Tomek w grobowcach faraon?w - Шклярский Альфред Alfred Szklarski 3 стр.


W Kairze

Decyzja o wakacjach w Egipcie zamiast niebezpieczenstw kolejnej zawodowej wyprawy zapadla w dalekim Manaus, w Ameryce Poludniowej. Polakom i ich przyjaciolom dopiero co udalo sie powrocic z wyczerpujacej, pelnej napiecia wedrowki przez peruwianskie gory, pustynie i dzungle, przez ogarniete rewolucyjnym wrzeniem pogranicze boliwijsko-brazylijskie. Z wedrowki, ktora nie przypominala zadnej z dotychczasowych. Chyba ze pod jednym tylko wzgledem: tak samo jak zawsze trzeba bylo zmagac sie z wlasna slaboscia w krancowo roznym pod wzgledem geograficznym i klimatycznym terenie – zwyczajne, znane kazdemu podroznikowi ryzyko. Do tego dolaczyly jednak napiecie i lek o zdrowie i zycie przyjaciol oraz niedostatek srodkow niezbednych do przezycia, koniecznosc liczenia na przyslowiowy slepy traf, na lut szczescia. Byla to bowiem od poczatku wyprawa ratownicza, przedsiewzieta dla ratowania znakomitego lowcy zwierzat i tajemniczego podroznika Jana Smugi. Podczas tej wyprawy na skutek wielu zbiegow okolicznosci, w opalach znalezli sie nie tylko ratowani, ale i ratujacy. Kiedy wiec Tomek przypomnial na pozegnalnym przyjeciu w Manaus o od dawna odkladanych wakacjach, wyjazd do Egiptu wydal sie czyms niezwykle pozadanym i atrakcyjnym.

Najbardziej ucieszyla sie oczywiscie Sally, absolwentka archeologii, ktora od dawna marzyla o obejrzeniu Doliny Krolow. Do obojga mlodych chetnie przylaczyl sie ojciec Tomka, Andrzej Wilmowski, zmeczony ryzykiem zwiazanym ze sposobem, w jaki od wielu juz lat zarabial na zycie. Od czasu ucieczki z Polski, z okupowanej przez Rosjan Warszawy, wsrod napiecia kolejnych, nastepujacych jedna po drugiej lowieckich wypraw do najbardziej egzotycznych krajow, czul sie jakby wciaz przed czyms uciekal. Zapragnal zatrzymac sie w jakims miejscu wreszcie z wlasnego wyboru. Mogl to byc Egipt. Pociagal go ten kraj, a zwlaszcza jego suchy klimat, o ktorym mowiono, ze moze podleczyc coraz bardziej dokuczajacy mu reumatyzm. Takiego tez uzyl w rozmowie z dziecmi i przyjaciolmi argumentu.

Tadeusza Nowickiego, niegdys bosmana, a obecnie kapitana

1 od czasu pobytu w Alwarze szczesliwego wlasciciela pieknego jachtu – daru tak czesto przez wszystkich wspominanej maharani – do niczego co choc troche pachnialo przygoda nie trzeba bylo zachecac dwa razy. Od dawna zreszta przywykl traktowac Tomka i Sally jak mlodsze rodzenstwo i nie rozstawac sie z nimi, jezeli nie okazywalo sie to konieczne. Do projektu Tomka zapalil sie od razu: z Anglii do Egiptu mogli przeciez poplynac jachtem, z ktorego byl tak bardzo dumny.

Na wakacje akurat teraz nie mogli sobie pozwolic Karscy. Stala praca w kompani kauczukowej,,Nixon-Rio Putumayo” byla dla Zbyszka Karskiego, kuzyna Tomka, zbyt wazna. Zapewniala, jemu i jego zonie Nataszy, po trudnych latach byt na najblizsza przyszlosc. Wilmowscy rozumieli to az za dobrze.

Z odrobina zalu, ale trzeba sie tez bylo pogodzic z wiadomoscia, ze nie bedzie im towarzyszyl Smuga. Podobnie jak Zbyszka zatrzymywaly go w Manaus nowe, wazne obowiazki. Od czasu ostatniej wyprawy stal sie przeciez wspolwlascicielem “Nixon-Rio Putumayo”.

Racja w wypadku Karskich tak oczywista mniej trafiala do przekonania, kiedy chodzilo o Smuge. Ale ten, skwitowawszy rzecz krotko, ze nie traci wiele, bowiem “zdazyl juz byc takze i w Egipcie”, swoim zwyczajem milczal i pykal fajeczke.

Nie pierwszy juz raz rozdzielaly ich w ten sposob zyciowe okolicznosci. Zawsze sie jednak gdzies w koncu spotykali i zawsze z ta sama radoscia. Dlatego i Wilmowscy, i Nowicki wyruszali do Londynu pelni otuchy, w pogodnym nastroju.

W Londynie za to zaczely sie pietrzyc powazne i drobne trudnosci, a dalsza podroz irytujaco odwlekac. Najpierw pies Dingo, wierny towarzysz lowieckich wypraw, musial zostac poddany dluzszemu leczeniu w klinice dla zwierzat. Ropien na lewej lapie, pamiatka z Brazylii, jatrzyl sie i nie goil. Wynikl takze powazny klopot z jachtem Nowickiego, wypozyczonym na czas pobytu w Ameryce Poludniowej znajomemu Hagenbecka [18] i zabranym w rejs po Morzu Srodziemnym. Okazalo sie teraz, ze podczas sztormu jacht ulegl uszkodzeniu, a naprawa bedzie kosztowna i dlugotrwala. Znajomy Hagenbecka, poczuwajac sie do odpowiedzialnosci, zaproponowal, ze go kupi. W tej sytuacji Nowicki propozycje przyjal.

– Wlasny jacht tak pasuje do marynarza z warszawskiego Powisla jak kwiatek do kozucha – rzucil niefrasobliwie, starannie ukrywajac przed przyjaciolmi zal i rozgoryczenie. Zaraz tez kupil bilety na rejs do Aleksandrii statkiem pasazerskim.

Na kilka zaledwie dni przed wyplynieciem z londynskiego portu nieoczekiwanie nadeszla depesza z Manaus. Jan Smuga powiadamial w niej o nowych okolicznosciach, ktore sklonily go do podrozy do Egiptu i prosil o pomoc. Proponowal, zeby Wilmowscy wraz z Nowickim czekali na niego w Kairze, gdzie juz wynajal dla nich wygodne, prywatne mieszkanie.

Podczas podrozy statkiem zaintrygowani przyjaciele gubili sie w domyslach, co tez moglo naklonic Smuge do naglej zmiany planow. Nowina wprawila jednak Tomka i Nowickiego w doskonaly nastroj. Teraz, kiedy otrzasneli sie juz ze zmeczenia, obydwu w skrytosci ducha trapila obawa, ze czysto turystyczny pobyt w Egipcie okaze sie za spokojny i monotonny. Perspektywa przyjazdu Smugi rozwiewala oczywiscie widmo nudy.

Znali Jana Smuge tak dobrze, tyle wspolnie przezyli i wciaz sie czegos nowego o nim dowiadywali w kazdej kolejnej wyprawie. Podczas jednej odkryli, ze poznal tajemnice murzynskich tam-tamow w czasach, gdy pomagal plemieniu Wattusi w walce z niemieckimi wojskami kolonialnymi na poludniowym wybrzezu Jeziora Wiktorii. W innej wyszly na jaw jego kontakty z wybitnymi podroznikami-badaczami oraz ryzykowne wyprawy z pandytami [19] penetrujacymi kraje Azji Srodkowej. W czasie ostatniej przekonali sie, ze jest zaprzyjazniony z wodzami niektorych indianskich plemion stawiajacych opor bialym najezdzcom. Ile jeszcze w kolejach jego losu krylo sie niespodzianek? Czy ktoras z nich moze wiazac sie z Egiptem?

Nieoczekiwana zmiana planow i zapowiedz, ze liczy na pomoc przyjaciol, mogly oznaczac tylko jedno: zanosilo sie na cos niezwyklego. Tylko tego mozna bylo byc pewnym. Nie na prozno przeciez ojciec Tomka, ktory najdluzej znal Smuge, mawial, ze za Smuga jak cien snuja sie niezwykle wydarzenia.

Od przeszlo trzech tygodni odpoczywali i cierpliwie zwiedzali Kair. Ktoregos ranka nadeszla wreszcie wiadomosc, ze statek, ktorym Smuga wyplynal z Anglii lada dzien zawinie do portu w Aleksandrii. Andrzej Wilmowski wyruszyl do Aleksandrii, aby przyspieszyc intrygujace spotkanie. Troche znudzeni juz Kairem mlodzi Wilmowscy, aby skrocic czas oczekiwania, wymyslili pod jego nieobecnosc nocna wycieczke do Gizy “pod opieka” Nowickiego. Ani sie spodziewali, ilu ten pomysl dostarczy im atrakcji.

*

Switalo, gdy dorozka wracali do domu.

– “Kto nie widzial Kairu, niczego nie widzial” – westchnela Sally.

– Co mowisz, sikorko? – z roztargnieniem zapytal Nowicki.

– Powtarzani stare arabskie przyslowie – odpowiedziala Sally. – Czy wiecie, ze nazwa “Kair” oznacza “Miasto Zwyciestwa”?

– Skoro tak mowisz… – zmeczony Tomek nie wykazywal zbytniego entuzjazmu.

– Cala historia zaczela sie od… golabka… – Sally nie poczula sie zrazona brakiem zainteresowania. – Najpierw jednak byla tu twierdza zwana Babilonem.

– A pozniej rzadzili Rzymianie – wtracil Tomek.

– Tak. Wreszcie przybyli Arabowie. Ich wodz, Amer Ibn el-As, po zajeciu w 640 roku Aleksandrii i owczesnej stolicy kraju, miasta Memfis, pomaszerowal na wschod.

– Tak i zatrzymal sie w okolicach dzisiejszego Starego Kairu.

– Tam, gdzie Nil rozdzielal sie na kilka ramion, tworzac delte. Stanal dokladnie w miejscu, gdzie rosly na wpol zasypane pustynnym piaskiem palmy.

– I tu zalozyl swoj oboz? – dal sie wciagnac w rozmowy Nowicki.

– Owszem. Z okrzykiem “zwyciestwo”, czyli po arabsku El-Kahirach, wzniosl ozdobiony drogocennymi kamieniami miecz. Jednym cieciem miecza naznaczyl linie na piasku, wydajac rozkaz: “Tu stanie moj namiot”. Rankiem okazalo sie, ze na namiocie uwila gniazdo golebica. Uznano to za dobra wrozbe i postawiono w tym miejscu meczet o nazwie Al-Fostat, czyli Namiot. U stop swiatyni rozrosla sie najstarsza dzielnica Kairu.

– A od kiedy miasto nosi dzisiejsza nazwe? – drazyl Nowicki.

– Od X wieku, gdy wladze przejela dynastia Fatymidow. Legenda mowi, ze nad Fostatem ukazala sie wtedy swiecaca smuga od planety Mars i ze dlatego stolicy nadano nazwe “Miasto Zwyciestwa”.

Odkryta dorozka, zaprzezona w chudego, koscistego konia, wolno jechala w sloncu poranka przez pas nadbrzeznej zieleni. Wsrod sadow i palm nad kanalem bielily sie wille. Dalej pojawily sie stare obskurne domy, a blizej rzeki nowoczesniejsze, kilkupietrowe kamienice. Dorozka wjechala na most laczacy zachodni brzeg Nilu z wyspa Roda. W dole, po metnej, mulistej rzece, plynely feluki [20] i ogromne barki o wysoko zadartych dziobach obladowane towarami: sianem, durra, arbuzami, zielonymi melonami, trzcina cukrowa badz glinianymi garnkami. Z powodu ich wysokich masztow, z wielkimi, nabrzmialymi od wiatru trojkatnymi zaglami, wszystkie kairskie mosty na Nilu mialy posrodku jedna lub wiecej ruchomych czesci.

Zaledwie dorozka wjechala na wyspe, powozacy Arab odwrocil sie do pasazerow i lamana angielszczyzna, gardlowym glosem, zawolal:

– Wyspa Roda! Tutaj nilometr, niedaleko, na poludniowym cyplu! Czy chcecie zobaczyc?

– Nie! Jedz dalej i popedzaj szkape, chcemy byc jak najpredzej w domu – po angielsku odparl Nowicki, a zwracajac sie do siedzacych naprzeciwko mlodych Wilmowskich, rzekl po polsku: – Nie warto marudzic, moze dzisiaj nadejdzie wiadomosc od ojca? Zreszta slyszalem juz co nieco o egipskich urzadzeniach do pomiarow poziomu wody w rzece. Podobno wzdluz Nilu rozsiana jest cala ich siec, rowniez poza granicami Egiptu.

– Nic dziwnego, Nil decyduje przeciez o zyciu lub smierci Egipcjan – powiedzial Tomek. – Juz w starozytnosci grecki historyk Herodot pisal, ze Egipt jest darem Nilu, a jego istnienie zalezy od tej jednej jedynej rzeki. Rzeki bez doplywow, nie zasilanej opadami deszczu i plynacej przez tysiac piecset kilometrow jednej z najstraszliwszych pustyn Ziemi. Gdyby Nil przestal plynac, chocby na krotko, Egipt czekalaby nieuchronna zaglada.

– Czytalam, iz Egipcjanie od najdawniejszych czasow ciagle mierzyli poziom wody w Nilu. Na podstawie skrzetnie zapisywanych wynikow przewidywali urodzaje i ustalali wysokosc podatkow – wtracila sie Sally. – Zapisy te czyniono nieprzerwanie od szescset dwudziestego drugiego roku. Nigdzie na swiecie nie bylo czegos podobnego. Nilometry sytuowano w kazdej swiatyni, we wszystkich miastach i osadach lezacych nad samym brzegiem rzeki. Wyniki przesylano do Kairu.

– Czyzby nilometr na wyspie Roda byl najstarszy? – zaciekawil sie Nowicki.

– Nie, ale zostal zbudowany w siedemset szesnastym roku i jest pierwszym, jaki powstal w czasach arabskich – wyjasnila Sally.

Dorozka jechala tymczasem waskimi zaniedbanymi uliczkami i wkrotce dotarla do mostu laczacego wyspe Roda ze Starym Kairem polozonym na wschodnim brzegu Nilu. Szybko przebyli niezbyt tutaj szerokie ramie rzeki. Dalej dluga ulica Kasr al-Ajni, rownolegla do wybrzeza, dochodzila az do poludniowo-zachodniej dzielnicy.

W miescie, jak codzien, niemal od switu panowal ozywiony ruch i gwar. W tlumie przechodniow odzianych w dlugie, biale i pasiaste galabije, turbany i fezy spotykalo sie ubranych po europejsku mezczyzn, ktorzy pracowali w urzedach i przedsiebiorstwach. Nieliczne na ulicach kobiety nosily przewaznie czarne, dlugie suknie i oslaniajace twarz szale. Przed sklepami, czesto w ogole pozbawionymi frontowych scian i wystaw, otwartymi wprost na ulice, kupcy glosno zachwalali wystawione na sprzedaz orientalne i zachodnie towary. Niektorzy rozkladali je na chodniku badz rozwieszali na scianach domow. Fryzjerzy, krawcy, szewcy i czysciciele butow, w ogole rzemieslnicy, pracowali na ulicy, po prostu na chodnikach przed domami. Na przenosnych straganach pietrzyly sie owoce cytrusowe i warzywa, opiekano na roznach kawalki baraniny, smazono ryby. W powietrzu unosil sie zapach oliwy i czosnku.

Nie mniejszy rozgardiasz panowal na jezdni. Ulica jezdzil juz szynowy tramwaj elektryczny, kursujacy z placu Tahrir az do Starego Kairu. Egipcjanie polubili ten srodek komunikacji, dogodniejszy od tramwajow konnych. Totez elektryczne pojazdy szynowe obwieszone byly pasazerami. Nie zwazajac na niebezpieczenstwo, ludzie tloczyli sie na stopniu wzdluz calego wagonu. Tramwaj musial jechac wolno. Czesto tez przystawal, mimo ze motorniczy natarczywym dzwonieniem usilowal przegonic z torowisk zawalidrogi. Obok toczyly sie bowiem ciezarowe wozy na dwoch wysokich kolach, ciagnione przez osly, konie lub wielblady. Woznice flegmatycznie pokrzykiwali na nieostroznych przechodniow. Nieraz za powozacym Arabem siedzialy jego zony. W klebiacym sie tlumie pojazdow i ludzi z cyrkowa zrecznoscia lawirowali chlopcy dzwigajacy na glowach pelne swiezego pieczywa, duze, okragle kosze, ktore brawurowo podtrzymywali jedna reka w ich zdawaloby sie chwiejnej, a jednak pewnej rownowadze. Tu i owdzie przesuwaly sie charakterystyczne sylwetki roznosicieli wody z wielkimi dzbanami zakonczonymi czyms na ksztalt zakrzywionego lejka. Tloczyly sie flegmatycznie osly objuczone koszami pelnymi jarzyn, worami pszenicy, slomy badz cegly. Jeszcze inne, popedzane przez krzykliwych poganiaczy, sluzyly jako wierzchowce mezczyznom w galabijach. Wszedzie wsrod doroslych plataly sie psy, koty i dzieci w kusych koszulinach. Wszystko to przetaczalo sie ulica pelna gwaru rozmow, okrzykow i wrzaskow.

Nocny chlod ustepowal, robilo sie coraz upalniej. Dorozkarz, stary Arab, zdjal abajas [21] i zostal w tradycyjnej galabii. Od poczatku nieufnym, swidrujacym wzrokiem mierzyl ubranych w arabskie stroje Europejczykow, ktorym towarzyszyla kobieta z odslonieta twarza. Nie dziwil sie, bo w swoim dorozkarskim zyciu widzial juz niejedno, ale jego niechec do pasazerow wzrosla, gdy odrzucili propozycje zobaczenia nilometru. Sprobowal zatem inaczej:

– Czy jestescie chrzescijanami? – spytal.

A gdy Nowicki potwierdzil, zaproponowal:

– Tutaj niedaleko jest domek, gdzie mieszkal Jezus [22] z rodzina. W dzielnicy koptyjskiej…

– Innym razem, dobry czlowieku – zbyl go kapitan – teraz chcemy wrocic do domu.

Arab wzruszyl ramionami i zamruczal cos pod nosem. Zawiedziony nie na zarty pomyslal, ze to jacys dziwni cudzoziemcy, skoro udaja Arabow, wlocza sie po nocy i na dodatek spiesza wcale nie jak turysci! Moze to oznaka nieczystego sumienia i moze nie zaplaca za przejazd? Nigdy wprawdzie nie spotkalo go cos takiego, ale tego dnia stary Arab byl w wyjatkowo zlym humorze.

Zaledwie straszne podejrzenie ugruntowalo sie w jego glowie, niespodziewanie sciagnal lejce chudej szkapy. Nie przygotowanych na to podroznych wcisnelo w siedzenia, a potem rzucilo do przodu. Sally, gdyby Tomek nie zdolal jej zlapac, jak nic wyladowalaby pod kolami pojazdu.

– Do diabla! – zaklal po polsku -Nowicki. – Co wyrabiasz? Arab zerwal sie z kozla i zaczal cos wykrzykiwac, zywo przy tym gestykulujac. W jego belkotliwej mowie najbardziej znajomo brzmialo slowo bakszysz.

– Czego chcesz? Co sie stalo? – pytal goraczkowo Tomek. Wokol dorozki gestnial tymczasem wrzeszczacy tlum. Arabowie, Egipcjanie, Turcy wygrazali piesciami i wykrzykiwali coraz glosniej. Sally zauwazyla, ze niczym refren przewija sie okrzyk Danszawoj.

– Tommy! Tommy! – zawolala do meza, ktory pospiesznie placil staremu. Ten gdy otrzymal pieniadze, sam zaczal uspokajac wspolziomkow.

– Tommy! Powiedz im, ze nie jestesmy Anglikami, tylko Polakami!

Tomek zorientowal sie, o co jej chodzi:

– No English! Polak! Polska! Bolanda! Bolaaanda!!! [23]

Nie wiadomo, co zrozumial rozwrzeszczany tlum. W kazdym razie tak samo niespodziewanie jak powstalo cale zamieszanie, nagle wszystko wrocilo do poprzedniego stanu…

Nowicki, ktory caly czas trzymal reke na kolbie rewolweru, teraz wyjal ja z kieszeni i otarl pot z czola.

– Wszystko przez tego starego draba – powiedzial cicho do Tomka. – Trzeba mu przemowic do rozsadku.

– Daj spokoj, Tadku! Samismy sobie winni. Co oni wszyscy mieli sobie pomyslec, gdy zobaczyli nas przebranych za Arabow?

– Zachowali sie wrogo, bo wzieli nas za Anglikow – nerwowo wyjasniala Sally. – Wiem stad, ze wykrzykiwali nazwe miejscowosci w delcie Nilu, gdzie piec lat temu angielski oficer w czasie polowania postrzelil egipska wiesniaczke. Pisano o tym w gazetach, gdyz doszlo do walki, w ktorej zostalo rannych trzech Egipcjan i trzech Anglikow, jeden z nich pozniej zmarl. Brytyjczycy uznali zajscie za bunt i aresztowali kilkudziesieciu fellachow [24] . Czterech z nich powieszono – dokonczyla ciszej. Po chwili, juz spokojniej, dodala:

Назад Дальше