Cabiński milczał.
To może jutro przyjść? parę dni mogę poczekać dodała jeszcze, widząc, że nie odpowiada, a przypatruje się jej tylko z uwagą.
Mówiła krótko, urywanie, głos drżał prośbą i temperamentem, modulował się z łatwością i miał tyle oryginalności w dźwięku, tyle ciepła, że Cabiński słuchał jej z przyjemnością.
Teraz nie mam czasu, ale po próbie rozmówimy się lepiej odpowiedział.
Chciała mu uścisnąć rękę i podziękować za obietnicę, ale zabrakło jej do tego odwagi, gdyż patrzyło na nią w tej chwili coraz więcej osób.
Hej, Cabiński!
Człowieku!
Dyrektorze! cóż-to? randka? w biały dzień, w oczach wszystkich, zaledwie o trzy piętra od Pepy?
Wołano do niego z krzeseł kiedy się rozstał z Janką.
Jaka tam randka!
Któż to taki?
Dyrektor nie mydlij, uwaaż Tylko to nieostrożnie, tak na proscenium
Mamy cię! Udawałeś kryształ, mój bursztynie! wołał jeden z towarzyszy, chudy, o ustach wiecznie skrzywionych i jakby ciekących żółcią i złośliwością.
Idź-że do dyabła, mój kochany! ani mi się śniło! pierwszy raz ją widzę
Ładna kobieta! Czegóż chce?
Adeptka jakaś chce się angażować.
Weź dyrektor. Ładnych kobiet nigdy nie jest za dużo na scenie.
Dosyć tych krowient ma dyrektor.
Ba, a chóry?
Nie bój się, Władek, nie obciążają one budżetu, bo Caban ma zwyczaj niepłacenia, szczególniej kobietom młodym, przystojnym i początkującym.
Glas zawsze przesadza to jego największa wada!
Zapomniałeś dyrektor o najważniejszej wadzie: że cię duszę o gażę. A może to zaleta, co?
Oj, co nie, to nie! zaprotestował gorąco Cabiński.
Wybuchnęli śmiechem.
Każ dyrektor dać sznapsa, to coś powiem zaczął znowu Glas.
No, co?
Że reżyser każe dać po drugim
Mój śmieszny panie, twój brzuch rośnie kosztem dowcipu gadasz już głupstwa.
Tylko dla głupich odciął złośliwie Glas Władkowi i poszedł za kulisy.
Meches, skórka na buty! mruknął za nim Władek.
Jasiu! zawołała dyrektorowa z pod werandy.
Cabiński pobiegł na spotkanie.
Była to wysoka, tęga kobieta, o twarzy pełnej śladów wielkiej piękności, starannie malowaniem podtrzymywanej; rysy miała grube, oczy wielkie, wązkie usta i czoło bardzo nizkie. Ubrana była przesadnie młodo i jasno, tak, że z daleka sprawiała wrażenie młodej kobiety.
Była bardzo dumną z męża dyrektora, ze swojego talentu dramatycznego i z dzieci, których miała czworo. Lubiła w życiu grać rolę matrony, zajętej tylko domem i wychowywaniem dzieci, a była największą komedyantką w życiu i za kulisami: na scenie grywała matki dramatyczne i wszystkie starsze, nieszczęśliwe kobiety, nie rozumiejąc nigdy dobrze ról swoich, ale grywała z przejęciem i patetycznie.
Była straszną dla sług, dla dzieci własnych i początkujących aktorek, w których podejrzewała talent. Miała złośliwy temperament maskowany wobec ludzi jakimś przesadnym spokojem, oraz udawaniem słabości i choroby nerwów.
Dzień dobry panom! wołała, uwiesiwszy się z niedbałością u ramienia męża.
Otoczyło ją towarzystwo. Majkowska ucałowała ją na przywitanie serdecznie.
Jakże dyrektorowa ślicznie wygląda dzisiaj! zawołał Glas.
Poprawił ci się wzrok, bo dyrektorowa zawsze ślicznie wygląda! rzucił Władek.
Jakżeż zdrowie? bo wczorajsze przedstawienie musiało dyrektorową dosyć kosztować?
Nie powinna dyrektorowa brać takich ról męczących.
Grała dyrektorowa pysznie! stałyśmy wszystkie w kulisach
Prasa płakała Widziałem, jak Żarski wycierał oczy chustką.
Kichał przedtem ma ogromny katar zawołał jakiś głos z boku.
Publiczność była wprost olśniona i porwana trzecim aktem wstawali w krzesłach.
Chcieli uciekać od tej przyjemności.
Ileż bukietów dyrektorowa dostała?
Spytajcie się dyrektora, on rachunek płacił.
Ach! mecenas jesteś dziś niegodziwym! zawołała słodko dyrektorowa, siniejąc ze złości, gdyż aktorzy krzywili się już z powstrzymywanego śmiechu.
To z dobrego serca Wszyscy mówią same piękne rzeczy, niechże ja powiem rozsądne.
Impertynent z mecenasa! jak można? a zresztą cóż mnie obchodzi teatr! Grałam dobrze, to Janka zasługa; grałam źle, to wina dyrektora, że mnie zmusza do występów, do przyjmowania coraz nowych ról!.. Jabym tak chciała zamknąć się z mojemi dziećmi, nie wychodzić poza sprawy domowe Mój Boże! sztuka to wielka rzecz, a myśmy wszyscy przy niej tacy mali, tacy mali, że każdego występu boję się, jak ognia! deklamowała przed mecenasem dyrektorowa.
Dyrektorowo, proszę na słóweczko zawołała Majkowska.
Widzi mecenas, nawet o sztuce niema czasu pomówić! westchnęła ciężko i poszła.
Stary koczkodan!
Wieczna krowienta! zdaje się jej, że jest artystką!
Wyła tak wczoraj na scenie, że jak Boga kocham, można się było wściec!
Rzucała się po scenie, jak w wielkiej chorobie!
Cicho! bo to według niej jest realizm!
Już mógłby Caban, bez szkody dla siebie i dla teatru, puścić ją na trawę
Tyle dzieci!
Myślisz, że ona się niemi zajmuje? a jakże! Dyrektor i niania.
Takie zdania i uwagi krzyżowały się po odejściu dyrektorowej z Majkowską.
Komedya uniesień, zachwytów, życzliwości trwała tylko chwilę.
Pod werandą Majkowska kończyła rozmowę.
Daje mi dyrektorowa słowo?
Dobrze, zrobi się zaraz.
Musi tak być. Nicoleta zrobiła się po prostu niemożliwą w towarzystwie. Ośmiela się już krytykować grę pani! Wczoraj słyszałam, jak wygadywała przed redaktorem mówiła Majkowska.
Jakto? mnie się czepia? zapytała ze złością dyrektorowa
Nigdy się w plotki nie bawię, nie umiem siać zawiści, ale
Cóż ona mówiła? przed redaktorem, mówi pani? Nędzna kokietka.
Majkowska uśmiechnęła się nieznacznie, ale prędko odpowiedziała:
Nie powiem nie lubię głupstw powtarzać!
Zapłaci się jej za nie! Damy jej radę! szepnęła dyrektorowa.
Dobek! sufler do budy!
Próba!
Na scenę! na scenę! zaczęto wołać z widowni.
Chodźmy! Czy dyrektorowa dzisiaj co gra?
Nie.
Dyrektorze! zawołała Majkowska już można dyrektorowa się zgadza.
Dobrze moje robaczki, dobrze
Poszedł pod werandę, gdzie już siedziała Nicoleta z jakimś niemłodym jegomością, ubranym bardzo starannie.
Prosimy na próbę Dzień dobry dziedzicowi dobrodziejowi!
Z czego próba? spytała Nicoleta.
Z Nitouche przecież ją pani grasz ogłaszałem już o tem w pismach
Kaczkowska, która w tej chwili przyszła i patrzyła, zasłoniła się szybko parasolką, żeby nie parsknąć śmiechem z komicznego zakłopotania Nicolety.
Nie jestem usposobiona teraz do próby rzekła, przypatrując się Gabińskiemu i Kaczkowskiej.
Przeczuwała widocznie jakiś podstęp ale Cabiński z najpoważniejszą miną wręczył jej rolę.
Proszę pani rolę Zaczynamy zaraz rzekł, odchodząc.
Dyrektorze! mój złoty dyrektorze, róbcie teraz próbę beze mnie! tak mnie jakoś głowa boli, że nie wiem czy będę mogła śpiewać prosiła.
Nie można, zaraz zaczynamy.
Niech pani śpiewa! ja przepadam za śpiewem pani! prosił obywatel, całując ją po rękach.
Dyrektorze!
Co, mój sopranie?
I dyrektorowa wskazała na stojącą w kulisie Jankę.
Adeptka.
Angażujesz?
Potrzeba do chórów Siostry z Pragi odpłynęły, bo robiły tylko skandale.
Dosyć sobie brzydka! zaopiniowała Cabińska.
Ale bardzo sceniczna twarz! ma głos ogromnie ładny ale dziwny
Janka nie straciła ani słowa z tej rozmowy, prowadzonej półgłosem; słyszała także chór chwalący dyrektorową i drugi chór drwin Patrzyła się zdziwionym wzrokiem na wszystkich, nic nie rozumiejąc, co to znaczy?
Ze sceny! ze sceny!
Usunęli się wszyscy w kulisy, bo wpadł na scenę cały tłum w galopie.
Kilkanaście kobiet, przeważnie młodych, ale o twarzach wymalowanych, suchych, przygryzionych nerwowością i gorączkowem życiem teatru. Były tam blondynki, brunetki, małe, wysokie, szczupłe i tłuste, jakaś pstra zbieranina ze wszystkich warstw życia. Były pomiędzy niemi twarze madonn o wyzywających spojrzeniach i twarzą płaskie lub okrągłe, bez wyrazu i inteligencyi, dziewczyn z ludu.
Dwie cechy tylko miały wspólne: były wszystkie ubrane mniej lub więcej przesadnie, modnie i miały w oczach to coś, co się tylko nabywa na scenie jakiś wyraz swobodnej beztroski i cynizmu znudzonego.
Zaczęły chórem śpiewać.
Halt! Na nowo! ryczały prawie olbrzymie bokobrody i wielka, czerwona twarz dyrektora orkiestry.
Cofnęły się i weszły ociężale, zawodząc jakąś zbiórową kankaniadę, ale co chwila rozlegał się trzask batuty o pulpit i skrzek:
Halt! na nowo! Bydło! mruczał pod nosem, wywijając pałeczką.
Próba chórów ciągnęła się dosyć długo.
Aktorzy, rozproszeni po krzesłach, ziewali znudzeni, a ci, co brali udział w wieczornem przedstawieniu, chodzili za kulisami, obojętnie czekając na swoją kolej próby.
W męskiej garderobie Wicek czyścił buty reżyserowi i śpiesznie opowiadał o rezultacie wycieczki na Hożą.
Oddałeś? odpowiedź masz?
Ojej!
I podał Topolskiemu długą różową kopertę.
Wicek! jak słowo piśniesz o tem kulfonie, to wiesz, co cię czeka.
Nie nowina! Ta pani to samo mi powiedziała, tylko, że z dodatkiem rubla.
Morys! zawołała ostro Majkowska, stając we drzwiach garderoby.
Zaczekaj z jednym oczyszczonym butem nie pójdę przecież!
Czemu służąca nie oczyściła?
Służąca jest właściwie u ciebie; ja się jej nigdy o nic doprosić nie mogę.
To przyjmij sobie drugą.
Dobrze, ale tylko dla siebie.
Nicoleta, na scenę!
Zawołać tam! krzyknął ze sceny Cabiński w krzesła.
Chodź, Morys, będziemy mieli hecę!
Nicoleta, na scenę! wołano z krzeseł.
Zaraz! Jestem
Nicoleta z butersznytem w zębach i pudełkiem cukierków pod pachą, biegła, aż podłoga dudniła.
Cóż u dyabła! próba czekamy mruknął gniewnie dyrektor orkiestry Halt, bo go tak przezywano w teatrze.
Na mnie nie czekacie tylko.
Właśnie tylko na panią, a pani wiesz, że nie przyszliśmy tutaj na gadanie Zaczynać!
Ja nic jeszcze nie umiem. Niech Kaczkowska śpiewa to dla niej partya!
Dostałaś pani rolę, tak? no, to niema co mówić! Zaczynajmy.
Dyrektorze, możeby po południu? ja teraz
Zaczynać! krzyknął gniewnie Halt, uderzając w pulpit.
Niech pani spróbuje ta partya leży w głosie pani Ja sama mówiłam dyrektorowi, aby ją dał pani zachęcała z przyjaznym uśmiechem Cabińska.
Nicoleta słuchała, wodząc oczyma po towarzyszach, ale wszystkie twarze były nieruchome, tylko ten jej obywatel uśmiechał się miłośnie z krzeseł.
Halt zrobił ruch pałeczką, orkiestra się ozwała, sufler poddał pierwsze słowa.
Nicoleta, która była znaną z tego, że nigdy się roli nauczyć nie mogła, teraz utknęła od razu na pierwszym frazesie i zaśpiewała, jak tylko można, fałszywie.
Zaczęli po raz drugi; szło już lepiej, ale Halt umyślnie sfałszował takt, że ucięła niesłychanego kiksa.
Jednogłośny chór śmiechów podniósł się na scenie.
Krowa muzykalna!
Do baletu z takim słuchem i głosem!
Dobry do zwoływania kur, jak zostanie dziedziczką!
Nicoleta prawie z płaczem podeszła do Cabińskiego.
Mówiłam, że teraz nie mogę śpiewać nie miałam czasu nawet zajrzeć w rolę.
Aha, więc pani nie może? Proszę o rolę! Kaczkowska zaśpiewa
Mogę śpiewać, ale teraz nie umiem sypać się nie chcę!
Obywatelom masz pani czas głowę zawracać, robić intrygi, obgadywać przed prasą, jeździć po Marcelinach to jest czas! syczała Cabińska.
Pilnuj lepiej dyrektorowa swoich facetów i swoich dzieci ode mnie ci zasię!
Dyrektorze! ubliża mi ta jakaś
Proszę o rolę Zaśpiewasz pani sobie w chórach, kiedy partyi nie możesz.
O, nie! właśnie teraz grać ją będę! Nie dbam o podłe intrygi!
Do kogo to pani mówisz? zawołała Cabińska, zrywając się z krzesła.
No, choćby do pani.
Nie jesteś pani w towarzystwie!
A zdychajcie tu sobie! zawołała, rzucając rolę w twarz Cabińskiego. To dawno wiadomo, że w waszem towarzystwie niema miejsca dla uczciwej kobiety!
Precz stąd, podła awanturnico!
Drwię sobie z ciebie, stara ropucho! Mam już dosyć waszej szopki!
Idź, idź! przyjmą cię w Koryncie!
Pójdzie do dziedzica na guwernantkę zawołała szyderczo Majkowska.
Zaczekam, aż dyrektorowa założy ten Korynt ze swoich córek!
Cabińska poskoczyła do niej, ale w połowie drogi stanęła raptownie i wybuchnęła płaczem.
Boże mój! moje dzieci! Jasiu! moje dzieci!
Zachwiała się na nogach, duszona po prostu przez spazm złości histerycznej.
Na prawo jest kanapka będzie pani wygodniej zemdleć! zawołał ktoś z krzeseł.
Towarzystwo uśmiechało się nieruchomemi twarzami i szydziło półsłówkami.
Pepa! żono! uspokój-że się Na Boga, że też nigdy bez szopek się nie obejdzie.
To ja je robię?
Nie mówię przecież do ciebie! ale mogłabyś się uspokoić nic ci się nie stało!
To takim jesteś mężem, takim ojcem! takim dyrektorem?! krzyczała, jak szalona. Pozwalasz mi ubliżać takiej ulicznicy i nic nie mówisz? znieważa twoje dzieci, i nic nie mówisz? zrywają spektakle, i nic nie mówisz?!
Nie płacisz nikomu i także nic nie mówisz! suflował ktoś z kulis.
Trzymaj się, Cabiński!
Wytrwaj choć godzinę, a pójdziesz prosto do nieba, męczenniku!
Panie pytał obywatel, kręcąc za guzik od surduta jednego z aktorów panie! czy to grają co nowego, czy to to Nitouche, co?
Najpierw, to jest guzik, któryś mi pan ukręcił! zawołał aktor, odbierając z rąk zmieszanego obywatela guzik a tamto, panie dobrodzieju, to pierwszy akt hecy rozczulającej, pod tytułem: Za kulisami; daje się to codziennie i z olbrzymiem powodzeniem!