Ojciec Chrzestny - Mario Puzo 18 стр.


Nim zadzwonili, drzwi otworzył inny strażnik. Najwyraźniej obserwował ich z okna. Poszli do narożnego gabinetu i zastali tam Sonny’ego i Tessia, którzy na nich czekali. Sonny podszedł do Michaela, ujął w dłonie głowę młodszego brata i powiedział żartobliwie: – Pięknie. Pięknie. – Michael odtrącił jego ręce, podszedł do biurka i nalał sobie whisky, mając nadzieję, że stępi ból w zdrutowanej szczęce.

W pięciu zasiedli w pokoju, ale atmosfera była inna niż podczas ich dawniejszych spotkań. Sonny był weselszy, bardziej pogodny, i Michael zrozumiał, co ta wesołość oznacza. W umyśle jego starszego brata nie było już miejsca na żadne wątpliwości. Zdecydował się i nic nie mogło zachwiać jego postanowieniem. Zamach Sollozza z poprzedniego wieczora był ostatnią kroplą. Nie mogło już być mowy o zawieszeniu broni.

– Mieliśmy telefon od negocjatora, kiedy ciebie nie było – powiedział Sonny do Hagena. – Turek chce spotkania zaraz. – Sonny zaśmiał się. – Ale ten drań ma jaja! – zawołał z podziwem. – Wczoraj nawala, a chce spotkania dziś albo jutro. Tymczasem my mamy siedzieć cicho i przyjmować wszystko, co nam zasunie. Co za pieprzona czelność!

– Co odpowiedziałeś? – zapytał Hagen ostrożnie.

Sonny wyszczerzył zęby.

– Powiedziałem, że jasne, czemu nie? Kiedy tylko zechce, mnie się nie spieszy. Mam na ulicach stu cyngli dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jeżeli Sollozzo wytknie choćby kawałek tyłka, będzie trupem. Niech sobie zwlekają, ile tylko chcą.

– Czy była jakaś konkretna propozycja? – zapytał Hagen.

– A jakże – odparł Sonny. – Chce, żebyśmy przysłali Mike’a na spotkanie z nim, aby wysłuchał jego propozycji. Negocjator gwarantuje bezpieczeństwo Mike’a. Sollozzo nie prosi nas o zagwarantowanie jego własnego bezpieczeństwa. Wie, że o to prosić nie może. Bezcelowe. Więc spotkanie będzie zorganizowane z jego strony. Jego ludzie zabiorą Mike’a i zawiozą go na miejsce. Mike wysłucha Sollozza i potem go puszczą wolno. Ale miejsce spotkania nie zostało ujawnione. Obiecują, że układ będzie tak dobry, że nie będziemy mogli go odrzucić.

– A co z Tattagliami? – zapytał Hagen. – Co zrobią w sprawie Bruna?

– To należy do układu. Negocjator mówi, że Rodzina Tattagliów zgodziła się zastosować do Sollozza. Zapomną o Brunonie Tattaglii. On płaci za to, co zrobili mojemu ojcu. Jedno przekreśla drugie. – Sonny zaśmiał się znowu. – Bezczelne dranie.

Hagen ostrożnie zaproponował:

– Powinniśmy wysłuchać, co mają do powiedzenia.

Sonny potrząsnął głową.

– Nie, nie, consigliori, nie tym razem. – W jego głosie był nikły ślad włoskiego akcentu. Świadomie przedrzeźniał dla żartu ojca. – Żadnych dalszych spotkań. Żadnych dyskusji. Żadnych sztuczek Sollozza. Kiedy negocjator znowu skontaktuje się z nami w sprawie naszej odpowiedzi, masz mu przekazać tylko jedno. Ja chcę Sollozza. Jeżeli nie, to wojna na całego. Pójdziemy na materace i wyślemy wszystkich cyngli na ulicę. Interesy będą po prostu musiały ucierpieć.

– Inne Rodziny nie pójdą na generalną wojnę – powiedział Hagen. – To zanadto wszystkich obciąża.

Sonny wzruszył ramionami.

– Mają proste rozwiązanie. Dajcie mi Sollozza. Albo walczcie z Rodziną Corleone. – Sonny przerwał, po czym dodał szorstko: – Żadnych więcej rad, jak to załatwić, Tom. Decyzja zapadła. Twoje zadanie to pomóc mi wygrać. Rozumiesz?

Hagen pochylił głowę. Na chwilę zamyślił się głęboko. Potem powiedział:

– Rozmawiałem z twoim człowiekiem z komisariatu policji. Powiada, że kapitan McCluskey ma dostać swoją dolę z operacji narkotykami. Zgodził się być obstawą Sollozza. Turek nie wytyka nosa ze swojej nory bez McCluskeya. Kiedy się spotka z Mikiem na rozmowę, McCluskey będzie siedział obok niego. W cywilnym ubraniu, ale z bronią. Otóż musisz zrozumieć, Sonny, że póki Sollozzo jest tak strzeżony, nie uda ci się go tknąć. Nikt jeszcze nie kropnął bezkarnie kapitana policji nowojorskiej. W tym mieście zrobiłoby się nieznośnie gorąco, bo to i gazety, i cała komenda policji, Kościoły, wszystko. To byłoby katastrofalne. Rodziny naskoczyłyby na ciebie. Corleone’owie staliby się wyrzutkami. Nawet opiekunowie polityczni dona pochowaliby się. Więc weź to pod rozwagę.

Sonny wzruszył ramionami.

– McCluskey nie może wiecznie sterczeć przy Turku. Poczekamy.

Tessio i Clemenza pykali z cygar, stropieni, nie śmiąc przemówić, ale pocąc się. Gdyby powzięto błędną decyzję, zapłaciliby za to własną skórą.

Michael odezwał się po raz pierwszy. Zapytał Hagena:

– Czy ojca można przewieźć tu ze szpitala?

Hagen potrząsnął głową.

– To pierwsza rzecz, o jaką spytałem. Niemożliwe. Jest w bardzo złym stanie. Przetrzyma, ale potrzebuje rozmaitych zabiegów, być może jeszcze jakiejś operacji. Niemożliwe.

– To musicie dostać Sollozza zaraz – stwierdził Michael. – Nie możemy czekać. Facet jest zanadto niebezpieczny. Wyskoczy z jakimś nowym pomysłem. Pamiętajcie, że dla niego nadal kluczową sprawą jest pozbycie się naszego starego. On o tym wie. W porządku, zdaje sobie sprawę, że teraz sytuacja jest bardzo ciężka, więc gotów jest przyjąć każdą porażkę w zamian za swoje życie. Ale jeżeli tak czy owak ma być zabity, popróbuje jeszcze raz dona. A ponieważ pomaga mu ten kapitan policji, więc kto wie, co może się zdarzyć. Nie możemy ryzykować. Musimy dorwać Sollozza natychmiast.

Sonny podrapał się w zamyśleniu po brodzie.

– Masz rację, chłopaku – przyznał. – Doszedłeś do sedna sprawy. Nie możemy dopuścić, żeby Sollozzo znowu się dobrał do starego.

– A co z kapitanem McCluskeyem? – zapytał spokojnie Hagen.

Sonny obrócił się do Michaela z dziwnym uśmieszkiem.

– No właśnie, chłopcze, co z tym twardym kapitanem policji?

Michael odpowiedział powoli:

– Okay, to jest ostateczność. Ale bywają przypadki, kiedy najbardziej ostateczne kroki są uzasadnione. Wyobraźmy sobie, że musimy zabić McCluskeya. Można to zrobić w ten sposób, żeby go mocno obciążyć, tak że nie byłby to już uczciwy kapitan policji wypełniający swoje obowiązki, ale skorumpowany funkcjonariusz, zamieszany w różne kanty, który dostał to, co mu się należało, tak jak każdy kanciarz. Mamy na liście płacy dziennikarzy, którym możemy podać tę historię z dostatecznymi dowodami, aby ją mogli wylansować. To by trochę zmniejszyło wzburzenie. Jak wam się to widzi?

Michael popatrzał z respektem na pozostałych. Tessio i Clemenza mieli ponure miny i nie chcieli się odezwać. Sonny powiedział z tym samym dziwnym uśmiechem.

– Mów dalej, chłopaku, świetnie ci to idzie. Ustami niewiniątek, jak zawsze mawiał don. No, dalej, Mike, powiedz nam coś więcej.

Hagen także uśmiechał się z lekka, odwracając głowę. Michael zarumienił się.

– Ano, chcą, żebym poszedł na rozmowę z Sollozzem. Będziemy tam tylko ja, Sollozzo i McCluskey, nikogo więcej. Naznaczcie spotkanie za dwa dni od dziś, a potem każcie naszym informatorom wywiedzieć się, gdzie ono nastąpi. Nalegajcie na to, że musi być w jakimś miejscu publicznym, że nie pozwolę się zabrać do żadnego mieszkania czy domu. Niech to będzie jakaś restauracja czy bar w szczytowej porze kolacji, coś w tym rodzaju, żebym się czuł bezpieczny. Oni także będą czuli się bezpieczni. Nawet Sollozzowi nie przyjdzie do głowy, że odważylibyśmy się rąbnąć kapitana. Obszukają mnie, jak się z nimi spotkam, więc wtedy będę musiał być czysty, ale obmyślcie jakiś sposób podrzucenia mi broni, kiedy będę z nimi gadał. Wtedy kropnę ich obu.

Wszyscy czterej obrócili głowy i wpatrzyli się w niego. Clemenza i Tessio byli poważni i zdumieni. Hagen miał minę trochę smutną, ale nie zaskoczoną. Chciał coś powiedzieć, ale rozmyślił się. Natomiast Sonny, ze swoją pucołowatą twarzą Kupidyna drgającą z uciechy, nagle ryknął głośnym śmiechem. Był serdeczny, nieudawany. Sonny naprawdę pękał ze śmiechu. Wskazał palcem Michaela usiłując przemówić, choć aż go zatykało z rozbawienia.

– Ty, chłopak z pierwszorzędnego college’u, który nigdy nie chciał mieszać się do spraw Rodziny! A teraz chcesz zabić kapitana policji i Turka tylko dlatego, że McCluskey rozkwasił ci twarz. Bierzesz to osobiście, to jest zwyczajny biznes, a ty to bierzesz osobiście. Chcesz zabić obu tych gości dlatego, że dostałeś po pysku. Więc wszystko to lipa. Przez wszystkie te lata to była po prostu lipa.

Clemenza i Tessio, rozumiejąc to zupełnie opacznie, myśląc, że Sonny wyśmiewa się z brawury młodszego brata robiącego taką propozycję, także uśmiechali się szeroko i trochę protekcjonalnie do Michaela. Tylko Hagen roztropnie zachowywał nieprzenikniony wyraz twarzy.

Michael rozejrzał się po wszystkich, po czym popatrzał na Sonny’ego, który wciąż nie mógł pohamować śmiechu.

– Ty kropniesz ich obu? – zapytał Sonny. – Słuchaj, chłopaku, nie dadzą ci za to medali, posadzą cię na krześle elektrycznym. Wiesz o tym? To nie jest robota dla bohaterów, nie strzelasz do ludzi z odległości mili. Strzelasz, kiedy widzisz białka ich oczu, tak jak nas uczyli w szkole, pamiętasz? Musisz stanąć tuż przy nich i rozwalić im łby, a ich mózg opryska ci twoje eleganckie ubranko. No więc jak, chłopcze, chcesz to zrobić dlatego, że jakiś tępy glina cię trzepnął?

Sonny śmiał się ciągle.

Michael wstał.

– Lepiej przestań się śmiać – powiedział. Zmiana, która w nim zaszła, była tak niesłychana, że uśmiechy znikły z twarzy Clemenzy i Tessia. Michael nie był wysoki ani masywnie zbudowany, ale zdawała się emanować z niego groźba. W tej chwili był wcieleniem samego dona Corleone. Jego oczy stały się bladopłowe, a twarz zbielała. Zdawało się, lada chwila rzuci się na swego starszego i silniejszego brata. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby miał w ręku broń, Sonny znalazłby się w niebezpieczeństwie. Sonny przestał się śmiać, a Michael zwrócił się do niego zimnym, groźnym głosem:

– Myślisz, że nie potrafię tego zrobić, ty draniu?

Sonny opanował atak śmiechu.

– Wiem, że potrafisz – powiedział. – Nie śmiałem się z tego, co mówiłeś. Śmiałem się z tego, jak zabawnie rzeczy się układają. Zawsze mówiłem, że jesteś najtwardszy w rodzinie, twardszy od samego dona. Byłeś jedynym, który potrafił nie zgadzać się z naszym starym. Pamiętam cię, jak byłeś dzieciakiem. Jaki wtedy byłeś zadziorny. Do diabła, nawet ze mną się naparzałeś, a przecież byłem dużo starszy od ciebie. Freddie musiał cię lać na kwaśne jabłko przynajmniej raz w tygodniu. A teraz Sollozzo ma ciebie za tego miękkiego w Rodzinie, bo pozwoliłeś, żeby McCluskey cię uderzył, i nie oddałeś mu, i nie chciałeś się mieszać do zatargów Rodziny. Wyobraża sobie, że nie ma się czym martwić, jeżeli spotka się z tobą sam na sam. A McCluskey też ma cię za strachliwego Włocha. – Sonny przerwał, po czym dodał łagodnie: – Ale jednak jesteś Corleone, ty łobuzie. I ja byłem jedynym, który to wiedział. Siedziałem tu i czekałem przez ostatnie trzy dni, odkąd postrzelili starego, żebyś wyskoczył z tej wymuskanej, wojenno-bohaterskiej, lipnej postaci, z którą się obnosiłeś. Czekałem, żebyś został moją prawą ręką, żebyśmy mogli pozabijać tych skubańców, którzy próbują zniszczyć naszego ojca i naszą Rodzinę. I na to trzeba było tylko trzaśnięcia w szczękę. Co ty na to? – Sonny uczynił komiczny gest zadawania ciosu i powtórzył: – No, co ty na to?

Napięcie w pokoju ustąpiło. Mike potrząsnął głową.

– Sonny, robię to dlatego, że to jest jedyna rzecz do zrobienia. Nie mogę pozwolić, żeby Sollozzo znowu dobrał się do ojca. Najwyraźniej jestem jedynym, który ma do niego dojście. I obmyśliłem to sobie. Nie sądzę, żebyś znalazł kogoś innego, kto by rąbnął kapitana policji. Może ty byś to zrobił, Sonny, ale masz żonę i dzieci i musisz kierować sprawami Rodziny, dopóki ojciec nie wróci do formy. Więc zostaję ja i Freddie. Freddie jest zszokowany i nie do użytku. W końcu zostaję tylko ja. To wszystko jest logiczne. Cios w szczękę nie miał z tym nic wspólnego.

Sonny podszedł i uściskał go.

– Guzik mnie obchodzi, jakie masz powody, jeżeli tylko jesteś teraz z nami. I powiem ci jeszcze jedno: masz rację od początku do końca. Tom, co ty na to?

Hagen wzruszył ramionami.

– Rozumowanie jest słuszne. A to dlatego, że nie sądzę, aby Turek podchodził uczciwie do układu. Myślę, że jeszcze spróbuje dobrać się do dona. W każdym razie tak musimy przypuszczać na podstawie jego dotychczasowych wyczynów. Więc spróbujmy dostać Sollozza. Dostaniemy go, nawet jeżeli będzie trzeba kropnąć tego kapitana policji. Ale ktokolwiek będzie załatwiał tę robotę, ogromnie zaryzykuje. Czy to musi być Mike?

– Ja mógłbym to zrobić – powiedział cicho Sonny.

Hagen ze zniecierpliwieniem potrząsnął głową.

– Sollozzo nie dopuściłby cię na milę do siebie, choćby miał dziesięciu kapitanów policji. A poza tym pełnisz obowiązki głowy Rodziny. Nie można cię narażać. – Hagen przerwał i zwrócił się do Clemenzy i Tessia: – Czy któryś z was ma pierwszorzędnego cyngla, kogoś naprawdę specjalnego, kto podjąłby się tej roboty? Nie musiałby się martwić o pieniądze do końca życia.

Clemenza przemówił pierwszy:

– Nikogo takiego, kogo Sollozzo by nie znał. Od razu by się połapał. Połapałby się tak samo, gdybym poszedł ja czy Tessio.

– A kogoś naprawdę twardego, kto jeszcze nie wyrobił sobie opinii, jakiegoś dobrego rekruta? – zapytał Hagen.

Obaj caporegime’owie potrząsnęli głowami. Tessio uśmiechnął się, ażeby wydać się mniej zjadliwym, i powiedział:

– To tak, jakby wziąć faceta z prowincjonalnej drużyny na rozgrywki o mistrzostwo Stanów.

– Więc musi być Mike – zdecydował krótko Sonny. – Z tysiąca różnych powodów. Najważniejsze, że oni mają go za lalusia. A potrafi wykonać robotę, to gwarantuję, i to jest ważne, bo będziemy mieli tylko tę jedną okazję dobrać się do tego chytrego, drańskiego Turka. Dlatego teraz musimy obmyślić najlepszy sposób wsparcia Mike’a. Tom, Clemenza, Tessio, wywiedzcie się, ile to będzie kosztowało. Kiedy się tego dowiemy, możemy obmyślić, jak mu dostarczyć broń. Clemenza, masz mu dać naprawdę bezpieczną spluwę z twojej kolekcji, najpewniejszą, jaką masz. Niemożliwą do wytropienia. Postaraj się o krótką lufę i dużą siłę uderzenia. Nie musi być celna. Kiedy Mike jej użyje, będzie tuż przy nich. Mike, jak tylko użyjesz broni, rzuć ją na podłogę. Nie daj się złapać, mając ją przy sobie. Clemenza, oklej lufę i cyngiel tym swoim specjalnym plastrem, żeby nie zostały odciski palców. Pamiętaj, Mike, że możemy załatwić wszystko, świadków i tak dalej, ale jeżeli cię złapią z bronią, nie damy rady. Będziemy mieli przerzut i ochronę, i potem znikniesz na ładne, długie wakacje, dopóki to nie ostygnie. Nie będzie cię przez długi czas, ale nie chcę, żebyś się żegnał ze swoją dziewczyną czy nawet do niej dzwonił. Kiedy już będzie po wszystkim, a ty się znajdziesz poza krajem, prześlę jej wiadomość, że wszystko w porządku. To rozkaz. – Sonny uśmiechnął się do brata. – A teraz trzymaj się Clemenzy i przyzwyczajaj się obchodzić z bronią, którą ci wybierze. Może nawet poćwicz trochę. My zajmiemy się wszystkim innym. Wszystkim. Okay, chłopcze?

I znowu Michael Corleone poczuł ten rozkoszny, odświeżający chłód w całym ciele. Powiedział do brata:

– Nie musiałeś mi mówić tych bzdur o nierozmawianiu z moją dziewczyną na taki temat. Coś ty myślał, do cholery, że zadzwonię do niej, żeby się pożegnać?

Sonny odparł pospiesznie:

– W porządku, ale jesteś jeszcze surowy, więc wszystko tłumaczę dokładnie. Zapomnij o tym.

– Jak to surowy, do diabła? Słuchałem naszego starego tak samo pilnie jak ty. Jak myślisz, skąd się tak wycwaniłem? – Obaj się roześmieli.

Hagen nalał wszystkim. Miał minę trochę posępną. Mąż stanu zmuszony uciec się do wojny, prawnik zmuszony uciec się do prawa.

– Ano, w każdym razie teraz już wiemy, co będziemy robili – stwierdził.

Назад Дальше