Księżyc w nowiu - Meyer Stephenie 19 стр.


– Naprawdę chciałabyś, żebym z tobą pojechał? Chcesz przedstawić mnie swoim znajomym?

– Tak – potwierdziłam, wiedząc, że pakuję się w tarapaty. Jak miałam go później przekonać, że nie zależy mi na nim w szczególny sposób? – Bez ciebie nie będę się tak dobrze bawić. Weź z sobą Quila. Zaszalejemy.

Quil będzie w siódmym niebie. Rozumiesz, starsze dziewczyny… – Jacob wywrócił oczami.

– Dopilnuję, żeby miał szeroki wybór.

Żadne z nas nie wspomniało Embry'ego.

Nazajutrz, po angielskim, zagadnęłam Mike'a.

– Mike, co porabiasz w piątek wieczorem? Oczy mu rozbłysły.

– Nic szczególnego. A co? Chcesz dokądś wyskoczyć? Żeby nie wplątać się przypadkiem w randkę, przećwiczyłam różne wersje tego dialogu jeszcze w domu. Ba, żeby uniknąć niemiłych niespodzianek, przeczytałam nawet streszczenia wszystkich filmów wyświetlanych w kinie.

– Tak sobie myślałam, że moglibyśmy zorganizować jakiś grupowy wypad do kina – powiedziałam, starannie dobierając każde słowo. Zaakcentowałam słowo „grupowy”. – Bardzo chciałabym zobaczyć „Na celowniku”. Co ty na to?

„Na celowniku” było krwawym filmem akcji. Nie wyzdrowiałam jeszcze na tyle, żeby móc zmierzyć się z historią miłosną.

– Brzmi nieźle – przyznał, choć jego entuzjazm nieco przygasł.

– Świetnie.

– Hm… – Zamyślił się na moment, a potem nagle poweselał. Może by tak zaprosić Angelę i Bena? Albo Erica i Katie?

Kombinował, jak mógł, żeby nasze wyjście wyglądało na randkę, choćby i podwójną.

– Może jednych i drugich? – zasugerowałam. – I Jessicę. I Tylera. I Connera. I może Lauren?

Tej ostatniej nie cierpiałam, ale cóż, obiecałam Quilowi szeroki wybór.

– Okey – mruknął Mike zrezygnowany.

– Na pewno zaproszę też moich kolegów z La Push – ciągnęłam. – Jeśli wszyscy się zgodzą, będziesz musiał ich zawieźć swoim vanem.

Na dźwięk słowa „koledzy”, Mike zmarszczył czoło.

– To ci, z którymi ostatnio tak często zakuwasz?

– Ci sami. – Uśmiechnęłam się. – Właściwie można by powiedzieć, że daję im korepetycje. Wiesz, oni są dopiero w drugiej klasie.

– W drugiej klasie? – powtórzył Mike. Zaskoczyłam go tą informacją.

Przetrawiwszy ją, też się uśmiechnął.

Pod koniec dnia okazało się niestety, że van nie będzie potrzebny; Quil dostał od rodziców szlaban za wdanie się w bójkę.

Jessika i Lauren wymówiły się brakiem czasu, gdy tylko Mike powiedział im, kto jest drugim organizatorem, a Eric i Katie nie mogli z kolei dołączyć, bo umówili się już na świętowanie faktu, że są razem pełne trzy tygodnie. Co do Tylera i Connera, Lauren dotarła do nich przed Mikiem, więc tak jak dziewczyny, stwierdzili, że są bardzo zajęci. Pozostawała Angela z Benem i rzecz jasna Jacob.

Liczne odmowy nie zniechęciły Mike'a, wręcz przeciwnie. Nie mógł się już doczekać. Nie byt w stanie mówić o niczym innym.

– Może pójdziemy jednak na „Zawsze razem”? – spytał mnie w piątek podczas lunchu. – Dostało więcej gwiazdek. Miał na myśli komedię romantyczną, która w całym kraju zajęła pierwsze miejsca w rankingach popularności.

– Tak się już napaliłam na „Na celowniku” – poprosiłam. – Chcę by na ekranie lała się krew.

– Okej, okej. – Zanim Mike się obrócił, spostrzegłam, że zrobił minę z cyklu „a może ona jednak zwariowała”.

Kiedy zajechałam pod dom po szkole, na podjeździe oczekiwał znajomy samochód. Triumfalnie uśmiechnięty Jacob opierał o maskę.

– A niech mnie! – krzyknęłam, wysiadając z furgonetki.

– Nie wierzę własnym oczom! Udało ci się! Skończyłeś rabbita!

Chłopak spuchł z dumy.

– Wczoraj wieczorem. To będzie jego pierwsza dłuższa podróż.

– Bomba.

Podniosłam rękę do góry, żeby przybił mi piątkę. Przybił, ale zaraz potem, korzystając z okazji, wplótł swoje palce pomiędzy moje.

– To dzisiaj ja prowadzę?

– Tak, ty. Jasne.

Zgodziwszy się, westchnęłam teatralnie.

– Coś nie tak?

– Poddaję się. Po rabbicie już niczym cię nie przebiję. Wygrałeś. Chylę czoła. Jesteś starszy.

Wzruszył ramionami.

– Oczywiście, że jestem starszy.

Zza rogu wyłonił się van Mike'a. Wyrwałam dłoń z uścisku Jacoba. Spojrzał na mnie wilkiem.

– Pamiętam tego gościa – odezwał się, przyglądając się, jak Mike parkuje po drugiej stronie ulicy. – Wtedy na plaży był taki zazdrosny, jakbyś była jego dziewczyną. Czy wciąż ma problemy z odróżnianiem życia od marzeń?

Uniosłam jedną brew.

– Niektórych trudno zniechęcić.

– Czasami wytrwałość zostaje nagrodzona.

– Ale w większości przypadków tylko irytuje drugą stronę.

Cóż, zebrało nam się na aluzje.

Mike wysiadł z auta i przeszedł przez jezdnię.

– Cześć, Bella – zawołał, po czym spojrzał na Jacoba. Zmierzył rywala wzrokiem. Zerknęłam na Indianina, starając się zachować obiektywizm. Ani trochę nie wyglądał na szesnastolatka. Twarz mu ostatnio bardzo wydoroślała. No i ten wzrost – Mike sięgał mu ledwie do ramienia. Wolałam nawet nie myśleć, jak ja prezentuje się przy nim.

– Cześć, Mike. Pamiętasz Jacoba?

– Nie za bardzo. – Mike wyciągnął rękę, żeby przywitać się po męsku.

– Mike Newton.

– Jacob Black. Stary przyjaciel rodziny.

Uścisnęli sobie dłonie z większą siłą, niż wypadało. Po wszystkim Mike musiał rozmasować sobie palce. W kuchni rozdzwonił się telefon.

– Przepraszam, to może być Charlie – usprawiedliwiłam się i pobiegłam odebrać. Dzwonił Ben z informacją, że Angela dostała grypy żołądkowej. Sam też miał się nie pojawić, bo chciał się nią opiekować. Zdawał sobie sprawę, że stawia nas w nieco niezręcznej sytuacji, ale uważał, że nie powinien się bawić, kiedy jego dziewczyna cierpi.

Wróciłam na podjazd, kręcąc z niedowierzaniem głową. Chociaż było mi szczerze żal biednej Angeli, najchętniej bym ją udusiła. Ją i Bena. Co za pasztet! Pięknie – miałam spędzić wieczór z dwoma nienawidzącymi się zalotnikami.

Pod moją nieobecność Mike i Jacob bynajmniej nie przełamali pierwszych lodów. Stali kilka ładnych metrów od siebie, wpatrując się we frontowe drzwi. Mike wyglądał na zasępionego, Jacob jak zwykle się uśmiechał. – Angela się rozchorowała. Nie przyjadą.

– To chyba nowa fala epidemii – stwierdził Mike. – Austina i Connera też nie było dzisiaj w szkole. Może przełożymy to wyjazd na inny piątek? Byłam gotowa przystać na jego propozycję, jednak ubiegł mnie Jacob.

– Mnie tam to nie przeszkadza, ale jeśli chcesz zostać, Mike, to się…

– Nie, skąd – przerwał mu. – Jadę, jadę. Chodziło mi o to, ze możemy umówić się jeszcze raz z Angelą i Benem. Wskakujcie. – Wskazał na swojego vana.

– Nie masz nic, przeciwko, jeśli zabierzemy się z Jacobem spytałam. – Przed chwilą mu to obiecałam. Widzisz, skończył właśnie tego rabbita. Sam go zbudował, bez niczyjej pomocy – pochwaliłam się niczym mamusia dumna ze swojego syneczka.

– Super – syknął Mike przez zaciśnięte zęby.

– Fajnie – powiedział Jacob, jakby zapadła jakaś decyzja. Wydawał się być najbardziej rozluźniony z naszej trójki.

Mike wgramolił się zdegustowany na tylne siedzenie volkswagena.

Ruszyliśmy.

Jacob, jak gdyby nigdy nic, opowiadał mi różne anegdotki, aż zupełnie zapomniałam, że nie jesteśmy sami. Zauważywszy to mój szkolny kolega postanowił zmienić strategię. Pochylił się do przodu i oparł się podbródkiem o oparcie mojego fotela, tak, że niemal dotknął policzkiem mojego policzka. Szybko odwróciłam się plecami do okna.

– Czy to cudo nie ma radia? – spytał Mike zgryźliwym tonem, przerywając Jacobowi w połowie zdania.

– Ma – odparł Indianin – ale Bella nie lubi muzyki.

Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Nigdy mu się z tego nie zwierzałam.

Mike się zirytował. Sądził, że się z niego nabijamy.

– Bella?

– To prawda – potwierdziłam, patrząc wciąż na Jacoba.

– Jak można nie lubić muzyki? Wzruszyłam ramionami.

– Nie wiem. Po prostu mnie irytuje.

Kiedy znaleźliśmy się w kinie, Jacob wręczył mi banknot dziesięciodolarowy.

– Na co mi to? – zaprotestowałam.

– Musisz kupić mi bilet. Film, który wybrałaś, jest od osiemnastu lat.

Parsknęłam śmiechem.

– I panie z kasy nie dadzą się przekonać, że tak właściwie masz czterdzieści? W porządku, kupię ci ten bilet. Czy Billy mnie zabije, jeśli się dowie?

– Nie. Uprzedziłem go, że twoim hobby jest deprawowanie nieletnich.

Znowu mnie rozbawił. Tylko Mike'owi nie było do śmiechu. Prawie żałowałam, że nie postanowił się jednak wycofać – chodził naburmuszony i rzadko zabierał głos. Z drugiej strony, gdyby nie on, spędzałabym wieczór sam na sam z Jacobem. To też nie był mój wymarzony scenariusz.

Film mnie nie zawiódł. Zanim skończyły się napisy z czołówki, cztery osoby wyleciały w powietrze, a jednej odcięto głowę. Siedząca przede mną dziewczyna najpierw zasłoniła sobie oczy, a potem wtuliła twarz w pierś swojego kompana. Chłopak pogładził ją po ramieniu. Przy brutalniejszych scenach sam się wzdrygał.

Mike najwyraźniej postawił na samoumartwianie, bo wpatrywał się znieruchomiały w widoczny nad ekranem rąbek kurtyny. Jeśli o mnie chodzi, nie odrywałam wzroku od ekranu, ale koncentrowałam się na plamach barw i ich ruchach, a nie na akcji. Musiałam wysiedzieć tak dwie godziny i wysiedziałabym, gdy Jacob nie zaczął chichotać.

– Co jest? – spytałam. – Widziałaś? Ale żenada! Z tamtego gościa krew trysnęła na kilka metrów. Chyba się nie spodziewali, że ktoś to kupi.

Znów zachichotał, bo wyrzucony w powietrze siłą eksplozji maszt flagowy przybił któregoś z bohaterów do betonowej ściany. Od tego momentu razem wypatrywaliśmy idiotycznych scen. Z minuty na minutę rzeź robiła się coraz bardziej absurdalna. Jacob i tym razem mnie nie zawiódł – zawsze świetnie się z nim bawiłam. Zastanawiałam się, jak pohamować jego romantyczne żale, żeby się na mnie nie obraził.

Fotele, w których siedzieliśmy, jak to w kinie, dzieliły pojedyncze oparcia. Te po moich bokach były zajęte przez ręce kolegów.

Obaj trzymali dłonie dziwnie wykrzywione ku górze – gotowe na przyjęcie mojej, gdyby naszła mnie taka ochota. Wiedziałam, że mnie nie najdzie. Przypominały mi stalowe wnyki. Skrzyżowałam ręce na piersiach, a dłonie wsadziłam sobie pod pachy. Jacob łapał mnie za rękę, kiedy tylko nadarzała się po temu okazja, nie mogłam jednak uwierzyć, że i Mike ma czelność tak mnie nagabywać. Poza tym, zaciemniona sala kinowa to nie to samo, co Jacoba garaż. Gdybym zdecydowała się chwycić za rękę któregokolwiek z nich w tak znaczącym miejscu, byłoby to odebrane jako jawna deklaracja uczuć.

Mike poddał się pierwszy. Mniej więcej w połowie filmu cofnął rękę, pochylił się do przodu i schował twarz w dłoniach. Z początku myślałam, że reaguje tak na to, co się dzieje na ekranie, ale pozostawał w tej pozycji zbyt długo.

– Mike – szepnęłam – wszystko w porządku? Chłopak cicho jęknął. Para przed nami odwróciła głowy.

– Nie – wykrztusił. – Zbiera mi się na wymioty. Nie kłamał. Na jego czole lśniły krople potu.

Nagle zerwał się i wybiegł z sali. Wstałam, żeby pójść za nim. Jacob poszedł w moje ślady.

– Zostań – powiedziałam. – Tylko sprawdzę, czy nic mu nie jest.

Nie posłuchał. Zaczął przeciskać się za mną do wyjścia.

– Naprawdę, nie musisz wychodzić – zaoponowałam przy drzwiach. – Niech, chociaż jedno z nas nie zmarnuje tych ośmiu dolarów.

– Nic nie szkodzi. Ten film i tak jest do bani.

Wyszliśmy z sali. Ani śladu Mike'a. Jacob poszedł sprawdzić w męskiej toalecie. Poniekąd dobrze się złożyło, że zrezygnował z seansu – sama nie odważyłabym się tam zajrzeć. Nie było go tylko kilka sekund.

– Zguba się znalazła – oświadczył drwiącym tonem.

Co za mięczak! Powinnaś trzymać się z ludźmi o silniejszych żołądkach.

Z ludźmi, którzy na widok krwi śmieją się, a nie wymiotują.

– Masz rację – odparłam z sarkazmem – muszę się rozejrzeć za kimś takim. Obiecuję, że będę miała oczy szeroko otwarte. Poza nami w przedsionku przy salach nie było żywego ducha – do końca każdego z seansów pozostało, co najmniej pół godziny. Cisze przerywały jedynie dochodzące z bufetu w hallu charakterystyczne odgłosy wydawane przez zamieniające się w popcorn ziarna kukurydzy.

Jacob usiadł na pokrytej welurem ławce stojącej pod ścianą i poklepał zachęcająco wolne miejsce obok siebie.

– Mike nie wyglądał na kogoś, kto szybko dojdzie do siebie – Wyciągnął nogi, gotując się na dłuższe czekanie. Dołączyłam do niego z westchnieniem. Podejrzewałam, że zaraz ponowi próbę zalotów i nie pomyliłam się. Gdy tylko zajęłam na ławce, objął mnie ramieniem.

– Jake – fuknęłam, odsuwając się. Cofnął rękę, ale nie wydawał się być ani trochę zakłopotany. Chwycił moją dłoń, a kiedy usiłowałam ją wyrwać, złapał mnie drugą ręką za nadgarstek. Skąd brał tyle pewności siebie?

– Poczekaj chwilkę, Bello – poprosił łagodnie. – Chciałbym ci zadać kilka pytań.

Skrzywiłam się. Nie zamierzałam poruszać tego tematu – ani tu w kinie ani nigdzie indziej. Jacob był moim jedynym przyjacielem. Po kiego licha robił wszystko, żeby zepsuć to, co nas łączyło?

– Co? – burknęłam.

– Lubisz mnie, prawda?

– co za głupie pytanie.

– Bardziej niż tego pajaca, który wypluwa teraz własne flaki? – Wskazał głową drzwi do ubikacji.

– Bardziej.

– Bardziej niż jakiegokolwiek innego chłopaka?

Wciąż nie tracił pewności siebie, jakby było mu wszystko jedno, co powiem, albo jakby z góry znał moje odpowiedzi.

– I bardziej niż jakąkolwiek dziewczynę – uzupełniłam.

– Ale nic więcej.

Chociaż nie było to pytanie, czułam, że muszę coś powiedzieć ale pewne słowo nie chciało mi przejść przez gardło. Bałam się reakcji Jacoba. Czy odmowa bardzo by go zraniła? Może miałam już nigdy więcej nie zobaczyć? Nie byłam pewna, czy poradziłabym sobie z samotnością.

– Nic więcej – powtórzyłam w końcu cicho.

Uśmiechnął się pogodnie.

Nie ma sprawy. Najważniejsze, że jestem twoim najlepszy kumplem. I że uważasz, że jestem przystojny. Czy coś w tym stylu. Ale nie odpuszczę.

Nie licz na to, że mi się odmieni – uprzedziłam. Starałam się zachować normalny ton głosu, jednak sama wyczulam w nim smutek.

Jacob spoważniał.

– Cały czas za nim tęsknisz, prawda? – spytał z troską.

Wzruszyło mnie, że nie użył imienia. I wcześniej to z muzyką.

Nie musiałam mówić. Podświadomie wyczuwał, jak się ze mną obchodzić.

– Spokojnie – dodał. – Nie oczekuję, że będziesz mi się zwierzać.

Uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

– Ale nie denerwuj się na mnie za to, że będę się w koło ciebie kręcił. – Poklepał mnie po wierzchu dłoni. – Bo tak łatwo się nie poddam. Mam czas.

Westchnęłam.

– Wolałabym, żebyś go na mnie nie marnował – powiedziałam, chociaż po prawdzie bardzo mi na tym zależało. Zwłaszcza że Jacob był gotowy zaakceptować mnie taką, jaką byłam – przyjąć bez protestów uszkodzony towar.

– Chciałbym nadal spędzać z tobą popołudnia i weekendy. Jeśli nie masz nic przeciwko.

– Nie wyobrażam sobie popołudni bez ciebie – przyznała szczerze.

Ucieszył się.

– To mi się podoba.

– Tylko nie wymagaj ode mnie niczego więcej! – ostrzegłam próbując wyrwać dłoń z jego uścisku. Bez powodzenia.

– To ci chyba nie przeszkadza? – spytał, ściskając moje palce.

Zastanowiłam się.

– Właściwie to nie.

Miał takie ciepłe ręce, a ja ostatnio marzłam bez przerwy.

– I nie przejmujesz się tym, co pomyśli sobie nasz wymiotujący kolega?

– Raczej nie.

– Więc w czym problem?

– Problem w tym, że to trzymanie się za ręce oznacza dla ciebie coś innego niż dla mnie.

– Ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej. – To mój problem nie twój. – Niech ci będzie – mruknęłam. – Tylko o tym nie zapominaj.

– Nie zapomnę. Jestem teraz na cenzurowanym, tak? – Dał mi sójkę w bok.

Wywróciłam oczami. Trudno, miał prawo żartować sobie ze swojego położenia.

Przez minutę siedzieliśmy w milczeniu. Zadowolony z siebie Jacob krążył małym palcem po wnętrzu mojej uwięzionej dłoni.

Назад Дальше