Tomek w grobowcach faraon?w - Шклярский Альфред Alfred Szklarski 19 стр.


*

Sally snila…

Po niebezpiecznej drodze na pola Jaru wedrowal zmarly. Przebyl cztery niebezpieczne bramy i stanal na brzegu Kretej Rzeki oddzielajacej go od Krainy Umarlych. Przewoznik mial twarz Nowickiego. Z usmiechem oczekiwal na magiczna formule… Zmarly, pochylil sie do jego ucha i wyszeptal ja:

– O ty, ktory odcinasz sitowie, przewozniku… O mocy niebianska, ktora otwiera dysk sloneczny. O Re, Panie Jasnosci, przewiez mnie, nie zostawiaj mnie opuszczonego.

– Jakie jest imie tej lodzi? – chytrze spytal przewoznik.

– Znam wszystkie imiona jej czesci skladowych – odrzekl podrozujacy.

– Wskakuj, brachu – odparl przewoznik. – Tylko do rufy, nie do dzioba, bo jedynie to zapewni ci szczescie… A co tam trzymasz w reku?

– To prezent dla Ozyrysa – odparl podrozujacy, a Sally ujrzala niewielkie zawiniatko, ktore przyciskal do piersi i tak nagle, jak bywa to tylko we snie, ze zdumieniem rozpoznala w podrozujacym Tomka.

– Nie boj sie, brachu, Ozyrysa – podpowiedzial przewoznik. – To swoj chlop. Nie moge tam wprawdzie z toba isc, bo tu czeka mnie duzo pracy, ale poradzisz sobie…

– W Sali Obu Prawd [120] nic sie nie ukryje – odparl podrozujacy. – Wiem o tym: “Kto prawo omija, bedzie ukarany. Skromnosc otrzyma bogactwo, a nieprawosc nigdy nie osiagnie celu”.

Przed wejsciem do Sali Obu Prawd czuwala boginii Hepter-Hor z dwiema glowami: lwicy i krokodyla, z nozami w obu rekach. Podrozujacy zatrzymal sie, by wyglosic inwokacje:

“Badz pozdrowiony, Boze Wielki! Panie Obu Prawd! Przyszedlem do Ciebie. O moj Panie! Przywiedziono mnie, bym ujrzal Twa doskonalosc. Znam Ciebie, znam Twoje imie, znam imiona czterdziestu dwu otaczajacych Cie… Przybylem, aby poznac Ciebie w pelni. Przynioslem Tobie Obydwie Prawdy”.

Tomek – Sally byla teraz zupelnie pewna, ze to on – wszedl do srodka. Sally rozejrzala sie wokol jego oczyma. Na tronie siedzial, stojacy na czele sadu, Ozyrys.

Wage dobra i zla obslugiwal Anubis, ale zamiast glowy szakala ujrzala lagodna twarz Wilmowskiego. Thot, zapisujacy wyniki, mial twarz ojca Sally, pana Allana. Tomek powaznie skinal im glowa, a potem pozdrowil dostojny trybunal, podajac jednoczesnie na wyciagnietej dloni swe serce, usta i oczy. “To pierwszy etap sadu” – pomyslala Sally. “Wszystko, co w ciagu zycia slyszal, widzial i myslal bylo czyste i szlachetne. Zaraz rozpocznie sie dluga deklaracja niewinnosci”.

– Usunalem z siebie moje grzechy.

– Nie zgrzeszylem przeciw ludziom.

– Nie grabilem biednych.

– Nie trulem.

– Nie zabijalem.

– Nie rozkazywalem mordercy.

– Nie wyrzadzilem nikomu krzywdy.

– Jestem czysty, jestem czysty, jestem czysty – powtarzal Tomek, a Anubis i Thot usmiechali sie do niego.

Pozniej trybunal rozpoczal przesluchanie. Sprawdzono, czy podrozujacy mowi prawde. Jego serce polozono na jednej szali wagi, na drugiej zas – symbol boginii Maat, pioro. Sally zadrzala. Szale wagi chwialy sie niepewnie to w jedna, to w druga strone. Gdy przechylila sie szala z piorem, potwor zwany Am-mutu, czyli Pozeracz Zmarlych o pysku krokodyla, z lbem i przednia czescia korpusu lwa, z zadem hipopotama szeroko otworzyl przerazajaca paszcze.

W tym momencie Tomek rozwinal zawiniatko i uniosl jego zawartosc ku Ozyrysowi. W blasku swiec zalsnil posazek faraona. Ozyrys tryumfalnie podniosl go do gory.

Szale wagi zadrzaly i wyrownaly sie. Ozyrys wstal i uroczyscie oglosil podrozujacego za “usprawiedliwionego glosem”. Toth z twarza starego Allana poprowadzil Tomka do Ozyrysa. Razem z Sally spojrzeli w jego twarz i obojgu zdumienie odebralo glos. Ozyrys mial bowiem twarz Smugi. Znaczaco polozyl palec na ustach, nakazujac milczenie.

– Przyznaje ci prawo pobytu na blogoslawionych Polach Jaru, abys mogl zyc wiecznie i szczesliwie.

*

Sally obudzila sie i odetchnela z ulga, widzac Tomka obok siebie. Opowiedziala swoj sen przy sniadaniu, gdyz wyraziscie odcisnal sie w jej pamieci i budzil zaniepokojenie.

– Widocznie Ozyrys jest nam zyczliwy – Tomek tylko sie usmiechnal.

Ale Nowicki powiedzial w zamysleniu:

– Sny sa jak przeczucia. Moze to jakies ostrzezenie?

– Ech! Zawsze byles zabobonny! – wyraznie juz rozesmial sie Tomek.

– Nie kpij, brachu! Ozyrys to powazna osoba – ni to powaznie, ni to zartobliwie wycofal sie Nowicki.

– Co planujemy na dzisiaj? – Sally szybko zmienila temat.

– Obiecalismy cos malemu i chyba mu sie to nalezy – przypomnial Nowicki. – Chociaz z drugiej strony… przyznaj sie Tomku, czy cie czasem nie swierzbi, zeby wynajac kilkunastu Arabow i gdzies w kaciku pokopac? Wszyscy prawie tutejsi Europejczycy zabawiaja sie w ten sposob. Moze znajdziemy jakis stary grobowiec i nazwiemy go imieniem naszej Sally…

– Prosze nie zartowac, kapitanie. Sam mowiles, ze z tych rzeczy nie nalezy sie smiac.

– A mowilem, mowilem – odrzekl Nowicki. – Pewnie, brachu, bylibysmy pierwszymi Polakami szukajacymi tutaj skarbow…

– Na razie dosc przygod. Zaczekamy na ojca i Smuge – stanowczo powiedzial Tomek. – Wybierzmy sie tymczasem do Medinet Habu, koptyjskiej wioski. Pamietacie jeszcze, ze mamy list polecajacy do jednego z jej mieszkancow? Do przyjaciela owego kop tyj skiego duchownego, ktoremu Patryk oddal w Kairze tak cenna przysluge? Moze dowiemy sie czegos? Tak czy inaczej zreszta nie wymyslimy chyba nic przyjemniejszego, zwlaszcza dla Patryka – zadecydowal.

Gdybyz tylko mogl wiedziec, ze juz wkrotce, to stwierdzenie okaze sie odlegle od rzeczywistosci!

– No coz, racja to racja. Ty masz, braclm, glowe! Ja juz calkiem o tym zapomnialem – skapitulowal Nowicki. – Byle tylko nie trzeba bylo sie wspinac na szczyty, ide z wami – probowal jeszcze troche ponarzekac.

– Jako lokaj niewiele masz, Tadku, do gadania – zasmial sie mlody Wilmowski.

– Nie wodz mnie, brachu na pokuszenie – odrzekl na to marynarz I nawiazujac do snu Sally, zartobliwie dodal: – bo cie na drugi brzeg nie przewioze…

Odpoczynek, poczucie przyjacielskiej wiezi, lagodny blask porannego slonca odsunely w przeszlosc napiecie niedawnych zmagan z bezlitosna sila przyrody. Chcieli sie nacieszyc tym odprezeniem i ani im byly w glowie wszelkie niebezpieczenstwa. Tylko Sally nie opuszczal wewnetrzny niepokoj. Wciaz pod wrazeniem snu nie mogla sie powstrzymac od napomnien o potrzebie zachowania ostroznosci. Tym bardziej, ze sama postanowila zostac w obozowisku, by uporzadkowac swe notatki.

– Kochana turkaweczko… Zlego diabli nie wezma, jak sie o tym przekonalas.

Nowicki komentowal wlasnie ze smiechem przestrogi Sally, kiedy z pozegnalna wizyta przybyl do ich obozu Bienkowski. Na razie odlozyli wiec wszelkie plany na rzecz interesujacej rozmowy z ciekawym gosciem. Przy kawie Nowicki wrocil do tematu, ktory zaledwie udalo mu sie przed chwila, jak mawial, “napoczac” i zapytal archeologa:

– Jest pan chyba jednym z pierwszych kopiacych tutaj Polakow…

– Jednym z pierwszych – powtorzyl Bienkowski. – Tak! Lecz nie pierwszym. Pierwszym byl hrabia Michal Tyszkiewicz.

– Znow arystokrata – skrzywil sie Nowicki.

– Kopal w Karnaku w 1861 roku. Wynajal 60 chlopow, sam siedzial na trzcinowym fotelu pod parasolem, pilnujac, by kopacze nie kradli.

– A to leniuch – Nowicki nie mogl jakos zrezygnowac z niecheci do arystokracji.

– Szybko jednak musial zakonczyc swe prace, gdyz w tym czasie wprowadzono przepis, by starac sie o oficjalne zezwolenia na wykopaliska.

– Dokopal sie do czegos? – zaciekawil sie Tomek.

– Same drobiazgi: alabastrowa statuetka Izydy, kalamarz, kilkanascie skarabeuszy, drewniana szkatulka, zloty pierscien…

– Jednym z pierwszych chyba Polakow, ktory w sposob naukowy zaczal traktowac Egipt byl Jozef Sulkowski – powiedzial Tomek. – Uwaza sie go za pierwszego egiptologa rodem z naszej ojczyzny, prawda?

– Ach – westchnal Nowicki. – Kiedy wreszcie nadejdzie czas, ze my, Polacy bedziemy mogli we wlasnych barwach, dla slawy wlasnego kraju, a nie w obcej sluzbie pracowac…

– Sluszna uwaga – potwierdzil Bienkowski. – Tyle ze my, Polacy, nawet w obcej sluzbie, pracujemy dla Polski…

Przez chwile wszyscy trzej w zadumie spogladali przed siebie. Po chwili Bienkowski podjal watek:

– Czy wiecie, panowie, ze w austro-wegierskim poselstwie w Kairze pracuja dwaj Polacy, Antoni Stadnicki i Tadeusz Koziebrodzki [121] ? Pomagaja oni, jak moga, swoim rodakom. Dzieki ich kontaktom, blyskotliwa kariere zrobil w Egipcie mlody archeolog, Tadeusz Smolenski [122] .

– Nie slyszalem o nim – zainteresowal sie Tomek.

– Przyjechal do Egiptu w 1905 roku, by podratowac zdrowie i dzieki poparciu naszych dyplomatow zostal zatrudniony przez samego Gastona Maspero. Szybko osiagnal wybitne rezultaty, Maspero uwazal go za jednego z najzdolniejszych swych wspolpracownikow. Niestety, w 1909 roku zabila go choroba pluc.

– Jak pech, to pech – westchnal Nowicki. – Nie dosc, ze uwzieli sie na nas zaborczy sasiedzi, to jeszcze i chorobska wywlekaja na obce kontynenty i niszcza najlepszych…

–  Coz, ma pan racje – rzekl Bienkowski. – Smolenski bardzo przezywal rozstanie z Polska. Pisal do przyjaciol, ze marzyl o pracy w kraju i dla kraju, ale skoro los mu nie sprzyja, to honor Polaka wymaga, by objawil sie dobry egiptolog takze znad Wisly.

– Brawo, brawo! – zawolal Nowicki. – Po tym zawsze mozna poznac Polakow, ze honor cenia i dla Ojczyzny wiele poswiecic gotowi.

Na milej pogawedce uplynal im niemal caly dzien. Na planowany spacer do Medinet Habu wybrali sie dopiero okolo czwartej, wystawiwszy na ciezka probe cierpliwosc Patryka. Szli piechota, wolno, najpierw wsrod pol, a potem jak zwykle przez piaski. Wioska rozlozyla sie w kotlince wsrod gor. Zobaczyli juz palmy, ogrody i kopulasto wzniesione chatynki. Rozmawiali po drodze oczywiscie o Bienkowskim i jego bezcennej dla nich wiedzy o tutejszych zabytkach.

Patryk uwolniony od opieki nad psem, ktory zostal z Sally, myszkowal swoim zwyczajem w roznych dziwnych miejscach, a tych wsrod skal nie brakowalo. W uskoku, w ktory wlasnie zamierzal sie zapuscic, dostrzegl niewyrazny zarys ludzkich postaci. Zawahal sie na moment I zaczal wycofywac do Tomka i Nowickiego. Zza skal wybieglo jednak kilku ludzi. Poruszali sie cicho jak zjawy. Jeden chwycil chlopca, ktory nie zdazyl nawet krzyknac, by ostrzec “wujkow”. Marynarz odwrocil sie w ostatniej chwili, zanim spadla na niego ogromna siec. Szamotal sie w niej bezskutecznie. Dostrzegl jeszcze nieruchomo rozciagnietego na piasku Tomka i uderzony w glowe stracil przytomnosc.

Nie czuli, kiedy ich wiazano i ciagnieto w ciemny wawoz, gdzie czekaly gotowe do drogi wierzchowce. Przywiazani do koni, nieprzytomni, wyruszyli w nie znane.

Назад Дальше