Capreä i Roma - Józef Kraszewski 9 стр.


Strój ledwie je osłaniał, tak był krótki i przejrzysty, jątrzył tylko wzrok, nic nie ukrywając przed nim złożyły się nań tkaniny wschodnie, tak delikatne jak mgła, szyte rękami jakiejś niewolnicy Arachny w złote i purpurowe desenie Ręce, ramiona, stopy dziewcząt nagie, zdobiły kolce złote, znaki niewoli razem i błyskotki, nasadzane drogim kamieniem Priscus tak umiał dobierać, że w licznym orszaku ani dwóch twarzy, ani dwóch obliczów podobnych sobie wyrazem nie było każde odznaczało się inném pochodzeniem i charakterem.

Nie mało to trudu i zabiegów kosztowało zręcznego dostarczyciela, który pierwociny każdéj przywożonéj niewolników gromady oglądał i po całym świecie znanym miał swoich wysłańców. Na twarzy jednéj znać było ród grecki, a profil przypominał piękne stare medale; druga z dalekiéj przygnana Armenii, czarnym włosem i okiem a śnieżną ramion białością przedstawiała lud ów piękny, zhołdowany Rzymianom; trzeciéj typ judejski, smętny ale czarowny, zachwycał tajemnicą i tęsknotą, patrzącą z głębi czarnéj, w łzach pływającéj źrenicy; nawet czarna ethiopka, od któréj hebanowego ciała odbijały jaskrawo koralowe naszyjniki, uśmiechała się wśród grona tego, białemi jak kość słoniowa ząbkami.

Wszystkie piękne były w swoim rodzaju, a tak dobrane i wyuczone każdego ruchu, ażeby artysta mógł podziwiać w każdéj z osobna i wszystkich razem niezmierny smak nauczyciela, co je ułożył do uśmiechu, obrotu każdego, przyklęknienia, biegu i nieruchomości, do połączenia się w grupy malownicze i rozsypania na skinienie; tak, by z kolei każda uwydatnić się mogła.

Ruchy ich, pomimo to, zdawały się swobodne, niewymuszone, dobrowolne i chwilami tylko zdradzało wahanie i drżenie myśl co nad niemi czuwała

Cezar długo oczyma wodził po nich; przebiegając wszystkie z kolei uważnie, ciekawie i mierząc je wejrzeniem znawcy potém westchnął głęboko, czoło zasępione, usta zamknięte pokryły wrażenie, jakiego doznał. Cajus téż pożądliwą ścigał je źrenicą, przyglądając się z namiętnością, która krwią oczy jego zażegła

I Hypathos spozierał ukradkiem ku nim, ale smutnie jakoś i łzawo

Zmuszony czy naiwny uśmiech dziecinnego wesela wyjaśniał wszystkie te twarzyczki biednych niewolnic, którym łzawego oblicza nie godziło się i w męczarniach przed panem okazać.

Piérwsze danie sprzątniono prędko, bo wszyscy głodni byli prócz Cezara, a antecaenium33 mało kto z nich kosztował.

Pocillatorki, roznoszące czasze, przybiegły, ofiarując je biesiadnikom Sam Tyberyusz, ogłosiwszy się uczty modimperatorem, wyrzekł, że pięćkroć pięć czar magistralnych za zdrowie jego wychylić będą musieli.

Sam téż, rozpocząwszy od libacyi, wprędce spełnił ametystowy krater, który poszedł z rąk do rąk.

Nikt odmówić go nie śmiał, nawet surowy Nerva, ani filozof Thrasyllus Cajus ochoczo do ust przyłożył napój i wychylił duszkiem do kropli.

Wino powoli rozjaśniało twarze, Cezar zarumienił się mocno, oko mu błysnęło, rozpoczął igraszki. Odezwały się flety i pieśni greckie za zasłoną, przywołano retorów, gdyż Tyberyusz poczuł ochotę do rozprawy z nimi.

 Zeno, ty co wszystko umiész rzekł śmiejąc się nawet to, czego cię w Atenach nie uczono, powiedz mi, jakim trybem śpiewały Ulissesowi Syreny? Tyś musiał się tego kędyś dobadać!

 Eheu! Cezarze! Syreny musiały najprzedniejszym śpiewać trybem, a jest-że wdzięczniejsza mowa i tryb śpiewu nad Dorycki?

 Pochlebca! szepnął Priscus do Cajusa Doryckim mówią na Rhodos, a wyspę tę ukochał Cezar.

Znać zrozumiał cel odpowiedzi Tyberyusz, bo i sam śmiać się począł wesoło, a obróciwszy ku Hypathosowi, jął go namiętnie całować. Dziecię owe śliczne, splamione dotknięciem sprośnego kozła (tak niekiedy od nazwiska Caprei Tyberyusza zwano) zniosło to jak męczeństwo, napróżno usiłując straszliwych pieszczot uniknąć.

Potem kazano tańczyć dziewczętom, śpiewać Grekom i Cezar wreszcie zażądał od starego garbatego retora, aby mu sposobem Doryckim zaskakał Musiał biedak posłuchać, gdy tymczasem tanecznice, za danym znakiem, szarpały go i podrzucając nim jak piłką, podawały sobie nieszczęśliwą igraszkę.

Wtém, gdy się tak zabawiają wesoło, a Aster, trzymając się za boki, śmieje z Greka, niepomny, że jutro to samo spotkać go może oko Tyberyusza padło na posłanie, i rożek kartki pargaminowéj, wystający z pod poduszek, uderzył czujnego a niespokojnego władzcę Drżącą ręką pochwycił go, wysunął była to zapisana karta goście pobledli wszyscy

Skąd tam na triclinium dlań zgotowaném mógł się znaleźć ten zwitek? kto go rzucił? co on zawierał? nikt odgadnąć nie umiał truchleli jednak wszyscy na widok tajemniczego pisma

Tyberyusz przeczytawszy rozśmiał się dziko, a kartę schował starannie; potém chwyciwszy dłonią czaszę podaną, spełnił ją duszkiem ochoczo, poglądając po twarzach przytomnych, którzy w niepewności nie wiedzieli jaki nadać wyraz licu.

Zwitek ten, podrzucony tak zręcznie przez zuchwałego jakiegoś dworaka, był jednym z najkrwawszych epigrammatów przeciwko Cezarowi, i zawierał dwuwiersz ten sławny:

Fastidit vinum, quia jam sitit iste cruorem
Tam bibit hunc avide, quam bibit ante merum. 34

Brzydzi się winem, bo krwi teraz żąda
I pije ją tak chciwie, jak wprzódy pił wino

 Nie prawdaż Aster? tybyś był ciekaw rzekł po chwili Tyberyusz wiedzieć com to za śliczny wiersz odkrył pod moją poduszką Szkoda że anonym, nagrodziłbym autora

 Ja? na Herkulesa nie, Cezarze boski nigdy nie byłem ciekawym, a wiersz dla mnie rzecz obojętna, choćby był Homerowy wolę rybę

 Ryba też zdrowsza szepnął Tyberyusz. Lecz Priscus, którego pieczy powierzono tu wszystko dodał zwracając się do niego radby może się dowiedzieć czém mnie przywitano? On przynajmniéj znać to powinien.

 Cezarze! klnę się na święte imie twoje i Augusta nic nie wiem i jestem niewinny.

 A jednak poetęby tego poznać warto! szeptał Tyberyusz nie dopuściłbym ażeby zginął tak marnie jak ten głupi Luterius Priscus, który doprawdy nie miał się czego zabijać! Przeczytajcie, dystych niepośledni!

I rzucił na stół kartę poglądając znowu po twarzach; ale nikt tknąć jéj nie śmiał prócz Cajusa Ten wlepił w nią oczy, przeczytał ciekawie, wstrząsł się z wyrazem oburzenia i plasnął w dłonie.

 O straszna zbrodnia! zemsty Furyj godna! oczom nie wierzę! zawołał.

 Tak Rzym płaci Cezarom za ofiarę ich życia i trudy odparł chłodno Tyberyusz. Ale wiersz nie tak zły, chociaż zarzuciłbym mu to: quia jam nie eufoniczne wcale!

Jako artysta i poeta, Tyberyusz nawet gniewem wrąc dopatrzył w wierszu wadę i z zimną o niéj krwią mówił;

 Jużciż dorzucił wolę ten inny:

Asper est immitis35

Znacie go zapewne? spytał wiodąc po twarzach wzrokiem Ah! Ah! co poetów w Rzymie mnie nie licząc! I rozśmiał się dziko.

Ta komedya, odegrana zręcznie, wyczerpała w końcu siły, ruszył się nagle odpychając Hypathosa, ruchem gwałtownym zrywając z siedzenia Ręka jego znak dała tylko, a biesiadnicy rozproszyli się wszyscy, prócz Cajusa, który zrozumiał, że mu kazano pozostać.

Ta komedya, odegrana zręcznie, wyczerpała w końcu siły, ruszył się nagle odpychając Hypathosa, ruchem gwałtownym zrywając z siedzenia Ręka jego znak dała tylko, a biesiadnicy rozproszyli się wszyscy, prócz Cajusa, który zrozumiał, że mu kazano pozostać.

 Podli! rzekł po cichu Tyberyusz milczą! Gniotę ich, zabijam, męczę, szydzę i nikt nie śmie wydać jęku, wyrzec słowa, a podrzucają mi karty w nocy i czyhają z nożami Nie! to już nie są Rzymianie, Cajusie! nie! dla nich potrzeba jarzma niewoli i kar jeszcze straszniejszych! Głupcy! jakby mi ich słowa bolały?

Priscus i ty, dójść powinniście, kto tę ramotę podrzucił I tu więc nawet, w Caprei mojéj knują zdradę przeciwko ojcu ojczyzny tu, gdziem tylko dopuścił wybranych. To jakiś Sejanowy gaszek chciał mnie przebić tą iglicą! Ale mu się nie udało quia jam nieszczęśliwe!!

XI

Nazajutrz rano, zaledwie przebudzonemu Cezarowi dano znać, że strażnik z wieży postrzegł na morzu od Ostii okręt zbliżający się śpiesznie, całemi wioseł i rozpiętego żagla siłami, ku brzegom Caprei. Nie wątpiono, że z Rzymu przynosi wieści, a Cezar natychmiast, skoro przybędzie, rozkazał ku sobie prowadzić posłańca.

Słońce było w połowie swojego biegu, gdy niecierpliwie oczekiwana łódź przybiła i do Jowiszowéj willi w skok pobiegł, przysłany od senatu Gracinus Lacon, dowódzca straży miejskich, którego Macron, sam oddalić się nie mogąc, wyprawił z wieścią do pana.

Do ciemnéj i umyślnie od światła osłonionéj izdebki, w któréj na łożu purpurą wysłaném, spoczywał Cezar, przywiedziono posła Przykląkł, by ucałować rękę pańską Mimo niecierpliwości, Cezar nie spytał o nic i sam nie począł rozmowy.

 Senat cię wita, Cezarze, jako ojca ojczyzny rzekł po chwili Lacon, któremu przyśpieszony chód oddech tamował. Sejana głowę ci przynoszę

 Biédny Aelius! odparł, nie okazując po sobie uczucia, starzec. Jakże się to stało?

 Macron przybył do Rzymu nocą mówił Lacon nikomu rozkazów twych nie opowiadając, prócz mnie i Memmiusa Regula Piętnastego dnia Kalend Novembra zwołał senat do świątyni Apollina; Sejan przybył z pretoryanami i ujrzawszy posła twojego Cezarze, zdziwiony spytał, czyliby mu listów nie przyniósł? Na to przebiegły Macron, z uszanowaniem go powitawszy, na ucho mu szepnął, żeś ty, Cezarze, polecił zrobić go uczestnikiem twéj władzy trybuńskiéj, że listy ma na to do konsula i senatorów. Wszedł więc bezpiecznie zbrodzień i na twarzy jego widać było uśmiech zwycięztwa

Macron tymczasem obrócił się naprzód do pretoryanów i dar im twój po tysiąc denarów na głowę ofiarował, oznajmując, że jest ich dowódzcą mianowany, po czém do Curyi wpadłszy, oddał listy i pretoryan do obozu zaprowadził. Jam naówczas, po ich odejściu, straże miejskie wkoło świątyni Apollina ustawił

 I dobrześ uczynił! rzekł Cezar chłodno zasłużyłeś się Rzymowi.

 Sami już bogowie byli z tobą, Cezarze, przeciwko temu nikczemnikowi; widziano w téj chwili jasne płomię, chwilę na niebie błyszczące i zagasłe nagle jak jego życie Już mu władzy trybuna winszowano, gdy Memmius Regulus listy twoje otworzył, Cezarze

 Chciałem w nich jeden wyraz poprawić, gdyż nie tak go postawiłem, jak stać był powinien, ale Macron odjechał pośpiesznie rzekł zimno Tyberyusz

 Stopniami, gdy czytał Regulus ciągnął daléj Lacon rozjaśniały się twarze; potrzeba było widzieć jak pałały wdzięcznością ku tobie, gdy wyczytano wyrazy, potępiające przyjaciół Sejana, a nareszcie jego samego gdy Rzym dowiedział się, że mu swe boskie obiecujesz ukazać oblicze

Sejan zadrżał i blednął odstąpili go wszyscy, cofnęli się, wyrzekli; został sam jeden, odgrodzony nagle od tłumu twoim wyrokiem. Potrzykroć zawołał nań konsul: Zbliż się Sejanie a uszy jego, odwykłe od rozkazów, nie pojęły i nie usłuchały ażem ja go pochwycił za barki i moim oddałem żołnierzom.

Wnet Regulus kazał mu włożyć kajdany i zawlec do Mamertyńskiego więzienia. Aleśmy ledwie z nim wyszli w ulice, gdy lud radośnie zburzony zabiegł nam drogi, błogosławiąc ci, Cezarze, plwając i znęcając się nad nędznikiem.

 Lud! uśmiechnął się Tyberyusz lud plwa na każdego kogo w więzach widzi mów daléj!

 Zerwano mu z głowy zasłonę, którą się okrył ze wstydu, na Forum walą się jego posągi, wloką je powrozami do Gemonii, w Tybr rzucają oplugawione Tak, ledwieśmy go przez zburzone tłumy żywego dociągnęli do więzienia.

 Biédny Aelius! mruknął starzec lecz po cóż mu się zachciało udawać Cezara?

 Senat zgromadził się zaraz w świątyni Zgody i osądził go śmierci godnym, poleciwszy spełnić wyrok bez odwłoki.

 Dałemże ja wyrok śmierci? spytał Tyberyusz.

 Senat sam zażądał nań téj kary.

 Skłaniam głowę przed sądem jego musi być sprawiedliwy! Opowiedz jak umarł?

 Plugawie! prosząc o życie ciało powleczono do Gemonii, aby bogów przebłagać. Senat wierny, chciał ci okazać, jak się brzydził niewdzięcznikiem.

 A wotował dlań posągi? rzekł Tyberyusz.

 Twéj woli, Cezarze, nie jemu odparł Lacon Senatus-consultem zabroniono płakać po Sejanie, kazano imie jego zetrzeć z pomników, postanowiono posąg Swobody wznieść w Forum.

 A straże pretoryańskie? spytał pan.

 Była chwila zaburzenia, bolało ich to, że więcéj moim miejskim niż im ufano; rzucili się na miasto, aleśmy ich z Macronem ułagodzili i przywiedli do porządku. Poprzedzam Regulusa, który niesie od Senatu, z patrycyuszami, rycerstwem i ludem, powinszowania i dzięki.

 Powiesz mu niech do Rzymu powraca zawołał Tyberyusz żywo nie mogę ich przyjąć Złamany chorobą, niedołęztwem starości, smutkiem, troską codzienną o Rzeczpospolitę, potrzebuję spoczynku teraz nie pojadę do Rzymu; przybędę późniéj. Powiedz im, że czci nowéj, imienia ojca ojczyzny, nie przyjmę, że chcę nareszcie spokoju tylko i mam go prawo pożądać.

 Ale Rzym domaga się widzieć oblicze twoje, Cezarze

 Późniéj rzekł starzec cicho złóżmy dziś tutaj ofiarę Fortunie zwycięzkiéj Cezara.

To mówiąc wstał z łoża.

 A dla was? dodał ciekawie nicże nie uczynił senat? I spójrzał na Lacona badając.

 Macronowi i mnie chciano dać godność pretorów, Macron i ja odmówiliśmy jéj oba

 Szkoda zaśmiał się Cezar choć kończy się na wschodach Gemonij, władza nie mniéj przeto smaczna!

 Jakież twe rozkazy?

 Powiesz im, żem chory, że nie przyjmę nikogo, nikogo widzieć nie chcę, że teraz nie mogę przybyć do Rzymu, a los rodziny Sejana w ręce senatu oddaję Chcę spoczynku, wytchnienia, bom stary już i wycieńczony.

 Senat prosi twych rozkazów!

 Niech czyni co chce Na bogi wielkie! jam już starzec bezsilny, słabemuż to cieniowi człowieka rozkazywać im i uczyć co czynić mają? Wracaj do Rzymu, powiedz, żeś słyszał milczenie moje, przerwane błaganiem o spoczynek nic więcéj

Chwilę jeszcze stał we drzwiach Lacon, ale zachmurzone oblicze pana i spuszczone uparcie oczy, zmusiły go odejść nareszcie. Pożegnał Cezara nie odzywającego się więcéj, podniósł zasłonę i wysunął się po cichu.

Назад Дальше