Chałupa też wkrótce opustoszała, kto przyległ w cieniu, bych się przespać, to już chrapał, a reszta poszła na odpust.
Przedzwonili na nieszpór. Słońce się już galancie kłoniło ku zachodowi, upał jakby ździebko383 sfolżał384, to chociaż jeszcze sporo wypoczywało pod chałupami, ale już coraz więcej ludzi schodziło się na plac przed kościołem, pomiędzy kramy i budy.
Józka poniesła się z dzieuchami kupować obrazki, a głównie, bych się napatrzyć do syta owym wstęgom, paciorkom i drugim cudom odpustowym.
Katarynka znowu zagrała, dziady jęły posobnie wyciągać, brzękając w miseczki, a gwary podnosiły się z wolna, przepełniając całą wieś, że huczało jakoby w tym ulu przed wyrojem.
Każden bowiem był syty i wypoczęty, to rad385 się stowarzyszał a cieszył spółecznie; kto poredzał z przyjacioły, kto jeno ślepie na wszyćko386 roztwierał szeroko, kto się aby cisnął, kaj się drugie cisnęły, kto i na ten kieliszek pociągał z kumami, któren zaś szedł do kościoła lebo387 i siedział gdziesik388 w cieniu deliberując389 o różnościach, a wszystkich zarówno rozpierała jednaka radosna lubość odpustowania. I nie dziwota, jakże, toć każden wymodlił się i nawzdychał do woli, napatrzył onym pozłotom, światłom, obrazom i innym świętościom; wypłakał się rzetelnie, nasłuchał organów i śpiewań, a jakby się cały wykąpał w onym święcie, duszę oczyścił a skrzepił390, narodu różnego zobaczył, wspominków nazbierał i zbył się chociaż na ten dzień jeden wszelakich turbacji391!
To i obycznie, co gospodarze najpierwsze czy biedota, komorniki czy proste dziadygi, a wszystko się weseliło pospólnie, czyniąc taki rozgwarzony i rozkolebany gąszcz kole kramów, że i przecisnąć się tam było niełacno392. A juści, co najrozgłośniej gadały kobiety gnietąc393 się jedna przez drugą do bud, abych chociaż się dotknąć i napatrzyć onych śliczności.
Szymek był właśnie kupił Nastusi bursztyny, wstęgów i chustkę czerwoną, przystroiła się zaraz, i chodzili od kramu do kramu trzymając się wpół, radośni wielce i jakoby pijani uciechą.
Łaziła z nimi Józka, targując jeno i oglądając różnoście porozkładane na stołach, a coraz i z żałosnym wzdychaniem przeliczała tę swoją mizerną złotówczynę.
Jagusia plątała się kajś394 niedaleko od nich, udając, że nie spostrzega brata. Chodziła sama, dziwnie smutna i zgnębiona. Nie cieszyły jej dzisiaj ni te rozwiane wstęgi, ni granie katarynki, ni ten ścisk i wrzaski. Szła z drugimi, porwana tłokiem, i tam stawała, kaj insi stawali, tam dreptała, kaj ją pchali, nie wiedząc całkiem, po co przyszła i dokąd idzie.
Przysunął się do niej Mateusz i szepnął pokornie:
Dyć mnie nie goń od siebie.
Hale, odpędzałam cię to kiedy?
Abo raz! Nie sklęłaś me to, co?
Niepoczciwie rzekłeś, to i musiałam. Któż me przymilkła nagle.
Jasio przeciskał się z wolna przez tłumy w jej stronę.
I on na odpust! szepnął Mateusz wskazując księżyka, któren się bronił ze śmiechem, aby go nie całowali po rękach.
Kiej dziedzicowy syn! Jak się to wybrał! Dobrze baczę395, jak to jeszcze niedawno wyrywał396 za krowimi ogonami.
A juści, gdzieby zaś taki krowy pasał przeczyła niemile dotknięta.
Rzekłem. Pamiętam, jak go to raz organista sprał, że krowy puścił w Pryczkowy owies, a sam se spał kajś pod gruszą
Jaguś odeszła i chociaż nieśmiało, przepychała się ku niemu, roześmiał się do niej, ale że patrzeli w niego kiej w tęczę, odwrócił oczy i nakupiwszy w kramie obrazików, zaczął je rozdawać dzieuchom i kto chciał.
Stanęła naprzeciw kiej wryta, zapatrzona w niego rozgorzałymi oczami, a z warg czerwonych polał się cichy, lśniący pośmiech, słodziuśki niby te miody.
Naści, Jaguś, swoją patronkę wyrzekł wtykając jej obrazik, ręce się ich spotkały i rozbiegły kiej sparzone.
Wzdrygnęła się, nie śmiejąc ust otworzyć. Mówił jeszcze cosik397, ale jakby utonęła w jego oczach i nic prawie nie pomiarkowała398.
Rozdzieliła ich gęstwa, że schowawszy za gors obrazik, długo toczyła oczami po ludziach. Nie było go już nikaj, poszedł do kościoła, gdyż przedzwonili na nieszpór, ale ona cięgiem go miała na oczach.
Widzi się kiej ten świątek! szepnęła bezwolnie.
Toteż dzieuchy dziw ślepiów za nim nie pogubią. Głupie, nie la399 psa kiełbasa.
Obejrzała się prędko, Mateusz stał pobok.
Mruknęła ni to, ni owo, chcąc się od niego odczepić, ale szedł nieodstępnie, długo coś sobie ważył, aż zapytał:
Jaguś, a co matka rzekli na Szymkowe zapowiedzie?
A cóż, kiej chce się żenić, to niech się żeni, jego wola.
Skrzywił się i pytał niespokojnie:
Odpiszą mu to jego morgi, co?
Ja ta wiem! Nie wyznała mi się. Niech się jej spyta.
Przystąpił do nich Szymek z Nastusią, nalazł się skądściś i Jędrzych, że przystanęli całą kupą, a pierwszy Szymek zaczął:
Jaguś, matki strony nie trzymaj, kiej się mnie krzywda dzieje.
Juści, co za tobą stoję. Ale odmieniłeś się przez te czasy, no, no Całkiem kto drugi z ciebie! dziwiła się, bo stojał400 przed nią sielnie401 wyelegantowany, prosty, wygolony do czysta, w kapelusie402 na bakier i w kapocie bieluśkiej kieby403 mleko.
A bom się wyrwał z matczynego stojaka.
I lepiej ci teraz na woli? prześmiechała się z jego hardości.
Wypuść ptaszka z garści, to obaczysz! Zapowiedzie słyszałaś?
Kiedyż ślub?
Nastusia przygarnęła się tkliwie, obejmując go wpół.
A za trzy niedziele, jeszcze przed żniwami szeptała spłoniona.
I choćby w karczmie wyprawię, a matki prosił nie będę.
Masz to już kaj404 zawieźć kobietę?
A mam. Jakże, na drugą stronę do matki się wprowadzę. Szukał po ludziach komornego nie będę. Niech mi jeno mój gront odpiszą, to radę sobie dam! przechwalał się sierdziście.
Pomogę mu, Jaguś, we wszyćkim pomogę przytwierdzał Jędrzych.
Przeciech i my Nastusi we świat gołkiem nie dajemy. Tysiąc złotych dostanie gotowymi pieniędzmi wyrzekł Mateusz.
Kowal odciągnął go na bok, cosik mu szepnął i poleciał.
Pogadywali jeszcze co niebądź, szczególniej Szymek roił se, jak to gospodarzem ostanie, jak se to grontu przykupi, jak się to chyci ziemi, że pokrótce obaczą, kto on taki, jaże405 Nastusia patrzała w niego z podziwem. Jędrzych przytwierdzał, jeno Jagusia chodziła oczami po świecie, słysząc piąte przez dziesiąte. Zarówno jej tam było jedno.
Jaguś, przyjdź do karczmy, będzie dzisiaj muzyka prosił Mateusz.
I karczma la406 mnie już nie zabawa odparła smutnie.
Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał roztrącając ludzi. Przed plebanią natknął się na Tereskę.
Kaj cię to niesie? zagadnęła lękliwie.
Do karczmy! kowal zwołuje na narady.
Poszłabym z tobą.
Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie, zważ jeno, by cię nie wzieni407 na ozory, że tak cięgiem za mną uważasz.
I tak me408 już noszą kiej psy tę zdechłą owcę.
To czemu się im dajesz! zły już był i zniecierpliwiony.
Czemu? nie wiesz to bez409 co? zaskarżyła się cichuśko.
Szarpnął się i poszedł przodem, że ledwie za nim zdążyła.
Już buczysz410 kiej to cielę! rzucił odwracając się nagle.
Nie, nie jeno mi proch411 wleciał do oka.
Jak widzę płakanie, to jakby me kto nożem żgnął!
Zrównał się z nią i rzekł dziwnie serdecznie:
Naści parę groszy, kup se co na odpuście, a potem przyjdź do karczmy, to potańcujemy.
Spojrzała oczami, co to jakby mu do nóg leciały z podzięką.
Co mi ta pieniądze, takiś dobry takiś szeptała rozpłomieniona.
A z wieczora przychodź, przódzi412 czasu miał nie będę.
Obejrzał się na nią jeszcze z proga, uśmiechnął i wszedł do sieni.
W karczmie już była ciasnota i gorąc nie do wytrzymania. W głównej izbie tłoczyło się wiela413 różnego narodu, przepijając a gwarząc, zaś w alkierzu414 zebrali się co młodsi z lipeckich, z kowalem i Grzelą, wójtowym bratem, na czele. Przyszli też i poniektórzy gospodarze, jak Ptaszka, sołtys, Kłąb i Adam, stryjeczny Borynów, a nawet się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.
Kiedy Mateusz wszedł, właśnie był Grzela prawił gorąco i kredą cosik pisał po stole.
Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskich polach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować drzewo na chałupy.
Grzela wykładał wszystko podrobnie415 i kredą znaczył, jak by się to podzielili ziemią i co by wypadło na każdego.
Dobrze rozważcie, co mówię! wołał sprawa czysta jak złoto.
Obiecanka cacanka, a głupiemu radość! mruknął Płoszka.
Szczera prawda, nie obiecanki. U rejenta wszyćko416 nam odpisze. Weźta417 ino sobie dobrze do głowy! Tylachna418 ziemi la419 narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka. Miarkujta420 ino421 sobie
Kowal raz jeszcze powtórzył, co mu był kazał dziedzic powiedzieć.
Wysłuchali uważnie, ale nikto się nie ozwał, patrzeli jeno w te białe krychy na stole i głęboko deliberowali422.
Prawda, sprawa kiej złoto, ale czy na to komisarz pozwoli? ozwał się pierwszy sołtys, orząc frasobliwie423 pazurami po kudłach.
Musi! Jak gromada uchwali, to się urzędów o przyzwoleństwo pytała nie będzie! Zechcemy, to i on musi! zagrzmiał Grzela.
Musi, nie musi, a ty się nie wydzieraj. Obacz no który, czy aby starszy nie wącha kaj pod ścianą?
Dopierom go widział przed szynkwasem! objaśniał Mateusz.
A kiedy to dziedzic obiecuje nam odpisać? zagadnął któryś.
Mówił, co gotów choćby jutro. Zgodzimy się na jedno, to zaraz odpisze, zaś potem omentra424 rozmierzy, co komu.
To już po żniwach można by chycić425 się tej ziemi.
A na jesieni obrobić, jak się patrzy.
Mój Jezus, dopiero to pójdzie robota, no!
Pogadywali gwarnie, wesoło, jeden przez drugiego. Radość już ponosiła wszystkich, oczy strzelały mocą, hardość prostowała grzbiety i same ręce się wyciągały do brania tej ziemi upragnionej.
Niejeden już podśpiewywał z uciechy i krzykał na Żyda o gorzałkę, niejeden plótł trzy po trzy o działach426, a każdemu roiły się nowe gospodarki, bogactwa i radoście427. Bajdurzyli też kiej pijani, śmiejąc się, bijąc pięściami w stoły a przytupując ogniście.
Dopiero to w Lipcach nastanie święto!
Hej, a jakie zabawy pójdą, a jakie muzyki!
I wiela to weselisk odprawi się w zapusty428!
Dzieuch429 we wsi zabraknie!
To se miesckich430 przykupiemy, nie stać to nas?!
Psiachmać, w same ogiery jeździł będę.
Cichota no zawołał stary Płoszka bijąc pięścią w stół a to krzyczą kiej431 żydy432 w szabas! Chciałem jeno433 pedzieć434, czy aby w tej dziedzicowej obietnicy nie ma jakowego podejścia? Miarkujeta, co?
Przycichli, jakby ich kto z nagła oblał zimną wodą, dopiero po chwili ozwał się sołtys:
Ja też nie mogę wyrozumieć, laczego435 taki hojny?
Juści, w tym musi być jakieś podejście, bo żeby dawać tylachna ziemi prawie za darmo ciągnął któryś ze starych.
Ale na to porwał się Grzela i zakrzyczał:
To wam powiem, żeśta głupie barany i tyla!
I znowu jął tłumaczyć i przekładać zapalczywie, jaże się spocił kiej mysz, kowal też sielnie mełł ozorem i każdemu z osobna rychtował, ale stary Płoszka nie dał się przekabacić, głową jeno kiwał i prześmiechał tak kąśliwie, aż Grzela przyskoczył do niego z pięściami, ledwie już powstrzymując złość.
Rzeknijcie swoją prawdę, kiej nasza widzi się wam cygaństwem.
A rzekę! Znam dobrze to pieskie nasienie, znam i mówię waju436: nie wierzta437 dziedzicowi, póki nie bedzie czarno na białym. Zawżdy się naszą krzywdą pasły, to i tera chcą się na nas pożywić!
Tak miarkujecie, no to się nie gódźcie, ale drugim nie przeszkadzajcie! krzyknął na niego Kłąb.
Chodziłeś z nimi do boru, to ich stronę i tera trzymasz!
A chodziłem, a jak będzie potrza438, to i jeszczek439 pódę440! A trzymam nie za nim, jeno za zgodą, za sprawiedliwością, za całą wsią. Bo jeno441 głupi nie widzi w tym dobrego la442 Lipiec. Jeno głupi nie bierze, jak dają.
Wyśta443 wszystkie głupie, bo pilno wama444 sprzedać za obertelek445 całe portki. Głupie, skoro dziedzic tyle daje, to może i więcej.
Zaczęli się przemawiać446 coraz zapalczywiej, a że i drugie wspomagały Kłęba, to zrobił się taki gwar, jaże przyleciał Jankiel i sielną447 flachę gorzały postawił na stole.
Sza, sza, gospodarze! Niech będzie zgoda! Żeby Podlesie były nowe Lipce! żeby każdy był pan! wołał puszczając kieliszek kolejką.