Królewska niedola - Domańska Antonina 2 стр.


Puścili się kłusem. Kuba walił na oślep, ani pytał, a rzadkie po tygodniowym deszczu błoto obryzgiwało mu kożuszek, skakało nawet do oczu. Spokojniejszego ducha Jacek szedł ostrożniej, ale i on ślizgał się co chwila i wpadał w kałuże, omal ukochanych ciżem nie pogubił.

Mijali wawelską górę. Tutaj ścieżka rozgałęziała się na troje: w prawo ku Grodzkiej bramie, w lewo wzdłuż murów ku baszcie Iglarzy, i nieco wstecz, poza miasto, ku błoniom i wsiom pobliskim. Przystanęli niepewni, którędy lepiej dobiec do miasta, gdy przenikliwy, ostry głos trąby, zwiastującej zaciąganie warty nocnej, i zamykanie bram, rozległ się donośnie w powietrzu.

 Masz tobie westchnął Jacek; a teraz co? Czekaj no krzyknął jeżeli cudem łaski Boskiej zatrzymali Szymka, mego ciotecznego, co tam już trzy roki służy, to nasza wygrana. Ino zbyrknę po swojemu, pozna, żem to ja, i uchyli furtki. Już mię nie raz, i nie dziesięć przepuszczał.

 Ano, to drała21 do Iglarzy!

Jacek podszedł jak mógł najciszej do samej baszty, stanął przy furtce, i zapukał lekko dwa razy po trzy razy. Baczne ucho żołnierza na warcie dosłyszało to podejrzane stukanie. W okrągłym otworze u góry drzwiczek ukazała się twarz jakaś wąsata.

 Co tam? padło krótkie pytanie.

 To my, czeladź od majstrów Glasera i Langmana. Raczcie nas wpuścić do miasta.

Żołdak mruknął niechętnie łamanym czeskim językiem:

 Wracajcie skądeście przyszli. Ani bram, ani furtek nie otwiera się o tej porze.

 Chciejcie wasza miłość uczynić nam tę wygodę prosił grzecznie Jacek zapóźniliśmy się nieco, pilno nam.

 Idźcie precz! podnosząc glos odparł strażnik. Nie wpuszczę i amen.

 Nie wpuścicie? Ino rygiel odsunąć co wam szkodzi?

 Ruszaj mi stąd polski psie, bo cię inaczej poczęstuję!

Na te słowa Kuba dotąd schowany za przyjacielem, wyskoczył naprzód, krzycząc:

 A ty sobie co myślisz, przybłędo z końca świata? Kogo to psem przezywasz? Krakowskie dziecko? Polskiego chłopa, co tu na swoich śmieciach siedzi? Co jego dziady i pradziady w tej świętej ziemi leżą? Psem będziesz przezywał zbóju bezwstydny? Tyś sam pies bezdomny pies W cudze legowisko się wdarłeś i jeszcze warczysz? Otwieraj furtkę!

Jacek, mniej skory do burdy, usunął się na bok i poglądał ku klasztorowi Franciszkanów, którego mury łączyły się przy baszcie z murem miejskim, a niższe były i gdzieniegdzie nadwyrężone.

 Po co ten paliwoda zadziera ze strażą pomyślał lepiej byśmy pokornie powiedzieli dobranoc, a przeczekawszy trzy pacierze, dałoby się jak nic przeleźć tędy na podwórze przewielebnych ojców. Z podwórza do ogrodu, przez płot na cmentarz Wszystkich Świętych, i już człek w domu.

Chciał Kubę pociągnąć za kożuch i szepnąć mu słowo, gdy wtem zamajaczyło mu coś jasnego przed oczyma. Spojrzał bystro, i aż się żachnął

Tam wysoko, na poddaszu dzwonnicy franciszkańskiej błysnęło światło Ktoś wyjrzał oknem i cofnął się. Chmury, przesłaniające księżyc, pomknęły z wiatrem, rozwidniło się na niebie i na ziemi. Świeczka na wieży zgasła, ale Jacek nie spuszczał oka z miejsca, w którem ją ujrzał.

Znowu się coś w oknie poruszyło; tym razem ukazały się trzy głowy. Za chwilę Jacek zobaczył coś więcej: ciemny duży przedmiot wysunięto poza obramienia okna i spuszczano go powoli ku dołowi.

Nie rozumiał, co to ma znaczyć, domyślał się tylko jakiejś tajemnicy.

Kuba tymczasem nie żałował płuc, ani języka, wrzeszczał wyzwiska najobelżywsze, wkońcu odskoczył wstecz, zadarł głowę i splunął w kierunku baszty.

 Masz! Tyleś u mnie wart, złodzieju .!

 Niech się ta kłócą przemknęło Jackowi przez głowę. Mogliby żołnierze zauważyć co, posłyszeć szmer, lepiej, że się zajmą czym innym.

Kuba rozparł się szeroko na nogach, ujął się oburącz pod boki i klął. Nic już nie miał do stracenia; zrozumiał, że ani dobrocią, ani złością nic nie wskóra, tedy mścił się bodaj gębą.

 To teraz taki porządek w sławetnej stolicy? To spokojne, uczciwe ludzie nawet nocować nie mają we własnym łożu? Toście wy siepacze katowscy, a nie wojsko książęce? Psie syny jedne!

W oknie dzwonnicy ukazali się znów ludzie Ciemny przedmiot obsuwał się coraz niżej, widocznie zawieszony był na linach, które tamci trzymali.

 Kosz! omal że głośno nie wykrzyknął Jacek. Jak Boga kocham kosz! Człowiek w koszu! O rety żebyż go nie spostrzeżono!

Już nie ten sam wąsal, inny jakiś wartownik przyskoczył do okienka nad furtą.

 W tej chwili mi precz pójdziesz, smyku niedowarzony!

Kuba rozśmiał się zjadliwie.

 Ja smyk? Ano prawda, młodym jest. A tobie zazdrość, zbirze najemny, coś już lata zdarł w dziesięciorakiej służbie. Ileż ci płacą za dniówkę, hę? Kto ci da grosz, ten twój pan! Chachachacha!

 A ty pędraku błaźnie jeden zda ci się, że z babami masz do czynienia? Precz, bo kuszę naciągam i przestrzelę cię na wylot!

Tajemniczy kosz dotknął szczytu muru klasztornego i zatrzymał się. Jacek przyskoczył do Kuby i szarpnął go z całej siły za rękę.

 Milcz, jeśli ci żywot miły! szepnął mu w samo ucho, a głośno i dobitnie rzekł do żołnierza:

 Idziemy już oba, panie wachmistrzu, idziemy; raczcie wybaczyć chłystkowi głupiemu. Piwo mu w głowie szumi, to i plecie jak na mękach Zdrowego snu wam życzę; dobranoc!

 Dobranoc mruknął strażnik, zasuwając okiennicę.

 O Jezu szczęście, że sobie poszedł westchnął Jacek.

 Cóżeś ty rozum postradał, abo cię tchórze obleciały? wrzasnął Kuba, ochłonąwszy nieco z pierwszego zdumienia. Puszczaj pobiegnę do furtki; jeszcze mu za mało zelżywości nagadałem; niech sobie raz użyję. A to coś niesłychanego takiego łotra bezecnika przepraszać będzie!

 Ani pary z gęby nie puścisz, bo cię uduszę syknął Jacek i palcem wskazał na mur. Rozumiesz teraz?

 A tam co takiego?

 Co? Człowiek jakiś ucieka; ojcowie mu niosą pomoc. Usuńmy się dalej na prawo, coby nas z baszty nie dostrzeżono; może i my się na co przydamy.

Kosz osiadł na ziemi po zewnętrznej stronie muru.

 O Matko fosa głęboka wody niemal do pół patrzaj no, Jacek mnich jakiś!

 Zesuwa się o rety już ma po ramiona

 Już po szyję

 Trzeba go ratować

Jacek położył się na brzegu fosy i odchrząknął cichutko.

Człowiek zanurzony w wodzie, podniósł głowę nasłuchując.

 Wielebny ojcze, nie lękajcie się my swoi ino śmiało do brzegu! Tędy lepiej na lewo jeszcze na lewo

 Cóż gadasz? Na prawo przecie szepnął Kuba.

 Nam na prawo, to jemu z przeciwnej strony na lewo.

 Chyćcie się mego kija szepnął Jacek podciągnę was na wał Nie bójcie się, nie puszczę mocno trzymam.

 Tu nogę stawcie tu wyrwa, jest się na czym zeprzeć.

 Jeszcze jeden krok w górę podajcie mi drugą rękę.

 O Jezu, dzięki Ci Już!

Habit zakonnika, ociekający wodą, przylgnął mu do ciała; drobny był to człek i zmizerowany; nie miał nawet czapki na głowie.

Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

1

oryl a. włóczek flisak a. holownik, pomagający flisakom w przeprowadzeniu tratwy w trudnych miejscach na rzece. [przypis edytorski]

2

zładzony (daw.) przygotowane, uporządkowane. [przypis edytorski]

3

ino (gw.) tylko, jedynie. [przypis edytorski]

4

krakowskie mieszczany dziś popr. forma M lm: krakowscy mieszczanie. [przypis edytorski]

5

zali a. żali (daw.) czy, czyż. [przypis edytorski]

6

te przybysze dziś popr. forma M lm: ci przybysze. [przypis edytorski]

7

cichojcie (gw.) bądźcie cicho, milczcie. [przypis edytorski]

8

Henryk wrocławski, właśc. Henryk VI Dobry (a. Wrocławski; 12941335) książę wrocławski w latach 13111335. [przypis edytorski]

9

pan krakowski tu: kasztelan krakowski. [przypis edytorski]

10

książę Władysław tu: Władysław Łokietek. [przypis edytorski]

11

on, onego (daw.) ten, tego. [przypis edytorski]

12

Łoktek (daw. forma) Łokietek. [przypis edytorski]

13

Matuzalowe lata życie długie jak życie Matuzalema; Matuzalem, postać z Biblii, dziadek Noego, miał żyć prawie 1000 lat. [przypis edytorski]

14

żaliby (daw.) czy, czyby. [przypis edytorski]

15

krakowskie mieszczany dziś popr. forma M lm: krakowscy mieszczanie. [przypis edytorski]

16

dwa-dzie-ścia je-den ty-się-cy dziś historycy podają mniejsze liczby, sięgające kilku tysięcy brańców obu płci. [przypis edytorski]

17

one pohańce ci poganie. [przypis edytorski]

18

zabaczyć (daw.) zapomnieć. [przypis edytorski]

19

ninie (daw.) teraz. [przypis edytorski]

20

prymaryja a. prymaria msza poranna w obrządku katolickim. [przypis edytorski]

21

drała (daw. pot.) tu: biegnijmy. [przypis edytorski]

Назад