PS Kocham Cię - Ahern Cecelia 3 стр.


Melodia,,I Will Survive” Glorii Gaynor natychmiast przeniosła ją w teraźniejszość. Dzwonił jej telefon komórkowy.

– Halo?

– Witaj, kochana. Wróciłam! – zapiszczał znajomy głos.

– Ciara! Nie wiedziałam, że wracasz!

– Ja też nie – przyznała młodsza siostra. – Ale skończyły mi się pieniądze i postanowiłam was zaskoczyć.

– Rodzice z pewnością byli bardzo zaskoczeni.

– Mama wydaje dziś uroczystą kolację dla całej rodziny.

– Wiesz, wybieram się dziś do dentysty, żeby wyrwać wszystkie zęby. Wybacz, ale nie dam rady przyjść.

– Holly, od lat nie jedliśmy razem kolacji. Kiedy ostatnio widziałaś Richarda i Meredith?

– Richarda widziałam na pogrzebie. Był w świetnej formie Zadał mi pytanie, czy przekażę mózg Gerry’ego na cele naukowe.

– Właśnie, Holly. Przepraszam, ale naprawdę nie mogłam przyjechać na pogrzeb.

– Nie żartuj. Na bilet z Australii wybuliłabyś fortunę. No więc, kiedy mówiłaś, że cała rodzina, miałaś na myśli…

– Tak. Richard i Meredith przyjadą z dziećmi. Zapowiedzieli się też Jack i Abbey. Declan również będzie obecny, ale pewnie tylko ciałem, bo na jego ducha nie ma co liczyć, no i oczywiście rodzice, i ja.

Holly jęknęła. Nie tęskniła za rodzinką, no, może za Jackiem, z którym zawsze miała najlepszy kontakt. Jack, nauczyciel, był od niej tylko dwa lata starszy, i pewnie dlatego w dzieciństwie zawsze trzymali się razem i bez przerwy psocili (zwykle – dokuczali starszemu bratu, Richardowi). Jack i Holly mieli podobne charaktery. Do dziś uważała go za najnormalniejszego z całego rodzeństwa. Lubiła też jego dziewczynę, Abbey. Jeszcze za życia Gerry’ego często spotykali się we czworo.

Ciara ulepiona była z innej gliny. Jack i Holly często śmiali się, że siostra pochodzi z planety Ciara o liczbie mieszkańców jeden. Z wyglądu przypominała ojca, jak on miała długie nogi i ciemne włosy. A ze swych rozlicznych podróży po świecie przywiozła sporo tatuaży i kolczyków. Po jednym tatuażu z każdego kraju, jak żartował tata. Nowy tatuaż dla nowego mężczyzny, jak uważali Holly i Jack.

Na jej luzacki styl krzywo patrzył ich najstarszy brat. Richard od urodzenia był stary malutki. Jego życie opierało się na sztywnych zasadach i posłuszeństwie. Holly nie pamiętała, żeby w młodości prowadził jakiekolwiek życie towarzyskie. Nie mogli się z Jackiem nadziwić, skąd wytrzasnął swoją równie ponurą żonę, Meredith. Pewnie spotkali się na zlocie wyznawców nieszczęścia.

Holly nie miała, oczywiście, najgorszej rodziny na świecie, ale trzeba przyznać, że była to przedziwna menażeria. Olbrzymie różnice charakterów często prowadziły do kłótni. Generalnie jakoś się dogadywali, ale wymagało to od wszystkich sporo wysiłku. Holly często spotykała się z Jackiem na obiad albo na drinka. Dobrze się czuła w jego towarzystwie, bo traktowała go nie tylko jak brata, lecz też jak przyjaciela. Ostatnio rzadko się widywali. Jack dobrze rozumiał siostrę, wiedział, że woli być sama.

Z młodszym bratem, Declanem, kontaktowała się tylko wtedy, kiedy dzwoniła do domu rodziców, a on odbierał telefon. Nie był zbyt rozmowny. Dwudziestodwuletni „chłopiec” nie czuł się najlepiej w towarzystwie dorosłych.

Ciara miała dwadzieścia cztery lata. Ostatni rok spędziła w Australii i Holly zdążyła się już za nią stęsknić. Miały całkiem inne upodobania. Nigdy nie zamieniały się ciuchami, nie paplały godzinami o chłopakach, ale łączyła je silna siostrzana więź. Ciara zawsze trzymała się razem z Declanem. Oboje byli marzycielami. Jack i Holly, w dzieciństwie nierozłączni, przyjaźnili się do dziś. Pozostawał Richard. Holly bała się jego nachalnych pytań. Ale przecież rodzice wydawali przyjęcie powitalne dla Ciary, a więc będzie na nim Jack… Czy Holly czekała na ten wieczór? Absolutnie nie.

Wieczorem z pewnymi oporami zapukała do drzwi rodzinnego domu i natychmiast usłyszała tupot małych stóp.

– Mamo, tato, to ciocia Holly! Otworzył jej bratanek Timothy.

Zaraz jednak dziecięcą radość zakłócił surowy głos.

– Timothy! Co mówiłam o bieganiu po domu? Idź do kąta i przemyśl swoje postępowanie. Jasno się wyraziłam?

– Tak, mamo.

– Oj, Meredith. Przecież nic mu się nie stanie na miękkim dywanie!

Holly roześmiała się w duchu. Ciara naprawdę wróciła.

Drzwi otworzyły się na oścież i stanęła w nich Meredith z miną jeszcze bardziej skrzywioną niż zwykle.

– Cześć – przywitała ją oschle.

– Cześć – odpowiedziała równie oschle Holly.

W salonie rozejrzała się za Jackiem, ale nigdzie go nie było. Przy kominku stał Richard z rękami w kieszeniach i udzielał wykładu ojcu. Frank, słuchając niecierpliwie, wiercił się w swoim ulubionym fotelu. Holly posłała biednemu tacie całusa, ale nie chciała się wtrącać. Uśmiechnął się łagodnie i pomachał jej ręką.

Declan leżał rozwalony na kanapie. Miał na sobie poprzecinane dżinsy i koszulkę z napisem „South Park”. Palił papierosa, a Meredith przestrzegała go przed ryzykiem nałogu. Ciara schowała się za kanapą i rzucała prażoną kukurydzą w Timothy’ego, który stał w kącie, twarzą do ściany. Pięcioletnia Emily siedziała okrakiem na Abbey.

– Cześć, Ciara. – Holly uściskała siostrę. – Masz fajne włosy.

– Podobają ci się?

– Aha. W różu naprawdę ci do twarzy.

Ciara rozpromieniła się.

– Też próbowałam im to wyjaśnić – powiedziała, spoglądając spode łba na Richarda i Meredith. – I jak sobie radzisz?

– Oj, no wiesz… – Holly uśmiechnęła się słabo. – Jakoś się trzymam. Wyszła do kuchni. Przy stole siedział Jack z nogami na krześle i coś wcinał.

Na jej widok uśmiechnął się i wstał.

– Widzę, że ciebie też zwabili. – Wyciągnął ręce, żeby porwać ją w swój niedźwiedzi uścisk. – I jak się czujesz? – spytał ją cicho.

– W porządku. – Holly pocałowała go w policzek, a potem odwróciła się do matki. – Mamo, w czym mogę ci pomóc?

– Trafiły mi się tak kochające i zgodne dzieci, że jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie – powiedziała sarkastycznie Elizabeth. – Tylko błagam was dwoje, żebyście niczego dziś nie zmalowali. Chciałabym, żeby tym razem obyło się bez kłótni.

– Mamo, skąd ci przyszło do głowy, że moglibyśmy się kłócić? Jack puścił oko do Holly.

– No dobrze, dobrze. – Elizabeth nie traktowała syna poważnie. – Przy obiedzie nie ma już nic do roboty. Za chwilę podaję.

I rzeczywiście wszyscy zaczęli się schodzić do jadalni. Kiedy Elizabeth wniosła jedzenie, rozległy się jęki zachwytu. Holly zawsze uwielbiała kuchnię mamy.

– Ojej, nieboraczek Timmy pewno umiera z głodu! – zawołała Ciara do Richarda. – Chyba odbył już swoją karę.

Ciara z lubością pastwiła się nad Richardem. Jakby chciała nadrobić stracony rok.

– Timothy musi wiedzieć, że postąpił niewłaściwie – wyjaśnił rzeczowo Richard.

– A nie możesz mu tego zwyczajnie powiedzieć? Reszta rodziny z trudem powstrzymywała śmiech.

– Ciaro, przestań – ucięła Elizabeth.

– Bo cię postawią do kąta – dodał surowo Jack.

Teraz już roześmiali się wszyscy oprócz Meredith i Richarda.

– Opowiedz lepiej o swoich przygodach – rozładował sytuację Frank. Ciarze rozbłysły oczy.

– Wspaniale się bawiłam. Wszystkim polecam wyjazd do Australii.

– Ale cholernie długo się leci – wtrącił Richard. – Wytatuowałaś się jeszcze gdzieś? – spytała Holly.

– Tak, zobacz.

Ciara wstała, opuściła spodnie i zaprezentowała wszystkim wytatuowanego na pupie motylka.

Mama, tata, Richard i Meredith zaprotestowali zgorszeni, a reszta rodzeństwa aż zwijała się ze śmiechu. Dłuższą chwilę nie mogli się uspokoić. W końcu Ciara przeprosiła, Meredith zdjęła dłonie z oczu Emily i przy stole ucichło.

– Co za paskudztwo! – skomentował z obrzydzeniem Richard.

– A mnie się motylki podobają, tato – powiedziała Emily.

– Emily, mówię o tatuażach. Mogą spowodować rozmaite choroby. Emily zrzedła mina.

– Richard, kochanie, nie sądzisz, że Timmy powinien zejść do nas, żeby coś zjeść – spytała delikatnie Elizabeth.

– On ma na imię Timothy – sprostowała Meredith. – Tak, mamo, chyba już może.

Timothy wszedł do jadalni ze spuszczoną głową i w milczeniu zajął swoje miejsce. Holly omal serce nie wyskoczyło z piersi na jego widok. Jak można tak okrutnie traktować dziecko! Jej współczucie trochę jednak zmalało, kiedy mały kopnął ją boleśnie w kostkę.

– Holly, jak obchodzisz urodziny? – spytała Abbey.

– No właśnie! – zawołała Ciara. – Kończysz trzydzieści lat.

– Nie planuję niczego szczególnego – burknęła Holly. – Nie chcę żadnego przyjęcia.

– Musisz coś urządzić – zaoponowała Ciara.

– Wcale nie musi, jeśli nie ma na to ochoty. – Frank przyszedł córce z pomocą.

– Dziękuję, tato. Chyba urządzę babski wieczór. Może powłóczymy się po klubach. Nic wielkiego, nic szalonego.

– Zgadzam się z tobą, Holly – podchwycił Richard. – Przyjęcia urodzinowe często bywają żenujące. Dorośli wygłupiają się jak dzieci, przesadzają z piciem. Dobrze robisz.

– Wiesz, ja właściwie lubię takie przyjęcia – odparowała Holly. – Tyle że akurat teraz nie jestem w nastroju.

Zapadło milczenie, które przerwał pisk Ciary.

– Czyli szykuje się nam babski wieczór!

– Mógłbym wam towarzyszyć z kamerą? – spytał Declan.

– Niby po co?

– Żeby nakręcić dokument o klubach. Muszę zrobić do szkoły etiudę na ten temat.

– Jeśli ci to do czegoś potrzebne… Ale wiedz, że nie wybieramy się do najmodniejszych lokali.

– Nieważne, dokąd. Auu! – krzyknął nieoczekiwanie i spiorunował wzrokiem Timothy’ego. Chłopiec pokazał mu język i rozmowa potoczyła się dalej.

W końcu zrobiło się późno i goście zaczęli się rozchodzić. Na dworze Holly owionęło rześkie powietrze. Ruszyła do samochodu. Rodzice stali w drzwiach i machali jej na pożegnanie, ale i tak dotkliwie czuła swą samotność. Zwykle z takich proszonych obiadów wychodziła z Garrym, a jeśli nawet sama, to wracała do domu, do niego. Było, minęło. Bezpowrotnie.

ROZDZIAŁ TRZECI

Przejrzała się w dużym lustrze. Zgodnie z zaleceniem Gerry’ego kupiła sobie nowy ciuch. Nie wiedziała jeszcze po co i kilka razy dziennie korciło ją, by zajrzeć do majowej koperty. Zostały już tylko dwa dni i pełne napięcia oczekiwanie nie pozwalało jej myśleć o niczym innym. Wybrała czarny strój. Odpowiadał jej obecnemu nastrojowi. Obcisłe czarne spodnie bardzo ją wyszczuplały, a czarny gorset uwydatniał biust. Leo fantastycznie ułożył jej włosy. Związał je z tyłu tak, żeby pojedyncze pasma opadały luźno na ramiona.

Wcale nie czuła, że dobiega trzydziestki. Ale właściwie co miałaby czuć? Kiedy była młodsza, uważała, że w tym wieku powinno się już mieć doświadczenie, rozsądek, stabilizację, męża, dzieci i osiągnięcia zawodowe. Nie posiadała niczego. Nie było więc powodu do świętowania.

Zadzwonił dzwonek, za drzwiami rozległy się podekscytowane głosy i śmiechy dziewczyn. Postanowiła się zmobilizować, wzięła głęboki oddech i na siłę próbowała się uśmiechnąć.

– Wszystkiego najlepszego! – zawołały chórem Sharon, Abbey, Ciara i Denise, przyjaciółka, której nie widziała od wieków.

Widok ich rozradowanych twarzy z miejsca wprawił ją w dobry nastrój. Zaprosiła je do salonu i pomachała w stronę kamery, którą trzymał Declan.

– Nie, Holly! Nie zwracaj na niego teraz uwagi! – syknęła Denise i pociągnęła przyjaciółkę za rękę na kanapę, gdzie dziewczęta otoczyły ją wianuszkiem i zaczęły zasypywać prezentami.

– Zacznij od mojego! ~ piszczała Ciara.

– Chyba najpierw powinnyśmy otworzyć szampana, a potem prezenty – zaproponowała Abbey.

– Dobrze, twój rozpakuję jako pierwszy – obiecała Holly siostrze. Abbey skoczyła do kuchni i wróciła z tacą pełną wysokich, smukłych kieliszków do szampana. – Która ma ochotę na bąbelki? Holly, czyń honory domu.

I wręczyła jej butelkę. Kiedy Holly mocowała się z korkiem, dziewczyny zaczęły się zasłaniać i chować.

– Ej, nie jestem aż tak niezdarna!

Kiedy szampan strzelił, wydały radosny okrzyk i wyszły z kryjówek.

– Dobra, to teraz rozpakuj mój prezent! – domagała się głośno Ciara.

– Przestań! – uciszyły ją koleżanki.

– Po toaście – wyjaśniła Sharon. Wszystkie podniosły kieliszki.

– Zdrowie mojej najukochańszej przyjaciółki, która ma za sobą trudny rok, ale okazała się najdzielniejszą i najsilniejszą ze wszystkich znanych mi osób. Może stanowić wzór dla nas wszystkich. Wypijmy za jej szczęście przez następne trzydzieści lat. Zdrowie Holly!

– Zdrowie Holly! – powtórzyły chórem.

Sączyły wolno szampana, a w oczach szkliły im się łzy. Tylko Ciara jednym haustem wychyliła kieliszek do dna.

– No dobrze – zakomenderowała. – Po pierwsze, włóż tę tiarę, bo jesteś dziś naszą księżniczką, a po wtóre to jest prezent ode mnie.

Dziewczęta pomogły włożyć Holly błyszczącą tiarę, która idealnie pasowała do czarnego mieniącego się gorsetu. Następnie rozwiązała wstążkę i zajrzała do pudełka.

– Co to takiego?

– Przeczytaj! – zawołała rozemocjonowana Ciara.

Holly zaczęła czytać na głos instrukcję.

– Przyrząd działa na baterię… Ciara, ty wariatko!

Gruchnął histeryczny śmiech.

Declan zrobił minę, jak gdyby go zemdliło.

Holly uściskała siostrę.

– Dobra, teraz moja kolej – powiedziała Abbey, kładąc paczuszkę na kolanach Holly.

Solenizantka otworzyła pudełko.

– Co za cudo!

Podniosła do góry album fotograficzny oprawny w srebro.

– Na twoje nowe wspomnienia – dodała Abbey cicho.

– Przepiękny – zachwycała się Holly. zarzuciła dziewczynie ręce na szyję i mocno ją uścisnęła. – Dziękuję.

– Mój prezent jest mniej romantyczny. Denise wręczyła jej kopertę.

– Genialny pomysł! – zawołała Holly po otwarciu. – Tygodniowy pobyt w klinice zdrowia i urody w Haven! Bardzo ci dziękuję! – Następnie mrugnęła do Sharon. – Wprawdzie twój prezent na końcu, ale bynajmniej nie szarym.

Rozpakowała oprawione w dużą srebrną ramę zdjęcie Sharon, Denise i Holly na balu gwiazdkowym sprzed dwu lat.

– Mam na sobie tamtą drogą białą suknię! – Ostatni bal z Gerrym. – Postawię je na odpowiednim miejscu – powiedziała i ulokowała prezent na kominku, tuż za zdjęciem ślubnym.

– Dość tego, dziewczyny – zawołała Ciara. – Zabieramy się poważnie do picia!

Po dwóch butelkach szampana i kilku czerwonego wina wytoczyły się z domu i wsiadły do taksówki. Holly uparła się, żeby usiąść obok kierowcy i odbyć z nim serdeczną rozmowę. Kiedy dojeżdżali do centrum, facet miał jej wyraźnie dość.

– Trzymaj się, John! – hałaśliwie pożegnały swego nowego przyjaciela i wysypały się na ulicę. Postanowiły poszukać szczęścia w „Boudoir”, najbardziej eleganckim klubie w całym Dublinie.

Klub zarezerwowano dla sławnych i bogatych. Od reszty wymagano kart wstępu. Denise podeszła do drzwi, bezczelnie machając bramkarzowi przed nosem kartą wypożyczalni wideo. Nie pomogło. Zatrzymano ją przy wejściu.

Kiedy dziewczyny wykłócały się z bramkarzami, do środka weszło kilku znanych prezenterów wiadomości z telewizji publicznej. Denise witała ich jak dobrych przyjaciół. Niestety, wkrótce potem Holly urwał się film.

Kiedy się obudziła, łomotało jej serce, a usta miała wyschnięte jak sandał Gandhiego. Uniosła się na łokciu i próbowała otworzyć oczy, które dziwnie jej się kleiły. W pokoju było widno, aż za bardzo, i wszystko jakby wirowało. W lustrze mignęło jej własne odbicie. Niesamowite! Czyżby w nocy miała jakiś wypadek? Osunęła się na plecy. Nagle rozległ się alarm antywłamaniowy. A bierz sobie, co chcesz, pomyślała. Tylko przynieś mi szklankę wody. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie alarm, lecz telefon przy jej łóżku.

– Halo – wyskrzeczała.

– Och, jak dobrze, że nie tylko mnie to spotyka – wystękał jakiś znękany głos.

– Kto mówi? – wychrypiała Holly.

– Podobno mam na imię Sharon. Mężczyzna, który leży obok mnie w łóżku, uważa, że go znam.

Назад Дальше