Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22” - Heller Joseph 12 стр.


To były chyba moje dwa jedyne odstępstwa od reguły. Ale skauting miał dla nas znaczenie bardziej towarzyskie aniżeli duchowe i wkrótce brałem z przyjemnością udział w ćwiczeniach jako dowódca patrolu. W szkole średniej do drużyny należała Włoszka o skróconym imieniu Mimi. Różniła się od innych dziewcząt z mojej galerii małomównych wyniosłych piękności. Wygadana, sprytna i pełna tupetu, miała jasną cerę i była raczej sympatyczna niż piękna. Stale ze sobą żartowaliśmy i potrafiliśmy się wzajemnie rozśmieszyć. Któregoś piątku, kiedy byliśmy oboje w mundurkach, zaproponowała, że wybierzemy się na nocną wycieczkę tylko z jej przyjaciółką i innym chłopakiem. Ponieważ nie wiedziałem dobrze, o co chodzi, odmówiłem, używając jakichś niezbyt przekonywających wykrętów. Gdybym wiedział, odmówiłbym na pewno bardziej zdecydowanie. W tej dziedzinie byłem zacofany, ona nie. Jej sympatia do mnie chyba osłabła. Wiedziała więcej ode mnie, a ja byłem zbyt niewinny, żeby się od niej uczyć.

Prawie tego nie dostrzegając, dorastaliśmy. I Wynikało z tego wiele rozległych i subtelnych metamorfoz.

Wcześniej, w podstawówce, dzieląca nas różnica jednego albo pół roku oznaczała jedynie, że chodzimy o klasę wyżej lub niżej, i nie liczyła się w ogóle w hierarchii w bloku i na ulicy; teraz różnica wieku oznaczała inne szkoły – innych kolegów i znajomych, inne zobowiązania, innych nauczycieli, inną pracę domową, inną miarę entuzjazmu. W miarę zawiązywania się nowych przyjaźni słabły stare znajomości. Ci, którzy zostawali z tyłu, musieli czuć się w znacznym stopniu wyłączeni z tego, co się działo. Nasi znajomi zaczynali się przyjaźnić z ludźmi z innych części Coney Island, którzy stawali się również naszymi znajomymi. Chłopcy z różnych ulic spotykali się, żeby stworzyć nowe i lepsze drużyny futbolu i punchballu, i w tym samym stopniu co sportem zaczynali się interesować dziewczętami. Coraz więcej czasu spędzaliśmy z facetami, którzy przyjaźnili się ze znanymi nam dziewczętami; dziewczęta również bardziej interesowały się sobą jako dziewczętami, a także chłopcami. Jeannie Goldman, mieszkająca po drugiej stronie ulicy, wstąpiła do klubu, w którym prym wiodły dziewczęta chodzące do publicznej szkoły we włoskiej dzielnicy w dolnej części Coney Island. Nigdy nie spotkaliśmy się na gruncie towarzyskim, nad czym bardzo bolała jej matka, która lubiła mnie, kiedy byłem mały, a także moja, która zawsze lubiła Jeannie, a po tym jak złamała biodro, darzyła ją jeszcze większą estymą. Geraldine Scharf, z sąsiedniego bloku, także wstąpiła do żeńskiego klubu i nigdy już nie spotkaliśmy się na żadnym przyjęciu.

Chłopcy, których wybierały sobie te dziewczęta, byli na ogół starsi. Nasze dziewczyny były na ogół o rok młodsze. Nie pamiętam, żebym utrzymywał zażyłe stosunki z Irvingiem Kaiserem po tym, jak rok przed nim poszedłem do szkoły średniej, chociaż dalej korzystałem z jego maszyny do pisania i nie zerwaliśmy ze sobą kontaktu do chwili, gdy każdy z nas idąc własną drogą, wstąpił do wojska.

Kiedy, wciąż ucząc się w szkole średniej, zebraliśmy się razem i zrobiliśmy zrzutkę na czynsz, meble i patefon naszego własnego klubu – mój pierwszy klub Highlight mieścił się w piwnicy bliźniaka – prawie wszyscy członkowie chodzili do tej samej klasy i byli w tym samym wieku. Niemal połowę stanowili ludzie z dolnej części Island, których nie znałem w podstawówce. Dziewczęta też nie musiały pochodzić koniecznie z naszej okolicy. W sobotnie i niedzielne wieczory przyjeżdżały z Brighton, Flatbush, East New York i innych miejsc i pochlebiało im, kiedy zapraszaliśmy je do naszego klubu na tańce i karesy. W lecie przyjeżdżały do nas ze wszystkich stron. Jestem prawie na sto procent pewien, że przed pójściem do wojska nigdy nie wybrałem się z dziewczyną na randkę i nie zdążyło tego zrobić również wielu moich kolegów. Wciąż jest dla mnie zagadką biologii, w jaki sposób seksualnie rozwinięci osobnicy płci obojga potrafią się od najwcześniejszych lat wyczuć, rozpoznać wzajemną gotowość do działań prokreacyjnych i intuicyjnie zbliżyć ku obopólnej satysfakcji.

Powstawały kliki, których jedynym celem były seksualne podboje; zawiązywały się na ogół między dwoma albo trzema chłopakami, którzy upatrzyli sobie dziewczynę, gotową oddać im się wszystkim po kolei przy tej samej okazji, i którzy nawet będąc razem z nami, trzymali się z boku, jakby coś knuli, i szeptali ze sobą ukradkiem nie tylko o tym, co chcą z nią zrobić, ale o wszystkim. Zagorzali palacze marihuany też trzymali się razem, podobnie jak potem uzależnieni od heroiny. Ku rozczarowaniu tych, którzy wciąż byli zbyt młodzi albo z jakiegoś innego powodu wykluczeni z tej czy innej koterii, stare przyjaźnie 7 bloku i ulicy powoli rdzewiały.

I nagle okazało się, że są chłopcy i dziewczęta, których znaliśmy od zawsze i którzy nie należą do żadnej grupy: chłopak bez osobowości, dziewczyna, która nie jest atrakcyjna i nie potrafi się z tym pogodzić, odbiegający od normy, nieśmiali, nerwowi, a nawet ci pilni, upośledzeni, którzy nie potrafili grać w piłkę ani tańczyć lindy hop. Mursh Pasikonik. Jąkała. Ludzie pozbawieni przyjaciół, ludzie, którzy nigdzie nie pasowali i automatycznie wyrzucani byli poza nawias, bez żalu i bez zastanowienia. Niewiele się od tego czasu zmieniło.

Tymczasem sprawy przybierały obrót, którego nie mogliśmy dłużej ignorować. W 1939 roku Niemcy napadły na Polskę z zachodu, a Rosja ze wschodu i zaczęła się wielka wojna. W 1940 weszła w życie ustawa o przymusowym poborze i młodzi ludzie z sąsiedztwa zaczęli nagle znikać z pola widzenia, a następnie pojawiać się na przepustkach w wojskowych mundurach. George Mandel, senior z klubu Alteo, w którym ja byłem juniorem, powołany został dość wcześnie i razem z nim zniknęła jego wspaniała „gablota". Jako ilustrator, pomysłodawca oraz autor tekstów w rozwijającej się żywiołowo dziedzinie komiksów, zarabiał w młodym wieku pokaźne pieniądze i jeździł najnowszym modelem kabrioleta z niebieską karoserią, automatycznym dachem i hydrauliczną przekładnią, pierwszym tego rodzaju samochodem, jaki w życiu widzieliśmy, najpiękniejszym, jaki wolno nam było pieścić opuszkami palców. Henny Ehrenman, bardziej zbliżony do mnie wiekiem, ale też starszy, wyjechał do bazy powietrznej w Kolorado, w której później przez pewien czas i ja stacjonowałem. Wróciwszy do domu na przepustkę, opisywał wyłącznie przyjemne chwile, jakie spędził w barach w Denver, z kobietami pozwalającymi na więcej niż wszystkie, które do tej pory znał. Żaden z tych, którzy zostali powołani albo sami wstąpili do wojska, nie miał nic przeciwko temu. W wieku siedemnastu lat nie sądziłem, że będę kiedykolwiek musiał służyć w armii. Część zdatnych do poboru, w oczekiwaniu na wezwanie, znajdowała pracę w przemyśle obronnym, robiąc jakieś rzeczy z metalowym stopem o nazwie monel; niedługo potem, czekając na powołanie, sam też znalazłem sobie pracę w tej branży. Inni pracowali w fabryce produkującej tkaninę zwaną kordonek. Ale mój kuzyn, tylko trochę ode mnie starszy, zginął w wypadku samochodowym w wojskowej bazie lotniczej. A po Pearl Harbor zaczęli wysyłać ludzi za granicę. Po Pearl Harbor wraz z kilkoma milionami innych naiwnych przyjąłem głupio za pewnik, że skoro już się zaangażowaliśmy, to wojna wkrótce się skończy, skończy się, zanim jeszcze zdążą mnie powołać. „Tym Japońcom odebrało rozum – powiedziałem, pamiętam, znajomym, z którymi byłem w dzień ataku na Pearl Harbor. – Zetrzemy ich z powierzchni ziemi".

Nim wysłano mnie do Europy, wiadomo było, że Abie Ehrenreich, strzelec pokładowy mniej więcej w moim wieku, który musiał chyba od razu wstąpić do wojska, skoro znalazł się tak szybko w akcji, leciał samolotem, który strącono nad północną Afryką, i został wzięty do niewoli. George Mandel pojechał do Europy z wojskami piechoty, pragnąc za wszelką cenę wziąć udział w boju, mimo że mógł pozostać w Stanach w charakterze instruktora. Chyba nie zaprzeczy, kiedy powiem, że powinien mieć więcej oleju w głowie. W Holandii postrzelono go w nogę w zasadzce. Dochodząc do zdrowia, usłyszał o kontrofensywie w Ardenach, wypisał się ze szpitala, zdążył dołączyć do swojej jednostki i wkrótce potem oberwał w głowę kulą od snajpera. Powikłania, które wystąpiły w związku z tą raną, nigdy nie przestały dawać się we znaki. Generał George C. Patton byłby z niego dumny. Mój George nie byłby zadowolony, gdyby to słyszał.

Wchodziliśmy w prawdziwe życie, poważne życie i dla kilku z nas okazało się ono poważne i twarde także pod innymi względami. Pewien chłopak, z którym chodziliśmy do podstawówki, zmarł na chorobę serca, która już wcześniej zmusiła go do wycofania się ze wszystkich zajęć wychowania fizycznego; pamiętam, że inny z seniorów klubu Alteo zmarł wcześnie na chorobę Hodgkina, o której po raz pierwszy wtedy usłyszeliśmy (mój bliższy przyjaciel Lou Berkman miał pięćdziesiąt dwa lata kiedy go w końcu dopadła). Znajomy z drużyny skautów przekręcił się na białaczkę. Niektórzy młodzieńcy z sąsiedztwa wyrastali nie wiadomo dlaczego na złośliwych drani i kumali się z łobuzami z innych dzielnic. Izzy Nish potrafił być wredny. Dymek Bleeker miał złote serce, ale mógł okazać się niebezpieczny. Zdecydowanie z daleka trzeba było się trzymać od Louiego Schwartza, zawsze skorego do bójki młodego boksera. Wieść gminna głosi, że kiedy Louie awansował do walki z „szalonym bykiem" Jake'em LaMottą, nawet jego matka poszła do synagogi i wraz z setkami innymi mieszkańców Coney Island modliła się, żeby LaMottą nie znokautował go szybko, lecz trzymał na dystans i obił, jak się patrzy. Samotne dziewczyny zachodziły, ku zaskoczeniu wszystkich, w ciążę (w epoce kiedy ściągało to na nie powszechne odium) i zmuszały kilka lat starszych od siebie chłopców do nie chcianych, krótkich małżeństw, żeby zalegalizować swój stan. Rok ode mnie młodsza dziewczyna, o zmysłowej uderzającej urodzie, była w tak zaawansowanej ciąży przed zakończeniem ostatniej klasy szkoły średniej, że dyrekcja zastanawiała się, czy pozwolić jej na udział w uroczystościach. Chłopak z Brighton, którego przezywaliśmy „lalą", rzeczywiście okazał się homoseksualistą – zanim jeszcze rozumieliśmy, co to znaczy. Wielu z nas poszło po skończeniu szkoły średniej do pracy, którą tylko trochę lubiło -ja byłem wyjątkiem i uwielbiałem swoją. Inni rzucali szkołę, kiedy tylko pozwalało na to prawo, w wieku szesnastu lat, i szli do pracy, której w ogóle nie lubili. Mogliśmy teraz wracać do domu późno, nawet nad ranem i latem włóczyliśmy się po wesołym miasteczku dość długo, żeby, kiedy przerzedziły się tłumy, zobaczyć wysypujące się z pojemników śmieci, sterty skórek od melona, ogryzione kaczany kukurydzy oraz resztki bułek po hot dogach, i uświadomić sobie, że Coney Island nie jest zbyt czystym miejscem po zamknięciu kas biletowych i zgaśnięciu świateł.

Aromatyczne potrawy z grilla zaczynały śmierdzieć tłuszczem. We wczesnych godzinach porannych ulica przesycona była wonią rozkładu. Nawet podmuchy świeżej bryzy od morza, podmuchy, które przedtem pobudzały apetyt i inne zmysły, nie były w stanie usunąć odrażającego odoru odpadków. Wcześniej już zdaliśmy sobie sprawę,, że dla kogoś, kto wyrósł z odrabiania pracy domowej, jazdy na wrotkach i zabawy w berka, Coney Island jest w zimie wyludnioną i ciemną dziurą, po której hulają wiatry. Znani mi dobrze palacze marihuany siedzieli często w zimie, żeby się ogrzać i pobyć razem, na klatce schodowej mojej kamienicy, która nie miała oczywiście odźwiernego i była otwarta dla każdego, kto chciał wejść. Znałem ten zapach. Znałem ich nazwiska. Nikt ich nie przeganiał.

4 Praca

Z różnych prac, które wykonywałem przed pójściem do wojska, tylko jedna, umundurowanego posłańca Western Union, była jak na warunki Coney Island czymś egzotycznym. Zatrudnienie się w charakterze pomocnika kowala było bardziej zaskakujące, ale zanim to zrobiłem, przynajmniej kilkunastu innych moich ziomków wyjechało już wcześniej na południe, aby pracować w stoczni marynarki wojennej Norfolk w Portsmouth w Wirginii. Póki tam nie trafiłem, nikt z nas nie podejrzewał, że w dalszym ciągu zatrudnia się kogoś takiego jak kowal, i to nie na torach wyścigów konnych, lecz w supernowoczesnej wielkiej amerykańskiej stoczni. Zatrudnieni tam inni mieszkańcy Coney Island pracowali w zawodach równie niezwykłych jak nieprzewidzianych – pomocników instalatorów, maszynistów i blacharzy – w fabrycznych hangarach, które zajmowały prawie cały płaski teren stoczni, z wyjątkiem suchych doków, gdzie przy kadłubach statków harowali bez przerwy malarze i takielarze. Nad główną bramą stoczni powiewał sztandar z napisem W jak WYDAJNOŚĆ, zdobyty jeszcze przed moim przyjazdem.

Zakwaterowano nas w pojedynczych pokojach w rozległym labiryncie jednopiętrowych drewnianych baraków, które czasami zdawały się ciągnąć bez końca. Trochę starszy od nas facet z Coney Island, który miał już papiery hydraulika, przyjechał tam swoim autem. Lepiej od nas opłacany i bardziej doświadczony w sprawach męsko-damskich, szybko przygruchał sobie panienkę, wesołą pulchną młodą blondynką pracującą w jednej z kawiarenek w mieście. Któregoś wieczoru przywiózł ją na krótko do swojego pokoju w naszym baraku i nazajutrz kazano mu się wynosić. Chłopak z innej części Brooklynu, z którym się zaprzyjaźniłem, też wpadł w jakieś kłopoty z powodu dziewczyny. Pewnego popołudnia, gdy skończyliśmy pracę, przyjechała policja i zabrała go na przesłuchanie; następnego dnia zniknęły jego rzeczy oraz on sam i tak oto bez słowa pożegnania znalazł się z powrotem w domu. Połączyło nas głównie upodobanie do muzyki klasycznej. W spokojne wirginijskie noce łapaliśmy na małych radiach muzykę nawet z nowojorskiej stacji WQXR. Będąc niezbyt wytrawnymi melomanami, spieraliśmy się z oburzeniem z bardziej doświadczonymi krytykami, przedkładającymi Bacha i Mozarta nad melodyjne romantyczne kompozycje Czajkowskiego i Cesara Francka, wówczas przez nas preferowane. Domyślam się, że od tego czasu jego smak również się wyrobił.

Muszę zaznaczyć, że to nie chęć wykręcenia się przed wojskiem zawiodła nas na południe do należącej do przemysłu obronnego stoczni w Wirginii, która nie dawała wcale odroczeń zwykłym pomocnikom. Po Pearl Harbor nie znałem prawie nikogo, kto chciałby uciec przed służbą. Nawet pulchny Marvin Winkler zapisał się do piechoty morskiej, kiedy tylko osiągnął odpowiedni wiek. (Ożenił się za to, zanim osiągnął odpowiedni wiek, przypomniał mi ostatnio; ponieważ nie miał jeszcze dwudziestu jeden lat, jego matka musiała towarzyszyć państwu młodym w urzędzie stanu cywilnego i swoim podpisem potwierdzić zgodę na zawarcie aktu. Tego rodzaju rodzicielskiej autoryzacji nie wymagano od panny młodej). Nie wynikało to również z patriotyzmu. Ani w wojsku, ani poza nim nie przypominam sobie żadnych patriotycznych apeli prócz tych, które wystosowywała nasza oficjalna propaganda; te ostatnie podejmowane były w ramach lekcji „wychowania obywatelskiego". Do pracy w przemyśle obronnym skłaniała nas raczej szansa kolosalnej podwyżki w stosunku do zarobków, które mogliśmy uzyskać gdzie indziej: w stoczni dostawaliśmy dolara za godzinę, pracując osiem godzin dziennie i czterdzieści tygodniowo. Ponadto można było zarobić o pięćdziesiąt procent więcej za nadgodziny w weekend: dwanaście dolców dziennie, jeśli chcieliśmy tyrać w sobotę i niedzielę, co dawało razem sześćdziesiąt cztery dolary za siedmiodniowy tydzień pracy! W Nowym Jorku mieliśmy szczęście, jeśli udało nam się zarobić dwadzieścia dolarów tygodniowo; mało który z nas wyciągał więcej. Trzydzieści było fortuną, i to fortuną, trafiającą się nielicznym szczęściarzom, którzy mieli wujów, starszych braci i szwagrów, prowadzących intratny interes i mogących ich zatrudnić.

W Wirginii już na samym początku postanowiliśmy naturalnie zasuwać w weekendy, w ten sposób można było bowiem najwięcej zarobić. Pracowaliśmy fizycznie i to było coś nowego. Po kilku tych siedmiodniowych tygodniach pracy wysłałem do domu swoją fotografię, na której wyglądam (dla wygłupu starałem się spotęgować to wrażenie) dość żałośnie. Otrzymawszy je, cała rodzina stwierdziła, że powinienem dać sobie spokój i zwiać z Norfolk jeszcze szybciej, niż to ostatecznie zrobiłem. Na zdjęciu wróciłem właśnie z roboty w stoczni i jestem chudszy niż wtedy, gdy wyjeżdżałem z Coney Island. Ubrany w nie uprasowane, za duże robocze spodnie i koszulę oraz metalowy fabryczny kask, rzeczy, które wybrał z przesadną troskliwością mój brat Lee – obaj kompletnie nie znaliśmy się na tego rodzaju odzieży – mam zbolałą trupią minę i podkrążone oczy. Łypiąc chytrze w bok okiem, udaję, że jestem skrajnie wyczerpany i ledwie trzymam się na nogach. Ta poza nie była całkiem fałszywa. W kuźni naprawdę dostawaliśmy w kość. Temperatura była wysoka, praca fizyczna na ogół ciężka, a smugi potu plamiące koszulę i żłobiące twarz jak najbardziej prawdziwe.

Назад Дальше