Tajemnica Zegarmistrza - Jack Benton 4 стр.


- Wie pan, że można tam utknąć?

Slim odwrócił się i wpadł w poślizg. Wylądował w stercie błota. Gdy podniósł głowę po skrzywieniu się na widok brązowej mazi, sięgającej od kostki do połowy uda, okazało się, że stoi przed nim staruszka, wystrojona w tweedowy stój spacerowy. Oparła się na lasce i zerkała na niego z góry przez okulary osadzone nisko na nosie.

Detektyw stanął na nogi i wytarł z ubrania tyle błota, ile tylko się dało. Kobieta wciąż patrzyła się na niego. Była coraz bardziej zmarszczona, a jej głowa była przechylona na bok, jak gdyby była artystą, badawczo oglądającym dzieło rywala.

- Dostrzegł pan coś interesującego z tego punktu widokowego?

- Słucham?

- Z tych zarośli wskazała laską. Wie pan, większość osób na tym szlaku patrzy w drugą stronę. Na te widowiskowe skaliste wzgórza. Tak sobie myślę, cóż ciekawego może być w gospodarstwie ukrytym za żywopłotem przyciętym w sposób oznaczający nawet dla kogoś nierozgarniętego wolę zachowania prywatności?

Ton głosu kobiety przeszedł z zaciekawionego do graniczącego ze złością. Slim zaczynał mieć dość jej puszenia się, ale wtedy olśniło go, z kim ma do czynienia.

- Pani Tinton? To pani jest właścicielką Worth Farm, prawda?

- Bystry pan jest, co? skinęła zdecydowanie kobieta. Zgadza się. I coś panu powiem: nie obchodzi mnie, kto tam mieszkał. Mam już po dziurki w nosie węszenia takich poszukiwaczy skarbów jak pan. Od lat namawiam Trevora na elektryczny płot, ale ten zawsze uważa, że każdy natręt przy naszej posiadłości jest tym ostatnim. Naprawdę, powinien być bardziej stanowczy.

- Przepraszam.

- I słusznie. A teraz proszę natychmiast odejść od tego żywopłotu. Prawo do wędrówki może i chroni pana na szlaku, ale to jest część mojej własności, a przedzieranie się przez niego jest już najściem. Wie pan, że grozi za to grzywna do pięciu tysięcy funtów, prawda?

Na potrzeby wcześniejszej sprawy Slim przewertował podręcznik brytyjskiego prawa dla opornych i niczego takiego sobie nie przypominał. Jednak wypomnienie tego kobiecie nie miałoby najmniejszego sensu. Rozłożył więc dłonie i posłał jej najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki mógł się zdobyć.

- Nie miałem na myśli niczego złego.

- Worth Farm nie jest atrakcją turystyczną!

Kobieta podkreśliła wagę wypowiedzi, wbijając laskę w ziemię i bryzgając błotem na i tak przemoczone buty Slima. Już chciał zaprotestować, lecz zaniechał tego pomysłu. Nie zauważyła aparatu, więc najlepiej było czmychać stamtąd jak najprędzej.

- Lepiej wrócę już do domu powiedział, wycofując się po ścieżce, podczas gdy staruszka wymachiwała na niego laską. I jeszcze raz przepraszam. Nie chciałem narobić szkód.

- Wynocha mi stąd!

Slim szedł wzdłuż ścieżki. Gdy był już wśród drzew, zaryzykował spojrzenie za siebie. Pani Tinton szła dróżką do przełazu, lecz tam postanowiła powrócić do swoich strażniczych obowiązków. Zatrzymała się, opierając oburącz na lasce, niczym żołnierz na karabinie.

Jeśli chciał wrócić na drogę bez mijania jej, musiał pójść dłuższą trasą za farmą. Ciągnęła się ona wzdłuż wąskiego i zdradliwego brzegu strumienia o stromym uskoku. Wysoki żywopłot farmy oferował jedynie garści gałęzi do podtrzymywania się. Z kolei szereg drzew zasadzonych na brzegu farmy rzucał skomplikowaną pajęczynę cieni na nierównym gruncie. W niektórych miejscach strumyk podmył części ścieżki, a jeden z fragmentów żywopłotu przy południowowschodnim rogu był wspierany nowszą, kamienną ścianą. Sugerowało to, że wcześniej musiał być obniżony.

Za ścieżką było już widać inne pole i wtedy spadły pierwsze krople deszczu. Gdyby Slim siedział w urokliwej oranżerii z talerzem ciastek lub nawet butelką whisky przed sobą, byłoby to przyjemne i romantyczne zjawisko. W bieżącej sytuacji po prostu przypomniało mężczyźnie o czekającej go długiej przejażdżce rowerem do Penleven. Zastanawiał się, czy nie nadszedł już czas na opuszczenie Kornwalii. Nie mógł jednak rozpocząć jeszcze poszukiwania mieszkania, ani stawić czoła pokusom, które mógłby przynieść ze sobą stres. Spojrzał na mętne niebo i wyszedł z pomiędzy drzew na deszcz.

Wrócił do pensjonatu godzinę później. Pani Greyson zaczęła strofować go za naniesienie błota na wycieraczkę, ale i tak ucieszyła się, że Slim wrócił przed zmrokiem. W pokoju zjadł chipsy i czekoladę. Przesłał też zdjęcia z aparatu na laptopa. Nie spodziewał się niczego przełomowego, ale gdy powiększył fotografię małego ceglanego budynku, kilka rzeczy przykuło jego uwagę.

W oknach znajdowało się coś, co przypominało kraty. Z kolei na drzwiach wisiała wielka kłódka.

9


Okazało się, że zniknięcie Amosa Bircha było zbyt mało widowiskowe, aby wywołać zamieszanie w sieci. W wyniku szeroko zakrojonego wyszukiwania informacji i przeglądania fanowskich stron oraz spekulacji w źródłach o sprawdzonej reputacji, Slimowi udało się ustalić dokładną datę zdarzenia. Było to 2 maja 1996 r., w czwartek. Dwadzieścia jeden lat i dziesięć miesięcy temu. Według archiwalnych prognoz pogody, tego dnia poranek był pochmurny, a od czwartku padała lekka mżawka.

Jedyny szczegółowy artykuł związany z tą sprawą znajdował się na blogu dla entuzjastów zegarmistrzostwa. Był to post o zegarmistrzach-amatorach, w którym Slim i tak nie znalazł więcej, niż udało mu się już dowiedzieć. W czwartkową noc 2 maja 1996 r. Amos Birch zjadł kolację z żoną i córką, a następnie poszedł do swojego warsztatu, gdzie kończył pracę nad najnowszym modelem zegara. To był ostatni raz, kiedy ktokolwiek go widział.

Spekulacji na temat jego zniknięcia było mnóstwo od morderstwa, po ucieczkę z kochanką. Mężczyzna miał wtedy pięćdziesiąt trzy lata. Mieszkał z żoną Mary, wówczas czterdziestosiedmiolatką, oraz dziewiętnastoletnią córką, Celią. Śledztwo policyjne obejmowało obszerne przeszukiwania wrzosowiska Bodmin Moor. W związku z brakiem dowodów stwierdzono jednak, że Amos Birch po prostu postanowił odejść od swojego dotychczasowego życia. Zostawił otwarty warsztat, a jego jedyne wyjściowe buty i kurtka również zniknęły. Nie wziął ze sobą żadnych dokumentów tożsamości, natomiast jego portfel znaleziono jakiś czas później w kuchennej szufladzie. Uważano jednak, że skoro sprzedał wiele swoich zegarów za gotówkę miejscowym kolekcjonerom, brak jakichkolwiek wypłat z bankomatu oznaczał, że najprawdopodobniej miał te pieniądze przy sobie i przyjął nową tożsamość.

W artykule nie było więcej szczegółów godnych uwagi, chociaż ostatnie zdanie postawiło Slima na nogi.

Wszystko wskazuje na to, że Birch po prostu wstał i wyszedł, zabierając ze sobą swój ostatni zegar.

Nic nie sugerowało, jakoby autor wiedział o zegarze. Nigdzie nie było wzmianki, że zegar pozostał nieukończony w warsztacie, więc być może to stwierdzenie było wytworem wybujałej wyobraźni.

Czy chodziło o zegar znaleziony przez Slima na wrzosowisku?

Geoff Bunce zgodził się z oceną Slima, że zegar nie został skończony. A co jeśli ostatnie dzieło Amosa Bircha leżało teraz pod łóżkiem detektywa?

Slim wstał, czując nagłą nerwowość. Kilka razy przespacerował się po pokoju. Okoliczności zniknięcia Amosa pozostawały nieznane, lecz Slim wcale nie milczał w sprawie swojego znaleziska. A jeśli Amos ukrył ten zegar z konkretnego powodu?

Slim wstał, czując nagłą nerwowość. Kilka razy przespacerował się po pokoju. Okoliczności zniknięcia Amosa pozostawały nieznane, lecz Slim wcale nie milczał w sprawie swojego znaleziska. A jeśli Amos ukrył ten zegar z konkretnego powodu?

Być może ktoś chciał go przechwycić? Czy Amos mógł zniknąć wraz z zegarem, aby ukryć go przed kimś?

Slim wyciągnął krzesło spod biurka, a następnie podważył nim klamkę od drzwi swojego pokoju. Do tej pory nie uważał braku zamka za problem, ale przezorność nie zaszkodzi.

Zastanawiał się, czy powinien powiedzieć coś pani Greyson, lecz pomysł ten szybko wyleciał mu z głowy. Najprawdopodobniej tylko by ją zdenerwował, a poza tym napytałby biedy nie jej, a sobie samemu.

Chyba że Amos został zamordowany. Podobno w przeszłości Bodmin Moor i jego okolice były terenami kopalnianymi, a pod ziemią kryło się mnóstwo starych szybów, z których wielu nie było na mapie, a niektórych miejsca nie udało się nawet ustalić. Pozbycie się ciała Amosa w miejscu, w którym nikt nie mógłby go znaleźć, nie byłoby wielkim problemem.

10


Następnego ranka przy śniadaniu Slim ocenił, że pani Greyson była w dobrym nastroju, więc poprosił ją do siebie. W tym momencie dochodzące z kuchni pogwizdywanie nagle ustało, niczym radosna pieśń leciwego, lecz radosnego ptaka. Kobieta wymaszerowała z kuchni ściskając fartuch, jak gdyby chciała uświadomić Slimowi, w jak kłopotliwej sytuacji ośmielił się ją postawić.

- Panie Hardy? Mam nadzieję, że wszystko w porządku?

- Oczywiście uśmiechnął się, dźgając talerz widelcem. Moja mama przyrządzała jajecznicę w podobny sposób. Zawsze bardzo mi smakowała.

- To dobrze. W czym mogę panu dziś pomóc?

- Wczoraj udałem się do Trelee. Trochę zabłądziłem na wrzosowisku, ale jedna starsza pani była na tyle uprzejma, by mnie pokierować. Chciałem wysłać jej list z podziękowaniami, ale obawiam się, że jej nazwisko wyleciało mi z głowy.

- I sądzi pan, że ja będę je znała?

- Powiedziała, że mieszka w dawnym domu Amosa Bircha. Na Worth Farm. Nie zna pani przypadkiem nazwiska nowych właścicieli?

- A jacy tam oni nowi? Siedzą tam od wielu lat.

Slim podtrzymał uśmiech i skinął głową, chcąc zachęcić kobietę do kontynuowania.

- Tinton powiedziała pani Greyson. Maggie Tinton. Chyba miał pan szczęście i spotkał ją w jej dobry dzień. Drugiej takiej zgryźliwej baby nie znajdzie pan tutaj. A na pewno ja wydawałam się panu najgorsza.

Twarz Slima zaczęła go boleć od uśmiechania się.

- Jej mąż, Trevor, to o wiele sympatyczniejszy człowiek. Kiedyś pijał w Koronie, dopóki Ach, to było dawno temu.

- Co takiego?

Pani Greyson rozwinęła fartuch, trzasnęła nim i zmarszczyła się, jak gdyby Slim prosił ją o przekroczenie jakiejś granicy moralności.

- Mówiono Ludzie gadali, że oni maczali w tym palce.

- W czym?

- W zniknięciu Amosa zanim Slim zdołał jej odpowiedzieć, dodała: - To oczywiście niedorzeczne. Tintonowie przyjechali tu z Londynu. Skąd mogli wiedzieć cokolwiek o Amosie? Poza tym Mary mieszkała tam jeszcze przez dziesięć lat po jego zniknięciu. Tintonowie po prostu ustrzelili dobrą okazję.

- Ludzie naprawdę myślą, że oni mają z tym coś wspólnego?

- No pewnie, że nie. To była tylko głupia plotka, ale oboje się obrazili i odcięli od miejscowej społeczności.

- Coś mi się zdaje, że dobrze pani ich zna.

- Grywałam z Maggie w brydża, ale przestała się pojawiać.

- To tak jak przyznanie się do winy.

- Poczuli się urażeni i tyle odparła. Przyjechali tu na emeryturę podobną do archetypu wiejskiego życia, jakie widzi się w telewizji. Pewnie wyobrażali sobie społeczność miejscowych prostaczków, którzy będą czekać z otwartymi ramionami, aby zabierać ich na wiejskie festyny i poranną kawkę. Nie dostali tego, czego chcieli, więc wypięli się.

- I nie ma opcji, żeby mieli cokolwiek wspólnego ze zniknięciem Amosa Bircha?

- Nic, a nic pokręciła głową pani Greyson.

- A co pani zdaniem się stało?

- Nie mieliśmy rozmawiać o pani Tinton? przewróciła oczami pani Greyson.

- Na pewno się pani zastanawiała. Wydaje się, że znała się pani z nimi.

- Po prostu zostawił rodzinę westchnęła pani Greyson. Co tu więcej wiedzieć? Amos odłożył dużo pieniędzy i często wyjeżdżał w interesach, na spotkania zegarmistrzowskie i takie tam. Chce pan znać moje zdanie? Znalazł sobie za granicą jakąś latawicę i uciekł do niej.

- Nie prościej byłoby mu się rozwieść?

- Nie mam na to czasu fuknęła pani Greyson, zwijając znowu fartuch i dodając na odchodne: - Udanego spaceru, panie Hardy.

Slim odprowadził ją wzrokiem. Był niemal pewien, że nie wyciągnie od niej więcej informacji. Jednak gdy pani Greyson mówiła o innej kobiecie zauważył na jej twarzy rumieniec, którego wcześniej tam nie dostrzegł.

11


Chcąc odwiedzić najbliższą bibliotekę Slim musiał wrócić do Tavistock. Był sam w archiwum, gdzie tkwił nad ogromnymi stronami starych miejscowych gazet, pożółkłych ze starości.

Każda teczka zawierała wszystkie tygodniki z danego roku. Tak jak się spodziewał, w małomiasteczkowej gazecie roiło się od reklam miejscowych agentów nieruchomości i firm wypożyczających sprzęt rolny. Były również doniesienia o zniknięciu Amosa Bircha, ale były one krótkie i mało sensacyjne. Tytuł jednego brzmiał: Miejscowy zegarmistrz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Dalsza treść była tak mdła, że stanowiła niemal oksymoron tytułu. Autor tekstu skupiał się głównie na rzemieślniczej przeszłości Amosa, jego unikalnych zdolnościach, a także rolniczych początkach. Nie było tam ani śladu spekulacji.

Najciekawszy artykuł znajdował się w teczce gazety Tavistock Tribune:

Miejscowy rolnik i znany zegarmistrz, Amos Birch (53), zaginał w czwartkowy wieczór 2 maja. Zaginięcie zgłosiła policji jego żona, Mary (47). Amos był świetnie znany zarówno w kraju, jak i za granicą, ze względu na jego wymyślne zegary wykonywane ręcznie. Spekuluje się, że mężczyzna poszedł na wieczorny spacer wzdłuż Bodmin Moor, gdzie zabłądził. Uznawany był za osobę poczytalną i bez poważniejszych problemów zdrowotnych, lecz zdaniem jego żony był bardzo poddenerwowany w tygodniu zaginięcia. Rodzina prosi o przekazywanie jakichkolwiek informacji o zaginięciu Amosa policji w Devon i Kornwalii.

Slim przeczytał artykuł kilka razy. Poddenerwowany? To mogło znaczyć cokolwiek, ale sugerowało, że Amos spodziewał się czegoś. Czy planował uciec, a może coś mu się stało?

Detektyw przypomniał sobie słowa kolegi z wojska, który twierdził, że dowody zbrodni często zostawiane są na długo przed jej popełnieniem. Postanowił cofnąć się o kilka tygodni i przeszukał gazety pod kątem jakichkolwiek informacji wiązanych z Amosem Birchem. Poza opublikowaną miesiąc przed zaginięciem informacją o przyznaniu Amosowi wyróżnienia od krajowego stowarzyszenia zegarmistrzów, nie znalazł nic.

Назад Дальше