Dwa bieguny - Eliza Orzeszkowa 7 стр.


 Ciocia Sewelka psiebrala mamę za siebie, a mama chce ciocię Sewelkę psiebrać za siebie, ale ciocia Sewelka nie pozwala i mówi, zie bedzie ciupiradlo!

Spojrzenia moje i Idalki spotkały się i oboje parsknęliśmy śmiechem. Bo też i wyglądała!

Miała na sobie suknię, zapewne do panny Zdrojowskiej należącą, ciemną, z długim stanikiem, fałdami regularnemi i swobodnemi, do ziemi spadającą, nikłe białe koroneczki u rąk i szyi i włosy gładziuteńko uczesane, z warkoczem u wierzchu głowy zwiniętym. Zdaje się nic, tylko zmiana ubioru, a z szykownej damy zrobiła się zmokła kurka. Przebrana za ciocię Sewelkę, Idalka wyglądała poprostu śmiesznie. Śmiejąc się też, podała mi rękę na powitanie i zaraz trzepać zaczęła.

 Widzisz, Zdzisiu, jakiej niesprawiedliwości ofiarą jestem! Kłóciłyśmy się dziś cały ranek z Sewerką o sposób ubierania się, aż naparła się ubrać mię po swojemu i gdy już to uczyniła, za nic zgodzić się nie chce, abym ja ją także po swojemu ubrała. Cośmy się nad nią z panną Klarą napracowały, namęczyły Wysuwa się nam z rąk jak piskorz i jeszcze mówi, że nie da z siebie robić czupiradła! Bądź, Zdzisiu, sędzią naszym! Powiedz, czy my jesteśmy czupiradła? Czy ja jestem czupiradło? Czy kobieta, ubierająca się u Hersego, może być czupiradłem?

W czasie tego potoku słów panna Zdrojowska, przez krótką chwilę zmieszana, znowu śmiać się zaczęła, a ja, przedtem już powitawszy ją głębokim ukłonem, na tłumne zapytania Idalki, z zupełną powagą do niej się zwróciłem:

 Wezwany na sędziego, wyrazić muszę zdanie, że pani popełniła zbrodnię obrazy majestatu.

 Jakiego majestatu? zapytała patrząc mi prosto w twarz rozbłysłemi jeszcze od śmiechu oczyma.

 Mody odpowiedziałem.

Przecząco wstrząsnęła głową.

 Tego majestatu nie uznaję, najprzód dlatego, że co roku spada z tronu

 Le roi est mort, vive le roi! przerwałem.

 A potem dlatego, że ludzi ucywilizowanych przerabia na dzikich

 A to coś zupełnie nowego!

 Jakim sposobem dopełnia tej metamorfozy?

 Takim, że kobieta modnie ubrana jest czasem jak kropla do kropli podobną do zuluski

 Jezus, Marja! syknąłem z przerażeniem.

 Ja cię dziś chyba wybiję, Sewerko zawołała Idalka, wstrząsając białemi piąstkami.

 A ja, w charakterze sędziego, proszę o dowody!

 Zaraz!

Poskoczyła do buduaru. Miała w ruchach żywość młodego dziewczęcia, a ubiór, ten sam co zawczoraj, może też i charakter twarzy czyniły ją zawsze podobną do portretu młodej damy z innej epoki.

W mgnieniu oka powróciła, niosąc jedną z wielkich, od pozłot błyszczących książek, które buduar przyozdabiały. Złożyła ciężar ten na stole, przy którym staliśmy wszyscy troje (bona i filarek ze sceny świata usunęli się już w zacisze domowe) i pochylona nad księgą, karty jej spiesznie przewracać zaczęła.

 Podróż po Afryce mówiła są tu pierwowzory majestatu. Zaraz, zaraz! Oto są zuluski! Widzisz, Idalko, jakie u nich włosy z tyłu głowy wydęte, na wierzchu zjeżone A ta? Czy to ubranie nie spowija jej nóg tak ciasno ciasno? Ale jest tu jeszcze jedna ilustracja, najpodobniejsza zaraz znajdę

I szukała, znajdowała, pokazywała, czyniąc porównania najzabawniejsze przez to, że istotnie były dość trafnemi i przez to także, że ona to właśnie, ta dzika, nas do dzikich porównywała. Bawiło to mnie ogromnie, a przytem ile razy spojrzałem na Idalkę, od śmiechu powstrzymać się nie mogłem. W nowej swojej postaci miała pozór jakiś złapany, zmokły, zupełnie nieszczęśliwy.

 Tobie jednak, Idalko odezwałem się żartobliwie radziłbym jak najprędzej stać się nanowo zuluską.

 Dlaczego? podnosząc z nad książki głowę zapytała panna Zdrojowska.

 Bo w tym samym stroju pani sprawia wrażenie artystyczne, a kuzynka moja zabawne

 Dlaczego? powtórzyła.

Zamyśliłem się nad przyczynami tej różnicy, których sam nie rozumiałem, a gdy podniosłem oczy, spotkały się one z oczami panny Zdrojowskiej, która spoważniała i już bez cienia uprzedniej wesołości patrzyła na mnie z taką uwagą, że o mało nie dotknąłem głowy, aby przekonać się, czy rogi na niej nie wyrosły. Ona dowodzi, że nasze panie robią się czasem podobnemi do dzikich, ale jeżeli to uparte i przenikliwe wpatrywanie się w mało znanych ludzi, nie jest dzikiem, que le diable m'emporte! Nagle, z żywem poruszeniem wyciągnęła ku mnie rękę i prędko wymówiła:

 Może Idalka powie znowu, że popełniam niestosowność ale doprawdy, muszę koniecznie panu podziękować

Przyjąłem podaną mi rączkę, niebardzo białą, owszem śniadawą, ale długą i giętką, poczułem uścisk jej wyraźnie serdeczny i bez granic zdumiony, z głębokim ukłonem rzekłem:

 Los jest wielkim sprawcą niespodzianek tę przyjmuję z wdzięcznością, jednak, chciałbym wiedzieć

 Sewerko! jakże można! Któż okazuje, że wie o takich rzeczach! Boże! Boże! co ta dziewczyna wyrabia! łamiąc ręce wołała Idalka.

 Moja Idalko, każdy ma prawo być szczerym własnym kosztem odparła panna Zdrojowska. Już wiem o tem, że tu za szczerość płacić trzeba, ale ty wiesz także, że się tego nie lękam.

 O Boże! wiem! wiem! jęczała Idalka.

 Łaskawe panie przemówiłem nie mogę powiedzieć, że jestem na niemieckiem kazaniu, bo umiem po niemiecku. Raczcie panie oświecić mię, w jakim języku toczy się rozmowa

Idalka trochę z gniewem, trochę ze śmiechem, opowiedziała, że wczoraj, ten szaleniec Staś, przyniósłszy jej jakąś książkę, której żądała, od a do z wypaplał przed nią całą naszą rozmowę w restauracji, a ona znowu, od a do z powtórzyła ją pannie Zdrojowskiej, w kształcie lekcji, dla pokazania: co to jest nie zachowywać się w świecie tak jak wszyscy.

 I wyobraź sobie, mój drogi, ona zamiast zmartwić się żartami, na które pozwolili sobie ci panowie, była bardzo ucieszoną tem, że ty szlachetnie postąpiłeś. Teraz ci jeszcze za szlachetność podziękowała. Masz i graj dalej samodzielnie rolę bohatera, bo ja uciekam, aby się przebrać. W tem ubraniu co chwilę chcę ukłonić się samej sobie i zapytać: Z kim mam przyjemność?

Spojrzała jeszcze w zwierciadło i zniknęła za zamkniętemi drzwiami tych pokojów, w których mieściło się zacisze domowe. Panna Zdrojowska stała z rękami splecionemi i opartemi o stół, ze spuszczonemi oczyma. Zbliżyłem się do niej.

 L'appetit vient en mangeant rzekłem obdarzony jedną niezasłużoną łaską, śmiem prosić o drugą.

Podniosła na mnie wzrok pytający.

 Przecież jesteśmy krewnymi mówiłem nie wiem, doprawdy, czy blizkimi, lub dalekimi, ale zanim to na drzewie genealogicznem sprawdzonem zostanie, niechaj mi wolno będzie nazywać panią kuzynką i tenże tytuł z ust pani otrzymywać.

 Owszem, będzie mi to bardzo przyjemnem uprzejmie odpowiedziała.

 Kuzynka bardzo ceni pokrewieństwa?

 Tak.

 Czy można wiedzieć: dlaczego?

 To bardzo proste. Dają one ludziom pretekst do życzliwego zbliżania się, a na świecie, każdy nawet pretekst do tego dobry.

Usiedliśmy na fotelach obok siebie stojących.

 Znajdujesz więc, kuzynko, że ludzie względem siebie na zbyt wielkich odległościach są umieszczeni?

 Owszem, będzie mi to bardzo przyjemnem uprzejmie odpowiedziała.

 Kuzynka bardzo ceni pokrewieństwa?

 Tak.

 Czy można wiedzieć: dlaczego?

 To bardzo proste. Dają one ludziom pretekst do życzliwego zbliżania się, a na świecie, każdy nawet pretekst do tego dobry.

Usiedliśmy na fotelach obok siebie stojących.

 Znajdujesz więc, kuzynko, że ludzie względem siebie na zbyt wielkich odległościach są umieszczeni?

 Najpewniej odpowiedziała i oczy jej błysnęły. Znajduję, że większa doza wzajemnej życzliwości wszystkim na świecie wyszłaby na korzyść, ale są wypadki, w których ludzi łączyć powinna nietylko życzliwość, ale najściślejsza jedność.

Ożywiła się ogromnie i mówiła z takim akcentem przekonania, że mnie ogarnęła ciekawość o czem właściwie mówi.

 Jakie to wypadki? zapytałem.

Po twarzy jej przeniknął znowu ten wyraz zdziwienia, który głównie zwrócił zawczoraj na nią moją uwagę.

 Nie wiesz, kuzynie?

Uderzyłem się w czoło. Ach, tak! Ale któż na świecie może ciągle pamiętać o takich rzeczach! Pedantka! pomyślałem, a jednocześnie jakiś drugi człowiek pomyślał w mojej głowie: Marna jednak figura ze mnie!

 Obawiam się rzekłem że sąd twój, kuzynko, wypadnie dla nas ujemnie.

Zmieszała się trochę.

Przekonałem się z popełnionych omyłek, że zupełnie jeszcze nie umiem wydawać trafnych sądów.

Zawahałem się chwilę, a potem, pochylając się nieco i patrząc w szafirowe jej gwiazdy, zcicha wymówiłem:

 Naprzykład: Bronek Widzki

Jak dość często u niej bywało, brwi jej zsunęły się nieco i utworzyły małą zmarszczkę na młodem czole. Wnet jednak uśmiechnęła się i bardzo swobodnie opowiadać zaczęła, z jakim niepokojem i z jakiem podniesieniem ducha oczekiwała spotkania się z ludźmi, noszącymi mniej lub więcej głośne nazwiska, jak wiele od tego spotkania obiecywała sobie korzyści moralnej i umysłowej, z jaką czcią o nich myślała. Wszystko to doprowadziło ją do tego, że jednego z tych ludzi zobaczywszy, zapomniała o wszystkich względach i zażądała być jeszcze przedstawioną.

 Idalka mówi, że popełniłam herezję towarzyską i sama wiem o tem, ale słuszności temu prawidłu towarzyskiemu nie przyznaję. Cóż z tego, że jestem kobietą? Nie czyni mię to wyższą od człowieka nademnie wyższego, bez względu na to, czy jest on kobietą albo mężczyzną.

 Są monarchowie rzekłem którzy w każdy wielki czwartek zstępują z tronu i omywają nogi dwunastu poddanym swoim

Brwi jej zsunęły się znowu.

 Żartujesz, kuzynie a po sekundzie milczenia dodała w ogólności wiele osób żartuje tu ze wszystkiego.

 A najwięcej Bronek Widzki! przekornie rzuciłem.

Trochę zasępiona, nie odpowiedziała.

 Jednak szepnąłem ten Bronek, to bardzo dobry chłopak i zdolny poeta!

 Pierwszemu wierzę chętnie z żywością odparła a drugie sama z całego serca przyznaję. Ale kiedy się zajmuje w społeczeństwie stanowisko przodujące, kiedy się ściąga na siebie oczy i nadzieje ogółu, nie wystarcza być dobrym chłopcem i nawet zdolnym poetą

To społeczeństwo, ten ogół drażnić mię zaczynały.

 Widzisz, kuzynko rzekłem kiedy to tak przyjemnie brać wszystko z zabawnej strony i żartować sobie potrosze ze wszystkiego Może życie niczego więcej nie warte!

 O, nie! o, nie! zawołała z wybuchem tak gorącym i szczerym, że z przyjemnością patrzyłem na żywą grę jej rysów i wielki blask oczu.

Ale uspokoiła się prędko i znowu popatrzyła po swojemu: długo i uważnie.

 Zdaje mi się rzekła zcicha że ci, którzy tak myślą, muszą być bardzo nieszczęśliwi

 A ci zapytałem którzy mniemają, że życie warte zachodu, pracy i wszystkiego w tym rodzaju, czy są szczęśliwi?

Zawahała się chwilę, zamyślonemi oczyma patrzyła w przestrzeń, nakoniec odpowiedziała:

 Pod pewnym względem: tak.

Pochylony naprzód, z czołem na dłoni, patrzyłem w twarz jej tak zmienną, jak niebo, na którem chmury zasłaniają, to znowu odsłaniają słońce.

 A smutki? mówiłem zwolna a błędy? a straty drogich osób?

Pochyliła głowę.

 Straty drogich osób ach, tak!

Cichy ten wykrzyk wydał mi się mimowolnem westchnieniem serca, które już dużo cierpieć musiało. Zaledwie jednak miałem czas rozrzewnić się tym domysłem, ona podniosła głowę i spokojnie na sukni splatając ręce, z uśmiechem rzekła:

 To prawda; ale jest też w życiu plan jego, który zajmuje, cel, który pociąga, są zasady, na których wesprzeć się można, i obowiązki, których spełnianie pociesza

Zabiła mię tą nomenklaturą wartości życiowych. Już, już w rozmowie naszej pobrzękiwać zaczynała struna liryczna, już zdawaliśmy się dochodzić do punktu, na którym rozpoczyna się pomiędzy dwojgiem serc zamiana osobistych uczuć i zwierzeń, gdy traf! po społeczeństwie i ogóle nastąpiły: plan i cel życia, zasady, obowiązki! Wyprostowałem się, umilkłem i rozmyślałem: kto to jednak taki? Błękitna pończocha? Nie, bo o książkach nie rozpoczyna i z uczonością się nie popisuje; kandydatka do klasztoru? nie, nie, bo cóżby w takim razie robiły społeczeństwo, ogół, a przytem, oczy i gra rysów w najmniejszym stopniu nie klasztorne. Gąska prowincjonalna? o, nie! Czasem śmiała, aż do zuchwalstwa, i bardzo, bardzo zajmująca. Wprawdzie, czasem też, z jakiegoś zaczarowanego kubka leje człowiekowi na głowę zimną wodę, ale nie jest to taka woda, po jakiej pospolicie pływają gąski! W każdym razie: dzika!

Wtem, zaszeleściło, zapachniało, zaszczebiotało; do salonu wbiegła Idalka w zwykłej już swojej postaci. Tak, to à la bonne heure! Szlafroczek koloru saumon z długim trenem, z przodu od szyi do stóp fale białych muślinów i koronek, na głowie kok, puszcza loczków i wyglądający z nich złoty sztylecik.

 Winszuję ci, Idalko, tej toalety rannej rzekłem.

 Rzeczywiście jest bardzo ładna potwierdziła panna Zdrojowska i we wzroku, jakim patrzyła na ubranie Idalki, dostrzegłem prawdziwie kobiecą ciekawość.

 Więc cóż ci przeszkadza zrobić sobie taką samą zaśmiała się Idalka i poskoczywszy za ręce ją pochwyciła.

 Chcesz? pojedziemy zaraz do Hersego! Dobrze? Zobaczysz, jakie tam cuda w tym rodzaju! Zachęcisz się i nawrócisz! Zdzisiu, pojedziesz z nami? Tyś jedyny do rady, przy wybieraniu strojów! Pojedziesz, Sewerko? moja droga, pojedź! Takbym pragnęła wystroić cię, w świat wprowadzić, na całą zimę tu zatrzymać

Poczciwa Idalka naprawdę lubiła tę swoją krewnę, z którą podobno wiele czasu spędziła w dzieciństwie i przed zamążpójściem, całowała ją, prosiła, przymilała się do niej tak, że kamień skruszyćby mogła. Ale panna Zdrojowska, wzajemnie ją całując, odpowiadała:

 Nie mogę, Idalko! jak ciebie kocham, nie mogę! Przecież mówiłam ci, dlaczego

 At, co ty mi tam mówiłaś!

Obróciła się ku mnie.

 Wyobraź sobie, Zdzisiu, ona mówi, że nie ma za co stroić się

Ehe! pomyślałem, byłażby herytjerą długów ojcowskich, albo braterskich! Ale Idalka, jakby myśl moją odgadując, ze ślicznemi gestami białych rączek i coraz większym zapałem ciągnęła:

 Ale ty w to ani trochę nie wierz. Ma najmniej dziesięć tysięcy dochodu rocznego, czyściuteńkiego, i będzie miała coraz więcej, bo pan Bohurski doskonale gospodarzy i ona także

Назад Дальше