Podnieść Tytanica - Cussler Clive 11 стр.


Po tych słowach Pitt odwrócił się i zniknął w mroku.

17.

Profesor Piotr Barszow wbił żylaste palce w swoje siwiejące włosy i nad biurkiem wycelował w Prewłowa ustnik fajki z pianki morskiej.

– Nie, nie. Zapewniam was, kapitanie, że człowiek, którego wysłałem na Nową Ziemię, nie miał halucynacji.

– Ale tunel…? – z niedowierzaniem mruknął Prewłow. – Nieznany, nigdzie nie zarejestrowany tunel na radzieckiej ziemi? Nigdy bym nie pomyślał, że to możliwe.

– Niemniej jednak to fakt – odparł Barszow. – Pierwsze wskazówki uzyskaliśmy ze zdjęć lotniczych. Mój geolog, który dotarł do wejścia, twierdzi, że to bardzo stary tunel, sprzed jakichś siedemdziesięciu, osiemdziesięciu lat.

– Skąd on się tam wziął?

– Lepiej byłoby zapytać, kapitanie, kto go wykopał i po co.

– Twierdzicie, że Instytut Geologii w Leonogradzie nie ma go w swoich rejestrach? – spytał Prewłow. Barszow przecząco pokręcił głową.

– Nie ma tam ani jednego słowa na ten temat. Być może wam jednak udałoby się znaleźć jakiś ślad w dawnych aktach Ochrany.

– Ochrany? A, tej tajnej policji carskiej – powiedział Prewłow i po chwili dodał: – Nie, to mało prawdopodobne. Ich interesowała jedynie rewolucja. Nie zawracaliby sobie głowy jakąś tajną kopalnią.

– Tajną? Tego nie możecie być pewni.

– Wybaczcie mi, profesorze, ale we wszystkim dopatruję się makiawelskich motywów.

Barszow wyjął fajkę z pożółkłych zębów i zaczął ją nabijać.

– Czytywałem o opuszczonych kopalniach na półkuli zachodniej, ale pierwszy raz słyszę o czymś takim w Związku Radzieckim. Niemal wygląda tak, jak byśmy otrzymali tę osobliwość w darze od Amerykanów.

– Skąd ten pomysł? – spytał Prewłow, odwracając głowę i ponownie spoglądając na Barszowa. – Czy oni mają z tym coś wspólnego?

– Może tak, może nie. Sprzęt znaleziony w tym tunelu wyprodukowano w Stanach Zjednoczonych.

– Trudno uznać to za dowód nie do obalenia – powiedział Prewłow sceptycznie. – Sprzęt ten mógł być zwyczajnie od nich kupiony i używany przez kogoś innego.

Barszow się uśmiechnął.

– Słuszna uwaga, kapitanie, tylko że w tunelu znaleziono ciało jakiegoś mężczyzny i dysponuję niezbitymi dowodami, że jego epitafium napisano w języku amerykańskim.

– Interesujące – rzekł Prewłow.

– Przepraszam, że teraz nie jestem w stanie przedstawić wam dokładniejszych danych – powiedział Barszow. – Rozumiecie, moje informacje są po prostu z drugiej ręki. Rano znajdziecie na swoim biurku szczegółowy raport w sprawie tego odkrycia na Nowej Ziemi, a moi ludzie będą do waszej dyspozycji na wypadek dalszego śledztwa.

– Marynarka Wojenna jest wam wdzięczna za współpracę, profesorze.

– Instytut w Leonogradzie zawsze gotów służyć ojczyźnie – odpowiedział Barszow, wstał i sztywno się ukłonił. – Jeśli tymczasem to wszystko, kapitanie, to wrócę do siebie.

– Jeszcze jedno, profesorze.

– Tak?

– Nie wspomnieliście, czy wasi geologowie znaleźli tam jakieś minerały.

– Nic, co mogłoby mieć jakąkolwiek wartość.

– W ogóle nic?

– Ślady niklu i cynku, a także niewielką radioaktywność, wskazującą na obecność uranu, toru i bizanium.

– Te dwa ostatnie chyba nie są mi znane.

– Tor można przekształcić w paliwo nuklearne, kiedy zbombarduje się go neutronami – wyjaśnił Barszow. – Używa się go również do wytwarzania różnych stopów magnezowych.

– A bizanium?

– Niewiele o nim wiadomo. Jeszcze nie znaleziono takiej jego ilości, która pozwoliłaby przeprowadzić konstruktywne eksperymenty. – Barszow popukał fajką w popielniczkę. – Dotychczas jedynie Francuzi interesowali się tym pierwiastkiem.

Prewłow podniósł wzrok na profesora.

– Francuzi?

– Wydali już miliony franków na ekspedycje geologiczne, które szukają go po całym świecie. Z tego co wiem, żadna z nich jeszcze nie odnotowała sukcesu.

– Wydaje się, że oni wiedzą coś, czego nie wiedzą nasi uczeni. Barszow wzruszył ramionami.

– Nie we wszystkich dziedzinach badań naukowych przewodzimy światu, kapitanie. W przeciwnym wypadku to nie Amerykanie, lecz my jeździlibyśmy po powierzchni Księżyca.

– Jeszcze raz wam dziękuję, profesorze. Cieszę się na wasz raport.

18.

Cztery przecznice od budynku Marynarki Wojennej, na parkowej ławce odpoczywał porucznik Marganin, od niechcenia czytając tomik poezji. Było południe i park wypełniały tłumy urzędników jedzących drugie śniadanie na trawie między równymi rzędami drzew. Co jakiś czas porucznik podnosił oczy i obrzucał taksującym spojrzeniem przechodzące ładne dziewczyny.

O wpół do pierwszej jakiś gruby mężczyzna w wygniecionym garniturze usiadł na drugim końcu ławki i zabrał się do jedzenia razowej bułki, popijając ją zupą pomidorową. Odwrócił głowę do Marganina i uśmiechnął się szeroko.

– Chcesz kawałek bułki, marynarzu? – spytał jowialnie i poklepał się po wydatnym brzuchu. – Wystarczy dla dwóch. Moja żona uporczywie mnie przekarmia, żebym był gruby i nie biegał za młodymi dziewczynami.

Marganin przecząco pokręcił głową i wrócił do czytania.

Mężczyzna wzruszył ramionami i wydawało się, że ugryzł kawałek bułki. Zaczął energicznie poruszać szczękami, ale tylko udawał, że je – w ustach nie miał nic.

– Jest coś dla mnie? – mruknął między poruszeniami szczęk. Marganin gapił się w książkę, którą lekko uniósł, by zasłonić sobie usta.

– Prewłow ma romans z kobietą o czarnych, krótko przyciętych włosach, która nosi drogie pantofle numer sześć na płaskim obcasie i lubi likier chartreuse. Jeździ samochodem ambasady amerykańskiej. Numer USA sto czterdzieści sześć.

– Jesteś tego pewien?

– Niczego nie wymyślam – mruknął Marganin, nonszalancko odwracając kartkę. – Radzę natychmiast wykorzystać moje informacje. To może być ta wtyczka, której szukamy.

– Zidentyfikujemy ją przed zachodem słońca – powiedział grubas i zaczął siorbać zupę. – Masz coś jeszcze?

– Potrzebuję danych na temat „Planu Sycylijskiego".

– Nigdy o nim nie słyszałem.

Marganin opuścił książkę i przetarł oczy, zasłaniając ręką usta.

– To plan obrony powiązany z Narodową Agencją Badań Morskich i Podwodnych.

– Oni są bardzo czuli na punkcie takich przecieków.

– Powiedz im, żeby się nie martwili. Będziemy ostrożni. Spotkamy się za sześć dni. Męska toaleta w restauracji „Borodino". Za dwadzieścia siódma wieczorem.

Marganin zamknął książkę i się przeciągnął.

Gruby mężczyzna na potwierdzenie siorbnął łyk zupy, jakby w ogóle nie zwracał uwagi na porucznika, który wstał i wolnym krokiem ruszył w stronę budynku Marynarki Wojennej.

19.

Sekretarz prezydenta uśmiechnął się kurtuazyjnie i wstał zza biurka. Był młodym wysokim mężczyzną z wyrazem gorliwości na sympatycznej twarzy.

– Oczywiście, pani Seagram. Proszę tędy.

Zaprowadził Danę do windy i odsunął się na bok, przepuszczając ją przed sobą. Dana przybrała obojętną minę i patrzyła przed siebie. Gdyby sekretarz coś wiedział albo podejrzewał, wówczas w myślach rozbierałby ją do naga. Zerknęła na niego – nieodgadnionym wzrokiem spoglądał na zapalające się i gasnące światełka z numerami pięter.

Drzwi windy się otworzyły i sekretarz zaprowadził Danę korytarzem do jednego z pokojów na trzecim piętrze.

– Stoi na kominku – powiedział. – Znaleźliśmy go w piwnicy, w nie oznakowanej skrzyni. Piękna robota. Prezydent uparł się, żeby go tu przynieść, by mógł go podziwiać.

Dana zmrużyła oczy, patrząc na model żaglowca, który stał w szklanej gablotce na kominku.

– Mamy nadzieję, że uda się pani rzucić trochę światła na jego historię – ciągnął sekretarz. – Jak pani widzi, ani na kadłubie, ani na tej zakurzonej obudowie nie ma żadnej nazwy.

Dana niepewnie zbliżyła się do kominka, by lepiej przyjrzeć się modelowi. Była zmieszana, bo nie tego się spodziewała. Kiedy sekretarz zadzwonił do niej rano, to powiedział po prostu, że prezydent pyta, czy nie mogłaby wpaść do Białego Domu około drugiej. Teraz miała dziwne uczucie – ni to ulgi, ni zawodu.

– To handlowy statek z początku osiemnastego wieku – oznajmiła. – Będę musiała zrobić parę szkiców i porównać je z dawnymi aktami w archiwum marynarki.

– Admirał Sandecker powiedział, że jeśli ktokolwiek potrafi go zidentyfikować, to jedynie pani.

– Admirał Sandecker?

– Tak, właśnie on polecił panią prezydentowi – odparł sekretarz, kierując się ku drzwiom. – Notatnik i ołówek leżą na stoliku nocnym przy łóżku. Muszę wracać na swoje miejsce. Proszę się czuć swobodnie i zostać tu tak długo, jak będzie trzeba.

– Ale czy panu prezydentowi…

– Teraz gra w golfa. Nikt pani nie będzie przeszkadzał. Kiedy pani skończy, proszę po prostu zjechać windą na parter.

Nim Dana zdążyła odpowiedzieć, sekretarz odwrócił się i wyszedł.

Dana ciężko usiadła na łóżku i westchnęła. Po telefonie od sekretarza prezydenta natychmiast pojechała do domu, wzięła wonną kąpiel i starannie przebrała się w białą dziewczęcą sukienkę i czarną bieliznę. Wszystko to na nic – prezydent nie miał zamiaru iść z nią do łóżka, chciał tylko, żeby ustaliła, jaki statek przedstawia ten przeklęty model.

Całkowicie przegrana poszła do łazienki i przyjrzała się swojej twarzy w lustrze. Kiedy wróciła do sypialni, drzwi na korytarz były zamknięte, a przy kominku stał prezydent. Opalony, ubrany w koszulkę polo i sportowe spodnie, wyglądał młodzieńczo.

Zaskoczona Dana wytrzeszczyła oczy. Przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.

– Miał pan grać w golfa – wreszcie odezwała się niezbyt mądrze.

– Tak jest napisane w moim rozkładzie dnia.

– A więc sprawa tego modelu…

– To bryg „Roanoke" z Wirginii – rzekł prezydent, kiwnąwszy głową w stronę modelu. – Jego stępkę położono w tysiąc siedemset dwudziestym ósmym roku. Wszedł na skały przy Nowej Szkocji w tysiąc siedemset czterdziestym trzecim. Ten model zbudował mój ojciec czterdzieści lat temu, wzorując się na rycinie.

– Zadał pan sobie tyle trudu, żeby zobaczyć się ze mną bez świadków? – spytała oszołomiona.

– To chyba jasne, prawda?

Patrzyła na niego. Zaczerwieniła się, kiedy spojrzał jej w oczy.

– Widzi pani – ciągnął – chciałem sobie z panią porozmawiać sam na sam, żeby nikt nam nie przerywał i nie przeszkadzał. Wokół Dany zawirował pokój.

– Pan… chce pan tylko porozmawiać?

Przez chwilę patrzył na nią zdziwiony, a potem się roześmiał.

– To mi pochlebia, pani Seagram. Nigdy jednak nie zamierzałem pani uwieść. Obawiam się, że moja opinia podrywacza jest nieco przesadzona.

– Ale na przyjęciu…

– Chyba teraz rozumiem – rzekł prezydent, wziął Danę za rękę i podprowadził do fotela. – Kiedy szepnąłem pani, że muszę się z nią zobaczyć sam na sam, to pani wzięła mnie za starego rozpustnika. Proszę mi wybaczyć, ale miałem inne zamiary.

Westchnęła.

– A ja się zastanawiałam, co mężczyzna, który mógłby mieć każdą kobietę na jedno kiwnięcie palcem, widział w nijakiej trzydziestojednoletniej mężatce, która jest podmorskim archeologiem.

– Jest pani wobec siebie niesprawiedliwa – powiedział, nagle poważniejąc. – Pani jest naprawdę bardzo ładna.

Dana znowu się zaczerwieniła.

– Od lat nikt się do mnie nie zalecał.

– Być może dlatego, że uczciwi mężczyźni na ogół nie zalecają się do mężatek.

– Chciałabym w to wierzyć.

Prezydent przysunął sobie fotel i usiadł naprzeciwko niej. Siedziała sztywno z rękami w małdrzyk na zaciśniętych kolanach. Pytanie, które padło, całkowicie ją zaskoczyło.

– Proszę mi powiedzieć, pani Seagram, czy jeszcze go pani kocha?

Spojrzała na prezydenta zdziwionym wzrokiem.

– Kogo?

– Męża, oczywiście.

– Gene'a?

– Tak, Gene'a – odparł uśmiechając się. – Chyba że ma pani gdzieś w ukryciu jakiegoś innego małżonka.

– A dlaczego pan o to pyta?

– Gene jest bliski załamania. Dana wyglądała na zaskoczoną.

– On dużo pracuje, ale nie sądzę, żeby był bliski załamania nerwowego.

– Nie w znaczeniu klinicznym, skądże – powiedział prezydent. – On jednak żyje w ogromnym napięciu. Gdyby poza dużym obciążeniem pracą miał jeszcze jakieś poważne kłopoty małżeńskie, to mógłby się załamać. Nie mogę do tego dopuścić, przynajmniej póki nie doprowadzi do końca pewnego ściśle tajnego planu o ogromnym znaczeniu dla całego państwa.

– To właśnie ten przeklęty tajny plan stanął między nami – wybuchnęła Dana ze złością.

– Tak, i parę innych rzeczy, jak na przykład to, że nie chce pani mieć dziecka.

– A pan skąd o tym wie?

– Mamy swoje sposoby. Zresztą nieważne, skąd. Chodzi o to, żeby pani nie opuściła Gene'a przez najbliższe szesnaście miesięcy i otaczała go jak największą miłością.

Dana nerwowo zaciskała i otwierała dłonie.

– Czy to naprawdę jest tak bardzo ważne? – spytała słabym głosem.

– Tak, to naprawdę bardzo ważne – odparł prezydent. – Pomoże mi pani?

W milczeniu pokiwała głową.

– Dobrze. – Poklepał ją po rękach. – Być może wspólnie uda nam się utrzymać Gene'a w formie.

– Postaram się, panie prezydencie. Spróbuję, skoro to aż tak ważne. Niczego więcej nie mogę obiecać.

– Mam do pani pełne zaufanie. – Ale na dziecko się nie zgadzam – powiedziała z uporem.

Obdarzył ją tym swoim słynnym uśmiechem, tak często uwiecznianym przez fotoreporterów.

– Mogę wypowiedzieć wojnę, mogę wysłać żołnierzy na śmierć, ale nawet jako prezydent Stanów Zjednoczonych nie mam takiej władzy, która pozwoliłaby mi zmusić kobietę do tego, żeby zaszła w ciążę.

Dana po raz pierwszy się roześmiała. Rozmawiając w cztery oczy z człowiekiem dysponującym tak ogromną władzą, miała dziwne uczucie. Władza w istocie działała na nią jak afrodyzjak i Dana była gorzko rozczarowana, że prezydent nie poszedł z nią do łóżka.

Teraz wstał i wziął ją za ramię.

– Muszę już iść. Za parę minut mam spotkanie z moimi doradcami ekonomicznymi. – Zaczął prowadzić Danę ku drzwiom, lecz nagle zatrzymał się, przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował w usta. Potem puścił ją, zajrzał głęboko w oczy i rzekł: – Jest pani bardzo ponętną kobietą, pani Seagram. Proszę o tym nie zapominać.

Odprowadził ją do windy.

20.

Dana czekała przed halą dworca lotniczego, kiedy Seagram wysiadał z samolotu.

– Co się stało? – spytał przyglądając jej się badawczo. – Od wieków nie przyjeżdżałaś po mnie na lotnisko.

– Nagły przypływ uczucia – odparła z uśmiechem.

Seagram odebrał swój bagaż i oboje poszli na parking. Dana mocno trzymała męża pod ramię. Spotkanie z prezydentem wydawało jej się teraz odległym snem. Z trudem przypominała sobie, że inny mężczyzna uznał ją za pociągającą, a nawet pocałował.

Usiadła za kierownicą i wyjechała na autostradę. Godziny szczytu już minęły i jazda w wiejskim pejzażu Wirginii sprawiała Danie przyjemność.

– Znasz Dirka Pitta? – spytał Gene, przerywając milczenie.

– Tak. Jest u admirała Sandeckera dyrektorem do zadań specjalnych. A o co chodzi?

– Chcę się dobrać do tyłka temu sukinsynowi. Spojrzała na niego zdziwiona.

– A co ty masz z nim wspólnego?

– Zawalił mi pewną sprawę w naszym planie. Dana zacisnęła dłonie na kierownicy.

– Niełatwo dobrać mu się do tyłka – rzekła.

– Niby dlaczego?

– Pitt to cała legenda w NUMA. Jego zasługi dla agencji ustępują tylko temu, czego dokonał podczas wojny.

– No to co?

– Jest ulubieńcem admirała Sandeckera.

– Zapominasz, że mam lepsze dojście do prezydenta niż admirał Sandecker.

– Lepsze niż senator George Pitt z Kalifornii? – spytała obojętnie.

Gene spojrzał na żonę.

– To jakaś rodzina?

– Ojciec i syn.

Seagram zgarbił się i przez następne kilka kilometrów milczał z markotną miną.

Dana położyła prawą dłoń na jego kolanie. Kiedy zatrzymała samochód na czerwonym świetle, pochyliła się i pocałowała męża.

– Czego ty ode mnie chcesz? – spytał.

– Chcę cię przekupić.

– Ile mnie to będzie kosztowało? – mruknął.

Назад Дальше