– Trzeba tam pójść, Julio – rzekł Emanuel.
– Pójść? – szepnęła Julia.
– Tak, a ja pójdę z tobą.
– Ale nie zrozumiałeś, że mam tam iść sama?!
– I wejdziesz tam sama – odpowiedział młodzieniec – a ja będę czekał na rogu ulicy Musée; i jeśli tak długo nie będziesz wracała, że zacznę się tym niepokoić, pójdę tam i zapewniam cię – biada tym, na których mogłabyś się poskarżyć.
– Sądzisz, Emanuelu, że naprawdę mam iść na to spotkanie?
– Tak. Czy posłaniec nie powiedział ci przecież, że chodzi tu o ratunek dla twojego ojca?
– Ależ powiedz mi w końcu, Emanuelu, jakie niebezpieczeństwo mu zagraża?
Emanuel wahał się chwilę, ale wzięło nad nim przewagę pragnienie, aby Julię przekonać.
– Słuchaj – rzekł do niej. – Dziś jest 5 września, nieprawdaż?
– Tak.
– Dzisiaj o jedenastej twój ojciec ma zapłacić prawie trzysta tysięcy franków.
– Tak, wiem o tym.
– Ale w kasie nie ma nawet piętnastu tysięcy!
– I co się stanie?
– To, że jeśli twój ojciec nie znajdzie do jedenastej kogoś, kto by mu podał rękę, o dwunastej będzie musiał ogłosić się bankrutem.
– Ach! Chodźmy! Chodźmy! – zawołała dziewczyna, ciągnąc Emanuela za rękę.
Tymczasem pani Morrel wszystko opowiedziała synowi.
Wiedział on już, że z powodu kolejnych nieszczęśliwych wypadków w wydatkach firmy zaprowadzono duże ograniczenia; ale nie zdawał sobie sprawy, że rzeczy tak daleko już zaszły.
Ta wiadomość go zdruzgotała.
Zerwał się nagle, rzucił do drzwi, wbiegł szybko po schodach, sądził bowiem, że ojciec jest w gabinecie; ale stukał na próżno.
Za chwilę usłyszał, jak skrzypnęły drzwi od sypialni Morrela; odwrócił się i ujrzał ojca.
Na widok Maksymiliana Morrel krzyknął ze zdziwienia; nie wiedział bowiem nic o przybyciu syna. Ale stał nadal nieruchomy, przytrzymując lewym ramieniem jakiś przedmiot ukryty pod surdutem. Maksymilian zbiegł szybko ze schodów i rzucił się ojcu na szyję; i nagle odskoczył, dotykając dalej prawą dłonią piersi ojca.
– Ojcze! – zawołał, blednąc śmiertelnie. – Dlaczego chowasz pod surdutem parę pistoletów?
– O! Tego właśnie się obawiałem! – westchnął Morrel.
– Ojcze… Ojcze! Na Boga! – wykrzyknął młodzieniec. – Po co ci ta broń?
– Maksymilianie – odpowiedział Morrel, patrząc prosto na syna. – Jesteś mężczyzną, jesteś człowiekiem honoru, chodź za mną, to ci wyjaśnię.
I podążył pewnym krokiem do gabinetu, a Maksymilian, chwiejąc się, poszedł za nim.
Morrel zamknął za synem drzwi, przeszedłszy przedpokój skierował się prosto do biurka, położył pistolety na brzegu i wskazał synowi palcem otwarty rejestr.
Księga ta zawierała dokładny obraz sytuacji.
Za pół godziny Morrel miał zapłacić dwieście osiemdziesiąt siedem tysięcy franków, a posiadał tylko piętnaście tysięcy dwieście pięćdziesiąt siedem.
– Czytaj – rzekł Morrel.
Młodzieniec przeczytał i znieruchomiał, zdruzgotany.
Morrel nie mówił nic; cóż by mógł dodać wymowniejszego niż wyrok tych nieubłaganych liczb?
– Czy wszystko już zrobiłeś, ojcze, aby przeciwstawić się temu nieszczęściu?
1
9 termidora oraz 4 kwietnia 1814 – 9 termidora, tj. 27 lipca 1794 r. w wyniku przewrotu odsunięto od rządów Maksymiliana Robespierre'a i jego zwolenników; 4 kwietnia 1814 r. abdykował Napoleon Bonaparte. [przypis edytorski]