Teraz i Na Zawsze - Софи Лав 3 стр.


Wysiadła z samochodu i zadrżała, kiedy owiał ją mroźny powiew śnieżnej aury. Obeszła pojazd i zerknęła na silnik, nie bardzo wiedząc, czego właściwie szuka.

W tej samej chwili usłyszała dudnienie ciężarówki. Serce napełniło się ulgą, kiedy mrużąc oczy, dostrzegła w oddali dwa przednie reflektory sunące wzdłuż jezdni w jej kierunku. Zaczęła machać ramionami, dając znać kierowcy, aby się zatrzymał.

Na szczęście ciężarówka zahamowała tuż za samochodem Emily, wyrzucając w zimne powietrze obłoki spalin. Spadające płatki śniegu migotały w świetle reflektorów.

Drzwi kierowcy otworzyły się, skrzypiąc, po czym dwie nogi w ciężkich kozakach z chrupnięciem stanęły na śniegu. Emily widziała tylko zarys postaci stojącej przed nią i nagle napadła ją okropna paniczna myśl, że zatrzymała lokalnego mordercę.

– Jesteś w kiepskim położeniu, co? – dobiegł ją chrapliwy męski głos.

Emily próbując powstrzymać się przed drżeniem, potarła ramiona i poczuła gęsią skórkę pod swoją koszulą. Powodem nie był jednak chłód, lecz ten stary mężczyzna.

– Tak, nie wiem, co się dzieje – powiedziała. – Najpierw zaczął wydawać dziwne odgłosy, a potem się zatrzymał.

Mężczyzna podszedł bliżej, wreszcie ukazując swoją twarz w świetle reflektorów ciężarówki. Był bardzo stary. Na pomarszczonej twarzy miał metalicznie siwy zarost. Jego oczy były ciemne, ale połyskiwała w nich ciekawość, kiedy spojrzał na Emily, a później na samochód.

– Nie wiesz, jak to się stało? – zapytał, po czym roześmiał się pod nosem. – Powiem ci, co się stało. Ten samochód to nic więcej jak tylko sterta złomu. Jestem zaskoczony, że w ogóle udało ci się tym dokądkolwiek dojechać! Chyba wcale o niego nie dbałaś, po czym postanowiłaś zabrać go na śnieg?

Emily nie miała ochoty słuchać drwin pod jej adresem, szczególnie kiedy wiedziała, że stary człowiek ma rację.

– Prawdę mówiąc, pokonałam całą drogę z Nowego Jorku. Trwało to dobre osiem godzin – odpowiedziała, na próżno próbując pozbyć się oschłości ze swojego tonu.

Stary mężczyzna zagwizdał pod nosem. – Nowy Jork? Cóż, ja nigdy... Co cię sprowadza z tak daleka?

Emily nie była w nastroju do zwierzeń, więc odpowiedziała krótko: – Jadę do Sunset Harbor.

Mężczyzna nie wypytywał o dalsze szczegóły. Emily stała, obserwując go i czuła, jak jej palce szybko drętwieją, kiedy czekała, by zaoferować swoją pomoc. Jednak mężczyzna zdawał się bardziej zainteresowany krążeniem wokół zardzewiałego samochodu, kopaniem opon czubkiem swojego buta, zdrapywaniem farby kciukiem oraz cmokaniem z dezaprobatą i potrząsaniem głową. Otworzył maskę i przez długą chwilę analizował silnik, co jakiś czas mamrocząc pod nosem.

– Więc? – odezwała się w końcu Emily, poirytowana jego powolnością. – Co jest nie tak?

Spojrzał na nią znad maski niemal zaskoczony, jakby zapomniał, że Emily stoi obok, po czym podrapał się po głowie i powiedział: – Popsuł się.

– To wiem – odparła Emily z rozdrażnieniem – Ale czy może pan coś z tym zrobić?

– Och, nie – odpowiedział, chichocząc – To niemożliwe.

Emily miała ochotę krzyczeć. Brak jedzenia i zmęczenie spowodowane długą podróżą dawały o sobie znać i sprawiły, że była bliska płaczu. Chciała jedynie dostać się do domu, gdzie mogłaby pójść spać.

– Co mam teraz zrobić? – zapytała, czując, jak ogarnia ją desperacja.

– Cóż, masz kilka możliwości – odpowiedział mężczyzna. – Iść do mechanika, który jest około milę w tamtą stronę. – Wskazał kierunek, w którym miałaby się udać, swoim grubym, pomarszczonym paluchem. – Mogę też podholować cię, gdziekolwiek się udajesz.

– Mógłby pan? – zapytała Emily, zaskoczona uprzejmością, do której nie była przyzwyczajona, mieszkając tyle lat w Nowym Jorku.

– Oczywiście – odpowiedział. – Nie mam zamiaru zostawić cię tutaj o północy w środku zamieci śnieżnej. Słychać, że w ciągu następnej godziny pogoda się pogorszy. Gdzie dokładnie jedziesz?

Emily przepełniała wdzięczność. – West Street. Numer piętnaście.

Mężczyzna przechylił głowę zaciekawiony. – Piętnaście na West Street? Ten stary zrujnowany dom?

– Tak – odpowiedziała Emily – jest własnością mojej rodziny. Muszę się trochę wyciszyć.

Stary mężczyzna potrząsnął głową. – Nie mogę zostawić cię w takim miejscu. Ten dom się rozpada. Śmiem wątpić, czy jeszcze nie przecieka. Może zatrzymasz się u mnie? Mieszkamy niedaleko osiedlowego sklepu, ja i moja żona, Bertha. Z radością przyjmiemy gościa.

– To bardzo miło z pana strony – powiedziała Emily – ale naprawdę chcę być teraz sama. Więc jeśli mógłby pan zaholować mnie do West Street, byłabym bardzo wdzięczna.

Stary człowiek przez chwilę się jej przyglądał, po czym w końcu ustąpił. – Dobrze, panienko. Skoro nalegasz.

Emily poczuła swego rodzaju ulgę, kiedy wsiadł do swojej ciężarówki i podjechał przed jej samochód. Obserwowała, jak wyciąga grubą linę z bagażnika i przywiązuje ich pojazdy.

– Chcesz jechać ze mną? – zapytał. – Mam chociaż ogrzewanie.


Emily uśmiechnęła się lekko, ale potrząsnęła głową. – Wolę...

– Być sama – dokończył za nią mężczyzna. – Wiem, wiem.

Emily wsiadła do swojego samochodu, zastanawiając się, jakie wrażenie wywarła na tym starym człowieku. Pewnie uważał ją za nieco szaloną, skoro zjawiła się niemal nieprzygotowana i zbyt lekko ubrana o północy, gdy za moment miała rozpętać się zamieć, a do tego żądała, żeby zabrać ją do zrujnowanego opuszczonego domu, w którym mogła być kompletnie sama.

Ciężarówka z warkotem obudziła się do życia i Emily poczuła delikatne szarpnięcie, kiedy lina pociągnęła samochód. Oparła plecy o fotel i kiedy ruszyli, wyjrzała przez okno.

Droga, która prowadziła ją przez ostanie mile, z jednej strony wiodła nieopodal parku narodowego i oceanu z drugiej. Przez ciemność i zasłonę padającego śniegu można było dostrzec ocean i fale rozbijające się o skały. Wtem ocean zniknął z horyzontu i po drodze do miasta zaczęły pojawiać się hotele i motele, firmy oferujące wycieczki łodzią i pola golfowe, aż wreszcie bardziej zabudowane obszary, którym jednak daleko było do zabudowy Nowego Jorku, którą znała Emily.

Kiedy skręcili w West Street, serce Emily podskoczyło na widok stojącego na rogu, dużego porośniętego bluszczem domu z czerwonej cegły. Wyglądał dokładnie tak jak wtedy, gdy była tu ostatni raz, przed dwudziestoma laty. Minęli kolejno domy. Niebieski, żółty, biały. Emily przygryzła wargę, wiedząc, że następny będzie jej, szary dom z kamienia.

Jak tylko się przed nią pojawił, poczuła przytłaczającą nostalgię. Ostatni raz była tutaj w wieku piętnastu lat, a jej ciało przepełniały hormony szalejące na myśl o letnim romansie. Nigdy go nie przeżyła, ale pamiętała dreszczyk emocji towarzyszący tej perspektywie.

Ciężarówka zahamowała. Samochód Emily również.

Zanim koła przestały się kręcić, Emily wyskoczyła z samochodu i stała z zapartym tchem przed domem, który kiedyś należał do jej ojca. Nogi jej się trzęsły, ale nie umiała określić, czy z ulgi, że w końcu dotarła na miejsce, czy z podekscytowania, że była tam z powrotem po tak wielu latach. Lecz gdy inne domy w okolicy zdawały się wyglądać identycznie jak kiedyś, dom jej ojca był cieniem swojego dawnego majestatu. Niegdyś białe okiennice były teraz pokryte brudem. Podczas gdy dawniej stały otwarte, teraz wszystkie były zamknięte i nadawały domostwu o wiele mniej zapraszający wygląd niż przedtem. Rozległy trawnik przed domem, gdzie Emily, czytając powieści, spędzała niekończące się letnie dni, był w zaskakująco dobrym stanie, a małe krzewy po obu stronach drzwi frontowych zostały przycięte. Ale sam dom... Emily zrozumiała niejasne słowa, które wypowiedział stary człowiek na wieść, dokąd chce jechać. Budynek wyglądał na tak bardzo zaniedbany, niekochany i popadający w ruinę, że Emily ogarnął smutek, gdy zobaczyła, jak ich piękny stary dom zmarniał na przestrzeni lat.

– Ładny dom – powiedział starzec, podchodząc do niej.

– Dzięki – odparła jak w transie, nie odrywając oczu od starego budynku. Dookoła niej wirowały płatki śniegu. – Dziękuję też, że przywiózł mnie pan tu w jednym kawałku – dodała.

– Żaden problem – odparł. – Jesteś pewna, że chcesz zostać tu dziś na noc?

– Jestem pewna – odpowiedziała Emily, chodź, w rzeczywistości, zaczynała się martwić, że przyjazd w to miejsce był ogromną pomyłką.

– Pomogę ci z bagażami – powiedział mężczyzna.

– Nie trzeba – odpowiedziała. – Naprawdę zrobił pan już dla mnie bardzo dużo. Dalej poradzę sobie sama. – Sięgnęła do kieszeni i po chwili wyjęła z niej zmięty banknot. – Proszę, to za paliwo.

Mężczyzna zerknął na banknot, po czym podniósł wzrok z powrotem na Emily. – Nie wezmę tego – powiedział, uśmiechając się przyjaźnie. – Zachowaj swoje pieniądze. Jeśli naprawdę chcesz mi podziękować, może wpadniesz kiedyś do mnie i Berthy na kawę i placek z owocami?

Emily poczuła kluchę w gardle, kiedy chowała pieniądze do kieszeni. Uprzejmość tego człowieka była szokiem dla systemu po wrogości Nowego Jorku.

– A tak poza tym, jak długo planujesz tu zostać? – dodał, podając jej mały skrawek papieru z nabazgranym numerem telefonu i adresem.

– Tylko na weekend – odpowiedziała Emily, biorąc do ręki karteczkę.

– Ach tak. Jeśli byś czegoś potrzebowała, zadzwoń. Albo przyjdź na stację benzynową, gdzie pracuję. To zaraz obok osiedlowego sklepu. Na pewno trafisz.

– Dziękuję – powiedziała Emily raz jeszcze, starając się przekazać w podziękowaniu jak najwięcej serdeczności.

Jak tylko hałaśliwy silnik umilkł, Emily znów pogrążyła się w ciszy i poczuła nagły przypływ spokoju. Śnieg padał jeszcze intensywniej niż przedtem, czyniąc świat miejscem tak cichym, jak tylko to możliwe.

Emily wróciła do samochodu i zabrała swoje rzeczy, po czym, kiwając się na boki, ruszyła ścieżką, trzymając w objęciach ciężką walizę i czując w piersi narastające emocje. Zatrzymała się przed drzwiami wejściowymi, uważnie przyglądając się znajomej sfatygowanej klamce i przypominając sobie, że dotąd przekręcała ją już setki razy. Może przyjazd tutaj nie był jednak takim złym pomysłem. Co dziwne, nie mogła pozbyć się wrażenia, że była dokładnie tam, gdzie być powinna.

*

Emily stanęła w ciemnym korytarzu domu jej ojca, w którym dookoła unosił się kurz, i naiwnie wierzyła, że zdoła się ogrzać, pocierając dłońmi o ramiona. Co ona sobie wyobrażała? Naprawdę oczekiwała, że ten stary dom, opuszczony przez dwadzieścia lat, będzie czekał na nią ogrzany?

Wcisnęła włącznik światła, ale nic się nie wydarzyło.

„Oczywiście” – pomyślała. Jak mogła być tak głupia? Spodziewała się, że nadal będzie tu prąd?

Nie przyszło jej do głowy nawet, żeby wziąć ze sobą latarkę. Zbeształa się. Jak zawsze działała zbyt pochopnie i nie poświęcała nawet chwili, żeby cokolwiek zaplanować.

Odstawiła walizkę i zrobiła krok wprzód. Deski zaskrzypiały pod jej stopami. Przesunęła opuszkami palców wzdłuż tapety w zawiły wzór zupełnie tak samo, jak robiła, będąc małą dziewczynką. Niemal dostrzegała smugi, które wytarła, robiąc ten sam ruch przez lata. Minęła długie, zbudowane z wielu stopni schody z ciemnego drewna. Brakowało fragmentu poręczy, ale nie przejęła się tym. Powrót do domu działał bardzo regenerująco.

Odruchowo wcisnęła kolejny włącznik światła, ale nadal bezowocnie. Dotarła w ten sposób do drzwi na końcu korytarza, które prowadziły do kuchni. Popchnęła je.

Uderzył ją podmuch lodowatego powietrza. Zrobiła krok do środka i pod gołymi stopami poczuła lodowaty chłód marmurowej kuchennej podłogi.

Emily przekręciła kurki nad zlewem, ale nic się nie wydarzyło. Żuła swoją wargę z konsternacją. Brak ogrzewania, brak prądu, brak wody. Jakie jeszcze niespodzianki miał dla niej w zanadrzu ten dom?

Chodziła po domu w poszukiwaniu jakichkolwiek przełączników czy dźwigni, które mogłyby odpowiadać za dopływ wody, gazu i prądu. W spiżarni pod schodami znalazła skrzynkę z bezpiecznikami, ale pstrykanie przełącznikami nic nie pomogło. Kocioł, jeśli dobrze pamiętała, znajdował się w piwnicy, jednak pomysł zejścia tam bez światła, które oświetliłoby drogę, przyprawiał ją o drżenie. Potrzebowała latarki albo świecy, ale wiedziała, że nie znajdzie nic takiego w opuszczonym domu. Mimo to na wszelki wypadek sprawdziła szuflady w kuchni, ale były pełne jedynie sztućców.

Kiedy panika zaczęła trzepotać w jej w piersiach, zmusiła się do myślenia. Przeniosła się pamięcią do czasów, kiedy ona i jej rodzina spędzała czas w tym domu. Pamiętała sposób, z jakiego korzystał jej ojciec, żeby zimą olej był dostarczany do systemu grzewczego. Doprowadzało to jej mamę do szaleństwa, ponieważ było szalenie drogie, a ona uważała ogrzewanie pustego domu za wyrzucanie pieniędzy. Jednak jej tata utrzymywał, że dom musi być ogrzewany, żeby rury nie popękały.

Emily zrozumiała, że jeśli chce ogrzać dom, musi dostarczyć olej, ale bez zasięgu w telefonie, nie miała pojęcia jak to zrobić.

Nagle rozległo się pukanie do drzwi. To było ciężkie, równomierne i celowe pukanie, które odbijało się echem od ścian pustych korytarzy.

Emily zamarła w nagłym ataku oczekiwania. Kto to mógł być o tej porze i to w taki śnieg?

Wyszła z kuchni i zaczęła cicho skradać się na boso przez korytarz. Jej ręka zawisła nad klamką, a po chwili wahania, zdołała zebrać się na odwagę i otworzyła drzwi.

Stał przed nią mężczyzna ubrany w kraciastą kurtkę i z przyprószonym śniegiem ciemnymi włosami sięgającymi linii szczęki, na którego widok Emily nie mogła pozbyć się przekonania, że patrzy na drwala lub leśniczego z Czerwonego Kapturka. Nie był w jej typie, ale z pewnością było coś pięknego w jego spokojnych niebieskich oczach oraz w wyraźnie zarysowanej szczęce i Emily była zaskoczona siłą przyciągania, jaka od niego biła.

– W czym mogę pomóc? – zapytała.

Mężczyzna spojrzał na nią, mrużąc oczy, jakby mierzył ją wzrokiem. – Jestem Daniel – powiedział. Wyciągnął w jej kierunku dłoń na powitanie. Uścisnęła ją, ale nie poczuła nic oprócz szorstkiej skóry. – Kim jesteś?

– Emily – odpowiedziała, nagle zdając sobie sprawę z jej własnego rytmu serca. – Ten dom należy do mojego ojca. Przyjechałam tu na weekend.

Daniel mocniej zmrużył oczy. – Właściciel nie pojawił się tu od dwudziestu lat. Masz zgodę na taką niezapowiedzianą wizytę?

Jego ton był szorstki, lekko wrogi, na co Emily się wzdrygnęła.

– Nie – odpowiedziała z zakłopotaniem, zaskoczona gburowatością Daniela i czując się trochę niekomfortowo na wspomnienie jednego z najboleśniejszych wydarzeń jej życia, jakim było zniknięcie jej ojca. – Mam jego błogosławieństwo na przychodzenie i wychodzenie, kiedy mi się podoba. A tak w ogóle to, co ci do tego? – Dopasowała swój ton do jego szorstkiego głosu.

– Jestem tutaj stróżem – odpowiedział. – Mieszkam w wozowni za domem.

– Mieszkasz tutaj? – krzyknęła Emily, a jej wizja spędzenia spokojnego weekendu w starym domu ojca rozpadła się na kawałki. – Ale chciałam być sama w ten weekend.

– Tak, cóż, ja też – odparł Daniel. – Nie przywykłem do ludzi, którzy wpraszają się niezapowiedziani – zerknął podejrzliwie ponad jej ramieniem – i ingerują w stan nieruchomości.

Emily założyła ręce. – Skąd pomysł, że ingeruję w nieruchomość?

Daniel w odpowiedzi uniósł brwi. – Hm, dopóki nie planujesz siedzieć tu przez cały weekend po ciemku i w zimnie, zakładam, że będziesz ingerować. Uruchomisz kocioł. Wysuszysz rury. Tego typu rzeczy.

Gburowatość Emily ustąpiła miejsca wstydowi. Oblała się rumieńcem.

– Nie zdołałaś włączyć kotła, mam rację? – kontynuował Daniel. Na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech, który dał znać Emily, że mężczyzna był lekko rozbawiony jej kłopotliwym położeniem.

Назад Дальше