Przede wszystkim proszę raz na zawsze o nienazywanie mnie Kubą odpowiedział, ocierając się, Prepudrech. Już posłałem mu świadków: Łohoyski i Miecio Baehreklotz. Wiem, że jestem urodzonym tchórzem i że za takiego mnie pani słusznie uważa. Ale odwaga mówił dalej, obejmując dzikim, beznadziejnym spojrzeniem ciało Heli zdeformowane przez załamanie się w wodzie nie polega na tym, żeby się nie bać wcale, tylko na opanowaniu strachu.
Jednym słowem, im większy strach, tym większa odwaga
Wie pani dobrze, o czym mówię. Jest pani za inteligentna na to, aby tego nie rozumieć. Te dziewczynkowate dokuczania są nie na miejscu.
No dobrze, Aziu, uspokój się. Nie jest jeszcze tak źle, jak myślisz.
Prepudrech zmiękł od razu. Nie miał jednak siły, aby uwierzyć w to, co mu w przedpokoju powiedziała Józia o oczekującej go nocy. Przekupienie służącej w domu Bertzów nie należało do rzeczy łatwych, a jednak czynił to od dłuższego czasu, poświęcając na ten cel jedną trzecią swoich dochodów.
Chodziłem tu pod oknami, oczekując jego wyjścia. Nie robię pani żadnej sceny, ale jednak to jest potworne. Proszę o odpowiedź: tak lub nie.
Nie odpowiedziała Hela tak po prostu, że musiał uwierzyć.
A tamto czy prawda? spytał, drżąc cały z niepewności i oczekiwania.
Już ci powiedziała ta plotkarka, Józia?
Tak jęknął prawie. Nie żartuj: może to ostatnia, jedyna istotna chwila w moim życiu
Prawda. Jestem straszliwie samotna i nieszczęśliwa. Oddam ci się dziś. Wierzysz chyba, że jestem dziewicą?
Ach, Helu, zaklinam cię Jestem szczęśliwy Ale nie rób tego, nie tak programowo To odbiera mi całą moją siłę
Boisz się skompromitować z nadmiaru szczęścia? Nie bój się, ja ci na to nie pozwolę. Jutro przyjmuję chrzest. Pierwsza i ostatnia noc grzechu, a potem pokuta narzeczeństwa.
Czy naprawdę zechcesz wyjść za mnie, jeśli nie zginę?
To będzie zależeć od dzisiejszej nocy. Zaśmiała się bezwstydnie
Rzucił się na nią i wyciągnął ją z wody mokrą, gorącą, oblepiającą mu twarz wilgotnymi, chłodnymi włosami, które już zaczynały skręcać się w naturalne loki. Zawlókł ją, odurzoną tym gwałtem, do purpurowej sypialni. Tam czekał już na nich obiad. Ale nie mieli czasu na jedzenie. Księcia Prepudrech ogarnął jakiś złowrogi szał. Miał bezwzględne przeczucie, że zginie, i używał ostatnich chwil życia z ponurym zapamiętaniem. Cykanie zegara, wprawionego w brzuch hebanowego papuaskiego bożka, biczowało z okrucieństwem równomierności pędzący coraz szybciej jego osobisty czas. Koło dziewiątej leżeli zupełnie już wyczerpani, przygotowując się wewnętrznie do drugiej części nocy.Ktoś zapukał do drzwi sypialni w chwili, kiedy Hela Bertz własnoręcznie odgrzewała na elektrycznej maszynce wyziębły dawno obiad, a raczej jego część pierwszą: zupę z czerwonych marmontijów i pasztet à la Trémouille z wątróbek gandyjskich trywutów, zaprawionych sosem wynalazku samego Waterbrooka.W zamroczonym umyśle Prepudrecha przyszłość skłębiała się w mroczną piramidę niesłychanych bogactw, których nigdy już nie miał nawet oglądać. Piramida ta malała chwilami, zamieniała się w czarne, skręcone kółeczko, jakiś przypalony, bolesny skwarek pod wpływem uczucia kłującego strachu. Męczyło go, że strach ten był małym wobec pozornie nieskończonych obszarów niespełnionego życia. Brnął przez jakieś pustynie absolutnego bezsensu, krwawiąc nieznośnym umęczeniem: śmierć z torturami (psychicznymi na razie) zaczynała się już powoli, wbrew niemożności jej pojęcia stawała się codzienną rzeczywistością. Och, czemuż wymigałem się od wojny pomyślał. Strach byłby wtedy wielkim, gdyby. Ale w tej chwili poczuł, że jest to kłamstwem: małość strachu i proporcjonalna do niej małość odwagi była w nim samym, Azalinie Belial-Prepudrechu, a nie w wypadkach, które ten jego strach wywoływały.
Krzątająca się (tak jest: krzątająca się) koło stołu Hela, której niebieskawe ciało to, które posiadł po raz pierwszy przed chwilą (nie mógł w to jeszcze uwierzyć) wydała mu się kapłanką odprawiającą jakieś nieznane żałobne nabożeństwo nad jego trupem. Czuł się już martwym mimo wzbierającej w nim na nowo żądzy. Sprzeczność ta dawała w rezultacie tępy, prawie wyłącznie moralny (!!) ból w dołku. Ten przeklęty ktoś zapukał po raz drugi.
Włóż prędko moją piżamę, to papa rzekła spokojnie Hela, nie przestając zajmować się obiadem.
Jak to? Chcesz go tak przyjąć? spytał zduszonym szeptem książę. Nagle strach przed starym Bertzem zasłonił mu, częściowo przynajmniej, obawę pojedynku. Ach, prawda! Wszystko jedno, przecież jutro zginę i tak.
Przestań krakać. Ubieraj się. Zaraz, papo! rzuciła we drzwi tym samym tonem, tylko głośniej.
Spokój Heli wrócił mu równowagę. Za chwilkę Azalin stał już w nieco za ciasnej, ciemnoróżowej piżamie Heli, pod olbrzymią czarną szafą z czerwonymi lustrami, oczekując wypadków. Skrzyżował ręce na piersiach, przygotowany na najgorsze. Był naprawdę piękny. Jego uroda czarnego perskiego efeba68, spotęgowana bladością i płciowym wyniszczeniem, które zaostrzyło mu rysy jak u trupa, lśniła teraz niby drogocenny kamień w oprawie czerwonych szyb i czarnego drzewa. Lustro odbijało w ciepłym tonie jego białą, prześliczną, trochę kobiecą szyję. Hela spojrzała na niego przelotnie i poczuła dumę. Nie, nie dumę, raczej brak wstydu. Gdyby oni z tym podłym Taziem mogli stanowić jednego człowieka! Może wtedy byłabym szczęśliwa pomyślała i wspomnienie doznanej tylko co po raz pierwszy głębokiej, prawdziwej rozkoszy, rozlało się po jej ciele falą omdlewającego gorąca, by zaraz sprężyć się w giętką, nieznaną jej dotąd siłę. Teraz dopiero pojęła potęgę i władzę nowo zdobytej, pełnej kobiecości. Ale jednocześnie oprócz litości jakby i zewnętrznego uznania dla księcia zjawiło się w jej pustym dotąd sercu coś głębszego: przez chwilę patrzyła na niego jak na coś w rodzaju syna, a potem Bazakbal, ale też inny już, przemknął się jako widmo w dalekim tle. Tamtego będę miała też i tamtych innych. Ale mężem będzie ten »synek«. Będę mieć wszystko, co zechcę. Świat stanowiący mimo bogactwa, piękności i innych atrybutów wąską grań codzienności, otoczoną z dwóch stron przepaściami tajemnic, rozszerzył się nagle w wolną przestrzeń wichrowatych możliwości, zionącą nieznaną pięknością, świeżością i jeszcze czymś W głębi, jak widmo Bazakbala przed chwilą, ale w innej płaszczyźnie możliwych wydarzeń, przesunęła się śmierć. Cień złowrogi padł na śmiejący się widnokrąg nieskończoności. Obraz Böcklina69Siehe, es lacht die Au: zakwefionej i zapłakanej postaci pod czarnymi cyprysami pokazuje inna jakaś figura słoneczny widok w oddali. A jednak dobrze jest, dobrze jest istnieć pomyślała. Problem żydostwa i aryjskiej kultury (nie wiedziała nawet dobrze, co to jest ta aryjska kultura) przestał ją męczyć.
Proszę rzekła dźwięcznym, niewinnym głosem.
Prepudrech drgnął: po raz pierwszy zrozumiał, że ją kocha (dotąd właściwie nienawidził ją). I całe bezmyślne dotąd jego życie przesunęło się koło niego piekącą falą wstydu. Poczuł, że ona jako kobieta jest jednak kimś, a on tylko nędzną do niej przyprzążką70. Skurczył się w sobie jak do skoku, skoku przez życie całe, przez samego siebie. Ale obraz pojedynku przesłonił mu przyszłość brudną, szarą ścierką. Oto mój pierwszy czyn wypisało coś przed nim zdanie prawie bez sensu. Litery w innym wymiarze ducha, jak we śnie, bezprzestrzenne i bezbarwne, stały nad zgniłą marmeladą71 dawnej, niezupełnie honorowo załatwionej sprawy. Cóż znaczył pozytywny protokół, kiedy sumienie i spojrzenia świadków mówiły co innego. Poczuł się jak Bazakbal przed paroma godzinami i jak wszyscy zresztą czasem wystrzelonym pociskiem lecącym w niewiadomą dal bezwładnie.
Do sypialni wszedł papa Bertz, brodaty Książę Ciemności z obrazu Saszy Schneidera72 (we fraku), i zdębiał na widok roztaczającej się przed nim nieprawdopodobnej rozpusty.
Hela jęknął. A potem z wściekłością: Ty, ty to książęco-perskie ścierwiątko ja jego perskim proszkiem73.! Ten przyjemniaczkowaty wypędek śmie! dusił się wprost od nieoczekiwanych wrażeń. O Hela, jakże ranisz moje serce. Mam właśnie dla ciebie dwóch faszystów! Jeden jest prawdziwy włoski markiz! O, ja tego nie przetrzymam! Padł na fotel, przymykając zbolałe oczy.
Panie Bertz zaczął Azalin niby zimno, ale drżąc z oburzenia graniczącego z najprawdziwszym strachem markizów we Włoszech jest jak psów
Czekaj, Aziu, przede wszystkim ustalić trzeba stan faktyczny przerwała mu Hela. Czy papa wolałby, abym już nie żyła?
Tak, wiem. Znam to wszystko. Ty zawsze szantażowałaś mnie śmiercią. Ja cię kocham, ciebie jedną jęczał bezsilny Belzebub w fotelu.
To jest mój narzeczony. Zrobiliśmy amerykańską próbę. Jedynie on podobał mi się naprawdę. A kto wie, może ja go nawet w pewien sposób kocham.
Ależ on jest niczym dla ciebie, jest takim samym niczym w moich najwyższych rachunkach. Notoryczny tchórz, z najgorszą opinią plutokratycznego lizogonka o podejrzanym tytule. Ja myślałem, że ty podtrzymasz wielkość domu Bertz.
Panie Bertz z prawdziwą dumą zaczął książę. Jutro biję się z Bazakbalem
Drugie nic. O, po co ja tę hołotę wpuszczałem do mego domu!
Muszę być niedyskretnym, bo chwila jest wyjątkowa. Muszę też mieć pewne względy specjalne dla ojca mojej narzeczonej. Co zaś do mego tytułu to proszę zbadać genealogię książąt Belial-Prepudrech, rozdział o chanach w teherańskim almanachu74. Jeśli nie zginę jutro, pojutrze ślub.
Jaki ślub? pienił się Bertz. Czyś ty oszalał? A, wszyscy jesteście wariaci! Tym tylko mogę sobie to wytłumaczyć.
Ślub katolicki, papo wtrąciła z łagodną perswazją Hela. Azalin jest katolikiem, matka jego jest baronówna Gnembe z domu, papo.
Taka baronówna, jak i on książę. Ha, a tam tylu prawdziwych! Nie, ja nie mogę Uderzył pięścią w poręcz.
Panie Bertz, proszę nie obrażać mojej matki zaczął Azalin.
Ja przyjmuję katolicyzm jutro przerwała mu Hela. I ty także, papo, zmuszony przez córkę. Honor twój jest ocalony, papo, a ze względu na interesy zawsze mówiłeś, papo
Tak, tak wykrztusił z siebie już uspokojony z lekka Bertz; słowo papo działało nań jak morfina. Ale jeśli ten bałwan zginie, to co?
To nic. Nikt oprócz ciebie, Józi, mnie i jego o tym nie wie. Zażyłam zresztą odpowiednie proszki.
Ale przyszły mąż głos uwiązł mu w gardle.
No, z naszymi pieniędzmi nie potrzebujemy się zajmować takimi drobnostkami. A ty przyznaj się, papo, że męczy cię zupełnie zwykła zazdrość o mnie: kochasz się we mnie podświadomie: kompleks córki. Inaczej byłoby ci wszystko jedno. Czy Lola Green przestała ci już wystarczać jako antydot na kazirodcze uczucia? Jest podobna do mnie prawie jak bliźniaczka. Jedyny występ miała tutaj tylko. Płacisz jej potworne sumy. Wiem wszystko. Mam jej fotografię w mojej kolekcji erotycznych osobliwości obok mojej, twojej i mamy. Kompleks córki! Cha, cha, cha!
Dosyć, dosyć z tym Freudem75, bo jakkolwiek jest Żydem, łeb bym mu rozwalił z przyjemnością. Zawrócił w głowach nawet najmędrszym ludziom, nawet tobie, Hela. Czyż to, co tu widzę, nastąpiłoby kiedykolwiek, gdyby nie ten przeklęty Freud?!
A teraz albo papa się uspokoi i zje coś z nami, albo proszę opuścić moje pokoje. Biedny Azalin ma i tak już dosyć naszych rozmów na dzisiaj, a czeka go jeszcze druga część programu i ranny pojedynek.
Daj mu się przynajmniej wyspać rzekł stary łagodniej; ale zaraz nowa fala wściekłości przypłynęła mu z okolic dołku pod grdykę. A łotr, żeby mnie tak podejść. Powinieneś był, kanalio, mnie się wpierw oświadczyć, a nie gwałcić mi córkę jak ostatnią dziewkę w moim własnym domu! Rozumiesz, skurczyflaku?!
Panie Bertz, bo jak się rozpędzę, będę musiał wyzwać pana także rzekł już ze śmiechem Prepudrech.
Królestwo Obojga Bertzów, jak ich nazywano, spojrzało na niego prawie z podziwem.
A róbcie sobie, co chcecie. Ja mam jeszcze dziś trzy posiedzenia! krzyknął Bertz, chwytając się za głowę. Pozostał tak jakąś część sekundy, rozważając z niepojętą szybkością jakąś szaloną finansowo-polityczną kombinację, i nagle wyleciał, nie żegnając się z nikim.
A w pokojach córki jego rozpoczęła się znowu śmiertelna orgia, połączona z dziwnym żałobnym nabożeństwem za duszę konającego z wyczerpania, rozpaczy i strachu księcia Belial-Prepudrech. Problem dziewictwa przestał istnieć dla Heli zupełnie. Przeszłość cała wydała się jej obca, należąca jakby do innej osoby. Nawet dzisiejszy wieczór z Atanazym był tylko opowiedzianym jej przeżyciem jakiejś znajomej, sympatycznej dla niej dziewczynki. Teraźniejszość nabierała miąższu, puchła w nieprzyzwoity sposób. Ale za tymi zwałami aż nazbyt realnych kawałów zmaterializowanych chwil dawnych marzeń, kryło się jakieś nikłe widemko z ubiegłych lat, aż z dzieciństwa: śmiertelny duszek, wysłannik zagrobowych, niezbadanych krain. Tylko nie teraz jeszcze jeszcze myślała, zgrzytając zębami z niemożliwej do zniesienia rozkoszy. Książę, piękny jak młody, diabelski bóg, pięknością niepojętą i złowrogą, utożsamioną z zabójczą rozkoszą, stanowiącą z nią jedność, wypełniał ją (Helę) całą aż po zdławione gardło, aż poza brzegi, sycąc, rozkraczoną aż do pęknięcia, wchłaniającą wszystko żądzę, coraz straszliwszymi uderzeniami jakiegoś niepojętego wału. Jeszcze chwila, a zdawało się Heli, że zwariuje Ach i cały świat rozpłynął się w jedno morze niewysłowionej, nieskończonej błogości. I on był tym i ta twarz, i tamto, to jego w tym Prepudrech z dzikim zachwytem wpatrzył się w wywrócone w ekstazie oczy kochanki. Miał pewność, że stoi teraz na szczycie życia cóż mogło być poza tym dla niego, biednego dancingbubka? A jutro śmierć i koniec. A Hela, upojona świeżo doznaną przyjemnością, zdawała się troić, czworzyć, pięciorzyć i poczwarzeć w oczach, wydobywając z ciała nieszczęsnego efeba wszystkie ukryte zapasy sił życiodajnych i zapału. W międzyczasie, koło dwunastej, wierna Józia dała im dalszy ciąg obiadu: marchewka à la Tripolin, na specjalnym masełku, zrobionym z pewnych wydzielin nosorożca, i pieczeń ze strusia w jajecznicy z jaj tegoż z sałatką z mleczów australijskich, ślimaków z jeziora Nemi i okrągłych (rzadkość!) kronplajtów damasceńskich, przypiekanych uprzednio po brzegach metodą Whiglita. Nasyceni tym, szaleli dalej jak para skorpionów, aż póki świt nie zaczął niebieszczeć w szparze między karminowymi firankami, zrobionymi z oryginalnego malajskiego humpolongu. Prepudrech ocknął się z omdlenia, po raz jedenasty oddawszy swojej narzeczonej skondensowany nabój swojej najgłębszej istoty. Przypomniał mu się epizod z czytanych w dzieciństwie Popiołów Żeromskiego: księżniczka Elżbieta i Rafał, i pomyślał, ile też razy stało się to z tamtą parą.