Z jakiegoś powodu Riley wątpiła, że będzie zabawnie. Minęło dużo czasu, odkąd ostatnio pojechała na prawdziwe wakacje. Jej ostatnia próba wypadu z April do Nowego Jorku została przerwana przez zwykłe morderstwo i zamęt, które stanowiły tak dużą część jej życia.
Któregoś dnia będę musiała trochę odpocząć, pomyślała.
Młody lokalny agent przywitał ich w samolocie i zawiózł do biura terenowego FBI w Phoenix, nowego budynku imponującego nowoczesnością. Wjeżdżając samochodem na parking Biura, skomentował:
– Fajny design, prawda? Zdobył nawet jakąś nagrodę. Potrafisz odgadnąć, do czego nawiązuje?
Riley spojrzała na fasadę. Wszystko było proste, długie prostokąty i wąskie pionowe okna. Wszystko było starannie rozplanowane, a wzór wydawał się znajomy. Zatrzymała się i przez chwilę się jej przyglądała.
– Sekwencjonowanie DNA? – spytała.
– Tak – potwierdził agent. – Ale założę się, że nie zgadniesz, jak wygląda tamten labirynt skalny z lotu ptaka.
Weszli do budynku, zanim Riley lub Bill spróbowali zgadnąć. Wewnątrz Riley zobaczył motyw DNA powtórzony we wzorzystych kafelkach podłogowych. Agent prowadził ich wśród surowo wyglądających poziomych ścian i ścianek działowych, aż dotarli do biura agenta dowodzącego Elgina Morleya, i tam ich zostawił.
Riley i Bill przedstawili się Morleyowi, niskiemu mężczyźnie po pięćdziesiątce, o wyglądzie mola książkowego z grubym czarnym wąsem i w okrągłych okularach. W biurze czekał na nich jeszcze inny mężczyzna. Był po czterdziestce, wysoki, chudy i lekko zgarbiony. Riley pomyślała, że wygląda na zmęczonego i przygnębionego.
Morley zakomunikował:
– Agenci Paige i Jeffreys, chciałbym, żeby poznali państwo Agenta Garretta Holbrooka. Jego siostra była ofiarą znalezioną w Nimbo Lake.
Czworo agentów uścisnęło sobie dłonie, po czym usiadło, żeby porozmawiać.
– Dziękuję za przybycie – oznajmił Holbrook. – Cała ta sprawa jest przytłaczająca.
– Proszę opowiedzieć nam o swojej siostrze – poprosiła Riley.
– Nie potrafię zbyt wiele o niej powiedzieć – odrzekł Holbrook. – Nie mogę powiedzieć, że dobrze ją znałem. Była moją przyrodnią siostrą. Mój tata był romansującym kretynem, zostawił mamę i miał dzieci z trzema różnymi kobietami. Nancy była piętnaście lat młodsza ode mnie. Przez lata ledwo utrzymywaliśmy kontakt.
Przez chwilę wpatrywał się tępo w podłogę, a jego palce z roztargnieniem skubały podłokietnik fotela. Potem, nie podnosząc wzroku, dodał:
– Kiedy kontaktowaliśmy się po raz ostatni, pracowała w biurze i uczyła się w college’u. Było to kilka lat temu. Byłem zszokowany, gdy dowiedziałem się, co się z nią stało. Nie miałem pojęcia.
Potem zamilkł. Riley pomyślała, że wygląda, jakby zostawiał coś niedopowiedzianego, ale może to naprawdę wszystko, co mężczyzna wiedział, powiedziała sama do siebie. W końcu co Riley mogłaby powiedzieć o swojej starszej siostrze, gdyby ktoś ją zapytał? Ona i Wendy tak długo nie miały ze sobą kontaktu, że równie dobrze mogłyby nie być siostrami.
Mimo to wyczuła coś więcej niż żal w zachowaniu Holbrooka. Uderzyło ją coś dziwnego.
Morley zasugerował, aby Riley i Bill poszli z nim do departamentu medycyny sądowej, gdzie mogliby obejrzeć ciało. Holbrook skinął głową i powiedział, że będzie w swoim biurze.
Idąc korytarzem za agentem dowodzącym, Bill zapytał:
– Agencie Morley, jaki jest powód, by sądzić, że mamy do czynienia z seryjnym zabójcą?
Morley potrząsnął głową.
– Nie jestem pewien, czy mamy jakiś powód – powiedział. – Ale kiedy Garrett dowiedział się o śmierci Nancy, nie chciał zostawić tego w spokoju. Jest jednym z naszych najlepszych agentów, a ja chciałem pójść mu na rękę. Próbował prowadzić własne dochodzenie, niestety nic z tego nie wynikło. Prawda jest taka, że przez cały ten czas nie był sobą.
Riley z pewnością zauważyła, że Garrett wydawał się strasznie niespokojny. Być może nawet bardziej niż byłby doświadczony agent, nawet po śmierci osoby bliskiej. Dał jasno do zrozumienia, że nie byli ze sobą w zażyłych stosunkach.
Morley poprowadził Riley i Billa do departamentu patologii sądowej budynku, gdzie przedstawił ich szefowi zespołu, doktor Rachel Fowler. Patolog otworzyła lodówkę, w której znajdowało się ciało Nancy Holbrook.
Riley skrzywiła się lekko, gdy do jej nozdrzy dobiegł znajomy zapach rozkładu, mimo że jeszcze nie stał się silny. Kobieta była niskiego wzrostu i bardzo chuda.
– Ciało nie leżało w wodzie długo – powiedziała Fowler. – Skóra dopiero zaczęła się marszczyć, kiedy ją znaleziono.
Doktor Fowler wskazała na jej nadgarstki.
– Widać otarcia od liny. Wygląda na to, że kiedy została zabita, była związana.
Riley zauważyła wypukłe ślady w zgięciu ramienia trupa.
– Wyglądają jak ślady po igle – powiedziała Riley.
– Dokładnie. Zażywała heroinę. Domyślam się, że popadła w poważne uzależnienie.
Riley wydawało się, że kobieta była wręcz anorektyczna, co pasowałoby do teorii uzależnienia przedstawionej przez Fowler.
Tego rodzaju uzależnienie wydaje się nie na miejscu w przypadku wysokiej klasy escort girl – stwierdził Bill. – Skąd wiemy, że tym się właśnie zajmowała?
Fowler wyjęła laminowaną wizytówkę z plastikowej torby na dowody. Było na nim prowokujące zdjęcie zmarłej kobiety. Imię na karcie brzmiało po prostu “Nanette”, a firma nazywała się “Ishtar Escorts”.
– Miała przy sobie tę wizytówkę, kiedy ją znaleziono – wyjaśniła Fowler. – Policja skontaktowała się z Ishtar Escorts i ustaliła jej prawdziwe imię, co wkrótce doprowadziło do zidentyfikowania jej jako przyrodniej siostry agenta Holbrooka.
– Czy wiemy, w jaki sposób została uduszona? – spytała Riley.
– Widać siniaki na szyi – powiedziała Fowler. – Zabójca mógł założyć jej plastikową torbę na głowę.
Riley przyjrzała się uważnie śladom. Czy to jakaś zabawa erotyczna poszła nie tak, czy może umyślne morderstwo? Tego jeszcze nie wiedziała.
– Co miała na sobie, kiedy ją znaleziono? – spytała Riley.
Fowler otworzyła pudełko zawierające ubranie ofiary. Riley zauważyła, że jej ubranie stanowiła różowa sukienka z głębokim dekoltem – ledwie przyzwoita, ale zdecydowanie o klasę wyżej niż typowy tandetny strój ulicznicy. Była to sukienka kobiety, która chciała wyglądać zarówno bardzo seksownie, jak i odpowiednio do klubów nocnych.
Na wierzchu sukienki leżała przezroczysta plastikowa torebka z biżuterią.
– Czy mogę spojrzeć? – Riley spytała Fowler.
– Śmiało.
Riley wyjęła torebkę i spojrzała na jej zawartość. W większości była to dość gustowna biżuteria – naszyjnik z koralikami i bransoletki oraz proste kolczyki. Ale jeden przedmiot wyróżniał się spośród pozostałych. Był to zgrabny złoty pierścionek z brylantem. Podniosła go i pokazała Billowi.
– Prawdziwy? – zapytał Bill.
– Tak – potwierdziła Fowler. – Prawdziwe złoto i prawdziwy diament.
– Zabójca nie zadał sobie trudu, aby go ukraść – skomentował Bill. – Więc nie chodziło mu o pieniądze.
Riley zwróciła się do Morleya.
– Chciałbym zobaczyć, gdzie znaleziono ciało – oznajmiła. – Jak najszybciej, póki jest jeszcze widno.
Morley wyglądał na nieco zdziwionego.
– Możemy się tam dostać helikopterem – odparł. – Ale nie wiem, co spodziewasz się tam znaleźć. Policjanci i agenci przeczesali już ten teren.
– Zaufaj jej – powiedział z pełną świadomością Bill. – Ona na pewno coś odkryje.
Rozdział 8
Rozległa powierzchnia jeziora Nimbo była nieruchoma i spokojna, gdy helikopter zbliżał się do niej.
Ale pozory mylą, przypomniała sobie Riley. Wiedziała dobrze, że spokojne tafle mogą strzec mrocznych tajemnic.
Helikopter obniżył lot, a następnie zakołysał się, szukając miejsca do lądowania. Riley poczuła się trochę nieswojo przez ten chwiejny ruch. Nie przepadała za helikopterami. Spojrzała na Billa, który siedział obok niej. Jej zdaniem, wyglądał na równie niespokojnego.
Natomiast twarz Agenta Holbrooka wydawała się jej zupełnie bez wyrazu. Praktycznie się nie odezwał podczas półgodzinnego lotu z Phoenix. Riley nie wiedziała jeszcze, co o tym myśleć. Przywykła do tego, że czytanie ludzi przychodziło jej z łatwością – czasem nawet ze zbyt dużą łatwością, co powodowało u niej pewien dyskomfort. Jednak Holbrook wciąż wydawał jej się zagadką.
Helikopter w końcu wylądował i troje agentów FBI zeszło na ziemię, schylając głowy pod wciąż wirującymi w powietrzu łopatami śmigła. Droga, na której wylądował helikopter, była niczym więcej jak równoległymi śladami opon wśród pustynnych zarośli.
Riley zauważyła, że droga nie wyglądała na intensywnie użytkowaną. Mimo to wydawało się, że w ciągu ostatniego tygodnia przejechało nią wystarczająco dużo pojazdów, aby ukryć ślady pozostawione przez pojazd zabójcy.
Riley i Bill podążyli za Holbrookiem. Głośny silnik helikoptera zgasł, co ułatwiło im rozmowę.
– Powiedz nam, co wiesz o tym jeziorze – Riley poprosiła Holbrooka.
– Należy do jednego z systemów zbiorników wodnych utworzonych przez tamy na rzece Acacia – oznajmił Holbrook. – To najmniejsze z tych jezior. Jest zarybione. To popularne miejsce rekreacji, ale miejsca ogólnodostępne znajdują się tylko po drugiej stronie jeziora. Ciało odkryła para nastolatków naćpanych trawką. Pokażę ci to miejsce.
Holbrook sprowadził ich z drogi na skalny grzbiet z widokiem na jezioro.
– Dzieciaki były dokładnie tu, gdzie teraz stoimy – powiedział. Wskazał na brzeg jeziora. – Spojrzeli tam i coś zobaczyli. Powiedzieli, że wyglądało po prostu jak ciemny kształt w wodzie.
– O jakiej porze dnia to było? – spytała Riley.
– Nieco wcześniej niż teraz – wyjaśnił Holbrook. – W ramach wagarów przyszli tu zapalić trawkę.
Riley wyobraziła sobie całą scenę. Słońce było już nisko, a szczyty czerwonych skał po drugiej stronie jeziora płonęły odbitym światłem. Na wodzie unosiło się kilka łodzi. Odległość od krawędzi do tafli jeziora nie była zbyt duża – co najwyżej dziesięć stóp.
Holbrook wskazał miejsce w pobliżu, gdzie zbocze zdawało się o wiele mniej strome.
– Dzieciaki zeszły na dół, żeby się temu przyjrzeć – kontynuował. – Wtedy zorientowały się, co to naprawdę było.
Biedne dzieci, pomyślała Riley. Minęły jakieś dwie dekady odkąd spróbowała marihuany w college’u. Mimo to potrafiła sobie wyobrazić wzmożoną zgrozę towarzyszącą dokonaniu takiego odkrycia pod wpływem narkotyków.
– Chcesz zejść na dół, żeby się lepiej przyjrzeć? – zapytał Bill.
– Nie, stąd mam dobry widok – odparła Riley.
Intuicja mówiła jej, że stoi tam, gdzie powinna. W końcu zabójca z pewnością nie wlókł ciała po tym samym zboczu, po którym zeszły dzieci.
Nie, pomyślała. Stał tutaj.
Wydawało się nawet, jak gdyby rzadka roślinność była trochę przydeptana w miejscu, w którym stała.
Wzięła kilka oddechów, próbując wczuć się w jego punkt widzenia. Na pewno przyszedł tu w nocy, ale czy to była bezchmurna, czy pochmurna noc? Cóż, w Arizonie o tej porze roku istniała spora szansa, że noc była widna. Przypomniała sobie, że około tygodnia wcześniej księżyc świecił jasno. W świetle gwiazd i księżyca mógł widzieć całkiem dobrze – być może nawet nie potrzebował latarki.
Wyobraziła sobie, jak kładzie tutaj ciało. Co zrobił potem? Oczywiście zrzucił ciało z półki. Spadło prosto do płytkiej wody.
Coś w tym scenariuszu nie pasowało Riley. Znowu zastanawiała się, tak samo, jak w samolocie, jak mógł być tak nieostrożny.
To prawda, że stąd, z tej półki, prawdopodobnie nie widział, że ciało nie znalazło się głęboko pod wodą. Dzieci opisały worek jako “ciemny kształt w wodzie”. Z tej wysokości zanurzony worek była prawdopodobnie niewidoczny nawet w jasną noc. Założył, że ciało zatonęło, jak to zwykle świeże zwłoki w słodkiej wodzie, szczególnie gdy dociąży się je kamieniami.
Ale dlaczego podejrzewał, że woda jest tutaj głęboka?
Spojrzała w dół w czystą toń jeziora. W świetle późnego popołudnia nie było trudno dojrzeć podwodną półkę, na której osiadło ciało. Był to niewielki płaski obszar, nie większy niż wierzchołek głazu. Wokół woda była czarna i głęboka.
Rozejrzała się po jeziorze. Strome klify sterczały ze wszystkich stron nad powierzchnią wody. Widziała, że jezioro Nimbo było głębokim kanionem, zanim wybudowano zaporę i napełniono go wodą. Widać było tylko kilka miejsc, w których można było spacerować wzdłuż linii brzegowej. Brzeg klifu spadał prosto w otchłań.
Po jej prawej i lewej stronie Riley ujrzała grzbiety podobne do tego, na którym stali, wznoszące się na mniej więcej tę samą wysokość. Woda pod klifami była ciemna, nie wykazywała żadnych oznak istnienia podobnej półki, która mogłaby znajdować się poniżej.
Przeszedł ją dreszcz zrozumienia.
– Robił to już wcześniej – oznajmiła Billowi i Holbrookowi. – W tym jeziorze jest inne ciało.
* * *
Podczas podróży helikopterem z powrotem do siedziby FBI w Phoenix Holbrook powiedział:
– Czyli jednak uważasz, że to seryjny przypadek?
– Tak sądzę – odpowiedziała Riley.
Holbrook odparł:
– Nie byłem pewien. Generalnie chciałem znaleźć kogoś naprawdę dobrego do tej sprawy. Co takiego zobaczyłaś, że cię przekonało?
– Istnieją inne półki, które wyglądają tak, jak ta, z której zrzucił ciało – wyjaśniła. – Wcześniej użył jednej z nich, a ciało zatonęło tak, jak powinno, ale może tym razem nie mógł znaleźć tego samego miejsca. A może myślał, że to jest to samo miejsce. W każdym razie spodziewał się tego samego rezultatu. Pomylił się.
Bill oznajmił:
– Mówiłem, że ona coś odkryje.
– Nurkowie będą musieli przeszukać to jezioro – dodała Riley.
– To trochę potrwa – powiedział Holbrook.
– I tak trzeba to zrobić. Gdzieś tam leży inne ciało. Możesz być tego pewien. Nie wiem, od jak dawna, ale na pewno tam jest.
Przerwała, analizując w myślach, co to wszystko mówi o osobowości zabójcy. Był kompetentny i zdolny. Nie był żałosnym nieudacznikiem jak Eugene Fisk. Przypominał bardziej Petersona, zabójcę, który uwięził i dręczył zarówno ją, jak i April. To człowiek bystry i opanowany, który bardzo lubił zabijać – raczej socjopata niż psychopata. A przede wszystkim, był pewny siebie.
Może nawet zbyt pewny siebie dla własnego dobra, pomyślała Riley.
To może go pogrążyć.
Dodała:
– Facet, którego szukamy, nie jest szumowiną z przestępczego półświatka. Domyślam się, że jest zwykłym obywatelem, dość dobrze wykształconym, może z żoną i rodziną. Nikt, kto go zna, nie domyśla się, że jest zabójcą.
Riley obserwowała twarz Holbrooka podczas rozmowy. Chociaż teraz już wiedziała nieco więcej o sprawie, Holbrook wciąż wydawał jej się całkowicie nieprzenikniony.
Helikopter zatoczył krąg nad budynkiem FBI. Zapadł zmierzch i obszar poniżej był dobrze oświetlony.
– Patrz tam – powiedział Bill, wskazując przez okno.
Riley spojrzała w dół w kierunku, który wskazał. Zaskoczyło ją, że z tej perspektywy skalny labirynt wyglądał jak gigantyczny odcisk palca. Rozpościerał się pod nimi jak znak powitalny. Pewien niecodzienny architekt krajobrazu uznał, że ten obraz z kamienia jest bardziej odpowiedni dla nowego budynku FBI niż byłby ogród. Setki solidnych kamieni zostały starannie ułożone w zakrzywionych rzędach, aby stworzyć prążkowane złudzenie.
– Niesamowite – powiedziała Riley do Billa. – Czyjego odcisku palca użyli? Musiał to być ktoś legendarny. Może Dillinger?
– A może John Wayne Gacy. Albo Jeffrey Dahmer.
Pomyślała, że to dziwny widok. Z ziemi nikt nie domyśliłby się, że układ kamieni był czymś więcej niż bezsensownym labiryntem.
Uderzyło ją to prawie jako znak i ostrzeżenie. Ta sprawa będzie wymagać od niej spojrzenia z nowej i niepokojącej perspektywy. Miała zgłębić obszary ciemności, których nawet nie potrafiła sobie wyobrazić.