zaryczał potężny silnik dźwigu i batyskaf wynurzył się z wody. Kiedy zawisnął w powietrzu, ukazał się jego niezgrabny, cylindryczny kadłub i dziwnie krótki, harmonijkowy dziób.

Rama w kształcie litery A obróciła się wolno nad pokład statku i opuściła pojazd na zrobiony na zamówienie stalowy stojak. Załoga “Beebe” przystawiła do batyskafu drabinkę. Właz na szczycie kiosku otworzył się i odchylił do tyłu na zawiasach. Kurt Austin wystawił głowę na zewnątrz i zamrugał oczyma. Jego stalowoszare, niemal platynowe włosy lśniły w metalicznej poświacie zachmurzonego nieba.

Austin skinieniem głowy pozdrowił załogę, a potem przecisnął się przez wąski otwór i stanął obok kiosku. Po chwili wysunął głowę na świeże powietrze jego partner, Joe Zavala, i podał mu błyszczącą, aluminiową walizeczkę.

Austin rzucił ją krępemu człowiekowi w średnim wieku, który czekał na dole przy drabince. Mężczyzna był ubrany w wełniany sweter z golfem, żółte spodnie przeciwdeszczowe i nieprzemakalny płaszcz. Tylko wysoka czapka z daszkiem zdradzała, że jest oficerem rosyjskiej marynarki wojennej. Na widok szybującego w powietrzu pojemnika wydał okrzyk rozpaczy. Złapał go w locie i przytulił do piersi.

Kiedy Austin i Zavala zeszli po drabince, Rosjanin otworzył walizeczkę wyłożoną pianką ochronną i wyjął przedmiot zawinięty w papier. Rozpakował go i ukazała się ciężka, prostokątna butelka. Oficer trzymał butelkę jak noworodka, przemawiając do niej czule po rosyjsku.

Widząc zaskoczone miny ludzi z NUMA, powiedział:

– Wybaczcie, panowie. Odmawiałem modlitwę dziękczynną za to, że zawartość pojemnika nie ucierpiała.

Austin popatrzył na etykietkę i skrzywił się.

– Nurkowaliśmy na głębokość prawie stu metrów i wciskaliśmy się do okrętu podwodnego po butelkę wódki?

– O, nie – odparł Własow i sięgnął do walizeczki. – Po trzy butelki. – Ostrożnie rozpakował następne flaszki, każdą głośno pocałował i włożył z powrotem do pojemnika. – Klejnot Rosji to jedna z naszych najlepszych wódek, a moskiewska nie ma sobie równych na świecie. Jeśli zaś chodzi o czarodzieja, to najlepiej smakuje schłodzony.

Austin zastanawiał się, czy kiedykolwiek zrozumie Rosjan.

– Wszystko jasne – odrzekł wesoło. – Zatopiliście swój okręt podwodny, żeby schłodzić gorzałę.

– To stary okręt podwodny klasy Foxtrot, używany do ćwiczeń – odpowiedział Własow. – Nie był remontowany od ponad trzydziestu lat. – Uśmiechnął się szeroko do Austina. – Musi pan przyznać, że to był pański pomysł, żeby umieścić obiekty w okręcie podwodnym i sprawdzić możliwość ich wydobycia.

– Rzeczywiście.

Własow zamknął wieko walizeczki.

– Zatem wasze nurkowanie zakończyło się sukcesem?

– Tak – odrzekł Zavala. – Mieliśmy kilka problemów technicznych, ale to nic poważnego.

– Więc trzeba to oblać – powiedział Własow.

Austin wyjął mu walizeczkę z ręki.

– Najlepiej od razu.

Wzięli z mesy trzy plastikowe kubki i poszli do kabiny odpraw. Własow otworzył butelkę czarodzieja i nalał każdemu solidną porcję. Wzniósł toast:

– Za dzielnych młodych ludzi, którzy zginęli na “Kursku”.

Przełknął wódkę, jakby pił herbatę. Austin sączył alkohol. Wiedział z doświadczenia, że w mocnej rosyjskiej wodzie ognistej czają się demony.

– I za to, żeby nic takiego nigdy już się nie zdarzyło – odpowiedział.

Zatonięcie “Kurska” w 2000 roku było jedną z największych znanych katastrof okrętów podwodnych. Zginęło ponad stu marynarzy, gdy okręt klasy Oscar II z pociskami manewrującymi poszedł na dno na Morzu Barentsa po eksplozji w torpedowni.

– Dzięki waszemu batyskafowi – powiedział Własow – żaden młody człowiek służący swojej ojczyźnie nie będzie musiał ginąć taką straszną śmiercią. Pomysłowość NUMA pozwoli nam dostać się do zatopionego okrętu bez względu na to, czy właz ewakuacyjny będzie dostępny i sprawny, czy nie. Wprowadzone przez was innowacje to prawdziwa rewolucja.

– Jest pan bardzo uprzejmy, komandorze Własow. Słowa uznania należą się Joemu. To on zmontował do kupy różne graty, używając do tego wypróbowanego amerykańskiego zdrowego rozsądku.

– Dzięki za pochwały, ale ukradłem ten pomysł matce naturze – odparł Zavala z typową dla siebie skromnością. Ukończył inżynierię morską w nowojorskim Maritime College i był genialnym mechanikiem. Zaraz po studiach został zwerbowany przez dyrektora NUMA, Jamesa Sandeckera. Oprócz pracy w zespole specjalnym, kierowanym przez Austina, projektował liczne załogowe i bezzałogowe pojazdy podwodne.

– Nonsens! – zaprotestował Własow. – Między prawdziwym minogiem morskim i pańskim batyskafem o tej nazwie jest wielka różnica.

– Zasada działania jest ta sama – odrzekł Zavala. – Minogi to wspaniale skonstruowane stworzenia. Przywierają do płynącej ryby, zatapiają zęby w jej ciele i wysysają krew. My zamiast zębów używamy przyssawki i laserów. Głównym problemem było elastyczne uszczelnienie, które przylegałoby do każdej powierzchni i umożliwiało wycięcie w niej otworu. Zastosowanie materiałów ery kosmicznej i komputerów pozwoliło nam stworzyć całkiem dobre urządzenia.

Własow znów uniósł kubek z wódką.

– Trzymam w ręku dowód pańskiej pomysłowości. Kiedy “Sea Lamprey” osiągnie pełną zdolność operacyjną?

– Niedługo – odpowiedział Zavala. – Mam taką nadzieję.

– Im prędzej, tym lepiej. Moi rodacy zbudowali kilka doskonałych okrętów, ale ich stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. – Własow dopił wódkę i wstał z krzesła. – Muszę wracać do swojej kajuty i przygotować raport dla moich przełożonych. Powinni być bardzo zadowoleni. Jestem wam wdzięczny za wykonanie tak ciężkiej pracy. Osobiście podziękuję admirałowi Sandeckerowi.

Po wyjściu Własowa pojawił się jeden z oficerów statku i zawiadomił Austina, że jest do niego telefon. Austin podniósł słuchawkę, słuchał przez chwilę, zadał kilka pytań, a potem powiedział:

– Niech pan zostanie przy aparacie. Zaraz oddzwonię.

Zwrócił do Zavali:

– Wschodnioatlantyckie biuro NATO do spraw wypadków okrętów podwodnych potrzebuje naszej pomocy przy akcji ratowniczej.

– Co się stało? – zapytał Joe.

– Duński krążownik poszedł na dno u wybrzeży Wysp Owczych i część załogi jest uwięziona wewnątrz. Najwyraźniej jeszcze żyją. Szwedzi i Brytyjczycy są już w drodze, ale okręt nie ma włazu ewakuacyjnego. Duńczycy potrzebują kogoś, kto mógłby wejść do środka bezpośrednio przez kadłub i wydostać tych facetów. Słyszeli, że tu jesteśmy i przeprowadzamy zanurzenia testowe.

– Ile mamy czasu?

– Z rozmowy wynikało, że kilka godzin.

Zavala pokręcił głową.

– Wyspy Owcze są ponad tysiąc mil stąd. “Beebe” to szybki statek, ale musiałby mieć skrzydła, żeby dotrzeć tam na czas.

Austin zastanawiał się przez minutę, a potem oświadczył:

– Jesteś genialny.

– Cieszę się, że wreszcie to sobie uświadomiłeś. Mogę spytać, jak doszedłeś do tego wniosku? To warte kilku dobrych kolejek w barze.

– Najpierw chciałbym wiedzieć, czy “Sea Lamprey” nadaje się już do akcji ratowniczych. Wyczułem w twoim głosie nutkę CST, kiedy Własow zapytał, kiedy batyskaf będzie gotowy.

– My, ludzie w służbie państwowej, automatycznie nastawiamy się na tryb Chroń Swój Tyłek, kiedy podpisujemy umowę o pracę – odparł Zavala.

– Musiałeś zaliczyć ten kurs z wyróżnieniem. No, więc?

Zavala dumał przez chwilę.

– Widziałeś, jak się zachowywał przy wynurzaniu.

– Jak wściekły byk, ale udało się. W Disneylandzie zapłaciłbyś kupę forsy za taką przejażdżkę.

Zavala pokręcił głową.

– Naprawdę masz talent do przedstawiania perspektywy strasznej śmierci w niefrasobliwy sposób.

– Nie pragnę śmierci bardziej niż ty. Mówiłeś, że “Sea Lamprey” jest jak dom z cegły.

– Przesadziłem. Jest wyjątkowo mocny, ale mógłby być lepszy.

– Podsumowując, jakie są szansę na udaną misję?

– Mniej więcej pół na pół. Mogę wprowadzić kilka innowacji i trochę zmienić ten stosunek na naszą korzyść.

– Nie naciskam cię, Joe.

– Nie musisz. Do końca życia nie mógłbym spać, gdybyśmy nie spróbowali pomóc tym facetom. Ale trzeba jakoś dostarczyć batyskaf do duńskiego krążownika. Pewnie już coś wymyśliłeś, stary cwaniaku? – zapytał Zavala na widok szerokiego uśmiechu Austina.

– Być może – odparł Austin. – Muszę obgadać kilka szczegółów z Własowem.

– Skoro mam ryzykować życie w twojej akcji, może mi zdradzisz, co kombinujesz w tej przedwcześnie posiwiałej głowie?

– Nic – odrzekł Austin. – Ale nie należy zrażać się drobiazgami.

Назад Дальше