Król Maciuś Pierwszy - Korczak Janusz 5 стр.


Koniak i łosoś szybko rozchmurzyły oblicza żołnierzy.

 Królewski koniak, królewski łosoś chwalili.

Nie bez radości przyglądał się Maciuś, jak koniak guwernera zapijali żołnierze.

 No, mały kamracie, golnij i ty krzynę; zobaczymy, czy umiesz wojować.

Nareszcie Maciuś pije to, co pijali królowie.

 Precz z tranem! zawołał.

 He, he to jakiś rewolucjonista odezwał się młody kapral a kogoż to ty nazywasz tyranem. Przecież nie króla Maciusia? Bądź no ostrożny, synek. Za takie jedno precz można dostać kulką tam, gdzie nie potrza.

 Król Maciuś nie jest tyranem żywo zaprzeczył Maciuś.

 Mały jeszcze: nie wiadomo, co z niego wyrośnie.

Maciuś chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Felek zręcznie na inny temat skierował rozmowę.

 Powiadam wam, my we trzech idziem, a tu jak nie huknie: myślałem, że bomba z aeroplanu35. A to tylko skrzynia z rakietami. Potem gwiazdy takie spadły z nieba.

 A po diabła im rakiety do wojny.

 Żeby oświetlać drogę, jak nie ma reflektorów.

 A tam obok stoi ciężka artyleria. Konie się spłoszyły i na nas. My oboje36 w bok, a on już nie zdążył.

 I bardzo go poraniło?

 Krwi było dużo. Zaraz go zabrali.

 Ot, wojna westchnął któryś. Macie tam jeszcze co z tego koniaku. Cóż tego pociągu nie widać?

W tej chwili właśnie nadjechał, sycząc, pociąg. Gwar zamieszanie bieganina.

 Nie wsiadać jeszcze zawołał, biegnąc z dala, porucznik.

Ale głos jego stłumiła wrzawa.

Maciusia i Felka wrzucili żołnierze do wagonu, jak dwa pakunki. Znów jakieś gdzieś dwa konie opierały się, nie chcąc wejść do wagonu. Jakieś wagony mieli odczepiać czy doczepiać, pociąg ruszył coś stuknęło znów wrócił.

Ktoś wszedł do wagonu z latarką, wywoływał nazwiska. Potem żołnierze wybiegli z kociołkami po zupę.

Maciuś niby widział i słyszał ale oczy mu się kleiły. Kiedy pociąg naprawdę ruszył wreszcie, nie wiedział. Kiedy się obudził, miarowy stuk kół o szyny wskazywał, że pociąg jest w pełnym biegu.

 Jadę pomyślał król Maciuś. I zasnął ponownie.


Pociąg składał się z trzydziestu wagonów towarowych, którymi jechali żołnierze, z kilku odkrytych platform z wozami i karabinami maszynowymi, i jednego osobowego wagonu dla oficerów.

Obudził się Maciuś z lekkim bólem głowy. Prócz tego bolała go rozbita noga, plecy i oczy. Ręce miał brudne i lepkie, a przy tym dokuczało mu nieznośne swędzenie.

 Wstawajcie, raki, bo zupa wam wystygnie.

Nieprzyzwyczajony do żołnierskiej strawy Maciuś zaledwie parę łyżek przełknął.

 Jedz, bracie, bo nic innego nie dostaniesz zachęcał go Felek, ale bezskutecznie.

 Głowa mnie boli.

 Słuchaj, Tomek, nie myśl tylko chorować szepnął zafrasowany towarzysz. Na wojnie wolno być rannym, ale nie chorym.

I Felek zaczął się nagle drapać.

 Stary miał rację powiedział już juchy oblazły. A ciebie nie gryzie?

 Kto? zapytał Maciuś.

 Kto? Pchły. A może co gorszego. Stary mi mówił, że na wojnie mniej dokuczają kule, niż te zwierzątka.

Maciuś znał historię nieszczęsnego królewskiego lokaja i pomyślał:

 Jak też wygląda owad, który tak rozgniewał wtedy króla.

Ale nie było czasu długo myśleć, bo nagle kapral zawołał:

 Chowajcie się, porucznik idzie.

Wepchnięto ich w kąt wagonu i przykryto.

Sprawdzano odzież i tak się jakoś stało, że zbywało coś temu i tamtemu, a że w wagonie był jeden żołnierz-krawiec, a zamiłowany w swym zawodzie, więc z nudów wziął się chętnie do uszycia dla ochotników żołnierskiego uniformu.

Gorzej było z butami.

 Słuchajcie, chłopcy, czy wy naprawdę myślicie wojować?

 Na to jedziemy.

 Tak to tak ale marsze są ciężkie. Buty dla żołnierza to pierwsza rzecz po karabinie. Dopóki nogi masz zdrowe, toś żołnierz, a natrzesz je sobie, toś dziad. Zdechł pies. Na nic.

Tak sobie gwarząc, jechali powoli. Przystanki były długie. To ich zatrzymywano na stacjach godzinę i dłużej, to stawiano na boczne szyny, aby przepuścić ważniejsze pociągi, to cofano na stacje, które już przejechali, to zatrzymywano o parę wiorst przed dworcem, bo linie były zajęte.

Żołnierze śpiewali, ktoś grał na harmonii w sąsiednim wagonie. Nawet tańczyli na licznych postojach. A Maciusiowi i Felkowi czas tym bardziej się dłużył, że ich nie wypuszczano z wagonów.

 Nie wychylajcie się, bo porucznik zobaczy.

Maciuś czuł się tak zmęczony, jakby nie jeden, ale pięć wielkich bojów przeżył. Chciał zasnąć, nie mógł, bo mu dokuczało swędzenie; chciał wyjść nie można; a duszno było w wagonie.

 Wiecie dlaczego tak długo stoimy przyszedł z nowiną jeden z żołnierzy, wesoły, żywy, coraz się gdzie wśrubował i z inną powracał wiadomością.

 No co? Pewnie nieprzyjaciel most wysadził w powietrze albo tor uszkodził.

 Nie, nasi dobrze mostów pilnują.

 Więc węgla zabrakło, bo kolej nie przewidziała, że ma być zapas dla tylu pociągów.

 Może szpieg jaki uszkodził parowóz.

 I to nie. Wszystkie transporty wstrzymano, bo będzie przejeżdżał pociąg królewski.

 A któż u pioruna, będzie nim jechał? Bo chyba nie król Maciuś.

 Jego tam bardzo potrzeba.

 Potrzeba czy nie potrzeba, a on król i tyle.

 Królowie teraz na wojny nie jadą.

 Inni może nie jadą, a Maciuś może jechać wtrącił się nagle Maciuś, choć go Felek ciągnął za kapotę.

 Wszyscy królowie jednakowi. Dawniej, to tam może było inaczej.

 Co my tam wiemy, jak było dawniej. Może tak samo leżeli pod pierzyną, a że nikt nie pamięta, więc kłamią.

 Co mają kłamać.

 No powiedzcie, ilu królów zabili na wojnie, a ilu żołnierzy?

 No bo król jest jeden, a żołnierzy dużo.

 A ty byś może chciał jeszcze więcej jak jednego. I z takim jednym dosyć kramu.

Maciuś uszom własnym nie wierzył. Tyle się nasłuchał o miłości narodu do króla, a szczególniej wojska. Jeszcze wczoraj myślał, że musi się ukrywać, żeby z nadmiaru miłości nie wyrządzili mu szkody; a teraz widzi, że gdyby odkryto, kim jest, nie wzbudziłoby to wcale zachwytu.

Dziwne: wojsko jedzie bić się za króla, którego nie lubi.

Bał się Maciuś, żeby czego na ojca nie powiedzieli. Ale nie nawet go pochwalili:

 Nieboszczyk nie lubił wojen. Sam nie chciał się bić i narodu do wojny nie zmuszał.

Uwaga ta przyniosła pewną ulgę zbolałemu sercu Maciusia.

 I po prawdzie co król będzie robił na wojnie. Prześpi się na trawie zaraz kataru dostanie. Pchły mu spać nie dadzą. Od zapachu żołnierskiego sukna głowa go rozboli. I skórę mają delikatną i nosy delikatne.

Maciuś był sprawiedliwy. Nie mógł nie przyznać, że mają rację.

Wczoraj spał na trawie i ma naprawdę katar. I głowa go boli i skóra cała nieznośnie swędzi.

 No chłopcy, dajcie pokój i tak nic nie wymyślimy. Lepiej sobie co wesołego zaśpiewać.

 Jedziemy! krzyknął ktoś.

I naprawdę pociąg dość szybko ruszył. Bo tak się jakoś dziwnie składało, że ile razy kto powiedział, że pociąg stać będzie długo, pociąg ruszał nagle i żołnierze wskakiwali w biegu, a niejeden nie zdążył i zostawał w drodze.

 Uczą nas tak w drodze, żeby się nie gapić domyślał się któryś.

Zajechali na większą stację. I naprawdę się okazało, że przejeżdżać będzie jakaś wielka figura. Flagi warta honorowa, jakieś damy biało ubrane i dwoje dzieci z pięknymi bukietami.

 Królewskim pociągiem jedzie na front sam minister wojny.

Znów postawili pociąg na sąsiedniej linii, gdzie stali całą noc, którą Maciuś przespał kamiennym snem. Głodny, zmęczony i smutny spał Maciuś i nic mu się nie śniło.

Od świtu czyszczono i myto wagony porucznik biegał i sam wszystkiego doglądał.

 Trzeba was schować, chłopcy, bo będzie krewa37 powiedział kapral.

I Felek z Maciusiem zostali przyjęci do ubogiej izdebki zwrotniczego. Poczciwa żona zajęła się wojakami. Ciekawa też była, myśląc, że od małych więcej się czego dowie.

 Oj, dzieci, dzieci biadała i po co wam to było. Nie lepiej chodzić do szkoły. Dawno wojujecie? Gdzie byliście dokąd jedziecie?

 Dobra pani gospodyni chmurnie odpowiedział Felek. Ojciec nasz jest plutonowy. I tak nam na odjezdnym powiedział: dobry żołnierz nogi ma do marszów, ręce do karabina38, oczy do patrzenia, uszy do słuchania, a język na to, żeby go trzymać za zębami, dopóki ich łyżka nie otworzy z zupą żołnierską. Żołnierz jednym karabinem jednej broni głowy. A jednym głupim językiem zgubić może nie tylko własną głowę, ale całego oddziału. Skąd i dokąd jedziemy to tajemnica wojenna. Nic nie wiemy i nic nie powiemy.

Aż usta otworzyła szeroko dobra zwrotniczowa39:

 Kto by się to spodziewał. Malec, a gada jak stary. Macie rację: dużo bo szpiegów między wojskiem się włóczy. Ubierze40 taki siaki mundur żołnierski i wypyta, wywie się o wszystkim, a potem hajda do nieprzyjaciela.

I z wielkiego szacunku nie tylko napoiła ich herbatą, ale i kiełbasy dała.

Smakowało Maciusiowi śniadanie, tym bardziej, że i umył się jak należy.

 Pociąg królewski, pociąg królewski rozległo się wołanie.

Felek wlazł z Maciusiem na drabinę, która stała przy obórce zwrotniczego i patrzyli.

 Jedzie.

Piękny pociąg osobowy z dużymi oknami wjeżdża na stację. Orkiestra gra hymn narodowy. W oknie stoi dobrze Maciusiowi znany minister wojny.

Oczy ministra spotkały się na chwilę z oczami Maciusia.

Maciuś drgnął i szybko się pochylił: coby to było, gdyby go poznał minister.

Minister nie mógł poznać Maciusia, po pierwsze dlatego, że myśl jego była zajęta bardzo ważnymi sprawami, a po drugie dlatego, że już po ucieczce Maciusia, którą prezes ministrów ukrył przed wszystkimi, o czym później się powie Maciuś podrobiony żegnał go na drogę w stolicy.

Minister spraw zagranicznych kazał mu się przygotować do wojny z jednym, a bić się trzeba aż z trzema królami.

Minister wojny miał teraz o czym myśleć: Łatwo powiedzieć idź i bij się, kiedy aż trzech na ciebie idzie. Co z tego, że pobije jednego albo dwóch nawet, jeżeli go trzeci położy.

Żołnierzy by może starczyło, ale ani karabinów nie ma, ile potrzeba, ani armat, ani odzieży. Toteż minister taki plan obmyślił:

 Rzuci się znienacka, rozbije pierwszego nieprzyjaciela zabierze mu wszystko, co on przygotował do wojny i dopiero weźmie się do drugiego.

Przykro było trochę Maciusiowi, gdy patrzał, jak wojsko stało na baczność, jak ministrowi dawano kwiaty i orkiestra bez przerwy grała.

 Mnie się to wszystko należy pomyślał.

Ale że był sprawiedliwy, więc zaraz sam sobie wszystko wytłomaczył41:

 Tak, łatwo chodzić i salutować, słuchać muzyki i brać bukiety. Ale powiedz no, mój Maciusiu, czy wiedziałbyś, dokąd posyłać wojsko, kiedy nie umiesz jeszcze geografii.

Bo co wie Maciuś? Zna trochę rzek i gór, i wysp, wie, że ziemia jest okrągła i obraca się dokoła osi, ale taki minister musi znać wszystkie fortece, wszystkie drogi, musi znać każdą ścieżkę w lesie. Pra-pra-dziadek Maciusia wygrał wielką bitwę, bo kiedy nieprzyjaciel prowadził na niego wojska, on schował się w lesie, przeczekał aż nieprzyjaciel wejdzie głęboko w las, a sam gęstymi ścieżkami zaszedł od tyłu i rozbił go na głowę. Nieprzyjaciel myślał, że spotka wojsko pra-dziadka z przodu, a on uderzył niespodzianie z tyłu i jeszcze go wepchnął w bagna.

A Maciuś czy zna swoje lasy i błota?

Pozna je teraz. Gdyby siedział w stolicy, znałby tylko swój ogród królewski. A tak zobaczy całe swoje państwo.

Mieli słuszność żołnierze, że śmieli się z Maciusia. Maciuś jest bardzo jeszcze małym i mało uczonym królem. Może i źle się stało, że wojna tak od razu wybuchła. Żeby choć za dwa lata, albo za rok jakiś.


Teraz muszę opowiedzieć, co działo się w pałacu, kiedy spostrzeżono, że nie ma króla.

Wchodzi rano do sypialni najstarszy lokaj i oczom nie wierzy: okno otwarte, łóżko rozrzucone, a Maciusia ani śladu.

Mądry był królewski lokaj: zamknął na klucz sypialnię, pobiegł do mistrza ceremonii, który spał jeszcze obudził go i do ucha powiedział:

 Jaśnie wielmożny mistrzu ceremonii, król zginął.

Mistrz ceremonii w największej tajemnicy zatelefonował do prezesa ministrów.

Nie upłynęło dziesięć minut, gdy w szalonym pędzie zajechały trzy samochody:

prezesa ministrów

ministra spraw wewnętrznych

prefekta policji.

 Ukradli króla.

To przecież jasne. Nieprzyjacielowi musiało bardzo na tym zależeć, żeby ukraść króla. Wojsko się dowie, że nie ma króla, więc bić się nie zechce i bez boju nieprzyjaciel zawładnie stolicą.

 Kto wie, że nie ma króla?

 Nikt nie wie.

 To dobrze.

 Musimy się tylko dowiedzieć, czy Maciuś został uprowadzony, czy też zabity. Panie prefekcie policji, proszę to zbadać. Czekam za godzinę odpowiedzi.

W parku królewskim była sadzawka. Może utopili Maciusia? Sprowadzono z ministerium morskiego ubranie nurka. Ubranie nurka to jest taki żelazny klosz z okienkami i rurą, przez którą się pompuje powietrze. Prefekt policji włożył na głowę ten klosz, spuścił się na dno sadzawki chodzi i szuka. A z góry mu marynarze pompują powietrze. Ale Maciusia nie znalazł.

Wezwano do pałacu doktora i ministra handlu. Wszystko robiono w największej tajemnicy, ale coś trzeba było przecież powiedzieć, bo służba wiedziała, że się coś stało, kiedy ministrowie od samego rana latają, jak opętani.

Więc powiedzieli, że Maciuś jest niezdrów i doktór42 zapisał mu na śniadanie raki. I dlatego prefekt policji wlazł do sadzawki.

Zagranicznemu guwernerowi powiedziano, że Maciuś lekcji mieć nie będzie, bo leży w łóżku. Obecność doktora upewniła wszystkich, że to jest prawda.

 No dobrze, więc dziś możemy już być spokojni powiedział minister spraw wewnętrznych ale co jutro zrobimy.

 Jestem prezesem ministrów i głowę mam nie od parady. Zaraz zobaczycie.

Przyjechał minister handlu.

 Czy pan pamięta tę lalkę, którą Maciuś kazał kupić dla Irenki?

 Doskonale pamiętam. A bo małą mi zrobił awanturę minister finansów, że na głupstwa wydaję pieniądze.

 Więc jedź pan w tej chwili do fabrykanta i powiedz pan, że na jutro musi być podług fotografii Maciusia zrobiona taka lalka, żeby nikt, ale to nikt nie poznał, żeby wszyscy myśleli, że to naprawdę żywy Maciuś.

Назад Дальше