Pewne wydarzenie wryło mi się głęboko w pamięć; taki cud zdarzył się tylko raz. Siedzący samotnie w irlandzkim barze przy deptaku chudy facet machnął na mnie któregoś wieczoru i poprosił o jedną z gazet. Stanąłem przy nim i czekałem w napięciu, on zaś otworzył ją na ostatniej stronicy, studiował przez kilka chwil wyniki gonitw i oddał z powrotem. A potem dał mi dziesięć centów, nie biorąc w ogóle gazety. Wychodząc na dwór byłem wniebowzięty; miałem wrażenie, że frunę w powietrzu. Kochałem świat, który zamieszkują tacy ludzie.
Z osobistego doświadczenia wiem, że niewiele przyjemności tak bardzo podnosi na duchu jak otrzymanie nieoczekiwanej sumy pieniędzy. Niedawno zdziwiłem się, gdy przekazano mi pocztą, bez żadnej uprzedniej zapowiedzi, czek od mojego literackiego agenta, opiewający na osiemnaście tysięcy dolarów i stanowiący skumulowane honorarium za publikację we wschodnich Niemczech jednej z moich powieści. Zdążyłem już dawno zapomnieć, że wydano tam moją książkę, i w ciągu następnej godziny kilkakrotnie złapałem się na tym, że szczerzę zęby i nucę wesołe melodyjki. Ale poważnie wątpię, by poczucie błogości, jakiego doznałem w związku z tym relatywnie obfitym zarobkiem, przewyższyło radość z powodu dziesięciocentowego napiwku, który otrzymałem niegdyś jako gazeciarz. Odnoszę teraz wrażenie, że ta dycha miała dla mnie ogromne znaczenie, i tak zapewne było.
Każda z tych miłych niespodzianek wprawiała mnie w upojenie, którego ktoś, kto urodził się bogaty, najprawdopodobniej nie jest w stanie nigdy doznać. Istnieją przyjemności, których nie kupi się za pieniądze.
Nasze ulice wydawały się bezpieczne, odizolowane i spokojne. Dla dziecka były rodzajem etnicznej twierdzy. Prawie wszyscy nasi rodzice byli imigrantami, w większości ze wschodniej Europy. Nic i nikt nam fizycznie nie zagrażał.
Tak naprawdę nie wiedziałem, kto to jest Hitler. Starsi wiedzieli, lecz wątpię, by nawet oni, czy ktokolwiek inny, domyślali się, jak wiele wyzwoli zła i brutalnej destrukcji. Pamiętam pewien dzień: było późne popołudnie i słyszę do dziś podniesione krzyki gazeciarzy przebiegających ulice ze specjalnymi wydaniami gazet, których wielkie nagłówki donosiły, że Hindenburg zrezygnował ze stanowiska kanclerza Niemiec, aby mógł je objąć Hitler. Wiedzieli, że sprzedadzą tego dnia cały nakład, ale ja nie miałem pojęcia, kto to jest Hindenburg. Jeszcze przez długi czas myślałem, że to zeppelin.