– Byłaś prawnikiem, prawda? – upewnił się mężczyzna.
– Tak – wzruszyła ramionami. – Ale potem popełniłam głupi błąd i moje życie zmieniło się w gówno. Nie bierz ze mnie przykładu – ostrzegła. – Zakończmy to teraz.
– A co z nią? – wskazał na swoją żonę.
– Dlaczego miałbyś chcieć być z kimś takim jak ona? – zapytała Avery.
– Kocham ją.
Avery przygryzła wargę, zawieszając na nim wzrok.
– Czy to wygląda jak miłość?
To pytanie naprawdę go zaniepokoiło. Zmarszczywszy brwi, spojrzał na Avery, na żonę i znów na Avery.
– Nie – powiedział i opuścił broń. – Tak się nie da kochać.
– Powiem ci coś – zaproponowała Avery. – Daj mi tę broń i pozwól, żeby ci faceci zabrali cię po cichu, a coś ci obiecam.
– Co mi obiecasz?
– Obiecuję, że będę sprawdzać co u ciebie i upewnię się, że zostałeś odpowiednio potraktowany. Dla mnie nie wyglądasz na złego faceta, Fernando Rodriguez. Po prostu wyglądasz, jakbyś miał ciężkie życie.
– Nie masz pojęcia nawet o połowie – odrzekł.
– To prawda – zgodziła się. – Nie mam.
Wyciągnęła rękę.
Puścił zakładnika i podał broń. Jego żona natychmiast przeszła przez trawnik i pobiegła w bezpieczne miejsce. Agresywny policjant, który był przygotowany na otwarcie ognia, wystąpił, rzucając jej wrogie spojrzenie pełne niezbyt dobrze zawoalowanej zazdrości.
– Poradzę sobie dalej – zadrwił.
Avery naskoczyła na niego.
– Wyświadcz mi przysługę – szepnęła. – Przestań się zachowywać, jakbyś był lepszy niż ludzie, których aresztujesz i traktuj go jak człowieka. To może ci pomóc.
Policjant zarumienił się ze złości. Wydawał się gotowy przepchnąć się obok i zniszczyć spokojną atmosferę, którą stworzyła Avery. Na szczęście drugi funkcjonariusz pierwszy dotarł do Latynosa i zajął się nim ostrożnie.
– Teraz cię skuję – powiedział cicho. – Nie martw się. Zadbam o to, żebyś został odpowiednio potraktowany. Muszę przeczytać ci twoje prawa. Czy to w porządku? Masz prawo zachować milczenie…
Avery wycofała się.
Latynoski agresor podniósł wzrok. Oboje przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Skinął głową w podziękowaniu, a Avery skinęła głową. – Mówiłam szczerze – powtórzyła, zanim odwróciła się, by wyjść.
Ramirez miał szeroki uśmiech na twarzy.
– Cholera, Avery. To było sexy.
Flirt zaniepokoił Avery.
– Nienawidzę, kiedy policjanci traktują podejrzanych jak zwierzęta – powiedziała i odwróciła się, by obejrzeć aresztowanie. – Założę się, że połowy strzelanin w Bostonie da się uniknąć, okazując odrobinę szacunku.
– Może gdybym był policjantką taką jak ty – zażartował.
– Może – odpowiedziała i poważnie zastanowiła się nad implikacjami.
Nagle odezwała się jej krótkofalówka.
Z szumu dobiegał głos kapitana O’Malleya.
– Black – powiedział. – Black, gdzie jesteś?
Odebrała.
– Jestem, Kapitanie.
– Twój telefon powinien być włączony – zauważył. – Ile razy muszę ci to mówić? Podjedź do przystani przy Marginal Street we wschodnim Bostonie. Mamy tutaj mały problem.
Avery zmarszczyła brwi.
– Czy wschodni Bostonie to nie jest rewir A7? – zapytała.
– Zapomnij o tym – odrzekł. – Porzuć wszystko, co robisz i jedź tam tak szybko, jak to możliwe. Mamy morderstwo.
Rozdział 2
Avery dotarła do portu i stoczni w Bostonie tunelem Callahan, który łączył North End ze wschodnim Bostonem. Przystań znajdowała się przy Marginal Street, tuż nad wodą.
Miejsce było pełne policji.
– Cholera jasna – powiedział Ramirez. – Co się tu, do cholery, stało?
Avery powoli weszła na przystań. Samochody policyjne zostały zaparkowane w sposób przypadkowy, wraz z karetką pogotowia. Tłumy ludzi, którzy chcieli korzystać ze swoich łodzi w ten jasny poranek, krążyły wokół, zastanawiając się, co powinni zrobić.
Zaparkowała. Oboje wysiedli i wyciągnęli odznaki.
Za główną bramą i budynkiem rozciągała się rozległa przystań. Dwa drewniane pomosty wystawały z nabrzeża w kształcie litery V. Większość policji zebrała się wokół jednej z kei.
W oddali stał kapitan O’Malley, ubrany w ciemny garnitur i krawat. Prowadził głęboką dyskusję z innym mężczyzną w pełnym policyjnym umundurowaniu. Po podwójnych pagonach na piersi Avery domyśliła się, że ten drugi facet był kapitanem A7, do którego należał cały wschodni Boston.
– Spójrz na tego gościa – Ramirez wskazał mężczyznę w mundurze. – Czy on właśnie wyszedł z jakiejś ceremonii, czy co?
Oficerowie z A7 spojrzeli na nich ostro.
– Co tu robi A1?
– Wracajcie do North End – krzyknął inny.
Wiatr smagał twarz Avery, gdy szła po kei. Powietrze było słone i kojące. Zapięła kurtkę wokół talii tak, aby porywy wiatru jej nie rozpięły. Ramirez walczył z intensywnymi podmuchami, które wciąż rujnowały jego idealną fryzurę.
Pomosty sterczały pod kątem prostym po jednej stronie pirsu, a każdy z nich był pełna łodzi. Po drugiej stronie pirsu również stały łodzie: motorówki, drogie żaglówki i ogromne jachty.
Oddzielna keja tworzyła kształt litery T z końcem pirsu. Na środku zakotwiczono pojedynczy biały jacht średniej wielkości. Podczas gdy zespół kryminalistyki przeszukiwał łódź i robił zdjęcia, O’Malley, drugi kapitan i dwaj funkcjonariusze prowadzili rozmowę.
O’Malley miał zawsze ten sam szorstki wygląd: farbowane czarne krótko obcięte włosy oraz twarz, która, skurczona i pomarszczona, wyglądała, jakby w poprzednim życiu był bokserem. Mrużył oczy od wiatru i wyglądał na zdenerwowanego.
– Już tu jest – oznajmił. – Dajcie jej szansę.
W drugim kapitanie było coś królewskiego, coś dostojnego: miał siwe włosy, pociągłą twarz i władcze spojrzenie pod zmarszczonymi brwiami. Był znacznie wyższy niż O’Malley i wyglądał na lekko zakłopotanego tym, że O’Malley lub ktokolwiek spoza jego zespołu wkroczył na jego terytorium.
Avery skinęła głową do wszystkich.
– Co słychać, kapitanie?
– To jakaś impreza, czy co? – zagadnął Ramirez z uśmiechem.
– Zetrzyj ten uśmiech z twarzy – burknął rosły kapitan. – To miejsce zbrodni, młody człowieku. Oczekuję, że potraktujesz to poważnie.
– Avery, Ramirez, to jest kapitan Holt z A7. Był wystarczająco łaskawy, aby…
– Łaskawy jak moja dupa! – odezwał się Holt. – Nie wiem, jakie show organizuje burmistrz, ale jeśli myśli, że może tak po prostu pomiatać moim oddziałem, to bardzo się myli. Szanuję cię, O’Malley. Znamy się od dawna, ale jest to bezprecedensowe i ty o tym wiesz. Jak byś ty się czuł, gdybym podszedł do A1 i zaczął wydawać rozkazy?
– Nikt tu nie wydaje rozkazów – odparł O’Malley. – Myślisz, że mnie się to podoba? Mamy wystarczająco dużo pracy po naszej stronie. Burmistrz zadzwonił do nas obu, prawda? Miałem zaplanowany zupełnie inny dzień, Will, więc nie zachowuj się tak, jakbym to ja próbował zrobić pokaz siły.
Avery i Ramirez wymienili spojrzenia.
– Jak wygląda sytuacja? – zapytała Avery.
– Zadzwonili dziś rano – odrzekł Holt i wskazał na jacht. – Na tej łodzi znaleziono zwłoki kobiety. Została zidentyfikowana jako właścicielka lokalnej księgarni. Posiada księgarnię specjalizującą się w tematyce duchowej przy Sumner Street, która działa od piętnastu lat. Nie figuruje w kartotekach. Z zewnątrz nie wygląda, jakby robiła cokolwiek podejrzanego.
– Z wyjątkiem sposobu, w jaki została zamordowana – dodał O’Malley.
– Kapitan Holt jadł tutaj śniadanie z burmistrzem, kiedy otrzymał wiadomość. Burmistrz zdecydował, że chce przyjechać i zobaczyć to na własne oczy.
– Pierwszą rzeczą, jaką powiedział, było „może byśmy zaangażowali Avery Black do tej sprawy” – podsumował Holt, rzucając Avery mordercze spojrzenie.
O’Malley próbował złagodzić sytuację.
– Nie to mi powiedziałeś, Will. Powiedziałeś, że weszli faceci, nie rozumieli, na co patrzą, więc burmistrz zasugerował, żebyś zapytał kogoś, kto ma jakieś doświadczenie w tego rodzaju sprawach.
– Tak czy inaczej – warknął Holt i pompatycznie uniósł brodę.
– Idź zobaczyć – polecił O’Malley i wskazał na jacht. – Zobacz, czy odkryjesz tam coś nowego.
– Jeśli wyjdzie bez niczego nowego – dodał do Holta – jedziemy stąd. Umowa stoi?
Holt podszedł do dwóch pozostałych detektywów.
– Ci dwaj pochodzą z jego wydziału zabójstw – wyjaśnił O’Malley. – Nie patrz na nich. Nie rozmawiaj z nimi. Nie strosz piórek. To bardzo delikatna sytuacja polityczna. Po prostu trzymaj buzię na kłódkę i powiedz mi, co widzisz.
Ramirez praktycznie eksplodował entuzjazmem, gdy podeszli do dużego jachtu.
– To naprawdę niezłe cacko – zachwycił się. – Wygląda jak Sea Ray 58 Sedan Bridge. Dwupokładowa. Daje ci cień do góry, a w środku ma klimę.
Avery była pod wrażeniem.
– Skąd to wiesz? – zapytała.
– Lubię łowić ryby – Wzruszył ramionami. – Nigdy wcześniej nie łowiłem z czegoś takiego, ale człowiek może pomarzyć, prawda? Powinienem cię kiedyś zabrać na moją łódź.
Avery nigdy tak naprawdę nie miała okazji cieszyć się morzem. Czasem plażą. Jeziorami oczywiście też. Ale żeby pływać żaglówką lub motorówką daleko na oceanie? Dostałaby napadu paniki. Urodziła się i wychowała na równinach, a myśl o byciu unoszoną przez falujące, załamujące się fale, bez pojęcia, co czai się tuż powierzchnią, sprawiła, że jej umysł pogrążył się w ciemności.
Gdy Avery i Ramirez przeszli obok nich i przygotowali się do wejścia na pokład. Holt i jego dwaj detektywi zignorowali ich. Fotograf na dziobie zrobił ostatnie zdjęcie i dał znak Holtowi. Przeszedł wzdłuż strzelnicy po prawej burcie i poruszył brwiami w kierunku Avery.
– Nigdy więcej nie spojrzysz na żaden jacht – zażartował.
Srebrna drabinka prowadziła na burtę statku. Avery wspięła się na nią, położyła dłonie na czarnych iluminatorach i podążyła w kierunku dziobu.
Kobieta w średnim wieku, o aparycji świętej i burzy rudych włosów została upozowana na froncie statku, tuż przed światłem burtowym na dziobie. Leżała skulona na boku, twarzą na wschód, z rękami przyciśniętymi do kolan i spuszczoną głową. Gdyby siedziała wyprostowana, mogłaby wyglądać na śpiącą. Była zupełnie naga, a jedyną widoczną raną była ciemna linia na jej szyi. Skręcił jej kark, pomyślała Avery.
Tym, co wyróżniało ofiarę, poza nagością i publiczną ekspozycją jej śmierci, był cień, który rzucała. Słońce świeciło wysoko na wschodzie. Jej ciało było lekko skierowane do góry i tworzyło lustrzane odbicie jej skurczonej postaci w długim, pokrzywionym cieniu.
– O żesz w mordę – szepnął Ramirez.
Avery przykucnęła nisko podobnie jak wtedy, gdy czyściła powierzchnie w domu i zerknęła na dziób statku. Cień był albo zbiegiem okoliczności, albo znaczącym znakiem od zabójcy, a jeżeli zostawił jeden znak, mógł także pozostawić inny. Przeniosła się z jednej burty statku na drugą.
W blasku słońca, na białej powierzchni pokładu na dziobie statku, tuż nad głową kobiety, między jej ciałem a cieniem, Avery dostrzegła gwiazdę. Ktoś użył palca, aby narysować gwiazdę śliną albo słoną wodą.
Ramirez zawołał do O’Malleya.
– Co powiedzieli technicy kryminalistyki?
– Znaleziono włosy na ciele. Mogły pochodzić z dywanu. Drugi zespół wciąż jest w mieszkaniu.
– W jakim mieszkaniu?
– W mieszkaniu kobiety – zawołał O’Malley. – Uważamy, że to stamtąd została uprowadzona. Nigdzie nie ma odcisków palców. Facet mógł nosić rękawiczki. Nie wiemy, w jaki sposób przeniósł ją tutaj, do bardzo widocznej kei, pozostając jednocześnie niezauważonym. Zaślepił niektóre z kamer mariny. Musiał to zrobić tuż przed morderstwem. Prawdopodobnie została zabita zeszłej nocy. Ciało nie nosi śladów walki, ale koroner musi to potwierdzić.
Holt naśmiewał się nie wiadomo z czego.
– To strata naszego czasu – warknął na O’Malleya. – Co ta kobieta może zaoferować, czego moi mężczyźni jeszcze nie odkryli? Nie obchodzi mnie jej ostatnia sprawa ani jej medialna osobowość. Jeśli o mnie chodzi, to po prostu prawniczka, która miała szczęście w swojej pierwszej poważnej sprawie, ponieważ seryjny zabójca, którego broniła w sądzie, pomógł jej!
Avery wstała, oparła się o poręcz i obserwowała Holta, O’Malleya i dwóch innych detektywów stojących na pirsie. Wiatr targał jej kurtką i spodniami.
– Widzieliście gwiazdę? – zapytała.
– Jaką gwiazdę? – zdziwił się Holt.
– Jej ciało jest pochylone na bok i do góry. W świetle słonecznym widać cień tej pozycji. Bardzo wyraźny. Wygląda niemal jak dwie osoby, jedna za drugą. Między jej ciałem a tym cieniem ktoś narysował gwiazdę. Może to być zbieg okoliczności, ale umieszczenie jest idealne. Może będziemy mieli szczęście, jeżeli zabójca narysował to własną śliną.
Holt skonsultował się z jednym ze swoich ludzi.
– Widziałeś gwiazdę?
– Nie, proszę pana – odpowiedział szczupły blond detektyw o brązowych oczach.
– A technicy kryminalistyki?
Detektyw potrząsnął głową.
– Śmieszne – wymamrotał Holt. – Narysowana gwiazda? Dziecko mogło to zrobić. Cień? Cienie są tworzone przez światło. Nie ma w tym nic specjalnego, detektywie Black.
– Kto jest właścicielem jachtu? – zapytała Avery.
– To martwy trop. – O’Malley wzruszył ramionami. – grupa ryba, deweloper. Wyjechał do Brazylii w interesach. Nie było go przez ostatni miesiąc.
– Jeśli łódź była sprzątana w ciągu ostatniego miesiąca – powiedziała Avery – to gwiazda została tam narysowana przez zabójcę, a ponieważ jest ona idealnie umieszczona między ciałem a cieniem, musi to coś znaczyć. Nie jestem pewna, co, ale coś na pewno znaczy.
O’Malley spojrzał na Holta.
Holt westchnął.
– Simms – zwrócił się do blond funkcjonariusza – przyprowadź tu z powrotem techników kryminalistyki. Niech zobaczą tę gwiazdę oraz ten cień. Zadzwonię, kiedy skończymy.
Holt spojrzał nieszczęśliwie na Avery, a potem pokręcił głową.
– Pozwól jej obejrzeć mieszkanie.
Rozdział 3
Avery szła powoli korytarzem ciemnego budynku mieszkalnego w towarzystwie Ramireza, a jej serce biło z niecierpliwością, jak zawsze, gdy wchodziła na miejsce zbrodni. W tym momencie żałowała, że nie była gdziekolwiek indziej.
Otrząsnęła się. Przybrała pokerową minę i zmusiła się do obserwowania każdego szczegółu, nawet najdrobniejszego.
Drzwi mieszkania ofiary były otwarte. Funkcjonariusz stojący na zewnątrz wyprowadził się i pozwolił Avery i pozostałym przedostać się pod taśmą odgradzającą miejsce zbrodni i wejść do środka.
Wąski korytarz prowadził do salonu. Z holu przechodziło się do kuchni. Nigdzie nie było nic niezwykłego – było to tylko czyjeś bardzo ładne mieszkanie. Ściany pomalowano na jasnoszary. Wszędzie stały regały na książki. Na ziemi leżały stosy książek. Rośliny zwisały z okien. Zielona kanapa stała naprzeciwko telewizora. W jedynej sypialni łóżko było przykryte koronkową białą narzutą.
Jedynym oczywistym zakłóceniem ładu w mieszkaniu był salon, w którym wyraźnie brakowało dywanu, który powinien leżeć na środku. Zakurzony kontur oraz ciemniejsza powierzchnia zostały oznaczone licznymi żółtymi policyjnymi znacznikami.
– Co znalazła tu ekipa od kryminalistyki? – zapytała Avery.
– Nic – odrzekł O’Malley. – Brak odcisków. Brak nagrania z kamery. Jesteśmy teraz w czarnej dupie.
– Coś zabrano z mieszkania?
– Nic, o czym byśmy wiedzieli. Słoik z drobniakami jest pełny. Jej ubrania zostały starannie umieszczone w koszu. Pieniądze i dowód tożsamości wciąż były w kieszeniach.
Avery nie spieszyła się z oględzinami mieszkania.
Zgodnie ze swoim zwyczajem poruszała się małymi odcinkami i dokładnie obserwowała każdy element – ściany, podłogi i drewniane deski podłogowe, wszelkie drobiazgi na półkach. Wśród nich wyróżniało się zdjęcie ofiary z dwiema koleżankami. Zanotowała w pamięci, żeby poznać ich imiona i skontaktować się z każdą z nich. Przeanalizowała regały i stosy książek. Były to stosy kobiecych powieści romantycznych. Reszta dotyczyła głównie spraw duchowych: samopomocy, religii.