Ojciec Goriot - де Бальзак Оноре 9 стр.


– Żegnam panią – rzekł Portugalczyk idąc pośpiesznie ku drzwiom w chwili, gdy Eugeniusz wchodził do saloniku przystrojonego materią szarą i różową tak zalotnie, że zbytek ukrywał się pod osłoną wdzięku.

– Ale do wieczora tylko – rzekła hrabina zwracając głowę ku margrabiemu. – Przecie idziemy dziś na komedię?

– Nie mogę – odparł margrabia biorąc za klamkę.

Pani de Beauséant wstała i przywołała go ku sobie, nie zwracając wcale uwagi na Eugeniusza, który stał olśniony czarodziejskim blaskiem bogactwa, gotów uwierzyć w tej chwili w rzeczywistość bajek arabskich, i nie wiedział, gdzie się ukryć przed kobietą, która nie zwracała nań najmniejszej uwagi. Wicehrabina podniosła wskazujący palec prawej ręki i ruchem pełnym wdzięku wskazała markizowi miejsce obok siebie. W ruchu tym był tak gwałtowny despotyzm namiętności, że margrabia zdjął rękę z klamki i powrócił. Eugeniusz spojrzał nań bez zazdrości.

– Oto jest – rzekł w duchu – właściciel powozu. Trzebaż mieć konie rącze, liberie i strugi złota, żeby zasłużyć na jedno spojrzenie kobiety paryskiej?

Demon zbytku wpił mu się w serce, gorączka zysku opanowała go paląc wnętrzności pragnieniem złota. A pamiętał, że ma tylko sto trzydzieści franków na kwartał. Jego ojciec, matka, bracia, siostry i ciotka przeżywają wszyscy razem niespełna dwieście franków na miesiąc. Osłupiał do reszty porównywając położenie obecne z celem, który należało osiągnąć.

Назад