Limes Inferior - Януш Зайдель 13 стр.


Podobnie jak lifterzy, także inni fachowcy muszą spełniać jakąś – pozytywną z punktu widzenia władz – rolę w Argolandzie. Weźmy takiego kameleona: gdyby nie on, skąd wziąłby niepracujący czwartak żółte punkty na honorarium dla liftera? I tak dalej, i tak dalej… Cała ta podskórna infrastruktura społeczna działa za cichym przyzwoleniem administracji – a więc na ten czy inny sposób – w interesie władzy. Kto wie, czy nie są również do czegoś potrzebni wyciskacze, wampiry, zdziercy? Może funkcjonowanie tego społeczeństwa wymaga, by ludziom, oprócz poczucia bezpieczeństwa – fizycznego i socjalnego – dostarczać także nieco poczucia zagrożenia? Pewna liczba bandziorów – liczba z góry zaplanowana i utrzymywana na określonym poziomie – może pełnić taką samą rolę jak szczupaki w stawie z karpiami. Taki szczupak eliminuje słabe, chore sztuki hodowlane, a pozostałe zmusza do czujności, do ruchu, do ucieczki, by rozwijały swe mięśnie zamiast obrastać w tłuszcz.

Zupełnie zgrabna analogia z tym stawem hodowlanym! – zakonkludował Sneer, leżąc wygodnie z rękami pod głową i mając w zasięgu dłoni puszkę doskonałego, chłodnego piwa. – Cały Argoland jest takim stawem karmionych karpi. Są w nim ryby większe i mniejsze, ważniejsze i mniej ważne. System klasyfikacji z jednej a owa nieformalna substruktura z drugiej strony, zmuszają wszystkich do ciągłego ruchu, byśmy się zanadto nie zapaśli na ciele i umyśle. Mnie też przygoniono trochę, dla zasady. Widocznie zanadto rozleniwiłem się ostatnimi czasy i ktoś uznał, że powinienem się rozruszać.

Przypomniał sobie o krążkach z nagraniami, które miał w kieszeni kurtki, więc sięgnął po odtwarzacz kupiony w drodze do hotelu. Włożył słuchawkę do ucha, umieścił jeden z krążków w aparacie i włączył urządzenie.

„Do ciebie mówimy, obywatelu Argolandu, niezależnie od tego, jaką posiadasz klasę i ile punktów zawiera twój Klucz! – mówił głos z krążka. – Chcemy postawić kilka pytań, których sam nie stawiasz sobie z lenistwa umysłowego lub z wrodzonej niechęci do myślenia. Chcemy zakłócić senny spokój twojego umysłu. Czy nie zauważyłeś dotychczas, że jesteś systematycznie ogłupiany? Czy nie czujesz, nie dostrzegasz, że z każdym dniem upodabniasz się coraz bardziej do automatów, które cię otaczają?

Dlaczego nie pytasz, komu zależy na tym, abyś był potulnym pionkiem, dającym się przestawiać na szachownicy życia? Dlaczego pozwalasz, by samozwańcze siły manipulowały twoim losem w imię celów, których nie dano ci poznać?

Czy nie zauważasz, że jesteś oszukiwany i zmuszany do oszustw, że bierzesz udział w tragicznej farsie, w niegodnej ludzkiej istoty parodii życia społecznego? Czy wystarcza ci to, że po prostu istniejesz, wegetujesz jak roślina, zdana na łaskę nieznanych ogrodników?

Dlaczego pozwalasz więzić się w pętach wynaturzonego modelu społecznego, nie znajdującego uzasadnienia w całej szczytnej historii naszej cywilizacji – modelu nieodpowiedniego dla istot ludzkich, stworzonych do życia w wolności? Dlaczego zrujnowano dorobek wieków kultury i cywilizacji? Ludzie, którzy kierują naszym miastem, kontynentem, całym światem powinni odpowiedzieć na te pytania. Dlaczego milczą? Dlaczego zamykają usta pytającym, zamiast udzielić odpowiedzi?

Pytajcie wszyscy, głośnym chórem! Wasze połączone głosy nie dadzą się zagłuszyć ani zignorować! Pytajcie i nie pozwalajcie zbyć się wykrętnymi ogólnikami! Pytajcie i żądajcie odpowiedzi".

– Uhm… – mruknął Sneer do siebie. – Jeśli już zaczną pytać, to raczej o przyczyny wzrostu ceny piwa.

Zmienił krążek w aparacie, lecz zamiast oczekiwanej ballady w wykonaniu Dony Bell, męski głos obwieścił:

„Jest nam bardzo przykro, lecz nagranie, którego żądasz, zostało zastrzeżone przez Wydział Masowej Rozrywki zarządzeniem z dnia trzeciego lipca bieżącego roku. Jego rozpowszechnianie wstrzymano ze względu na niski poziom artystyczny i brak walorów społeczno-wychowawczych. Prosimy wybrać inną pozycję z katalogu nagrań".

– Do licha! – Sneer wyłączył aparat. – Tego jeszcze nie było. Zakazana piosenka?

W zestawieniu z treścią pierwszego nagrania fakt ten wyglądał intrygująco. Sneer zastanowił się chwilę, a potem sięgnął po telefon.

– Benny? Mam sprawę – powiedział. – Czy mógłbyś mi wyszperać nagranie numer 378245?

– To ty, Sneer? – rozległo się w słuchawce. – A co to za nagranie?

– Dony Bell.

– Posłuchaj, stary! – głos Benny'ego przybrał oficjalny ton. – Jestem porządną firmą. Szukam różnych dziwnych rzeczy i nie obchodzi mnie, po co są klientowi potrzebne. Ale takich spraw nie tykam. Dony Bell jest zastrzeżona. Oficjalnie nigdzie nie występuje, nie nagrywa, w telewizji nie odtwarzają nawet jej dawnych przebojów. To coś oznacza. Nie wiem, co. Nie znam się na polityce. Chodzą plotki, że nie chciała ujawnić autora tekstu jednej ze swych piosenek. Uparcie twierdzi, że go nie zna, że tekst został jej podrzucony.

To wszystko, co wiem. Aha, niektórzy mówią, że ona występuje w jakimś lokalu, kabarecie. Taka marna knajpa, gdzie zbierają się różne wyrzutki. No, rozumiesz? Wyrzuceni z masowej rozrywki, tacy tam… tego… artyści. Trzecia ulica w lewo za magazynem obuwia na Siedemnastej Poprzecznej, idąc od jeziora. Strasznie ten telefon trzeszczy, jakby ktoś tam coś naprawiał na linii.

– Dziękuję, Benny! – Sneer odłożył słuchawkę, pojąwszy aluzję diggera. Telefon mógł być podłączony do policyjnych urządzeń rejestrujących, a Benny uznał widać rozmowę za niezbyt bezpieczną.

Na zdaniu Benny'ego można było polegać. Stary fachowiec od wynajdywania różnych potrzebnych przedmiotów i informacji nieraz już dopomógł Sneerowi w zdobyciu pewnych drobiazgów lub uzyskaniu poufnych adresów. Oficjalnie zajmował się pośrednictwem w handlu obiektami kolekcjonerskimi: starymi monetami z czasów obiegu pieniężnego, drobnymi antykami. Był z wykształcenia historykiem sztuki, klasę miał dość wysoką – Sneer nigdy nie pytał, jaką – lecz ze względu na brak odpowiedniej dla niego posady władze chętnie pozbyły się kłopotu wydając Benny'emu licencję na drobny handel starociami. Pod tym płaszczykiem Benny od lat uprawiał digging – jeden z najbardziej cenionych nielegalnych procederów.

Sneer doskonale zrozumiał odpowiedź diggera. Oznaczała ona po prostu, że przyjął zamówienie, lecz równocześnie sygnalizował, iż nie należy więcej o tym rozmawiać przez telefon. Ostatnie zdania mogły być informacją, gdzie można usłyszeć trefną balladę, lecz równie dobrze mogły stanowić tylko maskujący bełkot dla ewentualnych podsłuchiwaczy rozmowy.

Spojrzał na Klucz. Była dopiero szósta po południu. Wcześnie rozpoczęty dzień wlókł się niemiłosiernie, a Sneer podświadomie jakoś unikał dziś pokazywania się w miejscach publicznych i najchętniej nie wychodziłby w ogóle z kabiny. Teraz jednak poczuł się nieco głodny i znudzony bezczynnością.

Trzeba ruszyć w miasto – pomyślał. – Muszę przełamać złą passę, zrobić coś, zarobić parę punktów. Życie musi toczyć się dalej!

Gdy zbliżył się do drzwi, ktoś w nie właśnie zapukał. Sneer cofnął się odruchowo. Pomny wczorajszego doświadczenia z aresztomatem, wahał się przez chwilę, a potem otworzył, cofając się szybko.

W progu stał mężczyzna ubrany w jasny garnitur z prawdziwej wełny, jaki można kupić tylko w najlepszych magazynach śródmieścia.

– Można? – spytał, uśmiechając się nieśmiało. To nie policjant – pomyślał Sneer. – Oni nie chodzą pojedynczo i nie są tacy grzeczni.

– Bardzo proszę! – powiedział w stronę nieznajomego.

Przyjrzał mu się dokładniej w świetle padającym z okna kabiny. Przybyły mógł być nieco starszy od Sneera, gdzieś koło pięćdziesiątki. Usiadł w fotelu nie rozglądając się po kabinie, co także zrobiło dobre wrażenie na gospodarzu.

– Jestem pracownikiem administracji – przedstawił się, pokazując Klucz, na którym Sneer zauważył symbol zerowej klasy – i chciałbym przede wszystkim przeprosić za pewne przykrości, jakie spotkały pana w ciągu ostatniej doby.

– To… chyba jakaś pomyłka? – zająknął się Sneer, siadając na skraju tapczanu naprzeciw przybysza.

– Pan Adi Cherryson, alias Sneer, nieprawdaż? – upewnił się przybysz i nie czekając na potwierdzenie, ciągnął dalej. – Aby uprościć naszą rozmowę, umówmy się, że ja będę mówił, pan zaś nie będzie niczego potwierdzał ani też niczemu zaprzeczał. Proszę przyjąć, że wiem o panu bardzo dużo, lecz nie mam żadnych wspólnych interesów z wydziałami, zajmującymi się sprawami klasyfikacji, dochodów, zatrudnienia, porządku publicznego i tych wszystkich organów administracyjnych, z którymi obywatel, a zwłaszcza obywatel pańskiej… hm… profesji, nie lubi mieć do czynienia. Otóż, przede wszystkim wyjaśnię, że zamierzamy zwrócić się do pana z pewną propozycją i prośbą zarazem, panie Sneer, jeśli pozwoli pan używać tego nieformalnego imienia, pod którym jest pan znany także u nas.

– To znaczy gdzie? – wtrącił Sneer czujnie.

– Powiedzmy ogólnie, że w Radzie Aglomeracji. Otóż, znając pewne pańskie walory, w szczególności zaś, pańską wysoką klasę…

– Jestem czwartakiem – powiedział Sneer chłodno.

– Proszę wysłuchać mnie do końca – uśmiechnął się cierpliwie urzędnik Rady. – Wiemy, że jest pan zerowcem, i to nie byle jakim. Znamy kilku zerowców, którzy tylko panu zawdzięczają swoją klasę i stanowisko. Mógłbym panu przedstawić ich listę, ale w końcu to nie ma nic do rzeczy. Co więcej, jest pan człowiekiem nie tylko wysoce inteligentnym, lecz także obdarzonym sprytem i pomysłowością. Trzeba być geniuszem w lifterskiej sztuce, by zrobić zerowca z takiego na przykład… hm… no, nie będę wymieniał nazwiska, bo to teraz dyrektor poważnej instytucji, ale mówiąc między nami, kompletny kretyn.

Jak pan zatem widzi, doceniamy w pełni pańskie kwalifikacje i walory. Odkryję nasze karty: jest nam potrzebny ktoś taki, jak pan. Ktoś posiadający formalnie czwartą klasę, nie zwracający na siebie uwagi, powiedziałbym nawet, proszę się nie gniewać, udający głupka. A równocześnie powinien to być ktoś błyskotliwy i bystry, a przy tym fachowiec w dziedzinie mikroelektroniki. Niewielu mamy takich w Argolandzie, więc niech się pan nie dziwi, że Syskom wskazał właśnie na pańską kandydaturę. Dziś każdy, kto może, pcha się na wysokie pozycje, lecz o prawdziwego zerowca coraz trudniej. Nasze poufne badania wykazują, że wśród obywateli z formalnym zerem, zajmujących czołowe stanowiska w zarządzaniu aglomeracją, niepokojąco rośnie odsetek takich, co z trudem udają zerowców. To oczywiście skutki działalności pana i pańskich kolegów. Ale nie naszą jest sprawą regulacja tych nieprawidłowości. Dla nas nie jest pan w tej chwili lifterem, lecz człowiekiem, o którego nam chodzi. A zadanie, które chcemy panu powierzyć, jest niezwykle ważne z punktu widzenia interesów całej aglomeracji.

Nieznajomy przerwał na chwilę, wpatrując się w Sneera, który z kamienną twarzą odwzajemniał mu badawcze spojrzenie.

– Jednym słowem, proponujemy panu pracę na stanowisku odpowiednim dla czwartaka, z przepisowym uposażeniem w żółtych punktach.

Ale, by zrekompensować straty, jakie poniesie pan w wyniku podjęcia się tej pracy, oferujemy ponadto dodatkowo przeciętną pańskich dotychczasowych przychodów z… hm… pańskiej dotychczasowej działalności.

– Czterysta żółtych na miesiąc – mruknął Sneer, niby do siebie.

– Powiedzmy, pięćset – uśmiechnął się przybysz. – A jeśli będzie panu odpowiadała współpraca z nami, może pan osiągnąć jeszcze większe korzyści.

– A inne zajęcia? Czy musiałbym ich zaniechać?

– Skądże znowu! Interesuje nas tylko ten czas, za który płacimy. Poza tym, może pan robić, co się panu podoba. Postaramy się nawet, by nikt pana nie niepokoił, oczywiście pod warunkiem, że będzie pan przestrzegał pewnych pozorów i reguł gry.

– Cóż miałbym robić?

– Zostanie pan kimś w rodzaju portiera czy dozorcy w pewnej placówce naukowej. Chcemy wiedzieć, co się tam dzieje. Musimy mieć u nich swojego człowieka.

– Nie zajmuję się donosicielstwem! – obruszył się Sneer.

– Pan mnie źle zrozumiał – urzędnik pokręcił głową i znów się uśmiechnął. Jego szczupłe, delikatne dłonie bawiły się złotą zapalniczką, którą wyjął z kieszeni. – Nie chodzi nam o donosy. Chcemy, aby ktoś rzetelnie i fachowo nadzorował działalność pewnej placówki naukowej. Rozumie pan, nie możemy posłać tam człowieka z formalnym zerem. Cała sprawa musi być załatwiona dyskretnie, z zachowaniem normalnej procedury. Wydział Zatrudnienia musi skierować tam „autentycznego" czwartaka. Zerowców wciąż nam brakuje, a co dopiero takich, jak pan, zakamuflowanych. A wśród tych… uczonych… zdarzają się różni. Czasem trudno stwierdzić, który prawdziwy, a który liftowany. Trzeba im patrzeć na ręce. Szczegółów dowie się pan oczywiście po wyrażeniu zgody, sprawa jest poufna. Nie możemy, rzecz jasna, wywierać na panu żadnych nacisków, ale proszę w imieniu Rady o pomoc w tej sprawie. Obiecujemy naszą głęboką wdzięczność i oferujemy dalszą współpracę, z interesującymi perspektywami, jeśli spodobamy się sobie nawzajem.

– Czy kłopoty, które mnie spotkały wczoraj, były wstępem do naszej | dzisiejszej rozmowy? – Sneer rzucił szybkie spojrzenie na twarz przybysza, lecz ten znowu się uśmiechnął.

– Zacząłem od przeprosin – przypomniał. – To był po części złośliwy przypadek, po części zaś, wynik nadgorliwości lub nieudolności niższego personelu administracyjnego. Musieliśmy oczywiście sprawdzić kilka rzeczy dotyczących pana osoby i nie dało się uniknąć korzystania z pomocy odpowiednich wydziałów Zarządu Aglomeracji. Wie pan, jaki element pracuje w niektórych urzędach. Im niższa klasa, tym ważniejszy chce się okazać taki funkcjonariusz. Stąd nieraz wynikają nie planowane efekty. Ale to się już na pewno nie powtórzy. Jest pan pod naszą specjalną ochroną i nie ukrywam, że zależy nam bardzo na pańskiej pomocy.

– Czy mogę się zastanowić?

– Oczywiście. Oto mój numer, proszę zatelefonować za dwa, trzy dni. Naszą rozmowę proszę jednakże traktować jako poufną.

– W porządku – Sneer schował podaną wizytówkę. – Jeszcze tylko jedno pytanie. Czy kobieta, przedstawiająca się jako Alicja, jest waszą pracownicą lub ma jakiś związek z moją sprawą?

– Alicja? – Urzędnik Rady zastanawiał się przez chwilą. – Nie. Na pewno nie. Jakieś kłopoty?

– Ech, chyba po prostu przypadek – uśmiechnął się Sneer. – W całym zamieszaniu ostatniej doby gotów byłem przypisywać znaczenie każdemu szczegółowi.

Odprowadził gościa do drzwi, a potem usiadł na chwilę, by się zastanowić.

Ładny mi przypadek! – pomyślał w związku z Alicją. – Jeśli ona nie jest od nich, to skąd, u licha, wiedziała o mającej nastąpić propozycji? Przecież ona wy wróżyła mi to z ręki!

Sneer był zatwardziałym racjonalistą i w żadne wróżby nie wierzył.

Po wyjściu delegata Rady przez dłuższą chwilę zbierał myśli, rozbiegane w poszukiwaniu odpowiedzi na kilka pytań nasuwających się w czasie rozmowy. Propozycja była niezwykle obiecująca finansowo, lecz Sneer doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy i nigdzie na tym świecie, a zwłaszcza w Argolandzie, nikt nikomu nie płaci tak dobrze za błahostki. Jeśli więc oferta nie kryła w sobie jakiejś pułapki, jeśli nie była próbą zniszczenia Sneera przez odpowiednie czynniki powołane do tępienia takich jak on – to musiało chodzić o sprawę wielkiej doniosłości.

Oferta była kontynuacją niecodziennych wydarzeń toczących się ostatnio wokół Sneera, lecz czy była ich naturalną kontynuacją? A może wszystkie poprzednie fakty należy interpretować jako psychologiczne przygotowanie go do tej wizyty nieznajomego zerowca?

To było nawet dość prawdopodobne. Najpierw pokazano Sneerowi, jak niemiło jest utracić, choćby na krótko, możliwość korzystania z Klucza. Potem – zademonstrowano mu, że przy dobrych chęciach ze strony władz, mogą one udaremnić wszelkie próby ratowania się znanymi powszechnie sposobami. Jednym słowem, dano mu do zrozumienia, że dotychczasowy brak kłopotów zawdzięcza tylko łaskawemu przymknięciu czyjegoś oka na jego działalność. A działalność ta – jak wynikało z rozmowy – była doskonale znana odpowiednim czynnikom.

W końcu, oddając mu Klucz, wykazano, że władze mogą machnąć ręką na wszystkie dotychczasowe sprawki Sneera – oczywiście pod pewnymi warunkami. Te warunki właśnie zostały przedstawione przez nieznanego osobnika, podającego się za przedstawiciela Rady Nadzorczej Aglomeracji.

Sneer był mimo wszystko przekonany, iż żaden uczciwy organ sprawiedliwości nie znalazłby dostatecznych dowodów, by go legalnie ukarać. Lecz równocześnie wiedział doskonale, jak dalece może utrudnić, obrzydzić, a nawet uniemożliwić życie nieustanna szarpanina z policją. W jego zawodzie zbytnie zainteresowanie władz byłoby katastrofą.

Propozycja, przedstawiona w formie prośby, mogła więc być w rzeczywistości zwykłym szantażem.

Czyżbym, u licha, był naprawdę tak genialnym zerowcem, że właśnie mnie musieli wyłuskać spośród wszystkich innych? – westchnął, wychodząc z kabiny. – Jeśli prawdziwego zerowca można dziś znaleźć jedynie pośród lifterów, to znaczy, że cały Argoland jest rzeczywiście jednym wielkim oszustwem i bluffem, jak twierdzi Matt. Tylko kto tu kogo oszukuje?

W zamyśleniu schodził po schodach z siedemnastego piętra. Lubił odbywać tę drogę pieszo, szczególnie wówczas, gdy chciał się nad czymś skupić i odizolować od otoczenia. Schody – w odróżnieniu od takich miejsc, jak kabina mieszkalna, klatka windy czy bar – miały tę cenną zaletę, że dawały możliwość wyboru dwóch kierunków ucieczki – w górę albo w dół. Sneer zdawał sobie sprawę ze smutnego faktu, że w Argolandzie nie sposób uciec przed czymś lub przed kimś tak w ogóle i naprawdę, bo wcześniej czy później, jak przysłowiowa koza do woza, człowiek musi przyjść do jakiegoś automatu i ujawnić swoją aktualną lokalizację przez wetknięcie Klucza w jego szczelinę. Niemniej jednak, klatka schodowa była dla niego miejscem, gdzie człowiek znajduje się pomiędzy dwoma kolejnymi kontrolowanymi punktami w przestrzeni, a więc jakby nigdzie. Dawało to, przynajmniej teoretycznie, poczucie pewnej niezależności. Dziwił się ludziom, którzy wolą tłoczyć się w windzie nawet wtedy, gdy potrzebują zjechać o parę pięter w dół.

Kto tu kogo oszukuje, jeśli wszyscy zdają sobie sprawę, że są oszukiwani? – kontynuował swoje rozmyślania, zeskakując ze schodów na jednej nodze po dwa stopnie naraz. – Zerowcy z Rady wiedzą doskonale, że na ważnych stanowiskach pracują ludzie ewidentnie podliftowani, ale udają, że wierzą w ich kwalifikacje. Jeśli więc cały Argoland jest farsą, w której uczestniczą wszyscy jego obywatele, to któż u diabła jest widzem tego przedstawienia?

Nim znalazł się na parterze, był już bliski decyzji przyjęcia oferty. Uznał, że byłaby to znakomita okazja do przyjrzenia się kulisom tej farsy. Podjęcie się proponowanej roli mogłoby się okazać bardzo pouczające. Sneer nie przepuszczał nigdy okazji nauczenia się czegoś nowego o świecie i życiu. Taka wiedza procentowała zazwyczaj w dalszej działalności, a w tym przypadku same „studia" miały przynieść niebagatelne wynagrodzenie w postaci okrągłej kwoty żółtych punktów.

Od czasu, gdy zaczął podświadomie rewidować swą fenomenologiczną teorię funkcjonowania świata, dostrzegł mnóstwo szczegółów, na które wcześniej nie zwracał uwagi. Od dawna wiedział dość dokładnie, jak funkcjonuje społeczeństwo, którego był składnikiem. Kolejne pytanie, narzucające mu się teraz z niepokojącą siłą, brzmiało: dlaczego? Dlaczego właśnie tak?

W ogólnym obrazie, w atmosferze tego miasta odnajdywał coś dziwnego – choć nienowego, a jakby od dawna znanego, lecz przyjmowanego bez zastrzeżeń jako normalny składnik rzeczywistości – co kazało spodziewać się zaskakującej odpowiedzi na to pytanie. Czuł instynktownie, że do pełnego obrazu świata brakuje jeszcze jakiegoś elementu, informacji, faktu, pozwalającego racjonalnie wyjaśnić sytuację, w której wszyscy przed wszystkimi udają, że wszystko jest w porządku. Taki paradoks nie tłumaczył się sam przez się, wymagał znalezienia jakiegoś klucza.

Może klucz ów leżał w zasięgu ręki, może znało go wielu spośród aktorów granej tu codziennie komedii, a może był on starannie ukryty? Sneer czuł coraz wyraźniej, że musi klucz ten odnaleźć, by uzupełnić swą wiedzę o otaczającej go rzeczywistości. Drażniły go nierozumiane aluzje, niejasne pointy dowcipów, które obijały się o jego uszy. Był zły na siebie, że dotychczas, wykorzystując swój spryt wyłącznie dla ciągnięcia korzyści z obiektywnie istniejącej sytuacji, nie pokusił się o uzyskanie głębszej wiedzy o świecie.

Licho wie, czy nie jestem takim samym zadufanym durniem, jak liftowani przeze mnie pseudozerowcy, którzy, osiągnąwszy wysoki szczebel służbowy, zapominają, kim są naprawdę – pomyślał i postanowił sprawdzić się, potwierdzić swoje możliwości, stawiając przed sobą zadanie poznania prawdy.

Wejście pomiędzy zerowców związanych z Radą mogło być wielce, pożyteczne, a może nawet nieodzowne dla osiągnięcia tego celu.

Назад Дальше