Podnieść Tytanica - Cussler Clive 4 стр.


5.

– Cholera jasna, niech to szlag trafi! – syknęła Dana. – Spójrz na te kurze łapki, które robią mi się koło oczu. – Siedziała przy toaletce, przygnębionym wzrokiem wpatrując się w swoje odbicie w lustrze. – Kto to powiedział, że starość jest jak trąd?

Seagram podszedł do niej, odgarnął jej włosy z szyi i pocałował żonę w miękki nagi kark.

– Dopiero co skończyłaś trzydzieści jeden lat, a już chcesz się ubiegać o tytuł najstarszej obywatelki miesiąca.

Spojrzała na jego odbicie w lustrze, oszołomiona tak rzadko okazywanym jej dowodem uczucia.

– Wy, mężczyźni, jesteście w lepszej sytuacji, bo nie macie takich problemów.

– Dlaczego kobiety uważają, że my się nie rozsypujemy? Również mężczyźni cierpią z powodu starczych dolegliwości i kurzych łapek.

– Różnica polega na tym, że wy się nimi nie przejmujecie.

– My jesteśmy bardziej skłonni akceptować to, co nieuchronne – powiedział uśmiechając się. – Ale a propos, kiedy będziesz miała dziecko?

– Ach ty draniu! Nigdy nie rezygnujesz, prawda? – Rzuciła na toaletkę szczotkę do włosów, która uderzyła w szwadron flakoników z kosmetykami, poustawianych na szklanym blacie w równych odstępach. – Rozmawialiśmy o tym już setki razy. Nie mam zamiaru narażać się na upokorzenia związane z ciążą. Nie będę prała obsranych pieluch w umywalce dziesięć razy dziennie. Niech inni zaludniają Ziemię. Ani mi się śni rozmnażać jak jakaś ameba.

– Twoje argumenty są śmieszne. Sama w nie nie wierzysz. Odwróciła się do lustra i nic nie odpowiedziała.

– Dana, dziecko mogłoby nas uratować – rzekł łagodnie. Opuściła głowę, ukrywając twarz w dłoniach.

– Nie zrezygnuję z mojej kariery, dopóki ty nie zrezygnujesz z tego twojego drogocennego planu.

Seagram głaskał ją po złocistych włosach i patrzył na jej odbicie w lustrze.

– Twój ojciec był alkoholikiem i zostawił was, kiedy miałaś zaledwie dziesięć lat. Twoja matka pracowała za barem i sprowadzała sobie mężczyzn do domu, żeby zarobić na picie. Ty i twój brat byliście traktowani jak zwierzęta, dopóki nie podrośliście na tyle, by uciec z tego śmietnika, który nazywaliście domem. Twój brat stał się szumowiną i zaczął napadać na sklepy z alkoholem i stacje benzynowe, a w rezultacie za morderstwo skazano go na dożywocie w San Quentin. Tylko Bóg jedyny wie, jak bardzo jestem z ciebie dumny, że wyrwałaś się z tego rynsztoka i pracowałaś osiemnaście godzin na dobę, żeby skończyć szkołę i studia. Tak, Dana, miałaś parszywe dzieciństwo i z powodu złych wspomnień teraz boisz się mieć dziecko. Musisz zrozumieć, że ten koszmar nie ma nic wspólnego z przyszłością. Nie możesz pozbawiać swojego syna czy córki szansy, jaką daje życie.

Nie udało mu się jednak skruszyć kamiennego muru, którym Dana się od niego odgrodziła. Strząsnęła z siebie ręce męża i z furią zaczęła malować sobie brwi. Skończona dyskusja. Dana zachowywała się tak, jakby była sama.

Kiedy Seagram wyszedł spod prysznica, stała przed dużym lustrem na drzwiach szafy. Przyglądała się sobie krytycznie, jak artysta po raz pierwszy patrzący na swoje skończone dzieło. Miała na sobie prostą białą sukienkę, która opinała tors, niżej luźno opadając do kostek. Spory dekolt ukazywał bardziej niż dostateczny widok piersi.

– Lepiej się pośpiesz – powiedziała obojętnie, jak gdyby między nimi nigdy nie doszło do kłótni. – Chyba nie chcesz, żeby prezydent na nas czekał.

– Będzie tam ponad dwieście osób. Za spóźnienie nikt nie postawi nam ptaszka na liście obecności.

– Mnie tam wszystko jedno – odparła z nadętą miną – ale niecodziennie otrzymujemy zaproszenie do Białego Domu. Chciałabym zrobić dobre wrażenie przynajmniej tym, że się nie spóźnię.

Seagram westchnął i z trudem przebrnął przez rytuał wiązania muszki i niezręcznego wkładania jedną ręką spinek do mankietów koszuli. Nie cierpiał ubierania się na oficjalne przyjęcia. Dlaczego waszyngtońskie imprezy towarzyskie muszą kosztować tyle nerwów? Dla Dany może były one podniecające, ale on ich nie cierpiał.

Wyglansował buty, przyczesał włosy i wszedł do salonu. Na stoliku do kawy leżała otwarta aktówka, a jej właścicielka siedziała na kanapie, zaczytana w sprawozdaniach. Była tak pochłonięta lekturą, że nawet nie spojrzała na męża.

– Jestem gotów.

– Jeszcze momencik – mruknęła. – Czy mógłbyś tymczasem wyjąć moją etolę?

– Jest pełnia lata. Na diabła chcesz się pocić w futrze? Dana zdjęła okulary w rogowej oprawie.

– Nie sądzisz, że choć jedno z nas powinno pokazać odrobinę klasy? – spytała.

Seagram wyszedł do przedpokoju, podniósł słuchawkę i nakręcił numer Mela Donnera, który odebrał telefon w połowie pierwszego dzwonka.

– Donner, słucham.

– Masz już coś? – spytał Seagram.

– „First Attempt"…

– Czy to ten statek NUMA, który miał zabrać Koplina?

– Taaa. Pięć dni temu nie zawinął do Oslo.

– Rany boskie! Dlaczego?! Przecież Koplin miał tam zejść na ląd i wrócić do Stanów zwykłym samolotem pasażerskim.

– Trudno się czegoś dowiedzieć. Statek, zgodnie z twoimi instrukcjami, zachowuje ciszę radiową.

– To mi dobrze nie wygląda.

– W każdym razie scenariusz tego nie przewidywał.

– Będę na przyjęciu u prezydenta do około jedenastej. Jeżeli czegoś się dowiesz, zadzwoń.

– Możesz na mnie liczyć. Baw się dobrze.

Seagram odkładał słuchawkę, kiedy z salonu wyszła Dana. Spostrzegła jego zatroskaną minę.

– Złe wieści?

– Jeszcze nie jestem pewien. Pocałowała go w policzek.

– Szkoda, że nie żyjemy jak normalni ludzie, bo wtedy mógłbyś mi powiedzieć, co cię martwi.

– Gdybym tylko mógł…

– Tajemnice państwowe? Jakie to potwornie nudne – powiedziała i uśmiechnęła się szelmowsko. – No więc?

– Co „no więc"?

– Nie chcesz być dżentelmenem?

– Przepraszam, zapomniałem. – Wyjął z szafy etolę i narzucił Danie na ramiona. – Mam okropny zwyczaj zapominania o swojej żonie.

Uśmiechnęła się wesoło.

– Za karę o świcie staniesz przed plutonem egzekucyjnym. Chryste, pomyślał Seagram, to może nie być dalekie od prawdy, jeżeli Koplin coś spieprzył na Nowej Ziemi.

6.

Seagramowie dołączyli do tłumu gości zebranych przed drzwiami Sali Wschodniej i czekali na swoją kolejkę do wejścia. Dana bywała już w Białym Domu, ale wciąż jej to imponowało.

Prezydent wyglądał elegancko. Był mężczyzną po pięćdziesiątce, niezwykle przystojnym i bardzo pociągającym. O tym ostatnim świadczył fakt, że obok niego stała Ashley Fleming, najwytworniejsza rozwódka w Waszyngtonie, która witała każdego gościa tak gorąco, jak gdyby odkrywała w nim swojego bogatego kuzyna.

– O, cholera! – syknęła Dana. Seagram spojrzał na nią gniewnie.

– O co ci znowu chodzi?

– O tę babę, która stoi przy prezydencie.

– Tak się składa, że to Ashley Fleming.

– To wiem – szepnęła Dana, chowając się za szerokimi plecami męża. – Spójrz, co ona ma na sobie.

Seagram początkowo się nie zorientował, a potem nagle zrozumiał i wtedy mógł się jedynie zdobyć na opanowanie wybuchu głośnego śmiechu.

– Na Boga, macie identyczne sukienki!

– Nie widzę w tym nic zabawnego – powiedziała Dana ponurym głosem.

– Skąd jest twoja?

– Pożyczyłam ją od Annette Johns.

– Od tej modelki-lesbijki, która mieszka po drugiej stronie ulicy?

– Dostała ją od projektanta mody Claude'a Orsiniego. Seagram chwycił żonę za rękę.

– W takim razie to tylko dowodzi, że moja żona ma dobry gust. Nim Dana zdążyła cokolwiek powiedzieć, kolejka gwałtownie ruszyła do przodu i nagle znaleźli się przed prezydentem.

– Gene, miło cię widzieć – rzekł prezydent, uśmiechając się uprzejmie.

– Dziękuję, panie prezydencie, że nas pan zaprosił. Zna pan moją żonę?

Prezydent badawczo przyjrzał się Danie, błądząc wzrokiem po jej dekolcie.

– Oczywiście. Czarująca, absolutnie czarująca.

Mówiąc to pochylił się ku niej, a potem szepnął jej coś do ucha. Dana ze zdziwienia zrobiła wielkie oczy i zaczerwieniła się po same uszy.

Prezydent wyprostował się i rzekł:

– Pozwolą państwo, że przedstawię naszą wspaniałą panią domu. Pani Ashley Fleming, państwo Seagramowie.

– Cieszę się, że wreszcie panią poznałem – mruknął Seagram. Z równym powodzeniem mógłby mówić do ściany, Ashley Fleming bowiem rozszarpywała wzrokiem sukienkę jego żony.

– To chyba oczywiste, pani Seagram, że jutro z samego rana jedna z nas zacznie sobie szukać nowego projektanta sukienek – odezwała się Ashley słodziutkim głosem.

– O, zapewne nie ja, bo od dziecka ubieram się u Jacques'a Pinneigha – odparła Dana tonem niewiniątka.

Narysowane ołówkiem brwi Ashley Fleming uniosły się pytająco.

– Jacques Pinneigh? Nigdy o nim nie słyszałam.

– Szerzej znany jest jako J.C. Penney – odpowiedziała Dana że słodkim uśmiechem. – Za tydzień w jego śródmiejskim sklepie będzie wyprzedaż. Byłoby wspaniale, gdybyśmy mogły pójść tam razem. Dzięki temu nie będziemy musiały wyglądać jak bliźniaczki.

Wyraz oburzenia zastygł na twarzy Ashley Fleming, gdy prezydent dostał ataku kaszlu. Seagram lekko się skłonił, chwycił Danę pod rękę i szybko wmieszał się w tłum gości.

– Musiałaś to zrobić? – warknął.

– Nie mogłam się powstrzymać. Ta baba to zwykła uliczna dziwka – stwierdziła Dana, a potem spojrzała na niego oszołomiona. – On mi zrobił niedwuznaczną propozycję – powiedziała niedowierzająco. – Prezydent Stanów Zjednoczonych zrobił mi propozycję…

– O Warrenie Hardingu i Johnie Kennedym również krążyły plotki, że byli kobieciarzami. On niczym się od nich nie różni. Jest tylko mężczyzną.

– Rozpustnik prezydentem. Obrzydliwość.

– Umówisz się z nim? – spytał Seagram z uśmiechem.

– Nie bądź śmieszny! – odcięła się Dana.

– Czy mogę przyłączyć się do kłótni?

Pytanie to padło z ust niskiego mężczyzny o jaskraworudych włosach, ubranego w elegancki granatowy smoking. Nosił dobrze utrzymaną brodę, która barwą pasowała do włosów i przenikliwych brązowych oczu. Seagramowi jego głos wydawał się jakby znajomy, ale twarzy nie pamiętał.

– Zależy po czyjej stronie – powiedział.

– Wiedząc, że pańska żona jest gorącą zwolenniczką ruchu wyzwolenia kobiet, z przyjemnością stanę po stronie męża – odparł nieznajomy.

– Zna pan Danę?

– Powinienem. Jestem jej szefem. Seagram spojrzał na niego zaskoczony.

– A więc pan to z pewnością…

– Admirał James Sandecker – przerwała mu Dana ze śmiechem. – Dyrektor Narodowej Agencji Badań Morskich i Podwodnych. Panie admirale, przedstawiam panu mojego męża, którego tak łatwo zbić z pantałyku.

– Jestem zaszczycony, panie admirale – rzekł Seagram, wyciągając dłoń. – Nie mogłem doczekać się tej chwili, żeby osobiście podziękować panu za tamtą drobną przysługę.

– To panowie się znają? – spytała zaskoczona Dana. Sandecker skinął głową.

– Rozmawialiśmy ze sobą przez telefon, ale oko w oko jeszcze się nie spotkaliśmy.

Dana wzięła obu mężczyzn pod ręce.

– Dwaj moi ulubieńcy spiskują mi za plecami. Coś podobnego! Seagram spojrzał Sandeckerowi w oczy.

– Kiedyś zadzwoniłem do pana admirała z prośbą o pewną informację. I to wszystko.

Sandecker poklepał Danę po grzbiecie dłoni i powiedział:

– Nie zechciałaby pani zaskarbić sobie mojej dozgonnej wdzięczności, przynosząc mężowi whisky z wodą?

Dana zawahała się na moment, później lekko pocałowała Sandeckera w policzek i posłusznie ruszyła między grupkami gości stłoczonych wokół baru.

Seagram z podziwem kręcił głową.

– Widzę, że pan umie postępować z kobietami. Gdybym to ja poprosił ją o przyniesienie drinka, naplułaby mi w twarz.

– Ja jej wypłacam pensję, pan nie – rzekł Sandecker.

Wyszli na balkon. Seagram zapalił papierosa, a Sandecker głęboko zaciągnął się ogromnym, churchillowskim cygarem. Powoli szli w milczeniu, aż znaleźli odosobnione miejsce za wysoką kolumną.

– Czy ma pan jakieś wiadomości na temat „First Attempt"? – spytał Seagram półgłosem.

– Dziś po południu, o godzinie trzynastej zero zero naszego czasu przycumował w amerykańskiej bazie łodzi podwodnych w Firth of Clyde.

– To prawie osiem godzin temu. Dlaczego nikt mnie o tym nie zawiadomił?

– Pańskie instrukcje były całkiem wyraźne – chłodno odpowiedział Sandecker. – Żadnej łączności z moim statkiem, dopóki wasz agent nie powróci bezpiecznie na amerykańską ziemię.

– Skąd więc…?

– Moje informacje otrzymałem od pewnego starego znajomego z marynarki. Dzwonił do mnie zaledwie przed półgodziną, wściekły jak diabli, żądając wyjaśnień, dlaczego mój kapitan bez zezwolenia zawinął do portu w bazie marynarki.

– Ktoś musiał coś spieprzyć – stwierdził Seagram kategorycznym tonem. – Pański statek miał zawinąć do Oslo, żeby mój agent mógł zejść na ląd. Pytam się, co u diabła ten statek robi w Szkocji?

Sandecker rzucił Seagramowi twarde spojrzenie.

– Wyjaśnijmy sobie pewną rzecz, panie Seagram. NUMA nie podlega CIA, FBI ani żadnej innej agencji wywiadowczej, a ja nie mam zamiaru ryzykować życia moich ludzi tylko po to, żeby pan mógł myszkować po komunistycznym terytorium, prowadząc jakąś szpiegowską grę. Ja zajmuję się badaniami oceanograficznymi. Następnym razem, gdy będzie pan chciał bawić się w Jamesa Bonda, to niech pan użyje do swojej brudnej roboty marynarki wojennej albo ochrony wybrzeża. I proszę nie namawiać prezydenta, żeby wyznaczył do tego jeden z m o i c h statków. Czy pan mnie zrozumiał, panie Seagram?

– Przepraszam za kłopoty, jakie sprawiłem pańskiej agencji, panie admirale. Nie miałem zamiaru w niczym jej uchybić, proszę jednak zrozumieć mój niepokój.

– Chciałbym pana zrozumieć, ale pan mi wcale tego nie ułatwia – rzekł admirał z nieco łagodniejszą miną. – Byłoby o wiele prościej, gdyby pan dopuścił mnie do tajemnicy i powiedział, o co chodzi.

Seagram odwrócił głowę.

– Przykro mi.

– Rozumiem – rzekł Sandecker.

– Jak pan sądzi, co spowodowało, że „First Attempt" nie zawinął do Oslo? – spytał Seagram.

– Przypuszczam, że wasz agent uznał powrót cywilnym samolotem z Oslo za zbyt niebezpieczny i postanowił lecieć wojskowym. Nasza baza atomowych łodzi podwodnych w Firth of Clyde leży najbliżej lotniska, a więc prawdopodobnie rozkazał kapitanowi mojego statku badawczego płynąć do Szkocji.

– Chciałbym, żeby pan miał rację. Obawiam się jednak, że ta zmiana ustalonych planów oznacza jedynie kłopoty.

Sandecker zauważył, że Dana stoi ze szklanką w ręku w drzwiach prowadzących na balkon. Szukała ich. Kiedy jej pomachał ręką, dostrzegła go i zaczęła się zbliżać.

– Jest pan szczęśliwym człowiekiem, Seagram. Ma pan mądrą i piękną żonę.

Nagle pojawił się Mel Donner, szybko wyprzedził Danę i dotarł do nich pierwszy. Przeprosił admirała.

– Przed dwudziestoma minutami wylądował samolot z Sidem Koplinem na pokładzie – powiedział cicho. – Zabrano go do szpitala w Walter Reed.

– Dlaczego?

– Został paskudnie postrzelony.

– O Boże – jęknął Seagram.

– Czeka na mnie samochód. Możemy tam dotrzeć w ciągu kwadransa.

– Dobrze, ale za moment.

Przyciszonym głosem Seagram poprosił admirała, żeby odprowadził Danę do domu i usprawiedliwił go przed prezydentem, a potem ruszył za Donnerem do samochodu.

Назад Дальше