Żywo więc zbliżył się pan hetman, uchylając nieco kapelusza przed stojącym ciągle przy koniu chłopcem.
Muszę się panu zaprezentować sam, odezwał się; jestem dziedzicem tego kawałeczka kraju, stoisz pan na mojej ziemi Słyszę, żeś zakłopotany, widzę z twarzy i postawy, że należysz do dystyngowanej rodziny kładnę na waćpana areszt nie puszczę go dalej, prosząc najusilniej, ażebyś przyjął u mnie gościnę, wypoczynek, a jeśli w czem mogę być mu użytecznym
Jestem hetman..
Chłopak jak wiśnia zarumieniony ukłonił się bardzo grzecznie, i zbliżył do pana hetmana z uszanowaniem.
Nie umiem wyrazić, rzekł, jak mnie pańska dobroć porusza lecz byłoby nadużyciem
Mój kawalerze, kiedy ja was proszę i obliguję Widzę, że znajdujesz się w jakimś wypadku
W istocie, podchwycił w ciągłych rumieńcach, nieznajomy; wyznam panu hetmanowi, że uciekam, uciekam zmuszony
Lica hetmana rozjaśniły się z radości.
Nie pytam! nie badam! przerwał, nie chcę wiedzieć co niemiłemby mu było wyznawać, ale usilnie pana proszę spocząć u mnie
Kawalerze Georges! dodał, prezentuję panu mego wychowańca Jesteście prawie jednego wieku, on będzie dlań przewodnikiem i wyręczy gospodarza Kawalerze Georges, weźże tak szczęśliwie schwytanego pana.
Nazywam się Wawrek Dobek Borowiecki, odezwał się nieznajomy żywo.
Non de guerre, szepnął z uśmiechem hetman: cella suffit. Kawaler Georges weźmie pana z sobą i postara się o wygodne umieszczenie go
Pan hetman daruje, przerwał Dobek, ale służący mój z pakunkiem pozostał, nie mam się nawet w co przebrać, aby się przedstawić panu jakby przystało
O! panowie jesteście jednego wzrostu prawie z Georges'em, garderoba jego na usługi a ma świeżo z Paryża sprowadzone i nietknięte suknie
Wawrek się kłaniał hetman uśmiechał się patrząc mu w oczy.
Prawdziwie! zawołał, w naszym kraju po raz pierwszy w życiu spotykam się z tak zajmującą, zagadkową przygodą! Proszę, bardzo proszę dom mój uważać za własny
Wawrek kłaniał się ciągle
Ja tu, dodał hetman, obejrzę moją fabrykę; jeśli łaska, proszę z Georgesem zaraz do pałacu, ażebyś pan mógł odpocząć po podróży Będę miał przyjemność przywitać go u wieczerzy
I niezmiernie uradowany a przejęty pan hetman, poszedł w towarzystwie swego Saint-Alona na zwykłe oględziny Castel-bianco oglądając się jeszcze za Dobkiem, który skoczył lekko na siodło i razem ze swym towarzyszem udał się z wolna drogą ku pałacowi.
Chevalier Georges nie mógł się wydziwić wdzięcznym i łatwym ruchom pana Dobka, który siedział na koniu i kierował nim tak zręcznie, jakby to było jego rzemiosłem. Prawda, że siwy rumak łagodny był, dobry i zdawał się też pięknością swą dobrany do jeźdźca. Nie potrzeba było nim kierować, zgadywał myśli, a choć zmęczony, szedł z dziwną fantazją, którą konie dobrej krwi dochowują do ostatniego tchu Chevalier Georges zawiązał rozmowę z panem Dobkiem, nie mogąc sam zrozumieć, jak na nim z natury dosyć dumnym i do stosunków niełatwym, tak korzystne ktoś od razu mógł uczynić wrażenie. Oczy, uśmiech, głos tego nieznajomego czarowały go
Nie czyń pan w Emilopolu żadnej niepotrzebnej ceremonji, rzekł po chwili rozmowy Georges. Hetman lubi gości, młodzieżą się zajmuje po ojcowsku, dom zawsze pełny daleko mniej mu od pana miłych osób, przynosisz nam z sobą upragnioną rozrywkę, bośmy się nieco monotonią wiejską nudzili, jesteś więc le bienvenu, i możesz siedzieć tu ile się mu podoba Idzie tylko o to, by służący wyzdrowiawszy wiedział gdzie go szukać
Dobek się zmieszał.
A! na to, zawołał, już ja będę szukał rady
Mówiąc tak zajechali przed ganek, i na znak dany przez Georgesa nadbiegła służba, aby konie od przybyłych odebrać Zniesiono mały tłomoczek gościa do jego mieszkania, które było wyznaczone w pałacu, w antresolu bardzo przyjemnie urządzonym
Georges po kilku zapytaniach co do ubioru, oświadczył, iż mu do wyboru przyszle cały garnitur, aby mógł na pokoje wyjść, gdy wypocznie
Hetman miał tego dnia grać sam na flecie i koncert rozpoczynał się za półtorej godziny.
II
Nim się nowy gość ukazał na pokojach, w całym już dworze wiedziano o nim. Hetman niezmiernie uradowany tem, iż żywą awanturę jakąś na gościńcu pochwycił, osobę tajemniczą młodzieńca tak pięknego jeszcze i dystyngowanej powierzchowności, odgadywał już naprzód co go w świat pchnąć mogło, tworzył sobie z tego dramat cały. Georges zachwycony nim, opowiadał też o nieznajomym Dobku, w którego nazwisko nie wierzono, jako o prawdziwie cudownej postaci, której wdzięk dawał się domyślać pochodzenia nader arystokratycznego i wychowania znakomitego Dorozumiewano się w nim ukrytego kogoś z najpierwszych rodzin kraju
Nic nie mogło dorównać gorączkowemu zajęciu tą zagadką samego hetmana; pragnął on przed nieznajomym wystąpić co się zowie i przyjąć go z całą gościnnością, na jaką się mógł zdobyć.
Po przechadzce powróciwszy przywołał do siebie Pobożanina.
Cher ami! wiesz co mi się trafiło? zapytał.
Słyszałem już
Wystaw sobie, na gościńcu, na drodze, koło Castel-bianco trafiliśmy na jakiegoś nadzwyczaj, ale to ci powiadam, nadzwyczaj dystyngowanego młodzieńca, jak się zdaje, uciekającego lub goniącego za czemś Ukrywa się pod przybranem imieniem Dobka, lecz dosyć spojrzeć nań, by się domyślić, że to jest młodzian de qualité. Przytem miły i wdzięczny nad podziw. Oczarował nas kilku słowami Proszęż cię, żeby go przyjąć comme il faut.
A! proszęż, hetmana, kogo u nas się źle przyjmuje! odparł Pobożanin: chyba mu tu ptasiego mleka zabraknie.
Bo proszę cię, cher ami! mnie to tak animuje i bawi! ta tajemnica! ta ucieczka ta twarz coś tak w naszym kraju i pod nasze czasy niesłychanego. Prawdziwe szczęście
Cher ami! dorzucił hetman, dajże mu jak najlepszą usługę! wygodę, czego tylko zapragnie nakaż, żeby o jego ładnym koniku miano staranie.
Ale to klacz, proszę pana hetmana, przerwał Pobożanin.
To wszystko jedno! Polecam gościa twej opiece proszę cię Ja nawet byłem już u niego ale się właśnie ubierał, i taki ceremoniant, że mnie wpuścić nie chciał
Skromny! to ładnie! très delicat! rzekł hetman I proszę jeszcze, żeby dwór wystąpił tak, aby mi wstydu nie zrobili. Et ces dames aussi
Te damy, o których nie mieliśmy jeszcze zręczności wspominać, należały też do dworu pana hetmana. Żeńskie kółko składało się z dwóch Francuzek artystek, panny Maison zwanej Babettą i panną Voisin imieniem Eliza; z żony dyrektora kapeli, Włoszki, słynnej z piękności i głosu signory Angioliny Cipriani, z pani Berger młodej żony ogrodnika, Niemki, niegdyś nauczycielki, osoby pięknej także i wykształconej; naostatek z pani St. L. Georges, Francuzki, osoby niemłodej a w pretensjach, która niegdyś pono zajmowała się wychowaniem kawalera tego imienia, a teraz miała odrębne i bardzo zaszczytne stanowisko na dworze hetmana i córki jej, młodziuteńkiej jeszcze, mocno nieładnej, choć dowcipnej, złośliwej i zabawnej, małej Ninon St. -Georges O każdej z tych pań wieleby napisać można, gdyby wszystko zapisywać było warto. Panna Maison miała około lat trzydziestu, talent dramatyczny znakomity, resztki wdzięków nieco wybujałych i obejście się bardzo śmiałe. Panna Eliza o wiele młodsza, przystojna tylko, bystra bardzo, intrygantka wielka, była mimo twarzyczki dosyć pospolitej, wiecznym powodem waśni i śmiertelnych zajść pomiędzy dworakami hetmana. Bałamuciła wszystkich i obałamucała kogo chciała; mówiono, że ostatecznym jej celem było konieczne wyjście za mąż, a tego dotąd dopiąć nie mogła. Hetman się jej lękał, ale ją oszczędzał i bronił. Dla pięknej Angiolini Cipriani, która miała znakomite mezzo soprano i śpiewała z wielką brawurą, z niesłychanem był uwielbieniem gospodarz Małżonek nie okazywał najmniejszej zazdrości, gdyż w istocie admiracja ta stosowała się do głosu raczej niż do osoby, choć głosowi postać dodawała uroku. Angiolina była dość jeszcze młoda, wspaniała, miała przepyszne włosy, prześliczne oczy, ale zachowana dobrze piękność już uchodziła. Czarny puszek wysypywał się na wierzchniej wardze i figura przybierała kolosalne rozmiary Lubiła się stroić szczególniej w klejnoty i na dni uroczyste cała była niemi okryta
Pani Berger surowszej powierzchowności, słuszna, płaska, sztywna, o szafirowych oczach, blondynka, nie była też bez wdzięku. Hetman znajdował ją bardzo oczytaną i rozumną. Niemniej jednak pełen będąc szacunku dla niej, uważał, że ręce miała brzydkie, nogi płaskie, włosy niemiłej barwy i wyraz twarzy przyostry Zapraszano ją na wieczory, gdyż była muzykalną i nieźle wcale śpiewała
Pani St.-Georges, jak to było dziś widać jeszcze, musiała być niegdyś bardzo piękną, rysy twarzy świadczyły o tem i zachowywały znakomite ślady wspaniałego profilu Nos rzymski, czarne oczy oprawne jak klejnoty bogato i wypukło, usta drobne ginęły w szerokich policzkach i podbródkach, a dotąd przepaść w nich całkowicie nie mogły. Rączkę miała zbyt teraz pulchną, ale małością zadziwiającą. Zdawało się, iż niegdyś należeć musiała do teatru, gdyż doskonale o nim sądziła. Róż, bielidło, kosmetyki utrzymywały jeszcze płci reszty, a ubranie wykwintne łudziło przypomnieniami lepszych czasów. Córeczka jej Nina czy Ninon, bo ją tak i tak nazywano, był to czysty djabełek nieładny, zły, dowcipny, zawcześnie dojrzały, mający wszystkie wady, jakie w późniejszym dopiero wieku przychodzić zwykły, poczynając od zalotności. Ale z nią było zabawnie i hetman psuł ją i pieścił
W dni powszednie, gdy nie było gości urzędowych, wszystkie te panie, czasem i kilka innych, których nie wymieniamy, przychodziły na koncerta bywały na wieczerzy. Pani St.-Georges naówczas grała rolę wicegospodyni i pierwsze między niemi zajmowała miejsce; pani Cipriani była jakby pierwszym gościem, a djabełek Ninon udawała dziecię domu. Bawiono się czasem bardzo wesoło, jeśli jaka intryżka panny Elizy Voisin nie nadwerężyła harmonji. Pobożanin protegował szczególniej Babettę Maison, ale i jemu się trafiało uledz piekielnym figlom Elizy, gdy chciała go przeprowadzić na swą stronę. Wracał wszakże potem ze skruchą do miłej i dobrej, ale płochej i roztargnionej Babetty
Chociaż w powszednie dni koncerta grywano w małej salce okrągłej, nie zajmując na nie wielkiej koncertowej z galerjami na ten raz hetman wcześnie posłał dać wiedzieć, by kapela udała się do niej, a służba oświeciła ją stosownie. Sala ta akustycznie zbudowana, z dwiema po końcach galerjami, służyła też do balów i tańców W czasie koncertu ustawiano pulpity w półkole, w środku mały fortepjanik dla dyrygującego kapelą Ciprianiego, a z boku przy nim, piękny z różowego drzewa pulpit ozdobny, przeznaczony był dla hetmana. Tu na aksamitnym taborecie składano w pudle z safianu wyzłacanem drogocenny flet czarowny wielkiego wirtuoza W prawo i lewo na krzesłach i ławach obitych aksamitem zasiadała publiczność. Była ona zawsze dosyć liczna, gdyż czy kto muzykę lubił czy nie, znał się na niej albo cale nie rozumiał, wiedziano, że u hetmana zyskiwał malam notam, jeśli na koncerta nie chodził, gdy natomiast uczęszczający na nie i dający oznaki zadowolenia w łaski się wkradali. A miał to do siebie pełen łagodności i dobroci hetman, że gdy do kogo zawziął niechęć, choć jej nie okazywał jawnie, zachowywał w głębi serca na wieki.
Dawało się to czuć później zawsze
Na koncertach więc pełno było i na oznakach zadowolenia nie zbywało.
Ażeby osoby przychodzące szmerem wnijścia nie przeszkadzały muzyce, zwyczaj był, iż wszyscy się schodzili wprzódy, zajmowali swe miejsca, a gdy kapela wystroiła się i wysztyftowała, dopiero ukazywał się pan hetman. Witano go powstaniem, on szedł przemawiając po kilka słów do swych gości, zajmował miejsce osobne na fotelu odmiennym od innych z frendzlami złotemi, jeśli nie grał, albo zataczając rękawy do pulpitu stawał Tego też dnia, wedle oznaczonego programu, goście zaciekawieni jeszcze przybyciem owego nieznajomego, o którym tyle mówiono, zebrali się zawczasu w wielkim komplecie. Zjawił się nawet pan Borawski, labbé Mourion, stary ogrodnik, Francuzi, Włosi, Duńczyk, Holender, stając hierarchicznie jedni trochę na przodzie, drudzy z tyłu, inni w ciemnych zakątach pod galerjami.
Kawaler Georges, który miał sobie poruczoną szczególną opiekę nad młodym podróżnym, wprowadził go na salę w chwili, gdy wszyscy już byli zebrani i szmer jakiegoś podziwienia jakby oklask cichy powitał pięknego młodzieńca. Trzeba też przyznać, że był zadziwiająco piękny, a piękność ta tak była szlachetna, pociągająca, oryginalna, iż kobiety szczególniej oderwać od niej oczu nie mogły. Suknie kawalera Georgesa przypadły doskonale do figury pana Dobka a że były od najlepszego krawca i z wielkim wykonane smakiem, było mu w nich na podziw ładnie. Ubranie z fjołkowego aksamitu z guzikami srebrnemi, takież sprzączki u trzewików, kamizelka srebrem przetykana, piękne koronkowe mankiety i żabot przystrajały młodzieńczą figurkę tę, której główka rysami delikatnemi i przepyszną naturalną fryzurą obfitych włosów nadawała się choćby do obrazka Greuzea. W jej wyrazie energja razem i słodycz, czułość i siła charakteru połączone były w ten sposób, jak się to rzadko męzkim trafia twarzom.
Wchodząc młody Wawrek był nieco pomieszany z razu, zwłaszcza zobaczywszy wszystkie oczy ciekawych skierowane ku sobie; lecz wprędce odzyskał tak potrzebny mu spokój i panowanie nad sobą. Do przechadzających się po salonie wnet zaczęli się przyłączać ciekawi. Pobożanin, który był w istnej admiracji dla pięknego młodzieńca, labbé Mourion, Cipriani i Francuzi, przypatrywali mu się wszyscy z rozbudzonem zajęciem, egzaminując go od stóp do głowy W początkach Georges był w obawie, by rozmowa dłuższa, którą tu dla cudzoziemców samych już musiano prowadzić po francuzku, nie była trudna dla przybyłego, lecz się okazało, że ten acz nie z niewielką wprawą, mówił dobrze po francuzku, a po niemiecku wybornie Z kilku słów poznał też w nim Cipriani nie obcego muzyce dylletanta, który snadź i sam fortepianu próbował. Wszystko to zwiększyło jeszcze współczucie dlań i przyjazne usposobienie. Piękna pani Angiolina przyszła mu się przypatrzyć z blizka, za nią pani St.-Georges, djabełek, Babetta i Eliza W tem oblężeniu ze wszech stron gość nieco znowu się zmieszał; szczęściem niedługo to trwało, gdyż w tej chwili syknął ktoś cisza nastała, wszyscy się ku swojem miejscom wymykać zaczęli Hetman wchodził. Tego dnia, jakby dla uczczenia gościa, był ubrany z największem staraniem i wyglądał tak, że byłby mógł na pokojach królewskich w Wersalu się pokazać Ubranie jego barwy ciemnokarmazynowej ze złotem, było przepyszne, peruka nie zostawiała nic do życzenia, mankiety z najpiękniejszych brabanckich koronek, pończochy do barwy sukni stosowne, najmniejsze szczegóły zachwycały znawców i znawczynie. Gwiazda Orła Białego przyozdabiała sama jedna frak, chociaż hetman miał też francuzki order Śgo Ducha i należał do zakonu i znaku Śgo Huberta.
Wszedłszy hetman z tym wdziękiem, który towarzyszył najmniejszym jego ruchom, z powagą razem i pewną uroczystością zbliżył się do młodego chłopaka, witając go raz jeszcze. Okiem znawcy popatrzał nań długo z uwielbieniem artysty Ukochany jego wychowaniec, chevalier Georges wydał mu się przy tym przybyszu pospolitym i prawie brzydkim
Ale też z pewnością i Dobek musiał z zachwyceniem przypatrywać się hetmanowi, który rozmawiając z nim dobył z kamizelki złotą emaljowaną tabakiereczkę z miniaturą jakąś na wierzchu, aby mu dała zręczność pochwalenia się ze śliczną białą ręką, która w koronkowej swej spódniczce jak cacko wyglądała Z jakim wdziękiem dobył szczyptę tabaczki hetman i poniósł ją do nosa, każdy palec ukazując oddzielnie wygięty z naturalnością i gracją wyszukaną razem, tego opisać niepodobna. Wielki ten mąż i w tem nawet był wielkim artystą