Posuwaliśmy się po omacku w tym ciemnym miejscu. Światło było słabe, ale nie byłam sama. Zarówno on jak i ja mieliśmy w naszych oczach i sercach jeden z najsmutniejszych i najbardziej bolesnych dni, jakie ludzie mogli poznać; byliśmy mali, słabi i przestraszeni.
Pomimo tego strachu i szalonych krzyków dwóch potworów, w ciemnym świetle piękny człowiek znalazł miecz. Zdałam sobie sprawę, że mój towarzysz wiedział, jak się nim posługiwać. Był wyćwiczony, co potwierdzały jego muskularne i silne ramiona.
Posuwając się dalej znalazł również martwego człowieka w zbroi. Dał mi do zrozumienia, abym mu pomogła zdjąć ją ze zwłok. Przymierzał żelazne części zbroi. Na szczęście jej rozmiar był doskonały, jakby dla niego. Był szybki i zwinny nawet dźwigając jej ciężar.
Przechodziliśmy przez tunele, które były ciepłe i słabo oświetlone, ale dawały poczucie spokoju. Trwało to długo. Nie było żadnego niebezpieczeństwa.
Byłam przekonana, że wiedział jak używać broni, że był inteligentny, musiał być żołnierzem. Próbował się komunikować się ze mną ale nie rozumiałam tego, co mówił. Wydawał się delikatny w swoich gestach i ruchach, być może dlatego, że go uratowałam. Zawsze był gotów mi pomóc. Wydawał się szukać jedzenia, ponieważ tak jak ja był głodny.
Mieliśmy szczęście. Znaleźliśmy wodę, która okazała się czysta i dobrej jakości, dzięki ziołom, które obok niej rosły. Znaleźliśmy też świeże zwłoki zabitego zwierzęcia. Piękny mężczyzna wiedział jak kroić mięso, które posypaliśmy solą, aby je zachować na długi czas.
Byliśmy dobrym zespołem: ja byłam emocjonalna i wrażliwa, dumną uzbrojoną wojowniczką, on natomiast był bardziej techniczny i rozsądny, i tak jak ja, zawsze gotowy na pomoc. Uzupełnialiśmy się wzajemnie. Byliśmy wobec siebie bardzo lojalni i w czasie spędzonym w ruinach staliśmy się dobrymi przyjaciółmi, nieustannie bariery językowej.
Znaleźliśmy kilka martwych zwierząt, a dzięki jego sprawnemu posługiwaniu się nożem, przygotował nam wygodne skórzane nakrycia, które w nocy służyły nam jako koce, dzięki czemu mogliśmy się ogrzać.
Po kilku dniach poszukiwań i prób, znaleźliśmy się na stromej ścieżce, która doprowadziła nas do wyjścia. Schodziliśmy po niej w dół. Ścieżka stawała się coraz bardziej stroma i śliska, choć nie tracąc równowagi schodziliśmy po niej coraz szybciej bez możliwości zatrzymania się. Wydawało się, że nie jesteśmy w stanie kontrolować naszych nóg. Nie było ani poręczy ani czegoś, co pomogłoby nam w zatrzymaniu się. Mogliśmy się tylko modlić, aby jak najszybciej to przekleństwo się skończyło. Ale czy to naprawdę mogłoby się skończyć? Czy naprawdę mogliśmy znaleźć oparcie?
Niestety, wkrótce odkryliśmy, że wpadliśmy w pułapkę i że być może samo zejście przyciągnęło nas do niej, ponieważ zaczęliśmy nią schodzić, nie biorąc pod uwagę innych możliwych dróg. Zostaliśmy oszukani. Przyciągnięci jak pszczoły do pięknych i niebezpiecznych kwiatów, a teraz nie mieliśmy żadnej możliwości ucieczki. Nie straciliśmy jednak nadziei na przetrwanie.
Czekał cierpliwie przygotowując swoje plany czekał na swoją ofiarę, zawsze czekał, tkając swoją sieć; czekał jak czekali wszyscy jego przyjaciele, którzy byli tam, wokół niego. Oni mieli pierwotny instynkt zdobywczy. Mieli szczególne upodobanie do ludzkiego ciała. Ludzie, tak delikatni i różowi, istoty puszyste; tylko z czterema kończynami, dziwnie dwunożne, dziwnie powolne, z bardzo opóźnionymi odruchami.
Była to kolonia pająków, pierwotnych pajęczaków, włochatych i dumnych z umiejętności tkania i przygotowywania pułapek. Nawet nie musieli się za bardzo ukrywać, bo okopy, w których mieszkali, stanowiły dobrą kryjówkę. Były one zbudowane z ciemnej ziemi, prostej dziury, w której pająki tkały i chowały się pod ziemią. W nocy, sytuacja stała się niepokojąca.
Pojawili się niebieskie i zjednoczone, agresywne, duże jak pół pięści, bardzo zwinne i dumne ze swojej szybkości.
PAJĄKI Z KOŃCA ŚWIATA
Nazywano je pająki z końca świata, ponieważ ci, którzy przeżyli ich ukąszenie, często odczuwali silny ból i intensywne halucynacje, które doprowadzały ich do przekonania, że przeżyli katastrofę nuklearną.
Pajęczyny były gęste i wyczuwalne, w niektórych miejscach były tak bardzo zwarte, że dawały wrażenie białego plastiku.
Czekali na ludzi, których lubili torturować i straszyć, ale nie zawsze pozbawiali ich życia.
Pod koniec długiego zejścia znaleźliśmy otwór. Wyjście wydawało nam się jasne, ponieważ byliśmy w ciemności przez długi, bardzo długi czas.
Po wyjściu z kanału, z tego skomplikowanego labiryntu byliśmy wyczerpani, ale nie mogliśmy się zatrzymać i kontynuowaliśmy wyścig z czasem, aby dotrzeć do począteku okopów, który znajdował się na zboczu góry. Byliśmy powleczeni pajęczynami, co było dla mnie naprawdę nieprzyjemne i niebezpieczne.
Mój towarzysz podróży pomógł mi pozbyć się pajęczyny, starając się być cierpliwym, nawet jeśli podskakiwałam w powietrze z obrzydzenia za każdym ich dotknięciem.
Po oczyszczeniu postanowiliśmy podążać wzdłuż okopów, mając nadzieję, że w końcu wydostaniemy się z tego piekła i na zawsze uciekniemy od Potępienia i Zemsty.
Po pewnym czasie pająki zaczęły nas atakować, najpierw podstępnie jeden po drugim, a później całą kolonią zjednoczeni przeciwko nam. Mój partner, którego nazwałam Sepani, był wytrwały i stanął przede mną, chroniąc mnie tak bardzo, jak to było możliwe.
Byłam dla niego Alku, ponieważ nie umiał wymówić mojego imienia: Alessandra. Uważam, że ten pseudonim jest słodki, chociaż nie miałam czasu zastanawiać się nad jego znaczeniem. Mu zaufałam: uratowałam mu życie i na szczęście był mi za to wdzięczny. Bronił mnie, kiedy byłam w niebezpieczeństwie lub się bałam.
Po naszych potężnych i skutecznych atakach pająki zdawały się powoli wycofywać, a potem zawisły, jakby chciały sycić się w myślach ugryzieniami, które nam zadały.