Skandalistka - Cornick Nicola 12 стр.


ROZDZIAL SZOSTY

Mocny glos Jossa Tallanta przebil sie przez szum w pokoju karcianym. Juliana niechetnie podniosla sie z miejsca. Przeprosila swoich towarzyszy przy stoliku faraona, po czym pozwolila bratu wziac sie za ramie i zaprowadzic w spokojniejsze miejsce, czyli w rog pokoju. Domyslala sie, o czym Joss chce z nia rozmawiac. Przez ostatnie piec dni rzeczywiscie grala o duze stawki, a pogloski o jej przegranych sprawily, ze znalazla sie na ustach calego miasta. Wiedziala, ze brat w koncu ja dopadnie i zazada, zeby mu powiedziala, o co w tym wszystkim chodzi. Nie chciala nawet podjac proby wyjasnienia swego obecnego stanu ducha, bo sama ledwie rozumiala, co sie z nia dzieje. Widziala Martina Davencourta kilka razy i byla wobec niego ozieble uprzejma, ale to tylko jeden z powodow jej niedoli. Na reszte skladaly sie koszmarne sny, w ktorych przesladowala ja twarz hrabiny Lyon, oraz gorzkie przeswiadczenie, ze wszystko idzie nie tak, a ona nie znajduje sposobu, by to zmienic.

A teraz Joss przyszedl zobaczyc sie z nia i sadzac po jego minie, czekalo ja nudne kazanie.

– Dobrze wygladasz, Joss – powiedziala lekko, kiedy brat podal jej kieliszek wina z tacy podsunietej przez lokaja. – Zdaje sie, ze malzenskie zycie doskonale ci sluzy, moj drogi. Spodzie wam sie, ze Amy jak zwykle ma sie swietnie?

Spostrzegla, ze Joss sie usmiechnal, rozpoznajac jej chytra taktyke.

– Dobra proba, Juliano, ale to me przejdzie. Nie obchodzi cie zdrowie Amy, a ja nie przyszedlem tutaj na towarzyskie pogawedki, tylko po to, zeby porozmawiac o twoich dlugach.

Juliana skrzywila sie. Rozmowa zapowiadala sie dokladnie tak zle, jak to sobie wyobrazala, jesli nie gorzej.

– Moglbys przynajmniej poczynic pare ustepstw na rzecz grzecznosci, Joss – powiedziala pogodnie. – I nie powinienes mowic, ze zdrowie Amy mnie nie obchodzi. Naturalnie, ze mnie obchodzi.

Brat westchnal.

– Amy czuje sie doskonale. Zamierzamy za miesiac wyjechac do Ashby Tallant. Moze bys sie z nami wybrala, Juliano? Mogloby sie okazac, ze wlasnie tego ci potrzeba.

Juliana wzdrygnela sie. Na sama mysl o uwiezieniu na wsi z Jossem grajacym role czulego meza i bladolica Amy zrobilo jej sie niedobrze. Jesli dodac do tego brak towarzystwa, mozliwosci grywania w karty i robienia zakupow, wyjazd nie wchodzil w rachube. Skoro byla nieszczesliwa tu, tam 'popadlaby w obled.

– Nie mam ochoty odgrywac roli tej trzeciej w waszym towarzystwie – odparla nonszalancko. – Wciaz jestes tak szalenczo zakochany, ze wszystkich pozostalych to krepuje. Poza tym wiesz, ze nienawidze wsi, Joss. Nie czuje potrzeby przeniesienia sie na wies, skoro wszystkie rozrywki mam tutaj.

– Slyszalem o tym – mruknal Joss dosc ponuro. Wbil w siostre szczegolnie przenikliwe spojrzenie, pod ktorym az sie wzdrygnela. Przez jedna przerazajaca sekunde zastanawiala sie, czy slyszal o eskapadzie w Hyde Parku, jednak szybko uswiadomila sobie, ze niepokoily go wylacznie jej karciane dlugi. Dzieki Bogu i za to.

– Ile tym razem, Ju?

Juliana saczyla wino i zastanawiala sie, czy powiedziec bratu prawde. Z jednej strony byloby dobrze pozyczyc troche pieniedzy od Jossa, z drugiej sprawilaby mu kolejne rozczarowanie. Robila to wiele razy przedtem.

– Zaledwie pietnascie tysiecy, moj drogi – powiedziala, dzielac kwote na pol.

Joss z niedowierzaniem uniosl brwi.

– A reszta?

– Coz, moze troche wiecej. – Usmiechnela sie do niego ujmujaco. – Gdybys mogl pozyczyc mi kilka tysiecy.

Joss gwaltownie odstawil kieliszek.

– Obawiam sie, ze nie, Juliano. Nie tym razem.

Z poczatku sadzila, ze sie przeslyszala. Lekko zmarszczyla brwi.

– Dlaczego nie? Czyzbys sam gral i przegral? Och, Joss! Amy bedzie taka niezadowolona.

– Nie – odparl szorstko brat. – Wcale nie gralem. Chodzi po prostu o to, ze nie moge juz cie finansowac, kiedy ty doprowadzasz sie do ruiny. Wciaz naciagasz mnie na pieniadze. Naszego ojca tez.

Juliana skrzywila sie. Byla zdezorientowana i spanikowana.

– Ale przeciez musisz mnie finansowac! Ty albo ojciec. Z uwagi na honor rodziny.

Joss przybral cyniczna mine.

– Jak bardzo dbasz o honor rodziny?

– Ale ja… – Dopila wino. Poczula sie silniejsza, kiedy cieplo alkoholu rozlalo sie po zoladku. Zdobyla sie na odwage.

– To pewnie Amy cie do tego namowila. Mala, niechetna mi Amy.

– Amy nie ma z tym nic wspolnego – powiedzial Joss spokojnie, choc zrobilo mu sie przykro. – To dla twego wlasnego dobra, Juliano. Musisz nad tym zapanowac.

– I ty to mowisz! – Juliana z wscieklosci omal nie walnela kieliszkiem o marmurowa posadzke. – Wielkie nieba, ty, najbardziej niepoprawny gracz, jakiego znam. Zapewne teraz powiesz, ze uratowala cie milosc dobrej kobiety? Jaki obrzydliwie ckliwy sie stales.

– Niech ci bedzie. – Na wargach Jossa pojawil sie cien usmiechu. – Bylas kiedys bardzo szczesliwa mezatka, Juliano. Nie sprobowalabys tego ponownie?

– Boze, nie. Przypuszczam, ze mi to odpowiadalo, kiedy bylam mloda i naiwna, ale teraz potrzeba mi rozrywek, nie jakiejs nudnej rutyny. Juz nigdy nie wyjde za maz!

– Szkoda – zauwazyl Joss. – Moze wlasnie tego potrzebujesz. Jak rozumiem, nie skusisz sie na wyjazd na wies? Coz… – Wzruszyl ramionami i odwrocil wzrok – W takim razie musisz liczyc na to, ze zaczniesz wygrywac, moja droga, i to szybko. W przeciwnym razie wszyscy bedziemy odwiedzac cie we Fleet. – Milczal przez chwile. – Ojciec od jakiegos czasu choruje – podjal szorstko. – Blagam, nie zawracaj mu glowy swoimi najnowszymi wyczynami. Obecnie jest za slaby na twoje melodramaty, a pan Mnghoe wszystkie sprawy finansowe uzgadnia ze mna.

Strach Juliany spotegowal sie, poczula gniotacy ciezar na piersi.

– Joss, zaczekaj! Jesli ojciec jest taki chory, a ty mi nie pomozesz…

– Tak? – spytal brat. Juliana widziala jego determinacje i zdawala sobie sprawe, ile go to kosztuje. Ona i Joss zawsze byli sobie bliscy, tym blizsi, ze udzielali sobie nawzajem wsparcia w czasach samotnego dziecinstwa. Chciala na niego pomstowac, oskarzyc o to, ze ja porzuca. Ale cos jej szeptalo, ze Joss probuje jej pomoc. Chciala tez go winic, doszla jednak do wniosku, ze nie jest w stanie. Caly zapal do walki uszedl z niej w dlugim westchnieniu.

– Nie moge uwierzyc, ze mi to robisz. Joss skrzywil sie.

– Juliano…

Wyciagnela reke i dotknela jego ramienia.

– Wiem, ze chcesz dla mnie jak najlepiej. Wiem nawet, ze mnie kochasz. Jesli nie bede miala pieniedzy, jak mam sie bawic? – Uslyszala blagalna nute w swoim glosie. Pogardzala soba za to. – Musze chodzic po sklepach i miec pieniadze na gre i… – Och! – Glos jej sie zalamal z irytacji. – Jak mam sobie poradzic, Joss? Nie moge wystepowac na balach i przyjeciach w tym samym stroju dzien po dniu.

– Jestem pewien, ze cos wymyslisz – powiedzial brat bez zajaknienia. – Dopilnuje, zeby twoje domowe rachunki byly oplacane, naturalnie, a jesli zgodzisz sie przyjechac do Ashby Tallant, splace wszystkie twoje dlugi karciane.

Przez chwile Juliana odczuwala wielka pokuse. Swiadomosc, ze moglaby wyjsc z dlugow, zaczac znow z czystym kontem, byla niezwykle kuszaca. Wtedy wyobrazila sobie, jak to by bylo dac sie uwiezic na wsi; bez kart, gosci i rozrywek. Patrzyc, jak Joss czuli sie do zony, i skrecac sie z zazdrosci, bo na nia nikt nie patrzyl choc z odrobina takiego oddania; znosic obojetnosc, a moze zimna pogarde ojca. Wiedziala, ze tego wieczoru nie byla zbyt mila dla Jossa, ale to tylko dlatego, ze tak sie bala.

– Dziekuje ci, ale nie – odparla, probujac ocalic dume, bo wiedziala, ze Joss moze zmusic ja do przeniesienia sie na wies, jesli zechce. – Na pewno sobie poradze.

Joss pokrecil glowa.

– Wiesz, gdzie mnie znalezc, jesli bedziesz mnie potrzebowala.

– A co by mi z tego przyszlo – burknela ze zloscia – skoro i tak nie dasz mi pieniedzy.

Przez chwile wpatrywali sie w siebie, po czym Juliana mruknela cos i rzucila sie w objecia Jossa, nie zwazajac na ciekawe spojrzenia graczy. Przez dluga chwile tulila sie do niego, przyciskajac twarz do jego piersi.

– Och, Joss… Brat oddal uscisk.

– Prosze, Ju… prosze, sprobuj. Dla dobra nas wszystkich. Juliana puscila go i skinela glowa.

– Sprobuje. Teraz idz, zanim naprawde sie na ciebie rozgniewam. – Usmiechnela sie do niego blado. – Jak powiedziales, wiem, gdzie cie znalezc. I wiem, ze nie pozwolisz mi gnic we Fleet.

– W kazdym razie nie na dlugo – zapewnil ja Joss. Z tym zapewnieniem pocalowal ja w policzek. – Dobranoc, Ju.

Wrociwszy do karcianego stolika, Juliana zobaczyla, ze do Emmy Wren i Mary Neasden dolaczyla blada dziewczyna, mniej wiecej dwudziestoletnia. Miala na sobie nieciekawa, choc droga suknie i desperacko sciskala karty w dloni. Rozbiegane ciemne oczy zdradzaly wyjatkowe podenerwowanie.

– Juliano, moja droga, to Kitty Davenport – powiedziala Emma swobodnie. Posluzyla sie swym najbardziej uspokajajacym tonem, ktorego uzywala do zwabiania niczego niepodejrzewajacych ofiar do swej pulapki. – Kitty dopiero przyjechala do Londynu i z radoscia pozna nowych przyjaciol. Kitty, kochanie, to lady Juliana Myfleet.

Juliana przez moment myslala, ze zle uslyszala i ze Emma powiedziala „Davencourt”, ale po chwili przypomniala sobie, ze zna Davenportow, bajecznie bogata, lecz smiertelnie nudna rodzine. Bez watpienia ta nieszczesna dziewczyna byla mloda mezatka albo zblakana corka szukajaca odrobiny rozrywki.

– Milo mi pania poznac – powiedziala dziewczyna po kornie.

– Milo mi – odparla uprzejmie Juliana. Pochwycila wzrok Emmy, ktora leciutko do niej mrugnela. To mrugniecie oznaczalo, ze mloda dama wkrotce rozstanie sie ze swymi pieniedzmi.

Juliana wciaz byla zla, ze Joss odmowil finansowania jej rozrywek, ale wygladalo na to, iz jest sprawiedliwosc na tym swiecie. Oto los wlasnie podsunal jej sposob zdobycia pieniedzy. Zerknela na Kitty i usiadla, gotowa oskubac dziewczyne do czysta.

Wszystko skonczylo sie bardzo szybko. Nie minelo pol godziny, a Kitty przegrala dwanascie tysiecy gwinei i pobladla jeszcze bardziej. Emma Wren potasowala karty i ziewnela.

– Dobra nasza! Szczescie ci dzis sprzyja, Ju, bez dwoch zdan! Z tymi dziesiecioma tysiacami, ktore jestem ci winna, plus dwunastoma od Kitty wkrotce znow bedziesz grala o grube stawki.

Odkad gra dobiegla konca, Kitty nie odezwala sie ani slowem. Teraz powiedziala, zacinajac sie lekko:

– Bardzo przepraszam, prosze pani, ale czy moge dac pani weksel? Nie moge splacic dlugu, dopoki… – glos jej zadrzal -…dopoki nie dostane nastepnej pensji.

Juliana spojrzala na nia. Wydawalo sie niezwykle malo prawdopodobne, by mloda dama otrzymywala kwartalna pensje w wysokosci dwunastu tysiecy gwinei. Emma Wren usilowala powstrzymac smiech.

– Na pewno dotrzymasz umowy? – spytala z okrucienstwem. – Nie powinnas grac powyzej swoich mozliwosci, moja droga.

Biedna Kitty wygladala, jakby miala za chwile zemdlec.

– Zapewniam pania, ze zaplace! – Rzucila Julianie blagalne spojrzenie. – Moge napisac weksel, prosze pani?

Juliana westchnela.

– Jesli chcesz – powiedziala obojetnie. Teraz uplyna cale miesiace, zanim dostanie pieniadze. O ile w ogole je dostanie. Szkoda, bo planowala zuzytkowac je na dalsza gre.

Emma wstala od stolika, przywolala lokaja i polecila mu przyniesc pioro i atrament. Kitty zaczela gryzmolic.

– Przepraszam. – Emma usmiechnela sie szeroko do Juliany. – Zobaczymy sie za moment, moja droga.

Juliana siedziala, bebniac palcami po stoliku, a Kitty pisala. Po paru minutach Juliana spojrzala na jej pochylona glowe i goraczkowo zarumienione policzki. No nie, wygladalo na to, ze ta mala pisze powiesc. Co, u licha, zajmuje jej tyle czasu?

Wtedy zobaczyla duza lze, ktora spadla na papier tuz przy prawej rece Kitty. Dziewczyna probowala ja wytrzec, co tylko doprowadzilo do tego, ze zamazala caly dokument. Zaszlochala cichutko.

– Boze milosierny! – wyrwalo sie oslupialej Julianie. Kitty drgnela i spojrzala na Juliane z poczuciem winy.

– Bardzo pania przepraszam. Moglabym dostac nastepny ar kusz papieru?

Juliana wziela gleboki oddech. Swiatlo swiecy odbijalo sie we lzach na policzkach Kitty. Dziewczyna wygladala na pelna skruchy, zrozpaczona dwunastolatke. Juliana niespodziewanie dla siebie samej wyciagnela reke, wziela weksel i przedarla go na pol.

– Nie zawracaj sobie glowy pisaniem nastepnego – powie dziala. – Dlug zostal anulowany.

Kitty az sie zatchnela.

– Prosze pani.

– Nie masz srodkow na splate, prawda? – spytala Juliana. Dziewczyna uciekla wzrokiem.

– Nie, ale zamierzalam powiedziec bratu.

– Nie rob tego. – Julianie scisnelo sie serce. Gdzies w zakamarkach pamieci tkwilo wspomnienie o innej mlodej dziewczynie, nawet nie dwudziestoletniej, ktora stracila osiemdziesiat tysiecy funtow i omal nie doprowadzila rodziny do ruiny. Joss ja wtedy uratowal. Jesli teraz mogla cos zrobic dla Kitty… – Pochylila sie.

– Nie mow mu o niczym, Kitty. Nie ma potrzeby. Tylko… – wyciagnela reke i dotknela dloni dziewczyny -…nie graj wiecej, jesli nie mozesz sobie na to pozwolic. Nie, nie, zapomnij o tym, co powiedzialam. Nie graj w ogole. Ta gra nie jest warta swieczki.

Niespodziewana zyczliwosc w jej glosie otworzyla sluzy. Kitty wybuchnela placzem, pociagala nosem, chrzakala, krotko mowiac sprawila, ze Juliana zaczela zalowac swego postepku. Po kilku minutach, kiedy placz Kitty nie ustawal i obie przyciagaly uwage zebranych, Juliana wstala i wziela ja za reke.

– Panno Davenport… Kitty… pozwoli pani, ze zaprowadze pania w jakies spokojniejsze miejsce.

Wyprowadzila dziewczyne na korytarz i dalej, do malego saloniku, gdzie nalala odrobine brandy i wcisnela szklaneczke w dlon.

– Masz, wypij to.

– Nie znosze brandy – zaprotestowala Kitty w pierwszym przeblysku energii tego wieczoru.

– Domyslam sie – powiedziala Juliana spokojnie. – Jednak alkohol pomoze ci sie uspokoic. Masz chusteczke?

Kitty nie miala. Juliana z westchnieniem wyciagnela wlasna z ozdobnej torebki i podala dziewczynie, zeby wytarla twarz. Po chwili Kitty usiadla wygodniej, pociagnela lyk brandy, przelknela, zakaszlala i wziela gleboki oddech.

– Teraz lepiej – skomentowala Juliana. – A wiec powiedz mi, Kitty… dlaczego grasz? – Rozesmiala sie z ironii zawartej w tym pytaniu. – Bogu wiadomo, ze w moich ustach to brzmi smiesznie, ale to zajecie naprawde nie przystoi mlodym damom, jak zapewne wiesz.

Kitty saczyla brandy i zerkala na swoja dobrodziejke, wyraznie zazenowana.

– Wiem, ze to naprawde straszne, lady Juliano. – Wziela kolejny oddech. – Chodzi o to, ze mialam nadzieje przegrywac i przegrywac, az sprawy beda przedstawialy sie tak zle, ze brat odesle mnie do domu. Pomyslalam, ze to jedyny sposob sciagniecia na siebie takiej nielaski, zeby mi pozwolono zamieszkac spokojnie na wsi.

Juliana wpatrywala sie w nia z niedowierzaniem. Spodziewala sie roznych wyjasnien, ale na cos takiego nie wpadlaby nigdy w zyciu.

– Chcialas zostac odeslana do domu za kare? – powtorzyla, nie mogac uwierzyc w to, co uslyszala. – To nie byl dobry plan, Kitty.

– Wiem. – Dziewczyna zwiesila glowe. – Ale rozumie pani, tylko to przyszlo mi do glowy. Bo jak inaczej mloda dama moze sie skompromitowac?

– Coz, moglabys uciec z jakims nieodpowiednim mezczyzna… – zaczela Juliana, po czym przerwala. – Nie, moze nie. Zapomnij, prosze, ze to powiedzialam. A wiec dzisiejszego wieczoru postanowilas przegrac duza sume.

– Tak. – W spojrzeniu Kity malowala sie rozpacz. – Przegralam sporo w ciagu ostatnich paru tygodni, lady Juliano, wiec popadlam w nielaske brata. Wiedzialam, ze gdybym przegrala dzis, to by przepelnilo miare. Tyle ze jak juz to zrobilam, poczulam sie chora ze strachu i nie moglam uwierzyc, ze przegralam tak duzo. – Kitty zwiesila glowe. – Nagle zdalam sobie sprawe, jakie to bylo glupie.

– To prawda – przytaknela Juliana w zamysleniu. – Ale dlaczego, na litosc boska, chcialas zostac odeslana do domu, Kitty?

– Chce wracac do domu, bo nienawidze Londynu! Nienawidze tutejszego halasu, ludzi, brudnych ulic. Myslalam, ze po znam jakiegos sympatycznego dzentelmena i wyjde za niego za maz, tymczasem spotykam tylko nudziarzy, rozpustnikow i pa now, ktorzy nade wszystko lubia mowic o sobie. Gdyby udalo mi sie znalezc kogos, kto lubi wies, mogloby byc inaczej.

Juliana probowala ja jakos pocieszyc.

– Wielu mezczyzn lubi polowanie i lowienie ryb. Kitty z rezygnacja machnela reka.

– Tak, ale ja chcialabym poslubic kogos, kto dba o przyrode, zamiast ja niszczyc.

– To dosc niezwykly poglad i nie dziwi mnie, ze do tej pory nie spotkalas tego wcielenia cnot. – Juliana spojrzala w zamysleniu na Kitty. – Bede musiala sie zastanowic, czy znam kogos, kto bylby dla ciebie odpowiedni. A jesli nie, obmyslimy inny plan – taki, ktory bedzie mial wieksze szanse na sukces niz proba doprowadzenia do tego, by odeslano cie na wies za kare. – Spojrzala na zegar na kominku. – Teraz lepiej biegnij do swojej opiekunki, zanim zacznie cie szukac. Swoja droga dziwi mnie, ze jeszcze nie podniosla wrzawy.

– Nie mam teraz przyzwoitki – wyjasnila Kitty – a lady Harpenden, ktora miala nas pilnowac, bardzo tego nie lubi, bo moja siostra Clara jest ladniejsza od jej corki.

– Tak, rozumiem. Tak czy inaczej, lepiej juz biegnij. Oczy Kitty, ciemne jak bratki w deszczu, napelnily sie lzami wdziecznosci.

– Dziekuje pani za zyczliwosc, lady Juliano.

– Prosze, nie placz juz, Kitty – powiedziala Juliana pospiesznie.

– Nie, nie! I nigdy juz nie bede grala – obiecala poslusznie dziewczyna. – Jest pani taka mila i dobra, lady Juliano. Bardzo pani dziekuje.

Po odejsciu Kitty Juliana nalala sobie brandy i wypila ja duszkiem. Potrzebowala tego, by dojsc do siebie po szoku, ktorego doznala, kiedy uslyszala, ze jest mila i dobra. Wciaz nie mogla uwierzyc w to, co zrobila. Anulowala dlug, udzielala rad jakiejs debiutantce, wysluchiwala zwierzen. Chyba oszalala. Westchnela i nalala sobie jeszcze brandy. Wszystko przez te wspomnienia. Sytuacja, w jakiej znalazla sie Kitty, przypomniala jej wlasna niewyobrazalna glupote, kiedy, w wieku siedemnastu lat, grala i przegrywala, grala i przegrywala, az zaciagnela olbrzymi dlug, ktory omal nie zrujnowal rodziny.

Potrzasnela glowa, chcac odpedzic wspomnienia. Coz, zrobila, co mogla, by uratowac Kitty. I choc obiecala jej pomoc, naprawde nie bylo potrzeby widziec sie z nia ponownie. Rodzina Kitty i tak by na to nie pozwolila. I bardzo dobrze. Nie zyczyla sobie zostac wciagnieta w te sprawe.

Martin Davencourt pojawil sie na progu domu lady Juliany Myfleet nastepnego ranka. Przekazana przez kamerdynera informacja, ze lady Juliana jest jeszcze w lozku, nieco go zaskoczyla, postanowil jednak zaczekac. Po polgodzinnym oczekiwaniu przyszlo mu do glowy, ze Juliana byc moze nie jest sama i ze wczesny ranek to prawdopodobnie najgorsza pora na odwiedziny. Nie mial ochoty spotkac zadnego z jej kochankow, a co gorsza, poczuc sie zobowiazany do zjedzenia sniadania z obojgiem. Kiedy minela godzina, Martin juz mial wyjsc, ale wtedy Juliana weszla do biblioteki.

– Pan Davencourt. Martin wstal.

– Dzien dobry, lady Juliano. Dziekuje, ze zechciala pani mnie przyjac. Przepraszam za najscie o tak wczesnej porze, wbrew obowiazujacym zasadom.

Juliana obdarzyla go olsniewajacym usmiechem, a Martin poczul, ze serce mu sie scisnelo.

– Nie musi pan przepraszac – odparla uprzejmie. – Nie mam zadnych pilnych zajec. Jestem tylko zaskoczona tym, ze w ogole pan przyszedl, panie Davencourt. A moze chodzi o rzucenie mi w twarz kolejnego oskarzenia? Zapewniam pana, ze ostatnie bylo calkiem skuteczne. Nie ma potrzeby go powtarzac.

Martin pokrecil glowa. Uswiadomil sobie, ze mimo dlugiego oczekiwania nie przygotowal sobie tego, co zamierzal powiedziec. Tak impulsywne zachowanie bylo u niego czyms niezwyklym. Od razu rzucil sie na gleboka wode.

Назад Дальше