Chore dusze - Józef Kraszewski 8 стр.


Hrabia Filip, korzystając z bardzo szczęśliwego dla siebie składu okoliczności, miał właśnie wystąpić na arenę z dowcipem, w który grał doskonale, jak młode panienki w wolanta gdy z sąsiedniéj sali dał się słyszéć szelest sukni kobiécéj. Księżna podniosła głowę, trochę zdziwiona. Kamerdyner prowadził gościa nowego, wchodzącego bez ceremonii, żywo, napastliwie, jak ci, co wiedzą że pożądanymi i wdzięcznie przyjętymi być muszą wszędzie.

Z ruchów téj pani, nim światło na twarz jéj padło, wnieśćby było można, iż była chyba wcale młodą, bo skakała, nie szła, poruszała rękami, a cała jéj niewielka figurka drżała konwulsyjnie. Strój téż zapowiadał młodość zdaleka, barw był jasnych i sprzeczających się z sobą, zbyt poobwieszany ozdóbkami i gałgankami.

Gdy cała postać wyszła z mroków, pokazała się jeśli nie starą, to przynajmniéj rozbrataną nawet z resztkami drugiéj młodości jesiennéj. Twarz, która nigdy pono piękną nie była, ale przed laty dwudziestą mogła być powabna świéżością i żywością wyrazu, składała się z regularnego koła, na którem, pod nizkiém czołem, małe ciemne oczki przymrużone siedziały. Wśrodku był nosek kartofelkowaty, dawniéj przyjemnie zadarty, a pod nim dosyć szérokie, z grubemi wargami usta. Razem było to niezmiernie ruchawe, zmieniające się, bo i brwi tańcowały, i policzki się cochwila to wydymały, to wpadały i usta zaciskały się lub rozszérzały do zbytku wszystko zaś stanowiło maseczkę komiczną, któréj nie zbywało na ogniu i sprycie.

Znać było, że ta pani wiele żyła i próżnować nie lubiła.

Była to dziś dukessa di Valle Nero, z domu Zosińska, primo voto baronowa von Haeven, secundo hrabina de Pierrefide, naostatek małżonka duka, Włocha, który rzadko bardzo ukazywał się na jéj horyzoncie. Istniał jednak niewątpliwie.

Z poprzednich małżeństw pozostała jéj córka, oddawna za mąż wydana za Niemca, i bardzo zręcznie ocalony z katastrof wielu dosyć znaczny majątek.

Dowcip, żywość, wesołość, napastliwość i posag przywabiły do niéj ubogiego, średnich lat duka, który nie miał nic, oprócz zameczku w Valle-Nero w Lombardyi i dwóch gospodarstw chłopom oddanych na metę.

Rok podobno małżeństwo żyło z sobą razem i zgodnie; potém książę, lubiący polowanie i swój kąt, został w zameczku, dostawszy jakieś subsydyum, a pani rozpoczęła nanowo wieczną swą włóczęgę po świecie, bo nigdy długo na jedném miejscu usiedziéć nie mogła. Sama ona zwała się żartobliwie Ahaswerą, a inni jéj także to imię dawali.

Czasem wciągu jednego roku widziéć ją było można w Paryżu, Ostendzie, Nizzy, Monte Carlo, Florencyi, Rzymie, Lwowie i Odessie. Znane jéj były Konstantynopol i Jerozolima, raz znajdowała się na balu u khedywa.

Napół, albo raczéj najzupełniéj kosmopolitka, rozmaitemi stosunkami związana ze wszystkiemi narodowościami całéj Europy, księżna miała jednak słabość do swoich współziomków dawnych i szukała najchętniéj ich towarzystwa. Wzdychała, mówiąc, że bez swoich długoby wyżyć nie potrafiła.

Ahaswera gdy tém imieniem oryginalném pozwalała się zwać i pod niém najlepiéj była znaną żyła, jak motyle, niewiedziéć czém. Nie miała napozór żadnéj panującéj namiętności, ale zkolei poślubiała wszystkie, aby nie pozostać bezczynną. W wyborze wcale nie była trudną.

Zbliżało ją to do księżnéj Teresy, która również szukała zajęcia, potrzebowała nowości; lecz ta była między niemi wielka różnica, że księżna znajdowała przyjemność w szlachetnych tylko rozrywkach, w czémś mówiącém do duszy, podnoszącém, gdy Ahaswera zabawiała się równie dobrze w Monte Carlo, wśród najgorszego towarzystwa, jak w najlepszém. Mówiono sobie bardzo pocichu, że dawniéj miéwała fantazye nader kompromitujące, niewiele dbając o to, co o niéj ludzie powiedzą.

Postępowanie jéj jednak, bardzo swobodne, nie przeszło pewnych granic i nie było tak cyniczném, aby jéj wstęp do lepszego towarzystwa zamykało. Choć wiele jéj zarzucano, o wielu awanturkach opowiadano, ona przynajmniéj swych wybryków i kaprysów nie głosiła jawnie, nie chlubiła się niemi. Była przytém dobroczynną bardzo i litościwą dla drugich.

Księżna Teresa przyznawała, że Ahaswera bawiła ją; pani Liza unikała jéj trochę i chłodem grzecznym dawała poznać, iż spoufalać się zbytnio nie była rada.

Oprócz Wiktora, znali ją tu wszyscy i spotykali się z nią często. Lubiła zapraszać na obiady, których dysponować nie umiała, choć jeść dobrze potrzebowała.

Emil Maria, którego naprzemiany drażniła żartami, a potém karmiła przesadnemi uwielbieniami, którego chętnie nabywała obrazy, słuchała improwizacyi, miał ją za ekscentryczną, ale niepospolitą kobiétę. Gdyby była młodszą, lub gdyby choć okazała mu, iż chce w nim miéć czciciela! Właśnie ten wieczór miał go wydobyć z niepewności i wahania, w którém oddawna więdniał.

Poznawszy Ahaswerę, księżna coprędzéj wstała i wyszła naprzeciw niéj.

 Przepraaa-szam! Pardon! Wpadam tu nieproszona, natrętna zawołała, kręcąc się, szeleszcząc suknią, mała księżna. Ale przez litość, proszę mnie nie wypędzać! Stęskniona jestem za polską mową, za twarzami polskiemi, za ludźmi naszymi po parafiańsku wyrażając się: za ziomkami i rodakami. Nie wierzycie państwo? cały tydzień spędziłam pomiędzy Anglikami, Szwedami, Włochami i Francuzami a! w całéj menażeryi kosmpolitycznéj, bo był tam Bulgar i Turek nawet Uwierzycie państwo, czy nie? pełno było ludzi rozumnych, rozumniejszych niż my zwykle bywamy, miłych, uczonych, dowcipnych, przyzwoitych a mimo to czegoś, czegoś mi swojego brakło! Niepojęta rzecz! Chciałabym znaléźć chemika, któryby mi powiedział, jaki to jest piérwiastek nam właściwy, a którego wszystkim innym narodom braknie? Ja nie wiem, ale coś my mamy w sobie, czego nie mają drudzy. Czyśmy więcéj dziećmi? czy....

Rozśmiała się. Zrobiono jéj miejsce. Obejrzała się dokoła, jeszcze bardziéj oczki przymrużając, a witając po włosku rękami i głową.

 Widzę tu areopag cały dodała. Niechże panowie i panie wyrokują. Zadanie godne najwytrawniejszych umysłów.

Wszyscy milczeli, spoglądając po sobie.

Najśmielszy, hrabia Filip, wyrwał się piérwszy.

 Ale księżna, zadając pytanie, samaś je najlepiéj rozwiązała. Tak mi się zdaje. Ja się piszę na hypotezę. Wistocie, my jesteśmy wiekuiście potrosze dziećmi, to stanowi urok nasz i słabość naszę.

Na poecie, który twarz miał zwróconą ku wdzięczącéj się, a tém mniéj teraz pięknéj Ahaswerze, widać było, iż mocno pragnął wystąpić z czémś olśniewającém szczytnością, oryginalnością, potęgą. Czoło mu się sfałdowało, jak fale morskie gdy skarb wyrzucić mają na brzegi, usta ścięły.

 Dziećmi? zawołał. Hrabia nam z tego czynisz wyrzut, co w moich oczach jest największą chwałą naszą! Tak, księżna wyrzekłaś żartem prawdę wielką: jesteśmy dziećmi w rozumieniu tém, jakie maluczkim nadały słowa Chrystusa, który je kazał przypuszczać do siebie. Dziećmi o tak! bo nawet w grzéchach naiwni jesteśmy dziećmi, bo nami rządzi uczucie, a to uczucie, siebie niewiadome, płynie nie z maleńkiego źródła w piersi naszéj, ale z wielkiego zdroju, co żywi wiekuistego ducha ludzkości. Dziećmi jesteśmy ach! i pozostańmy niemi!

 Trochę przytém rozumu i dojrzałości dzieciom tym jednakby nie zawadziło! przebąknął Wiktor.

Ahaswera spojrzała na niego z ciekawością niezmierną i zwróciła się z szeptem do sąsiadki. Łatwo się w nim było domyślić pytania: Któż to jest?

Hrabia August siedział, słuchając pilnie.

 A hrabia co na to? zapytała go księżna Teresa.

 Nie mówię nic, bo właśnie nad problematem rzuconym rozmyślam odparł hrabia powolnie. Myślę nad tém, czy to znamię rodzime, co nas od innych odróżnia narodów, jest tak wybitne, aby je można pochwycić i okréślić? Myślę czy to cecha wspólna wszystkim narodom słowiańskim, czy własna nasza, i czy następstwem tego czegóś, co nas wyszczególnia, nie było, że nas wyparto z Rugii, z Pomorza, z Łużyc, ze znacznéj części Czech, z połowy Europy może; wszędzie, gdzie my walczyliśmy z Germanami, oni nas złamali, wypchnęli, podkopali, wydziedziczyli.... Wstępnym bojem zwyciężaliśmy ich niejednokrotnie; lecz ile razy walka się przeciągnęła, padaliśmy. My wyciągniętéj ręki nie odepchnęliśmy nigdy, we wszelkiego sojuszu wierzyliśmy świętość, a wreszcie łacniéj nam było zawsze w nieprzyjacielu domyślać się cnoty, niż podejrzywać go o zdradę.

 Mój hrabio krzykliwym głosikiem przerwała Ahaswera alboż to nie są cechy naiwnego dzieciństwa?

 Nazwanie jest niezupełnie ścisłe rzekł hrabia. Tak samo moglibyśmy się nazwać aniołami. Nie jesteśmy ani jednymi, ani drugimi, jesteśmy Tu chwilę pomilczał. Któż wié? jesteśmy może ludźmi przyszłości dodał. Tak! gdy siła pięści, która dziś króluje światu, zostanie ostatecznie siłą ducha złamaną, gdy zwierzęca walka o byt, tocząca się lat tysiące, tryumfem ducha będzie rozstrzygniętą naówczas my téż zwycięzko wystąpimy na scenę świata, jako naród posłany dla stworzenia społeczeństwa nowego, wedle słowa Chrystusowego.

Hrabia Filip, któremu oczy coraz bardziéj lśniły się, błyskały, żarzyły, ledwie już mogąc się powstrzymać, wybuchnął:

 Jeżeli z nas naówczas choć jeden pozostanie! Siła pięści nie jest przemijającą, jest wiekuistą, a że my negujemy jéj prawa, więc wydusi nas do ostatniego. Reprezentanci téj siły, maskujący się jako cywilizatorowie, w imię téj bogini cywilizacyi wygniotą aniołów czy dzieci, którym wyrzucają zacofanie i barbarzyństwo.

 Gdyby przy stole herbacianym można formalną rozpocząć dysputę odezwał się hrabia August zacząłbym ją od zaprzeczenia temu, coś powiedział, że siła pięści jest wiekuista. Jest odwieczna, ale nie będzie nieśmiertelną. Cała historya ludzkości świadczy, że znaczenie siły téj nie rośnie, lecz się zmniejsza. Czuje to siła pieści i rozpaczliwie się broni; ale porównajcie czém ona była w piérwszych epokach bytu ludzkiego, a czém jest dzisiaj. Człowiek rozpoczynał zawód swój ludzki, potrzebując zwalczać potęgi fizyczne otaczającéj go natury pierwotnéj. Naówczas pięść była jego zbawieniem; dziś coraz bardziéj potrzebuje ona głowy, a wkońcu stanie się jéj sługą. Z téj epoki walk fizycznych pozostały nam w obyczajach, w pojęciach, w teoryach społecznych i państwowych mnogie skorupy i skorie, ale wszystko to powoli opadnie i zostanie zgruchotane.

Hrabia August mówił powolnie, nie deklamując, nie patrząc na słuchaczów, bawiąc się odniechcenia deserowym nożem, który trzymał w ręku.

Zakończył ciszéj. Głos mu zamarł.

Poeta zdawał się nietyle go słuchać, ile zazdrościć mu uczynionego wrażenia, gdyż oczy wszystkich w mówcę były wlepione i nikt nie zdawał się mu śmiéć zaprzeczyć.

 Co do mnie rzekł hr. Filip ja jestem tak nieszczęśliwy, że zapewne skutkiem niedołęztwa mego i ślepoty, nie widzę w dziejach ludzkich tego postępu, o którym mowa. Historya jest dosyć ładną plecionką, w któréj naprzemiany występują ciągle też same kolory: czarny, biały, siny, czerwony. Gdy jeden się wyczerpie, drugi powraca. Rzeczywistego postępu dopatrzéć mi się niepodobna. Mieniają się prądy, ale się nie różnią. Stare baśni po ostatnim akcie rozpoczynają się nanowo z tąż samą muzyką. Asystujemy może setnéj któréjś reprezentacyi jednego wiekuistego dramatu. Ludzkość idzie do muru, uderza weń głową i, odskoczywszy, pędzi w drugą stronę, aby o przeciwną ścianę nabić sobie nowego guza.

Ahaswera uderzyła w małe, ale brzydkie rączki, z krótkiemi nabrzękłemi palcami, i zkolei zdawała się radować nowemu zdaniu, jak się cieszyła z piérwszego.

 Ah! que cest cela! Co za prawda! zawołała.

 Może być przerwał Wiktor, dotąd milczący że się to tak wydaje komuś zdaleka patrzącemu na historyą, widzącemu tylko płaszcz jéj i cień; ale w głębinie dziejów jest więcéj cóś nad mechaniczny ruch wahadłowy. Ta formuła pochodu, jako formuła, niezupełnie jest fałszywą, ale ona nic nie tłumaczy. Jest to prawda namacana pociemku. Zamiast dwóch ścian, o których hrabia mówisz, trzebaby sobie wystawić wieżę wybiegłą wysoko, a w niéj biédnego ptaka, który, lecąc kugórze, bije się wprawdzie o ściany, lecz ciągle ku światłu podnosi!

Hrabia Filip, ironicznie uśmiéchając się, ruszył ramionami.

 To cóś straszliwie skomplikowanego! dodał z pewném lekceważeniem. Prawo pochodu, jeżeli istnieje, musi być daleko prostsze.

Poeta, słuchając, marszczył się coraz bardziéj. Zbiérało mu się na improwizacyą. Nareszcie wybuchnął. Przybrał postawę natchnionego, podniósł głowę, włosy na tył jéj odrzucił, zadrgały mu ręce, oczy zabłysły.

 Ateizm postępu.... zbrodnia! zawołał. Więc człowiek byłby wibryonem, kręcącym się w brudnéj wieków cieczy bez celu? a ludzkość jakąś rdzą, porosłą na staréj ziemskiéj skorupie? Puść wzrok swój w głąb minionych wieków, których kości masz pod stopami. Czy od kamiennéj siekiéry do sprężyny twojego zégarka nie widzisz postępu? Toś ślepy zasłaniasz oczy! Od Kafrów i Indyan do Anglika niéma różnicy i wzrostu? Od prawa żelaza do Wielkiéj karty niéma zdobyczy? Idziemy, choćby cotysiąc lat pół kroku, a pochodu minuty liczą się pokoleniami. Idziemy, a kto nie czuje tego, ten duszy nie ma i jest ludzkości odpadkiem!

Hrabia Filip usta wydął i zarumienił się.

 Dziękuję! rzekł, kłaniając się.

Ahaswera i inni uśmiéchali się znowu.

 Przepraszam! przebąknął poeta. Bronię najdroższego skarbu, wiary w to, że człowiek zdał się na cóś i cóś znaczy.

Urażony hr. Filip rozparł się w krześle, ręce powkładał w kieszenie i milczeniem swém znać dawał, że dalszego sporu prowadzić nie myśli.

Poeta był własném wystąpieniem poruszony mocno.

 Mnie się zdaje szepnęła księżna Teresa, chcąc wystąpić pojednawczo żeśmy bardzo odbiegli od piérwszego założenia. Księżna przyniosła nam wcale inne zagadnienie do rozwiązania.

 Moglibyśmy odezwał się hrabia August wpaść z niego łatwo na niemniéj drażliwą kwestyą narodowości. Miłość własna czyni ją niebezpieczną.

 Dajmy lepiéj pokój téj kwestyi odezwał się Wiktor. Mówią powszechnie, iż wiek nasz cechuje się uznaniem równouprawnienia narodowości, zrozumieniem ich posłannictwa. Tymczasem i fakta, i głosy z trybuny parlamentu nad Sprewą i cała literatura niemiecka, nie mówiąc już o innych, świadczy iż niektóre uprzywilejowane narodowości, sobie samym przyznając misyą społeczną i cywilizacyjną, resztę mają za barbarzyńców, skazanych na wytępienie.

 Mógłbym ja, na poparcie mojéj teoryi repetycyi jednego dramatu ad infinitum dodał kwaśno Filip przypomniéć, że zupełnie tak samo Rzym, w imię cywilizacyi, chciał występować sam jeden. Nic się nie zmieniło, tylko Celsius rzymski zowie się dziś nie wiem jakim tam National-liberałem niemieckim.

Назад Дальше