Polowanie na żonę - Michał Bałucki 2 стр.


 Są rzeczy, do których się nigdy przyzwyczaić nie możemy. Do tych należą te tak nazwane przez panią koszyczki. Najlepszym tego dowodem jest to, że niezrażony pierwszém niepowodzeniem przychodzę prosić panią do drugiego mazura.

 Już tańczę.

 Już?

Baron się zmięszał. Nie na rękę mu to było, że ktoś inny już go uprzedził w podbieraniu się do złotéj żyły, na którą zdawało mu się przedtem, że sam jeden natrafił.

 I któż jest tym szczęśliwym? spytał z niesmakiem i źle tajoną zazdrością.

 Ten pan, który przed chwilą mnie wybrał do mazura.

 H! Pan Eustachy. Pani go zna?

 A skąd? Pierwszy raz dziś go widzę.

 Radzę pani jako przyjaciel domu postępować ostrożnie z tym panem.

 Czy może źle tańczy?

 Nie, ale to człowiek lekkomyślny i nie dający żadnéj gwarancyi.

 Gwarancyi do czego?

 Jak Boga kocham ma pieniądze pomyślał sobie w duszy baron bo umie udawać, że nie rozumie. Panny bez posagu rozumieją już pierwéj, za nim się im coś powie.

Tak rozumował baronek Rumpell i wskutek tego rozumowania, opartego na długiém doświadczeniu, postanowił osłabić nieco natarczywość ataku, by sobie panny nie zrażać i spytał ze słodkiem poddaniem się zafarbowanem smutkiem:

 Więc pani nie ma dla mnie żadnego taneczka?

 Owszem, tego nie mówiłam.

 A więc może drugi kadryl pochwycił skwapliwie.

 Dobrze.

Twarz barona rozjaśniła się. Kadryl to jak raz taniec do poczynienia dyplomatycznych kroków, które w walcu skończyć się mogą zwycięstwem i wieczystym pokojem. Mazur w matrymonialnych kampaniach barona pokazał się bardzo niepraktycznym; a raz nawet skompromitował go, gdy bowiem oświadczając się jednéj pannie spytał się po cichu miękim, słodkim głosem czy chcesz pani ze mną znosić Krzyż zawołał głośno komendant mazurowy panowie krzyż, a panna zaczęła się śmiać tak gwałtownie, że ledwie spazmów nie dostała. Dlatego baron wcale nie zazdrościł pięknemu Eustachemu mazura i z zadowoleniem robił w głowie próby do dyalogu przy kadrylu. Tymczasem pan Eustachy, którego manewra barona utwierdziły w pierwotnym domyśle i mocno niepokoić zaczęły, chcąc go zdemaskować i ośmieszyć w oczach wszystkich, tajemnie podszeptywał młodzieży, że to leży w jéj interesie, aby nie pozwoliła, iżby jeden tylko baron miał wyłączny przywiléj na obtańcowywanie posażnych panien i zachęcał, by ją odbito. Pan Eustachy chciał w ten sposób dobyć się do kasztanów nie parząc sobie palców. Wiadomość o posagu lotem błyskawicy rozeszła się między młodzieżą i panna Pelagija była w formalném oblężeniu. Ten prosił do polki, ten do walca, ów do mazura, inny do trotezy do pierwszéj, drugiéj a nawet do siódméj toury, a że tańczyła doskonale więc młodzież nie miała słów na wychwalanie jéj. Jak lekko tańczy, jaka gracyjna w tańcu, a jaki humor, jaka wesołość i przytomność, jaki przy tem szyk i imponująca postawa. O twarzy zamilczano przez prostą grzeczność dla posagu.

Pan radca widząc takie szalone powodzenie kuzynki zwrócił na to uwagę żony i odezwał się:

 Patrzajno Zosiu, jakie Pelcia ma szczęście. A! toż formalnie rozbijają się o nią. A to ja jéj się tak przysłużyłem, poprosiłem barona

Назад