Ojciec Chrzestny - Mario Puzo 5 стр.


Don Corleone przerwał i spytał głosem pełnym cierpliwości:

– Czy chcesz tym razem posłuchać mojej rady?

Johnny Fontane wzruszył ramionami.

– Nie mogę na nowo ożenić się z Ginny na takich warunkach, jak by chciała. Muszę grać w karty, muszę pić, muszę się bawić. Uganiają się za mną ładne dziwki, a nigdy nie umiałem im się oprzeć. Poza tym zawsze czułem się jak łobuz, kiedy wracałem do Ginny. Rany boskie, nie mogę znowu przechodzić przez wszystkie te bzdury.

Don Corleone rzadko okazywał rozjątrzenie.

– Nie mówiłem ci, żebyś się znowu ożenił. Rób, co chcesz. To dobrze, że chcesz być ojcem dla swoich dzieci. Mężczyzna, który nie jest ojcem dla swoich dzieci, nie może nigdy być prawdziwym mężczyzną. Ale musisz nakłonić ich matkę, żeby cię przyjęła. Kto powiedział, że nie możesz mieszkać w tym samym domu? Kto powiedział, że nie możesz prowadzić życia dokładnie tak, jak byś chciał?

Johnny Fontane roześmiał się.

– Ojcze chrzestny, nie wszystkie kobiety są takie jak dawne włoskie żony. Ginny na to nie pójdzie.

Teraz don odezwał się drwiąco:

– Dlatego że postępowałeś jak finoccbio. Dałeś jej więcej, niż kazał sąd. Tamtej drugiej nie uderzyłeś w twarz, bo kręciła film. Pozwoliłeś, żeby kobiety dyktowały ci, co masz robić, a one nie mają pojęcia o tym świecie, chociaż z pewnością będą świętymi, kiedy my mężczyźni będziemy smażyć się w piekle. A wreszcie obserwowałem cię przez wszystkie te lata. – Głos dona zabrzmiał poważnie. – Byłeś dobrym chrześniakiem, okazywałeś mi pełny szacunek. Ale co z innymi twoimi starymi przyjaciółmi? Jednego roku ganiasz z tym, następnego z innym. Ten młody Włoch, który był taki zabawny w filmach, miał trochę pecha i nie zobaczyłeś się z nim więcej, bo byłeś bardziej sławny. A ten twój dawny, dawny kolega, z którym chodziłeś do szkoły, który był twoim partnerem od śpiewu? Nino. Pije za dużo z rozczarowania, ale nigdy nie narzeka. Ciężko pracuje rozwożąc żwir, a w weekendy śpiewa za parę dolarów. Nigdy nic nie mówi na ciebie. Nie mogłeś trochę mu pomóc? Dlaczego? Śpiewa dobrze.

Johnny Fontane powiedział z wyrozumiałym znużeniem:

– Ojcze chrzestny, on po prostu nie ma dostatecznego talentu. Jest dobry, ale nie pierwszorzędny.

Don Corleone opuścił powieki, nieomal przymykając oczy, wreszcie stwierdził:

– A ty, mój chrześniaku, ty także po prostu nie masz dostatecznego talentu. Mam ci załatwić pracę przy rozwożeniu żwiru z Ninem? – Gdy Johnny nie odpowiedział, don ciągnął dalej: – Przyjaźń jest wszystkim. Przyjaźń to coś więcej niż talent. Więcej niż władza. Prawie się równa rodzinie. Nigdy o tym nie zapominaj. Gdybyś zbudował sobie mur przyjaźni, nie musiałbyś mnie prosić o pomoc. A teraz mi powiedz, dlaczego nie możesz śpiewać? W ogrodzie śpiewałeś dobrze. Równie dobrze jak Nino.

Hagen i Johnny uśmiechnęli się na to delikatne ukłucie. Teraz z kolei Johnny był wyrozumiale cierpliwy.

– Mój głos jest słaby. Zaśpiewam jedną czy dwie piosenki i potem nie mogę śpiewać przez wiele godzin czy dni. Nie mogę przetrzymać prób czy powtórek. Mój głos jest słaby, to jest jakieś schorzenie.

– A więc masz kłopoty z kobietami. Masz chory głos. Teraz mi powiedz, jakie masz trudności z tym hollywoodzkim pezzonovante, który nie chce dać ci pracować. – Don przechodził do rzeczy.

– On jest czymś więcej niż któryś z twoich pezzonovante – rzekł Johnny. – Jest właścicielem wytwórni. Doradza prezydentowi w sprawach wojennej propagandy filmowej. Nie dalej jak miesiąc temu zakupił prawa filmowe do najgłośniejszej powieści roku. Bestsellera. A jej bohater to facet kubek w kubek jak ja. W ogóle nie musiałbym grać, po prostu byłbym sobą. Nie musiałbym nawet śpiewać. Mógłbym nawet dostać Oscara. Każdy wie, że to dla mnie jak ulał, i znowu byłbym wielki. Jako aktor. Ale ten drań Jack Woltz odgrywa się na mnie, nie chce mi tego dać. Zaproponowałem, że zagram za darmo, za minimalną gażę, a on dalej mówi: nie. Rozpuścił wiadomość, że jeżeli przyjdę i pocałuję go w dupę w kantynie wytwórni, może się nad tym zastanowi.

Don Corleone odrzucił te emocjonalne brednie machnięciem ręki. Między rozsądnymi ludźmi zawsze można rozwiązać problemy interesów. Poklepał chrześniaka po ramieniu.

– Jesteś rozgoryczony. Myślisz, że nikt o ciebie nie dba. I straciłeś sporo na wadze. Dużo pijesz, co? Nie sypiasz i bierzesz pigułki? – Potrząsnął głową z dezaprobatą. – Otóż chcę, żebyś się zastosował do moich rozkazów. Chcę, żebyś pozostał w moim domu przez miesiąc. Chcę, żebyś dobrze się odżywiał, wypoczął i wyspał. Miłe mi jest twoje towarzystwo, a może zdołasz nauczyć się od twego ojca chrzestnego czegoś o świecie, co mogłoby ci dopomóc nawet w tym wielkim Hollywood. Ale żadnego śpiewania, żadnego picia i żadnych kobiet. Po miesiącu możesz wrócić do Hollywood i ten pezzonovante, ten kaliber.90, da ci tę robotę, której chcesz. Załatwione?

Johnny Fontane nie całkiem mógł uwierzyć, że don ma taką władzę. Ale jego ojciec chrzestny nigdy nie rzucał słów na wiatr.

– To osobisty przyjaciel J. Edgara Hoovera – powiedział Johnny. – Nie można nawet podnieść na niego głosu.

– Jest biznesmenem – odrzekł łagodnie don. – Zrobię mu propozycję nie do odrzucenia.

– Za późno. Wszystkie kontrakty już podpisane i zaczynają kręcić za tydzień. To absolutnie niemożliwe.

Don Corleone powiedział:

– Wracaj do gości. Twoi przyjaciele czekają na ciebie. Zostaw wszystko mnie.

Wypchnął Johnny’ego Fontane z pokoju. Hagen siedział za biurkiem i robił notatki. Don westchnął ciężko i zapytał:

– Jest jeszcze coś?

– Sollozza nie można dłużej odkładać. Będzie pan musiał zobaczyć się z nim w tym tygodniu. – Hagen trzymał pióro nad kalendarzem.

Don wzruszył ramionami.

– Teraz już po weselu, więc kiedy tylko zechcesz.

Te słowa wyjaśniły Hagenowi dwie rzeczy. Po pierwsze, że odpowiedź dla Virgila Sollozza będzie odmowna. Po drugie, ponieważ don Corleone nie chciał dać odpowiedzi przed weselem córki, spodziewał się, iż jego „nie” spowoduje kłopoty. Hagen zapytał ostrożnie:

– Czy mam powiedzieć Clemenzy, żeby kazał paru ludziom zamieszkać w tym domu?

– A po co? – odrzekł don ze zniecierpliwieniem. – Nie dałem odpowiedzi przed weselem, bo w taki ważny dzień nie powinno być żadnej chmurki, nawet w oddaleniu. Poza tym chciałem wiedzieć z góry, o czym ma zamiar mówić. Teraz już wiemy. To, co zaproponuje, jest infamità.

– Więc pan odmówi? – zapytał Hagen. A kiedy don kiwnął głową, Hagen stwierdził: – Sądzę, że wszyscy powinniśmy to przedyskutować, cała Rodzina, zanim pan da odpowiedź.

Don uśmiechnął się.

– Tak sądzisz? Dobrze, przedyskutujemy to. Jak wrócisz z Kalifornii. Chcę, żebyś tam jutro poleciał i załatwił sprawę Johnny’emu. Porozmawiaj z tym filmowym pezzonovante. A Sollozzowi przekaż, że zobaczę się z nim, kiedy wrócisz z Kalifornii. Jest jeszcze coś?

– Dzwonili ze szpitala – powiedział oficjalnie Hagen. – Consigliori Abbandando jest umierający, nie przeżyje tej nocy. Jego rodzinie kazano przyjechać i czekać.

Hagen zajmował stanowisko consigliora przez ubiegły rok, odkąd rak przykuł Genca Abbandando do szpitalnego łóżka. Teraz czekał, żeby don Corleone powiedział, iż to stanowisko należy do niego na stałe. Szanse były znikome. Tak wysoką pozycję powierzano tradycyjnie tylko człowiekowi pochodzącemu od obojga włoskich rodziców. Już dotychczas były kłopoty z powodu czasowego pełnienia przezeń tych obowiązków. Poza tym miał zaledwie trzydzieści pięć lat, uważano, że jest za młody, aby mógł nabrać doświadczenia i przebiegłości niezbędnych dla dobrego consigliora. Jednakże don nie udzielił mu zachęty. Spytał:

– Kiedy moja córka wyjeżdża ze swoim mężem?

Hagen popatrzył na zegarek.

– Za kilka minut pokroją tort, a potem po półgodzinie wyjadą. – To przypomniało mu coś innego. – Ten pański nowy zięć. Czy dajemy mu coś ważnego w Rodzinie?

Zaskoczyła go gwałtowność odpowiedzi dona.

– Nigdy. – Don uderzył w biurko otwartą dłonią. – Nigdy. Daj mu coś, żeby zarabiał na życie, na dobre życie. Ale nigdy nie wtajemniczaj go w interesy Rodziny. Przekaż to innym. Sonny’emu. Fredowi. Clemenzie. – Don przerwał. – Zapowiedz wszystkim moim trzem synom, że będą mi towarzyszyli do szpitala, aby zobaczyć się z biednym Genco. Chcę, żeby mu złożyli swoje ostatnie uszanowanie. Każ Freddiemu zajechać dużym wozem i spytaj Johnny’ego, czy zrobi mi tę specjalną uprzejmość i pojedzie z nami. – Spostrzegł, że Hagen patrzy na niego pytająco. – Chcę, żebyś dziś wieczorem poleciał do Kalifornii. Nie będziesz miał czasu odwiedzić Genca. Ale nie odjeżdżaj, dopóki nie wrócę ze szpitala i nie pomówię z tobą. Zrozumiano?

– Zrozumiano – odrzekł Hagen. – O której Fred ma mieć gotowy wóz?

– Jak goście odjadą – powiedział don Corleone. – Genco na mnie zaczeka.

– Dzwonił senator – rzekł Hagen. – Przepraszał, że nie zjawił się osobiście, ale mówił, że pan to zrozumie. Prawdopodobnie chodziło o tych dwóch z FBI po drugiej stronie ulicy, którzy zapisywali numery samochodów. Ale przysłał prezent przez specjalnego gońca.

Don kiwnął głową. Nie uważał za konieczne wspominać, że to on sam przestrzegł senatora, by nie przyjeżdżał.

– Czy przysłał jakiś ładny prezent?

Hagen zrobił minę wyrażającą pełną uznania aprobatę, która była dziwnie włoska na jego niemiecko-irlandzkiej twarzy.

– Stare srebro, bardzo cenne. Młodzi mogą je sprzedać co najmniej za patyka. Senator poświęcił masę czasu na znalezienie czegoś naprawdę odpowiedniego. Dla ludzi tego rodzaju to jest ważniejsze od wysokości ceny.

Don Corleone nie ukrywał satysfakcji, że taki wielki człowiek jak senator okazał mu tyle szacunku. Senator, podobnie jak Luca Brasi, był jednym z ważnych kamieni w budowli potęgi dona, i tym podarunkiem on także odnowił swoje ślubowanie lojalności.

Kiedy Johnny Fontane zjawił się w ogrodzie, Kay Adams poznała go od razu. Była naprawdę zaskoczona.

– Nigdy nie mówiłeś, że twoja rodzina zna Johnny’ego Fontane! – zawołała. – Teraz już na pewno wyjdę za ciebie.

– Chcesz go poznać?

– Nie teraz – odparła Kay. Westchnęła. – Kochałam się w nim trzy lata. Przyjeżdżałam do Nowego Jorku, ilekroć śpiewał w Capitolu, i wrzeszczałam jak wariatka. Był taki cudowny!

– Spotkamy się z nim później – przyrzekł Michael.

Kiedy Johnny skończył śpiewać i zniknął wewnątrz domu z donem Corleone, Kay powiedziała figlarnie do Michaela:

– Tylko mi nie mów, że taki wielki gwiazdor filmowy, jak Johnny Fontane, chce prosić twojego ojca o jakąś łaskę.

– Jest jego synem chrzestnym – odrzekł Michael. – I gdyby nie ojciec, mógłby dziś nie być wielkim gwiazdorem filmowym.

Kay Adams roześmiała się z zachwytem.

– To mi wygląda na jeszcze jedną wspaniałą historię.

Michael potrząsnął głową.

– Tej nie mogę opowiedzieć.

– Zaufaj mi.

Opowiedział jej. Opowiedział jej bez dowcipkowania. Opowiedział bez dumy. Opowiedział bez żadnych wyjaśnień, z wyjątkiem tego, że przed ośmiu laty jego ojciec był bardziej popędliwy, a ponieważ rzecz dotyczyła jego syna chrzestnego, don uważał to za sprawę osobistego honoru.

Historia była krótka. Przed ośmiu laty Johnny Fontane odniósł niezwykły sukces, śpiewając z popularną orkiestrą taneczną. Stał się największą atrakcją radiową. Niestety, kierownik orkiestry, znana w przemyśle rozrywkowym osobistość nazwiskiem Les Halley, podpisał z Johnnym pięcioletni kontrakt na wyłączność jego usług. Była to zwykła praktyka w przemyśle rozrywkowym. Les Halley mógł teraz wypożyczać Johnny’ego i chować do kieszeni większą część pieniędzy.

Don Corleone osobiście włączył się do negocjacji. Zaproponował Lesowi Halleyowi dwadzieścia tysięcy dolarów za zwolnienie Johnny’ego Fontane z tego kontraktu. Halley zaproponował, że będzie brał tylko pięćdziesiąt procent zarobków Johnny’ego. Dona Corleone to rozbawiło. Obniżył swoją ofertę z dwudziestu tysięcy do dziesięciu tysięcy dolarów. Kierownik orkiestry, najwyraźniej nie będący człowiekiem światowym poza swoim umiłowanym przemysłem rozrywkowym, całkowicie przeoczył znaczenie tej niższej oferty. Odmówił.

Następnego dnia don Corleone pojechał zobaczyć się osobiście z kierownikiem orkiestry. Zabrał ze sobą dwóch swoich najbliższych przyjaciół – Genca Abbandando, który był jego consigliorim, oraz Lucę Brasi. Bez żadnych innych świadków don Corleone przekonał Lesa Halleya, żeby podpisał dokument zrzekający się wszelkich praw do wyłączności usług Johnny’ego Fontane w zamian za poświadczony czek na sumę dziesięciu tysięcy dolarów. Don Corleone dokonał tego przykładając kierownikowi orkiestry pistolet do czoła i zapewniając go z najwyższą powagą, że dokładnie po upływie minuty na dokumencie tym znajdzie się albo jego podpis, albo jego mózg. Halley podpisał. Don Corleone schował pistolet do kieszeni i wręczył poświadczony czek.

Reszta należała już do historii. Johnny Fontane stał się największą sensacją pieśniarską w kraju. Nakręcił w Hollywood komedie muzyczne, które przyniosły jego wytwórni fortunę. Jego płyty przynosiły miliony dolarów zysku. A potem rozszedł się z żoną – swą ukochaną z dzieciństwa – i pozostawił dwoje dzieci, by się ożenić z najbardziej fascynującą złotowłosą gwiazdą filmu. Wkrótce przekonał się, że jest ona kurwą. Pił, uprawiał hazard, uganiał się za innymi kobietami. Stracił głos. Jego płyty przestały się rozchodzić. Wytwórnia nie odnowiła z nim kontraktu. I teraz wrócił do swego ojca chrzestnego.

Kay spytała w zamyśleniu:

– Na pewno nie jesteś zazdrosny o ojca? Wszystko, co mi o nim mówiłeś, wskazuje, że robi coś dla innych. Musi mieć dobre serce. – Uśmiechnęła się krzywo. – Oczywiście jego metody nie są ściśle konstytucyjne.

Michael westchnął.

– Chyba tak to wygląda, ale coś ci powiem. Słyszałaś o tych arktycznych eksploratorach, którzy pozostawiają zapasy żywności w kryjówkach rozrzuconych na trasie do bieguna północnego? Na wypadek, gdyby ich kiedyś potrzebowali? Takie są przysługi mojego ojca. Pewnego dnia zjawi się w domu każdego z tych ludzi, a wtedy będą musieli się odwdzięczyć.

Zmierzch prawie zapadł, zanim wniesiono tort weselny, powitano go okrzykami i zjedzono. Specjalnie upieczony przez Nazorinego, był wymyślnie przyozdobiony muszelkami kremu tak smakowitego, że panna młoda wydłubywała je łakomie z resztek tortu, zanim pomknęła w podróż poślubną ze swoim jasnowłosym panem młodym. Don uprzejmie żegnał odjeżdżających gości, zauważywszy przy tym, że nigdzie już nie widać czarnej limuzyny z ludźmi z FBI.

W końcu na podjeździe pozostał tylko długi czarny cadillac z Freddiem przy kierownicy. Don wsiadł na przednie siedzenie, poruszając się szybko i sprawnie jak na swój wiek i tuszę. Sonny, Michael i Johnny Fontane usadowili się na tylnym siedzeniu. Don Corleone zwrócił się do swego syna, Michaela:

– Czy ta twoja dziewczyna może sama wrócić do miasta?

Michael kiwnął głową.

– Tom powiedział, że się tym zajmie.

Don Corleone pokiwał głową, zadowolony ze sprawności Hagena.

Ponieważ jeszcze obowiązywało racjonowanie benzyny, ruch na Bek Parkway do Manhattanu był niewielki. W niespełna godzinę cadillac wtoczył się na ulicę, gdzie był Szpital Francuski. Podczas jazdy don Corleone zapytał najmłodszego syna, czy mu dobrze idzie na uczelni. Michael kiwnął głową. A potem Sonny zapytał ojca z tylnego siedzenia:

– Johnny mówi, że mu załatwiasz tę sprawę w Hollywood. Chcesz, żebym tam pojechał i w czymś pomógł?

Don Corleone odrzekł krótko:

– Tom jedzie dziś wieczorem. Nie będzie potrzebował żadnej pomocy, to prosta sprawa.

Sonny Corleone roześmiał się.

– Johnny przypuszcza, że nie dasz rady tego załatwić, dlatego pomyślałem, że może chcesz, abym pojechał.

Don Corleone obrócił głowę.

– Dlaczego we mnie wątpisz? – zapytał Johnny’ego Fontane. – Czy twój ojciec chrzestny nie robił zawsze tego, co przyrzekł? Czy kiedykolwiek wystrychnięto mnie na dudka?

Назад Дальше