Rzecz wyobraźni - Kazimierz Wyka 20 стр.


Swoiście malarskie widzenie otoczenia:

Garbuska różowa na szerokich biodrach
tańczy żabim rozstawieniem kolan.
Z puzdra tiule wyjęte na postrach
kręcą się kręto w kurzu przedszkola.

W perspektywie rysunku rampa z góry
(chude blaski śródmiejskich spelunek)
właśnie klęski na żółto rozgarniam kontury
i w łuku ramion łowię wklęsły modelunek.

(Degas, w zbiorze Zielone Mogilowce)

Otoczenie najbliższe, sprzęty mieszkalne, cztery ściany ponad wieloświatopoglądową głową poety jako wystarczająca i natrętnie wyłączna domena obserwacji Białoszewskiego:

W mieszkaniu drży kolebka
mej wizji palenisko;
ślizga się dym po łebkach,
tają się żużle nisko

żagiew jest pustym czarem,
rozwichrzona podnieta,
parzy mnie głuchym żarem
węgiel czarny poeta.

Buchnęły jak fanfara
żyrandole-bogacze
jedyny złoty karat
odsamotnił poddasze.

(Mieszkanie w mieście, w zbiorze Dwa głosy)

Nie trzeba chyba więcej dowodów, że zasłużył Dziekoński na należne mu miejsce. I czy tylko on? Trudno pod kątem jednej recenzji odczytywać naręcza zapomnianych zbiorów. Wśród tych, którzy nie zostali zapomniani, proszę bez komentarza posłuchać rzeczy Jerzego Lieberta242 z roku 1929 Przekrój fantastyczny. Wyjątkowy u tego poety, to prawda:

     Pokłady wielokropek, średników, przecinków,
     W słojach mowy skostniałe okazy muzealne
     O, antyki skojarzeń, przenośnie dyluwialne,
     Szkielety przymiotników, skorupy zaimków!

Ślady wszystkich nadirów243 naszych i zenitów
Warstwice Don Juanów244 z odciskami kobiet,
Ofelie245 złomy kredy niosące na sobie
Florę rzek, ziela duńskie wianki litofitów

     Tu Faust zamajaczy profilem Goethego246
     Tam kochanków przekrojem zniekształcone wdzięki.
     Egzemplarz Capuletich w objęciach Montechi
     Litodendrony247, dziwy świata pierwotnego!

Tam symbole dwunożne, Hamlety-rebusy!
Formacje fantastyczne, bajeczne odmiany
Skamieniałe. Bezbronne. Pięknie zachowane
Furie naszych młodości pterodaktylusy!

(W zbiorze Gusła)

Pytanie dotyczyło nowszej poezji. Lecz istotną analogię daje się wskazać dopiero przy nowszym malarstwie. Odczuwam ją nieustannie, obcując z Obrotami rzeczy Tadeusz Makowski248.

Ileż podobieństw! Oczywiście nie w tematyce dzieci równie mało obchodzą Białoszewskiego co leśmianowskie żywioły roślinne lecz w stanowiskach i artystycznym opracowaniu. Filozoficzna przygoda dziecka i poety spotykającego świat. Uroda rzeczy i spraw peryferyjnych, jak peryferyjne jest dziecko czy podłoga. Humor i ironia. Widzenie obyczaju polskiego, architektury prowincjonalnej, typu ludzkiego poprzez plastyczny i precyzyjny sylogizm. Uroda brzydkich dewocjonaliów, świeckich i liturgicznych, otwierająca furtki podobnej dla wielkiego malarza co dla poetyckiego debiutanta krainy poezji.

Nie powiem, ażeby całkiem identycznej. Białoszewski to precyzja, poezja i aluzyjna logika Makowskiego, mniej wszakże o jego strunę lirycznej naiwności uczuciowej. Białoszewski jest kostyczny249, Makowski liryczny. Reszta krainy chyba wspólna:

Włóżcie, włóżcie papierowe kwiaty do czajników,
pociągajcie za sznury od bielizny
i za dzwony butów
na odpust poezji
na nieustanne uroczyste zdziwienie!

(O mojej pustelni z nawoływaniem)

Urzeczony

Ja Władca Łagodności

chrzciciel drobnych muszek

I

Kiedy czytać dotychczasowe omówienia Cudów Jerzego Harasymowicza250, jedno w nich uderza. Że tylu przeróżnych poprzedników w kreowaniu fantazjotwórczego dziwu wskazano jako obecnych w owym zbiorze. Oczywista i bez sprzeciwu Gałczyński251, w najlepszej i najsubtelniejszej recenzji (J. Kwiatkowski252, Jest Gałczyński, Życie Literackie 1957, nr 3). Dalej Iłłakowiczówna253, Czechowicz254 (R. Matuszewski255, Baśnie o dzieciach, gilach i zającach, Nowa Kultura 1957, nr 7). Poeci polskiego baroku, Morsztyn i inni (M. Głowiński256, Poezja kontrastów, Twórczość 1957, nr 3). Z malarzy Makowski257, Wojtkiewicz258. Na pierwszy ze śladów sam poeta naprowadza. Jeszcze dalej ktoś czupurny i surowy z Wrocławia dopatrzył się Mickiewicza, Iwaszkiewicza259, Apollinaire'a260, symbolistów (A. Szmidt, Pisk z pieluszek, Nowe Sygnały 1957, nr 9).

Cóż za plejada patronów! Ciekawe, że w każdym z tych skojarzeń jest jakieś ziarno racji. Postaram się wszakże dowieść, że suma owych ziaren nie daje mąki i chleba. Bo gdyby uwierzyć skojarzeniom dostrzeżonym przez krytyków (i tym jeszcze, które niżej zaproponuję), poezja Harasymowicza byłaby jakimś erudycyjno-eklektycznym zlepkiem. Ma to być poezja świadomie eklektyczna, jawnie czerpiąca z osiągnięć nie tylko Gałczyńskiego, lecz i innych uznanych wielkości orzeczono we Wrocławiu. Ładne pojęcie o mechanizmie twórczości, naprawdę z pieluszek krytycznych!

Proste doświadczenie czytelnicze przeczy tak rozmnożonemu patronatowi jako zasadzie poezji Harasymowicza. Nie przeczy cząstkowej słuszności podobnych obserwacji, szczególnie w punkcie dotyczącym Gałczyńskiego. I w tym właśnie zdaje się spoczywać główny problem wyobraźni Harasymowicza. Droga po meandrach fantastycznej mapy rzeczywistości, przez wielu poetów i malarzy przebyta już droga w tej urzekającej poezji zostaje jakoś podjęta na nowo i po swojemu przebyta. Podjęta od jej pradawnego początku, zanurzonego w baśniowym doświadczeniu człowieka.

II

Aleksander Świętochowski261 określił był kiedyś każdego bez wyjątku poetę jako człowieka pierwotnego, to mając na myśli, że jakże często u podłoża obrazu poetyckiego leży dobitne lub stłumione zbliżenie animizacyjne świata zewnętrznego z człowiekiem. Zbliżenie właściwe umysłowości, wierzeniom i wyobrażeniom ludów pierwotnych. Harasymowicz w Cudach również zaczyna od tego prapoczątku. Baśń animizacyjno-antropomorfizacyjna stanowi najczęstszy punkt wyjścia jego łańcuchów obrazowych. Chociażby Dlaczego pada śnieg?, Koty, Jesienne zające, Przedwiośnie, Pejzaż zimowy.

Bywa to baśń bardzo naiwna, prostoduszna, dosłowna, nawet za uszy ciągniona. Bywa udatna i dowcipna, kiedy jest bardziej aluzyjna aniżeli dosłowna. Dwa przeciwstawne co do swego waloru artystycznego przykłady pierwszy naciągnięty i nieudany, drugi bardziej aluzyjny i trafny wyznaczają jednak ten sam prapunkt wyjściowy:

Więc zaraz rano krzywym zgrzebłem księżyca z obłoków wyczesz wszystką brudną wełnę,
słońcu zaś powiedz coś takiego wesołego, wiesz, niech się ładnie zaczerwieni,
błyskawic srebrny pas zawiąż sobie na brzuchu na węzeł,
a deszczom każ kamienie tłuc gdzieś w mrocznej alpejskiej sieni.

(Litania do jutrzejszego wiatru)

Jest mroczno. Góry w wielkiej ciszy stoją
jak tu i tam sterczące skrzydła aniołów.
W dole trzy domki przysiadły niby małe pieski, co się wszystkiego boją.
Niebieska sieć lasu zaraz zacznie nowy, milczący połów.

I słychać tylko, jak jemiołuszki gwarzą cienko,
pędzące z wiatrem w głogów czerwonych karetach.

(Pejzaż zimowy)

To jest podszewka wyobraźni Harasymowicza. Sama w sobie nie będąca odkryciem ani rewelacją. Nawiasem mówiąc, nie zna jej w tym stopniu młody Gałczyński. Tylko okazjonalnie powie on: A bór skrzypiał jak stary kredens pełen zajęcy i ziół (Narodziny dzieciątka). Ziemia u niego niekiedy jak fryga, ręką dziecka puszczona, lata pięknie (Zoo). Zresztą rzeczy i przedmioty są u Gałczyńskiego, jak w dawnej martwej naturze realne, dotykalne i zwykłe.

Jak przy każdym nawrocie do prasposobu, rzecz w tym, co z nim poeta uczyni. Baśń antropomorfizacyjna bywa zazwyczaj dokładna, dosłowna w sensie statycznym. W tej mierze Harasymowicz jest inny. Widzenie najbardziej pierwotne łączy się u niego z widzeniem całkowicie nowoczesnym. Łączy się na szczeblu dokładności płynnej, przemiennej, przepuszczającej kształt w kształt jak obłok w obłok.

Fantastyka pierwotna styka się u Harasymowicza z tą fantastyką kształtów i kolorów, jakiej człowieka współczesnego nauczył film rysunkowy. Zasada takiego filmu zdaje się rządzić jego najbardziej oryginalnymi łańcuchami obrazów. W tym sensie pierwotne styka się z nowoczesnym. W tym też sensie w nowoczesnym wielkie dziecko odnajduje to, co pierwotne. Jakie teksty uważam za oparte o zasadę filmową?

w parowie ugrzązł wózek. Ciągną, natężają się, jak mogą, borsuki.
Biali w wózku przyczaili się, tylko im widać ogromne uszy.
Czerwonoskórzy idą gęsiego, na sztandarach wymalowane czarne kruki.
A oto jeden zajączek tak z łuku wystrzelił w górę,
że oko wybił sowie, co różaniec mówiła pod parasolem
więc dewotka się wściekła i przez zemstę
puściła parasol, i ten uniósł się, i urósł w ogromną chmurę nad polem.

(Jesienne zające)

Pod tym kątem proszę odczytać najbardziej własne liryki Harasymowicza. Takie jak Wiek niewinności, Sad, styczeń, Gile, Szachy. Wszędzie jak w filmowym rysunku fantastycznym kształt przepływa w kształt. Kształty te bywają dokładne i płynne zarazem i mieszczą ponadto niedopowiedziane aluzje baśniowe:

Polem
wśród rot słonecznikowych złocistych
despotyczna jak pani Pompadour 262
kotka przeszła z wąsów groźną wiechą,
mysi król przed nią uciekał.

(Wiek niewinności)

Tym sposobem owocuje u Harasymowicza ustawiczną niespodzianką utracone dzieciństwo poezji. Podobnie jak Julian Przyboś263 (Szczęśliwy debiut, Przegląd Kulturalny 1957, nr 6), najwyżej u Harasymowicza cenię jego prozę. Utracone dzieciństwo wyobrażeń człowieka o świecie pobrzmiewa w niej również. Odczytajcie uważnie Zimę od pierwszego po ostatni obraz przeziera trafnie podbita pod nowy krój podszewka.

Góry w niezrównanych iskrzących kołpakach odpływają prosto w rozwartą paszczę widnokręgu o kolosalnym błękitnym podniebieniu. Po nieistniejących drabinkach procesje siwych świerków idą pomalutku do nieba. Przez niepoczytalne śniegi leżące na wznak mkną sanki wraz z końmi, grającymi na dzwonkach. Maleńcy ludzie majaczą tu i tam na białych, oślepłych kilometrach Jest głucha północ południowego styczniowego słońca

Tuż pod ziemią wszystko jest już zapięte na ostatni guzik. Bataliony liliowych krokusów są już gotowe do pierwszego desantu! (Podkreślenia moje K. W. )

Czy pamiętacie w uroczym Porwaniu w Tiutiurlistanie Żukrowskiego mapę sztabową uczynioną z opadłego liścia? Żyłki oznaczają drogi i przyszłe pochody wojsk. Na takich to mapach za dzwon gromu pociąga sznur błyskawicy. Do takiego sztabu urzeczonych należy i po takiej mapie porusza się Harasymowicz.

III

Ta mapa z liścia, ten krajobraz antropomorfizacyjny został u Harasymowicza swoiście dokwaterowany i zagęszczony jeszcze innymi stworami niż pani Pompadour-kotka, sowa-dewotka. Jawią się w tym krajobrazie myszy, wiewiórki, kawki, dzięcioły, kruki, ślimaki, dzikie jelenie, odpowiadająca im flora podleśna i śródleśna. Niebogata jest zoologia polskiego krajobrazu, nawet nad Popradem, w najbliższej ojcowiźnie poety. Więc zagęszczona zostaje o krasnoludki, zezowate aniołki, diablątka, czarcie łapki. W takim kontekście ulubione rekwizyty Harasymowicza gile, zajączki i jabłuszka, przestają przynależeć do jakiejkolwiek zoologii rzeczywistej.

Po antropomorficznym pokładzie wyobraźni widniejącym w Cudach jest to pokład drugi, równie znamienny i równie bogaty. Warstwa poezji dziecięcej i jej gotowych rekwizytów. Tak wszakże ustawionych wśród zjawisk uchodzących za rzeczywiste, że nie wiadomo, kto lokator główny, a kto później zamieszkał. Aż wydaje się, że baśnią są właśnie najzwyczajniejsi lokatorzy polskiego krajobrazu leśnego.

Na lasu szklannej pile
płoną gile w zadymce,
niby kolorowe kule
na świątecznej choince.
Wiatr porusza gałęzie jodeł,
co są jak odwrócone w dół
niebieskie wachlarze.
Skaczą w kubrakach gile
jak weseli malarze.

(Gile)

Te nowe stworki i ubożątka posiadają nietrudną do wskazania genealogię książeczki obrazkowe, elementarze baśniowe, rysunki dla dzieci, kartki ze świątecznymi życzeniami. Angelologia264 i eschatologia265 przedszkolnego katechizmu.

Czy jest to banalna genealogia? Słynny sonet Rimbauda266Samogłoski, w którym o huczy trąbą archanielską, to przecież przetworzenie kolorowych rysuneczków z elementarzy używanych w dzieciństwie poety. Stamtąd wieszczy Rimbaud ich genezy tajemne. Przechowane w wyobraźni i puszczone na wolność pomiędzy wyobrażenia człowieka dorosłego. Oto drugi prapunkt poezji Harasymowicza, tym razem zanurzony w biografii indywidualnej wieku dziecięcego.

Dzieciństwo to nie tylko pryzmat, ale i ulubiony temat poezji Harasymowicza. Temat dwustronny. Najczyściej wypowiada się na tym temacie jego liryzm. Czy tylko dobrotliwy? Wątpię. Równie wyraźnie dają o sobie znać nierozwiązane i nie przetrawione kompleksy. Znachorstwo psychologiczne na tym polegające, że ucieczka w marzenie o czystym, utraconym dzieciństwie leczy kompleksy, to znachorstwo napotyka się u poety również.

Назад Дальше