Ojciec Chrzestny - Mario Puzo 16 стр.


Spojrzenie Sonny’ego wciąż było twarde.

– Dobra, rozumiem wszystko. Bylebyś ty zrozumiał, że nikt nie stanie nam na drodze, jak zechcemy Sollozza.

Sonny obrócił się do Tessia.

– Są jakieś wiadomości o Luce?

Tessio potrząsnął głową.

– Żadnych. Sollozzo musiał go capnąć.

Hagen powiedział spokojnie:

– Sollozzo nie niepokoił się Lucą, co mi się wydało dziwne. Za sprytny jest, żeby nie dbać o takiego gościa jak Luca. Sądzę, że może w ten czy inny sposób usunął go z rozgrywki.

– Chryste, mam nadzieję, że Luca nie walczy przeciwko nam – mruknął Sonny. – To jest jedyna rzecz, jakiej bym się bał. Clemenza, Tessio, co wy o tym myślicie?

Clemenza powiedział powoli:

– Każdy może zejść na złą drogę, weźcie choćby Pauliego. Ale Luca to człowiek, który mógł iść tylko jedną drogą. Ojciec Chrzestny był jedyną osobą, w którą wierzył, jedynym człowiekiem, którego się bał. Ale nie tylko to, Sonny; szanował twojego ojca tak jak nikt inny, a przecież Ojciec Chrzestny miał szacunek każdego. Nie, Luca nigdy by nas nie zdradził. A trudno mi uwierzyć, żeby ktoś taki jak Sollozzo, choćby najchytrzejszy, mógł zaskoczyć Lucę znienacka. Luca był człowiekiem, który podejrzewał wszystkich i wszystko. Zawsze był przygotowany na najgorsze. Myślę, że może po prostu wyjechał gdzieś na kilka dni. Lada chwila da nam znać o sobie.

Sonny obrócił się do Tessia. Caporegime z Brooklynu wzruszył ramionami.

– Każdy może stać się zdrajcą. Luca był bardzo drażliwy. Może don go czymś obraził. To jest możliwe. Ale myślę, że Sollozzo urządził mu małą niespodziankę. To pasuje do tego, co mówi consigliori. Powinniśmy spodziewać się najgorszego.

Sonny zwrócił się do wszystkich:

– Sollozzo powinien niedługo dowiedzieć się o Pauliem Gatto. Jak zareaguje?

– Zmusi go to do zastanowienia – powiedział ponuro Clemenza. – Połapie się, że Rodzina Corleone to nie głupcy. Zda sobie sprawę, że wczoraj miał duże szczęście.

– To nie było szczęście – odparł ostro Sonny. – Sollozzo planował to od tygodni. Musieli co dzień tropić ojca do biura i obserwować jego rozkład dnia. A potem przekupili Pauliego i może Lucę. Toma capnęli od ręki. Robili wszystko, co chcieli. Mieli pecha, nie szczęście. Ci ludzie, których wynajęli, nie byli dostatecznie sprawni, a stary ruszał się szybko. Gdyby go zabili, musiałbym pójść na ugodę i Sollozzo by wygrał. Na razie. Może bym zaczekał i dostał go za pięć, dziesięć lat. Ale nie mów, że miał szczęście, Pete, bo to znaczy, że go nie doceniasz. A to nam się ostatnio zdarzało często.

Jeden z cyngli przyniósł z kuchni półmisek spaghetti, a potem talerze, widelce i wino. Jedli rozmawiając. Michael przypatrywał im się ze zdumieniem. Sam nie jadł, podobnie jak Tom, natomiast Sonny, Clemenza i Tessio ćpali, wycierając sos skórką chleba. Było to niemal komiczne. Ciągnęli dalej dyskusję.

Tessio nie sądził, żeby utrata Pauliego Gatto zmartwiła Sollozza; w istocie uważał, że Turek mógł to przewidywać, a nawet przyjąć z zadowoleniem. Jedna bezużyteczna gęba mniej na liście płacy. I wcale by go nie przestraszyło; czy oni sami zlękliby się w takiej sytuacji?

Michael odezwał się nieśmiało:

– Wiem, że jestem w tych rzeczach amatorem, ale z tego wszystkiego, coście tu mówili na temat Sollozza, plus fakt, że raptem zerwał kontakt z Tomem, wydaje mi się, że ma jakiś atut w zanadrzu. Może jest gotów zasunąć coś naprawdę zmyślnego, co by go wyniosło na wierzch. Gdybyśmy mogli dojść, co to może być, znaleźlibyśmy się za kierownicą.

Sonny odrzekł niechętnie:

– Aha, myślałem o tym, i jedna rzecz, jaka mi przychodzi do głowy, to Luca. Już się rozeszło, że musi stawić się tutaj, zanim odzyska swoje dawne prawa w Rodzinie. A inną rzeczą, o jakiej jeszcze mogę pomyśleć, to ta, że Sollozzo zawarł porozumienie z nowojorskimi Rodzinami, i jutro dowiemy się, że w razie wojny będą przeciwko nam. Że będziemy musieli zgodzić się na układ z Turkiem. Prawda, Tom?

Hagen kiwnął głową.

– Na to mi wygląda. I nie możemy ruszyć na takich przeciwników bez twojego ojca. Bo on jeden może stanąć przeciwko Rodzinom. Ma polityczne stosunki, których zawsze potrzebują, i może ich użyć przy targach. Jeżeli będzie tego bardzo chciał.

Clemenza powiedział trochę zuchwale jak na człowieka, którego główny cyngiel niedawno zdradził:

– Sollozzo nigdy nie zbliży się do tego domu. Szefie, możesz się o to nie martwić.

Sonny przez chwilę patrzał na niego w zamyśleniu. Potem zapytał Tessia:

– Co ze szpitalem? Czy twoi ludzie go pilnują?

Po raz pierwszy podczas tej konferencji Tessio wydal się być absolutnie pewny swego.

– Z zewnątrz i od wewnątrz. Dwadzieścia cztery godziny na dobę. Policja też go nielicho obsadziła. Pod drzwiami separatki czekają detektywi, żeby przesłuchać dona. Uśmiać się można. Don wciąż dostaje coś przez rurki, nic nie je, więc nie musimy martwić się o kuchnię, a byłoby czym się martwić z tymi Turkami, bo oni lubią truciznę. Żadną miarą nie mogą dobrać się do dona.

Sonny odchylił się w fotelu.

– Za mnie się nie wezmą, muszą ubić ze mną interes, potrzebują aparatu Rodziny. – Uśmiechnął się do Michaela. – Ciekawe, czy to nie będziesz ty? Może Sollozzo ma zamiar cię capnąć i zatrzymać jako zakładnika, żeby dobić targu?

Michael pomyślał smętnie: diabli wzięli moją randkę z Kay. Sonny nie wypuści mnie z domu. Ale Hagen powiedział ze zniecierpliwieniem:

– Nie, mógł w każdej chwili capnąć Mike’a, gdyby chciał zabezpieczenia. Ale każdy wie, że Mike nie bierze udziału w interesach Rodziny. Jest cywilem i gdyby Sollozzo go porwał, utraciłby wszystkie inne Rodziny nowojorskie. Nawet Tattagliowie musieliby pomóc go ścigać. Nie, to jest dość proste. Jutro zjawi się przedstawiciel wszystkich Rodzin, który nam powie, że musimy zrobić interes z Turkiem. On na to właśnie czeka. To jest ten atut, który ma w zanadrzu.

Michael odetchnął z ulgą.

– Dobrze. Muszę wieczorem pojechać do miasta.

– Po co? – zapytał ostro Sonny.

Michael uśmiechnął się.

– Chyba wpadnę do szpitala i odwiedzę ojca, zobaczę się z mamą i z Connie. I mam też inne rzeczy do załatwienia.

Podobnie jak don, Michael nigdy nie mówił, co ma naprawdę do roboty, a teraz też nie chciał powiedzieć bratu, że umówił się z Kay Adams. Nie było po temu powodu, po prostu zrobił to z przyzwyczajenia.

W kuchni rozległ się donośny szmer głosów. Clemenza wyszedł zobaczyć, co się dzieje. Kiedy wrócił, trzymał w rękach kuloodporną kamizelkę Luki Brasi. W kamizelkę zawinięta była ogromna martwa ryba.

Clemenza rzekł sucho:

– Turek dowiedział się o swoim szpiegu, Pauliem Gatto.

Tessio dodał również sucho:

– A teraz my wiemy o Luce Brasi.

Sonny zapalił cygaro i łyknął whisky. Michael, oszołomiony, zapytał:

– Co, u diabła, znaczy ta ryba?

Hagen, Irlandczyk, consigliori, był tym, który mu odpowiedział:

– Ryba oznacza, że Luca Brasi śpi na dnie oceanu – rzekł. – To jest stary sycylijski zwyczaj.

Rozdział 9

Kiedy Michael Corleone jechał tego wieczora do miasta, był przygnębiony. Czuł, że wbrew własnej woli zostaje uwikłany w interesy Rodziny, i miał za złe Sonny’emu, że go używa choćby do odbierania telefonów. Było mu nieswojo, że go wtajemniczają w rodzinne narady, tak jakby można było powierzać mu bez zastrzeżeń takie tajemnice jak morderstwo. I jadąc na spotkanie z Kay, czuł się winny także wobec niej. Nigdy nie był z nią całkowicie szczery na temat swoich krewnych. Mówił o nich, ale zawsze żarcikami i barwnymi anegdotami, które sprawiały, że bardziej przypominali postacie z przygodowego filmu w technikolorze niż to, czym byli naprawdę. A teraz jego ojciec został postrzelony na ulicy, najstarszy brat zaś planował morderstwo. Tak by to należało ująć jasno i po prostu, ale nigdy by nie przedstawił tego Kay w taki sposób. Powiedział już, że postrzelenie ojca było raczej „przypadkiem” i że wszystkie kłopoty już się skończyły. Psiakrew, a to wyglądało dopiero na początek. Sonny i Tom mylili się co do tego Sollozza, nadal go nie doceniali, choć Sonny był dostatecznie bystry, by dostrzec niebezpieczeństwo. Michael usiłował odgadnąć, co Turek może mieć w zanadrzu. Był najwyraźniej człowiekiem śmiałym, inteligentnym, człowiekiem o niezwykłej sile. Można było spodziewać się, że wyskoczy z prawdziwą niespodzianką. Ale Sonny i Tom, Clemenza i Tessio zgadzali się, że wszystko jest już opanowane, a przecież mieli większe doświadczenie niż on sam. Jestem cywilem w tej wojnie – rozmyślał kwaśno Michael. I musieliby mu dać o całe niebo lepsze medale, od tych, które dostał podczas drugiej wojny światowej, żeby go skłonić do włączenia się w tę wojnę.

Te myśli sprawiły, iż zaczął sobie wyrzucać, że nie współczuje bardziej swojemu ojcu. Rodzony ojciec podziurawiony kulami, a jednak Michael jakimś dziwnym sposobem zrozumiał lepiej niż ktokolwiek inny słowa Toma, że był to biznes, nie coś osobistego. Że ojciec zapłacił za władzę, którą sprawował przez całe życie, za szacunek, który wymuszał od wszystkich ze swego otoczenia.

Michael chciał tylko wyrwać się, wyrwać z tego wszystkiego, prowadzić własne życie. Ale nie mógł odciąć się od rodziny, póki ten kryzys nie minie. Musiał pomagać w charakterze cywila. Z nagłą jasnością zdał sobie sprawę, że trapi go przydzielona mu rola uprzywilejowanego niekombatanta, człowieka, który jest usprawiedliwiony, ponieważ uchyla się od służby bojowej ze względów moralnych. Dlatego właśnie słowo „cywil” tętniło mu wciąż pod czaszką w taki drażniący sposób.

Kiedy wszedł do hotelu, Kay już czekała w hallu. (Paru ludzi Clemenzy zawiozło go do miasta i wysadziło na pobliskim rogu po upewnieniu się, że nikt za nimi nie jechał).

Zjedli kolację i wypili parę drinków.

– O której idziesz do ojca? – spytała Kay.

Michael spojrzał na zegarek.

– Godziny odwiedzin kończą się o wpół do dziewiątej. Myślę, że pójdę, jak wszyscy już powychodzą. Wpuszczą mnie na górę. Ojciec ma separatkę i własne pielęgniarki, więc mogę chwilę przy nim posiedzieć. Nie sądzę, żeby mógł już mówić czy nawet zdawać sobie sprawę, że tam jestem. Ale muszę okazać swój szacunek.

– Tak mi przykro z powodu twojego ojca – zapewniła Kay. – Wydał mi się taki miły na weselu. Nie mogę uwierzyć w to, co o nim wypisują gazety. Jestem pewna, że to w większości nieprawda.

– Ja też tak myślę – potaknął uprzejmie Michael. Zdziwiło go, że jest taki skryty wobec Kay. Kochał ją, ufał jej, ale nigdy nie chciał jej mówić czegokolwiek o swoim ojcu czy o Rodzinie. Była kimś z zewnątrz.

– A co z tobą? – spytała Kay. – Będziesz wmieszany w tę wojnę gangów, o której tak radośnie rozprawiają gazety?

Michael uśmiechnął się, rozpiął marynarkę i rozchylił ją szeroko.

– Patrz, żadnych rewolwerów.

Kay roześmiała się.

Robiło się już późno, więc poszli na górę do pokoju. Kay przyrządziła drinka dla nich obojga i kiedy pili, siadła Michaelowi na kolanach. Pod suknią była cała jedwabista; wreszcie jego dłoń dotknęła jej rozgrzanego uda. Upadli razem na łóżko i kochali się ubrani, przywarci ustami do ust. Kiedy skończyli, leżeli obok siebie bez ruchu, czując przez ubranie gorączkę swych ciał. Kay szepnęła:

– Czy to jest to, co wy, żołnierze, nazywacie „na chybcika”?

– Aha – odrzekł Michael.

– Wcale niezłe – powiedziała Kay rzeczowym tonem.

Zdrzemnęli się, nagle Michael poderwał się niespokojnie i spojrzał na zegarek.

– Psiakrew, już prawie dziesiąta. Muszę jechać do szpitala.

Wyszedł do łazienki, żeby się umyć i uczesać. Kay weszła za nim i objęła go wpół od tyłu.

– Kiedy się pobierzemy? – spytała.

– Kiedy zechcesz – odparł Michael. – Jak tylko ta sprawa rodzinna się uspokoi, a ojciec wydobrzeje. Ale myślę, że powinnaś wyjaśnić sytuację swoim rodzicom.

– Co mam wyjaśniać? – spytała Kay spokojnie.

Michael przeczesał włosy grzebieniem.

– Po prostu powiedz, że poznałaś dzielnego, przystojnego faceta włoskiego pochodzenia. Najlepsze stopnie w Dartmouth. Podczas wojny Krzyż za Wzorową Służbę plus Purpurowe Serce. Uczciwy. Pracowity. Ale jego ojciec jest szefem mafii, który musi zabijać złych ludzi, czasami przekupuje wysokich urzędników państwowych, a w ramach swojej pracy sam jest dziurawiony kulami. Ale to nie ma nic wspólnego z jego uczciwym, pracowitym synem. Myślisz, że potrafisz to spamiętać?

Kay puściła go i oparła się o drzwi łazienki.

– Naprawdę? Naprawdę to robi? – Umilkła na chwilę. – Zabija ludzi?

Michael skończył się czesać.

– Właściwie nie wiem – odrzekł. – Nikt nie wie w gruncie rzeczy. Ale bym się nie zdziwił.

Zanim wyszedł, spytała:

– Kiedy cię znowu zobaczę?

Michael ją pocałował.

– Chcę, żebyś pojechała do domu i przemyślała sobie wszystko w tej swojej mieścinie. Nie chcę, żebyś pod jakimkolwiek względem była wmieszana w tę historię. Po Świętach wrócę na uczelnię i spotkamy się w Hanover. Dobrze?

– Dobrze – odpowiedziała. Patrzyła, jak wychodził, widziała, że pomachał jej ręką, wsiadając do windy. Nigdy nie czuła, że jest z nim tak blisko, nigdy nie była tak zakochana, i gdyby jej ktoś powiedział, że nie zobaczy ponownie Michaela przed upływem trzech lat, nie byłaby zdolna znieść takiej udręki.

Kiedy Michael wysiadł z taksówki przed Szpitalem Francuskim, spostrzegł ze zdumieniem, że ulica jest całkowicie opustoszała. Wszedłszy do szpitala stwierdził z jeszcze większym zdumieniem, że hall jest pusty. Psiakrew, co u diabła robią Clemenza i Tessio? Oczywiście nigdy nie studiowali na West Point, ale dostatecznie znają się na taktyce, aby wystawiać czaty. Paru ich ludzi powinno przynajmniej być w hallu.

Nawet najbardziej zapóźnieni odwiedzający już powychodzili, było prawie wpół do jedenastej w nocy. Michael był napięty i czujny. Nie zatrzymał się przy informacji, znał już numer separatki ojca na czwartym piętrze. Wsiadł do windy samoobsługowej. Rzecz dziwna, nikt go nie zatrzymał, póki nie doszedł do stolika pielęgniarek na czwartym piętrze. Nie reagując na zadane mu pytanie, przeszedł dalej, do pokoju ojca. Przed drzwiami nie było nikogo. Gdzież, u licha, podziali się ci dwaj detektywi, którzy mieli tu czekać, aby pilnować i przesłuchać starego? Gdzie, u licha, są ludzie Clemenzy i Tessia? A może ktoś jest w sali? Ale drzwi były otwarte. Michael wszedł do środka. Na łóżku leżała jakaś postać i w świetle księżyca sączącym się przez okno Michael rozpoznał twarz ojca. W tej chwili była nieruchoma, pierś wznosiła się płytkim, nierównym oddechem. Ze stalowego stojaka przy łóżku zwisały rurki biegnące do nosa. Na podłodze stał szklany słój, w którym zbierały się toksyny odprowadzane z żołądka innymi rurkami. Michael postał kilka minut, by się upewnić, że ojcu nic nie grozi, a potem wycofał się z pokoju. Powiedział pielęgniarce:

– Nazywani się Michael Corleone, chcę tylko posiedzieć przy ojcu. Co się stało z detektywami, którzy go mieli pilnować?

Назад Дальше