Młodość - Джозеф Конрад 10 стр.


– Ach tak! więc mówią tam o nim – szepnął sam do siebie. – Po chwili milczenia ciągnął znów dalej, zapewniając mnie, że Kurtz jest najlepszym jego agentem, że jest to człowiek wyjątkowy, na którym towarzystwu jak najbardziej zależy; toteż rozumiem chyba jego niepokój – dyrektora. Jest bardzo, ale to bardzo niespokojny. I rzeczywiście wiercił się wciąż na krześle, wykrzykując:

– Ach, ten Kurtz! – aż wreszcie laska wosku złamała mu się w rękach, co wprawiło go jakby w osłupienie.

Następnie zażądał ode mnie informacji, „ile czasu potrzeba, ażeby…” Przerwałem mu znowu. Widzicie, byłem głodny, a że w dodatku nie proszono mnie, bym usiadł, więc zaczynałem się wściekać.

– Skądże mam wiedzieć? – odrzekłem. – Jeszcze nawet nie widziałem tego statku. Zapewne kilka miesięcy. – Cała ta gadanina wydawała mi się zupełnie jałowa.

– Kilka miesięcy – powtórzył. – No dobrze, powiedzmy trzy miesiące, zanim będziemy mogli wyruszyć. Tak. To powinno wystarczyć.

Wypadłem z jego chaty (mieszkał sam jeden w glinianej lepiance, przy której było coś w rodzaju werandy), mrucząc pod nosem, co o nim myślę. Gadatliwy idiota! Potem zmieniłem zdanie, uprzytomniwszy sobie z lękiem, jak dokładnie ocenił czas potrzebny na tę „historię”.

Następnego dnia wziąłem się do pracy, odwrócony, że tak powiem, tyłem do stacji. Wydało mi się, że jedynie w ten sposób pozostanę w kontakcie ze zbawiennymi faktami życia. Jednak trzeba było się czasem rozejrzeć i wówczas widziałem tę stację, tych ludzi wałęsających się bez celu po dziedzińcu w blasku słońca. Zapytywałem siebie niekiedy, co to wszystko ma znaczyć. Wędrowali tu i tam ze swymi idiotycznymi, długimi kijami w ręku jak banda niewiernych pielgrzymów, zaczarowanych w obrębie zbutwiałego płotu. Słowo „kość słoniowa” rozlegało się w powietrzu, rozchodziło się szeptem, ulatywało jak westchnienie. Można było pomyśleć, że się do niego modlą. Zaraza głupiej chciwości przenikała to wszystko jak trupi zapach. Słowo daję, nie widziałem jeszcze nigdy w życiu czegoś równie nierealnego. A głucha dzicz otaczająca tę polankę uderzyła mnie jak jakaś niezwyciężona wielkość – zło czy prawda – czekająca cierpliwie na zniknięcie bezsensownej inwazji.

Och, te miesiące! No, mniejsza z tym. Wydarzyły się w tym czasie różne rzeczy. Pewnego wieczoru szopa z trawy, pełna kretonu76, perkali, paciorków i nie wiem już czego, buchnęła płomieniem tak nagle, iż można było pomyśleć, że ziemia się rozstąpiła, aby pozwolić mściwemu ogniowi pochłonąć wszystkie te śmiecie. Paliłem spokojnie fajkę obok mego ogołoconego parowca i patrzyłem na nich wszystkich, jak fikali w świetle ognia z podniesionymi wysoko ramionami; wtem nadbiegł ów tęgi człowiek o czarnych wąsach, pędząc ku rzece z blaszanym wiadrem w ręku; zapewnił mnie, że „wszyscy się zachowują wspaniale, wspaniale”, nabrał mniej więcej kwartę wody i popędził z powrotem. Spostrzegłem, że dno jego wiadra jest dziurawe.

Poszedłem z wolna ku szopie. Pośpiech był zbyteczny. Uważacie, zajęło się to jak pudełko zapałek. Rzecz była przesądzona od samego początku. Płomienie skoczyły wysoko, odepchnęły wszystkich, oświetliły wszystko – i zapadły się. Szopa była już kupą rozżarzonych węgli. Niedaleko chłostano Murzyna. Powiedzieli mi, że to on wywołał ogień w jakiś tam sposób; tak czy owak, wrzeszczał najokropniej. Widywałem go później przez kilka dni siedzącego w skrawku cienia; wyglądał na bardzo chorego i usiłował się wylizać; wreszcie wstał i odszedł – a dzicz przyjęła go bezgłośnie z powrotem na swoje łono.

Gdy wyszedłszy z ciemności podszedłem do żarzących się zgliszcz, znalazłem się za plecami dwóch ludzi, którzy z sobą rozmawiali. Usłyszałem nazwisko Kurtza, a potem słowa: „… wyciągnął korzyść z tego nieszczęśliwego wypadku.” Jednym z tych ludzi był dyrektor. Powiedziałem mu „dobry wieczór”.

– No, widział pan kiedy coś podobnego? To nie do wiary – rzekł i odszedł.

Drugi pozostał. Był to jeden z głównych agentów, człowiek młody, elegancki, o obejściu dość powściągliwym; miał małą, rozwidloną bródkę i haczykowaty nos. Traktował z wysoka innych agentów, którzy ze swej strony twierdzili, że odgrywa rolę szpiega przy dyrektorze. Co do mnie, nigdy prawie przedtem z nim nie mówiłem. Rozgadaliśmy się i po pewnym czasie odeszliśmy z wolna od syczących zgliszcz. Zaprosił mnie do swego pokoju, który znajdował się w głównym stacyjnym budynku. Gdy potarł zapałkę, spostrzegłem, że ten młody arystokrata posiada nie tylko neseser77 ze srebrnymi przyborami toaletowymi, ale i całą świecę. W owym czasie panowało przekonanie, że tylko dyrektor ma prawo do świec. Gliniane ściany były pokryte krajowymi matami; zbiór dzid, włóczni, tarcz i noży wisiał jak trofea. Owemu agentowi powierzono wyrób cegieł – przynajmniej tak mnie poinformowano; ale na całej stacji nie było ani kawałeczka cegły, a on siedział tu już przeszło rok – i czekał. Podobno do fabrykacji cegieł brakowało mu czegoś – nie wiem dobrze czego, może słomy. W każdym razie nie można było tam tego dostać, a ponieważ nie było prawdopodobne, że przyślą to z Europy, nie rozumiałem dobrze, na co ten człowiek właściwie czeka. Może na jakiś specjalny akt stworzenia. A jednak oni wszyscy na coś czekali – ci pielgrzymi w liczbie szesnastu czy dwudziestu; i dalibóg, nie wyglądało to wcale na nieprzyjemne zajęcie, sądząc ze sposobu, w jaki to znosili – choć spotykała ich tylko choroba, o ile mogłem osądzić. Skracali sobie czas, obmawiając się nawzajem i knując przeciw sobie intrygi w głupi sposób. Wyglądało na to, że wszyscy spiskują, ale nic z tego naturalnie nie wynikało. To spiskowanie było równie nierealne jak wszystko – jak filantropijne pozory całego przedsiębiorstwa, jak gadanina tych ludzi, jak ich zarząd, jak udawanie, że się pracuje. Jedynym ich szczerym uczuciem było pragnienie, aby się dostać na handlową placówkę, gdzie by można dobrać się do kości słoniowej i zarabiać na prowizjach. Intrygowali i spotwarzali się, i nienawidzili wzajemnie tylko z tego powodu, ale w gruncie rzeczy nie umieli skutecznie nawet kiwnąć palcem. Dalibóg, coś w tym jest jednak, że jednemu świat pozwala ukraść konia, a drugiemu nie wolno nawet spojrzeć na postronek. Weźmie taki i ukradnie konia. Bardzo pięknie. Zrobił to. Może umie jeździć konno. Ale jest pewien rodzaj przyglądania się postronkowi, który i najlitościwszego ze świętych doprowadziłby do kopnięcia.

Nie miałem wyobrażenia, dlaczego ów agent wysila się na rozmowę, ale gdyśmy tak gawędzili, przyszło mi nagle na myśl, że chce coś ze mnie wyciągnąć – że po prostu bierze mnie na spytki. Napomykał ciągle o Europie, o ludziach, których znajomość mi przypisywał – zadawał mi chytre pytania co do mych stosunków w „grobowym mieście” i tak dalej. Jego małe oczka połyskiwały ciekawością jak dwa kółeczka z miki78 – choć usiłował się zachowywać dość wyniośle. Z początku tylko mnie to dziwiło, ale wkrótce ogarnęła mnie szalona ciekawość, jakie wiadomości ze mnie wyciągnie. Nie mogłem zrozumieć, co we mnie jest takiego, że ten człowiek zadaje sobie tyle trudu. Bardzo było zabawnie patrzeć, jak on sam się bierze na kawał, gdyż w rzeczywistości nic we mnie nie było prócz dreszczów, a w głowie miałem jedynie ten nieszczęsny parowiec. Agent brał mnie najwidoczniej za bezwstydnego krętacza. W końcu zirytował się i udał, że ziewa, aby ukryć odruch wściekłego rozdrażnienia. Wstałem z miejsca. Zauważyłem mały szkic olejny na drzewie, przedstawiający kobietę w udrapowanej szacie, z zawiązanymi oczyma, niosącą zapaloną pochodnię. Tło było ciemne – prawie czarne. Ruch kobiety był majestatyczny, a blask pochodni oświetlał ponuro jej twarz.

1

miejsce kuracyjne – sanatorium. [przypis edytorski]

2

megalomania – mania wielkości. [przypis edytorski]

3

chełpliwość – zarozumiałość. [przypis edytorski]

4

szyper – pot. kapitan, dowódca niewielkiego statku handlowego; szyper w razie potrzeby włącza się w wykonywanie niezbędnych prac wraz z resztą załogi. [przypis edytorski]

5

kliper (z ang. gw. środ. clip: szybkość) – rodzaj szybkiego, smukłego żaglowca popularnego w 2. poł. XIX w., posiadającego wyjątkowo wysokie, 3 lub 4 maszty, osiągającego rekordowe prędkości, do 21 węzłów (tj. ok. 40 km/h). [przypis edytorski]

6

laubzega (niem. Laubsäge; od Laub: liść i Säge: piła) – cienka piła służąca do wyrzynania otworów (również ozdobnych wykrojów) w drewnie. [przypis edytorski]

7

kambuz – pomieszczenie lub jego wydzielona część przeznaczona do przygotowywania posiłków na statku; kuchnia okrętowa. [przypis edytorski]

8

brasy – liny służące do manewrowania żaglami w płaszczyźnie poziomej w celu ustawiania ożaglowania rejowego w najkorzystniejszej pozycji względem wiatru. [przypis edytorski]

9

legar – podkład pod ciężkie przedmioty, zazwyczaj wykonany z belek drewnianych; tu: umocowana do pokładu podstawa, na której umieszcza się szalupę okrętową. [przypis edytorski]

10

bak – skrajna część pokładu dziobowego, położona najbliżej dziobu statku. [przypis edytorski]

11

hulk – statek, wycofany z eksploatacji. [przypis edytorski]

12

kasztel – nadbudówka na daw. żaglowcach, znajdująca się na dziobie lub rufie statku (kasztel dziobowy i rufowy), zawierająca pomieszczenia dla oficerów oraz stanowiska lekkich dział. [przypis edytorski]

13

trap – skośnie zawieszone, składane schody służące do wchodzenia na pokład z nabrzeża oraz schodzenia z pokładu na brzeg lub inną jednostkę pływającą; w czasie żeglugi trap leży złożony przy burcie. [przypis edytorski]

14

brasować – obracać reje pod najkorzystniejszym kątem do wiatru za pomocą brasów (tj. olinowania ruchomego pozwalającego na obracanie rei w poziomie); brasowanie wymaga wykonania obrotu dla wszystkich rei danego masztu jednocześnie; reja: poziome drzewce umocowane do masztu, do rei przyczepiony jest górny brzeg (tzw. lik) żagla. [przypis edytorski]

15

trawers – kierunek prostopadły do umownej linii łączącej dziób z rufą statku. [przypis edytorski]

16

kołkownica – belka z otworami, w które wkłada się kołki do mocowania lin, umieszczona na maszcie lub nadburciu. [przypis edytorski]

17

Kalasze – grupa etniczna zamieszkująca obszary od Turcji do Indii; pod koniec XIX w. przez tereny zamieszkałe przez Kalaszów przebiegała (po szczytach gór Hindukusz) granica między indyjsko-pakistańskimi ziemiami kolonii Imperium Brytyjskiego a Afganistanem; tu: tubulcy. [przypis edytorski]

18

buchta – zwój liny ułożonej tak, by można było w razie potrzeby natychmiast ją rozwinąć, bez ryzyka splątania. [przypis edytorski]

19

sejzyng a. sejzing, – krótka (o dł. 0,5–1,5 m) linka zakończona zaplecionym uchem, służąca do związywania zrzuconych żaglów przy drzewcach, wiązania bucht (ułożonych zwojów) grubej liny itp. [przypis edytorski]

20

bant a. banta – kilkuwarstwowy pas płótna stanowiący wzmocnienie na krawędziach, rogach i w poprzek żagla. [przypis edytorski]

21

wanta – lina (zwykle spleciona z drutu) stabilizująca maszt w pionie. [przypis edytorski]

22

kotwica zawozowa a. kotwica zawoźna – stosunkowo lekka kotwica służąca do ściągania statku z mielizny. [przypis edytorski]

23

Ereb (mit. gr.) – najciemniejsza część Hadesu, podziemnego świata zmarłych. [przypis edytorski]

24

rudel – rękojeść steru. [przypis edytorski]

25

stewa przednia – zakończenie dziobu łodzi. [przypis edytorski]

26

szkuta – niewielki statek rzeczny do przewozu ładunków. [przypis edytorski]

27

reja – poziome drzewce, u dołu którego mocowany jest żagiel. [przypis edytorski]

28

bak – górny pokład w dziobowej części statku. [przypis edytorski]

29

derka – gruby koc. [przypis edytorski]

30

buchalter (daw.) – księgowy. [przypis edytorski]

31

Drake, Francis (1540–1596) – angielski kaper (licencjonowany pirat), żeglarz i polityk brytyjski, jako pierwszy Anglik opłynął kulę ziemską. [przypis edytorski]

32

Franklin, John (1786–1847) – brytyjski admirał, badacz Arktyki, zginął w trakcie nieudanej ekspedycji badawczej. [przypis edytorski]

33

Złota Łania – statek, na którym sir Francis Drake opłynął świat. [przypis edytorski]

34

„Ereb” i „Terror” – statki zaginione razem z całą arktyczną ekspedycją sir Johna Franklina. [przypis edytorski]

35

wystawić (daw.) – wyobrazić. [przypis edytorski]

36

tryrema – trirema, starożytny okręt wojenny z trzema rzędami wioseł. [przypis edytorski]

37

concertina – odmiana akordeonu. [przypis edytorski]

38

falerneńskie wino – wino z okolic Neapolu. [przypis edytorski]

39

prefekt – urzędnik rzymski. [przypis edytorski]

40

poruczyć (daw.) – powierzyć. [przypis edytorski]

41

pryncypał (daw.) – zwierzchnik. [przypis edytorski]

42

do miasta, które przypomina mi zawsze pobielany grób – prawdopodobnie mowa tu o Brukseli. [przypis edytorski]

43

surdut – rodzaj dwurzędowej marynarki, popularnej na przełomie XIX i XX w. [przypis edytorski]

44

dzierżyć (daw.) – trzymać. [przypis edytorski]

45

wyraził uznanie dla mojej francuszczyzny – Conrad wielokrotnie podkreśla, że bohaterowie opowieści Marlowa rozmawiają ze sobą po francusku. [przypis edytorski]

46

bon voyage (fr.) – dobrej podróży. [przypis edytorski]

47

Ave! […] Morituri te salutant (łac.) – Witaj… pozdrawiają cię idący na śmierć (tradycyjny okrzyk gladiatorów na widok cesarza). [przypis edytorski]

48

skwapliwość – ostentacyjna gotowość a. pośpiech. [przypis edytorski]

49

kraj mój – mowa o Belgii, której król, Leopold II (1835–1909), władał również Wolnym Państwem Kongo, prowadząc tam rabunkową gospodarkę i ludobójczą politykę. [przypis edytorski]

50

tej wspaniałej kolonii – mowa o Wolnym Państwie Kongo, funkcjonującym w latach 1885–1908. [przypis edytorski]

51

adieu (fr.) – do widzenia (dosł.: z Bogiem). [przypis edytorski]

52

good-bye (ang.) – do widzenia. [przypis edytorski]

53

Du calme, du calme (fr.) – spokojnie, spokojnie. [przypis edytorski]

54

krotochwila (daw.) – żart. [przypis edytorski]

55

katakumby – podziemne korytarze, w okresie wczesnochrześcijańskim często spełniające funkcje cmentarzy. [przypis edytorski]

56

mangrowce – namorzyny, roślinność przybrzeżna. [przypis edytorski]

57

ujście wielkiej rzeki – mowa o rzece Kongo. [przypis edytorski]

58

siedziba rządowa – Boma, stolica Konga Belgijskiego. [przypis edytorski]

59

członki (daw.) – kończyny. [przypis edytorski]

60

powodować (daw.) – kierować. [przypis edytorski]

61

filantropijny – miłosierny. [przypis edytorski]

62

dla (daw.) – w celu. [przypis edytorski]

63

zdrenować – (o glebie) wysuszyć, odprowadzając nadmiar wody. [przypis edytorski]

64

inferno (wł.) – piekło. [przypis edytorski]

65

mór – zaraza. [przypis edytorski]

66

buchalter (daw.) – księgowy. [przypis edytorski]

67

asocjacja – skojarzenie. [przypis edytorski]

68

manufaktura – tu: wyroby. [przypis edytorski]

69

perkal – rodzaj cienkiego bawełnianego płótna. [przypis edytorski]

70

Kurtz – wg niektórych interpretatorów nazwisko znaczące; Kurtz (niem.: krótki) miałoby być imieniem diabła z ludowych podań, podobnie jak polskie „Kusy”. [przypis edytorski]

71

na tej stacji centralnej – mowa o Leopoldville (obecnie Kinszasa). [przypis edytorski]

72

tykwa – twarda okrywa owocu rośliny o tej samej nazwie, stosowana jako pojemnik na wodę. [przypis edytorski]

73

funt – brytyjska miara masy, obecnie ok. 0,45 kg. [przypis edytorski]

74

enuncjacja – deklaracja. [przypis edytorski]

75

boy – tu: służący (dosł. ang.: chłopiec). [przypis edytorski]

Назад Дальше