Ojciec Chrzestny - Mario Puzo 12 стр.


– Okay – rzekł Tessio. – Przyjadę do domu twojego ojca, jak tylko puszczę wszystko w ruch. Dobrze? Znasz moich chłopców, prawda?

– Aha – powiedział Sonny. Odłożył słuchawkę.

Podszedł do małego ściennego sejfu i otworzył go.

Wyjął ze środka zaopatrzoną w indeks książkę, oprawną w niebieską skórę. Otworzył ją na telefonach i odnalazł pozycję, której szukał. Zapis brzmiał: „Ray Farrell 5000 dolarów Boże Narodzenie”. Obok był numer telefoniczny. Sonny nakręcił ten numer i zapytał:

– Farrell?

Człowiek na drugim końcu linii odpowiedział:

– Tak.

Sonny rzekł:

– Tu mówi Santino Corleone. Chcę, żeby pan mi zrobił pewną uprzejmość, i chcę, żeby pan to zrobił natychmiast. Proszę sprawdzić dwa numery telefoniczne i podać mi wszystkie połączenia z nich i do nich w ostatnich trzech miesiącach. – Podał Farrellowi numer domowy Pauliego Gatto i numer domowy Clemenzy. Potem dodał: – To ważna sprawa. Niech mi pan to przekaże przed północą, to będzie pan miał ekstrawesołe święta.

Nim zasiadł, żeby wszystko przemyśleć, zatelefonował jeszcze raz pod numer Luki Brasi. Znowu nie było odpowiedzi. To go zaniepokoiło, ale usunął to z myśli. Luca przyjedzie tutaj, jak tylko się dowie. Sonny odchylił się do tyłu na obrotowym krześle. Za godzinę dom zaroi się od ludzi Rodziny i trzeba będzie im wszystkim powiedzieć, co mają robić; teraz kiedy nareszcie miał czas pomyśleć, uświadomił sobie, jak poważna jest sytuacja. Było to pierwsze od lat dziesięciu wyzwanie rzucone Rodzinie Corleone oraz jej władzy. Nie było wątpliwości, że kryje się za tym Sollozzo, ale nigdy nie ośmieliłby się próbować takiego uderzenia, gdyby nie miał poparcia co najmniej jednej z pięciu wielkich rodzin nowojorskich. A to poparcie musiało pochodzić od Tattagliów. To oznaczało wojnę na wielką skalę albo natychmiastową ugodę na warunkach Sollozza. Sonny uśmiechnął się ponuro. Chytry Turek dobrze to ukartował, ale miał pecha. Stary żył, a zatem musiała być wojna. Z Lucą Brasi i zasobami Rodziny Corleone wynik mógł być tylko jeden. Ale znowu ta dokuczliwa wątpliwość. Gdzie jest Luca Brasi?

Rozdział 3

W samochodzie łącznie z kierowcą i Hagenem było czterech mężczyzn. Posadzono go na tylnym siedzeniu między tymi dwoma, którzy go zaszli od tyłu na ulicy. Sollozzo siedział z przodu. Człowiek siedzący na prawo od Hagena wyciągnął rękę i nasunął mu kapelusz na oczy, żeby nic nie widział.

– Nie rusz nawet paluszkiem – zagroził. Jazda trwała krótko, nie więcej niż dwadzieścia minut, a kiedy wysiedli z samochodu, Hagen nie mógł się zorientować, gdzie jest, bo już zapadały ciemności. Poprowadzili go do jakiegoś mieszkania w suterenie i kazali usiąść na prostym krześle kuchennym. Sollozzo siadł naprzeciw niego przy kuchennym stole. Jego ciemna twarz miała osobliwie sępi wyraz.

– Nie chcę, żebyś pan się bał – powiedział. – Wiem, że pan nie jesteś od mokrej roboty w Rodzinie. Chcę, żebyś pan pomógł Corleone’om i pomógł mnie.

Hagenowi drżały ręce, kiedy wkładał papierosa do ust. Jeden z mężczyzn przyniósł do stołu butelkę i nalał mu whisky do porcelanowej filiżanki od kawy. Hagen z wdzięcznością wypił ognisty płyn. To mu uspokoiło ręce i usunęło słabość z nóg.

– Pański szef nie żyje – ciągnął Sollozzo. Przerwał zaskoczony łzami, które napłynęły Hagenowi do oczu. Potem mówił dalej: – Dorwaliśmy go przed biurem, na ulicy. Jak tylko dostałem wiadomość, zabrałem pana. Musi pan doprowadzić do pokoju miedzy mną a Sonnym.

Hagen nie odpowiedział. Był zaskoczony własnym bólem. A uczucie żalu mieszało się z lękiem przed śmiercią. Sollozzo mówił dalej:

– Sonny palił się do mojej oferty. Prawda? Pan też wie, że to jest mądra rzecz. Narkotyki mają przyszłość. Tyle jest pieniędzy, że każdy może wzbogacić się w parę lat. Don był Starym Kołtunem, jego czasy się skończyły, ale o tym nie wiedział. Teraz nie żyje, nic nie może go wskrzesić. Jestem gotów zawrzeć nowe porozumienie, chcę, żebyś pan namówił na to Sonny’ego.

Hagen odparł:

– Nie ma pan żadnych szans. Sonny zabierze się za pana wszystkimi środkami.

– To będzie jego pierwsza reakcja – odrzekł Sollozzo ze zniecierpliwieniem. – Musi pan z nim rozsądnie pogadać. Za mną stoi Rodzina Tattagliów ze wszystkimi swoimi ludźmi. Inne Rodziny nowojorskie pójdą na każdą umowę, która wstrzyma wojnę na pełną skalę pomiędzy nami. Nasza wojna musi zaszkodzić im i ich interesom. Jeżeli Sonny zgodzi się na układ, inne Rodziny w kraju uznają, że to nie ich sprawa, nawet najstarsi przyjaciele dona.

Hagen patrzał na swoje dłonie, nie odpowiadając. Sollozzo ciągnął dalej z perswazją:

– Don popełniał błędy. Za dawnych czasów nigdy bym nie mógł dobrać się do niego. Inne Rodziny mu nie ufają, bo zrobił pana swoim consigliori, a pan nawet nie jesteś Włoch, a tym bardziej Sycylijczyk. Jeżeli dojdzie do wojny na całego, Rodzina Corleone zostanie zmiażdżona i wszyscy na tym stracą, ze mną włącznie. Potrzebuję politycznych kontaktów Rodziny jeszcze bardziej niż pieniędzy. Więc pogadaj pan z Sonnym, pogadaj z caporegime’ami. Oszczędzisz pan wielkiego rozlewu krwi.

Hagen wyciągnął porcelanową filiżankę, żeby mu dolano whisky.

– Spróbuję – powiedział. – Ale Sonny jest uparty. A nawet Sonny nie będzie w stanie odwołać Luki. Musi pan się wystrzegać Luki. I ja też będę musiał się go wystrzegać, jeżeli pójdę na pańską propozycję.

– Zajmę się Lucą – zapewnił Sollozzo spokojnie. – Pan niech się zajmie Sonnym i obydwoma chłopakami. Może im pan powiedzieć, że Freddie oberwałby razem ze swoim starym, ale moi ludzie mieli ścisłe rozkazy nie rozwalać go. Nie chciałem więcej zadrażnień niż to konieczne. Może im pan to przekazać, Freddie żyje dzięki mnie.

Wreszcie umysł Hagena zaczął pracować. Po raz pierwszy naprawdę uwierzył, że Sollozzo nie zamierza go zabić ani zatrzymać jako zakładnika. Nagła ulga od strachu, która oblała jego ciało, sprawiła, że zarumienił się ze wstydu. Sollozzo obserwował go ze spokojnym, pełnym zrozumienia uśmiechem. Hagen zaczął się zastanawiać nad sytuacją. Jeżeli się nie zgodzi przemówić za Sollozzem, może zginąć. Jednakże uświadomił sobie, że Sollozzo chce tylko, aby przedstawił sprawę, i to przedstawił należycie, tak jak powinien jako odpowiedzialny consigliori. I rozmyślając nad tym uświadomił sobie też, że Sollozzo ma słuszność. Nieograniczonej wojny między Tattagliami i Corleone’ami należało uniknąć za wszelką cenę. Corleone muszą pogrzebać zmarłych, zapomnieć i zawrzeć układ. A potem, we właściwym czasie, mogą ruszyć na Sollozza.

Jednakże, zerknąwszy nań, zorientował się, że Sollozzo doskonale zna jego myśli. Turek się uśmiechał. I wtedy coś uderzyło Hagena. Co się stało z Lucą Brasi, że Sollozzo był taki beztroski? Czy Luca zawarł porozumienie? Hagen pamiętał, że owego wieczora, kiedy don Corleone odmówił Sollozzowi, Lucę wezwano na poufną konferencję z donem. Jednakże teraz nie był moment, żeby się troszczyć o takie szczegóły. Musiał powrócić do bezpiecznego schronienia, jakim była forteca Rodziny Corelone na Long Beach.

– Zrobię, co będę mógł – przyrzekł. – Myślę, że pan ma rację, nawet don chciałby, żebyśmy tak zrobili.

Sollozzo poważnie kiwnął głową.

– Świetnie – odrzekł. – Nie lubię rozlewu krwi. Jestem biznesmenem, a krew kosztuje za dużo pieniędzy.

W tej chwili zadzwonił telefon i jeden z ludzi siedzących za Hagenem poszedł go odebrać. Posłuchał, po czym rzekł krótko:

– Okay, powtórzę mu.

Odłożył słuchawkę, podszedł do Sollozza i szepnął coś Turkowi do ucha. Hagen spostrzegł, że Sollozzo zbladł, a oczy zabłysły mu wściekłością. Poczuł dreszcz strachu. Sollozzo patrzał na niego w zamyśleniu i Hagen nagle pojął, że już nie zostanie uwolniony. Że stało się coś, co mogło dla niego oznaczać śmierć. Sollozzo rzekł:

– Stary żyje. Pięć kul w tej jego sycylijskiej skórze, i żyje. – Zrezygnowany wzruszył ramionami. – Pech – powiedział do Hagena. – Pech dla mnie. Pech dla pana.

Rozdział 4

Kiedy Michael Corleone przyjechał do domu ojca na Long Beach, zastał wąski wlot wjazdowy na placyk zagrodzony łańcuchem. Sam placyk jaśniał od reflektorów wszystkich ośmiu domów, a światło ujawniało co najmniej dziesięć wozów zaparkowanych wzdłuż półkolistego cementowego chodnika.

Dwaj nie znani mu mężczyźni stali oparci o łańcuch. Jeden z nich zapytał z brooklińskim akcentem:

– Pan kto?

Powiedział im. Z najbliższego domu wyszedł inny mężczyzna i zajrzał mu w twarz.

– To chłopak dona – stwierdził. – Odprowadzę go.

Mike poszedł za tym człowiekiem do domu ojca, gdzie dwaj mężczyźni stojący przy drzwiach wpuścili ich do środka.

Dom zdawał się być zapełniony nie znanymi mu ludźmi, dopóki Michael nie wszedł do salonu. Tam zobaczył żonę Toma Hagena, Teresę, siedzącą sztywno na sofie i palącą papierosa. Na stoliczku do kawy stała przed nią szklanka whisky. Na drugim końcu sofy siedział masywny Clemenza. Twarz caporegime’a była nieporuszona, ale się pocił, a cygaro w jego ręku lśniło czarno od śliny.

Clemenza podszedł i ze współczuciem uścisnął dłoń Michaela szepcząc:

– Twoja matka jest w szpitalu przy ojcu, będzie zdrów.

Paulie Gatto wstał, by mu uścisnąć rękę. Michael popatrzał na niego ciekawie. Wiedział, że Paulie był obstawą ojca, natomiast nie miał pojęcia, że tego dnia pozostał chory w domu. Wyczuł jednak napięcie w tej chudej, smagłej twarzy. Wiedział, że Gatto ma opinię człowieka robiącego karierę, człowieka bardzo szybkiego, który potrafi załatwić bez komplikacji delikatną robotę, a oto dziś zawiódł w pełnieniu obowiązków. Zauważył kilku innych ludzi Clemenzy. Michael zestawił sobie dwa fakty i zrozumiał. Clemenza i Gatto byli podejrzani. Myśląc, że Paulie był na miejscu zamachu, zapytał młodego człowieka o twarzy łasicy:

– Jak Freddie? W porządku?

– Doktor dał mu zastrzyk – odpowiedział Clemenza. – Teraz śpi.

Michael podszedł do żony Hagena, pochylił się i pocałował ją w policzek. Zawsze się lubili. Szepnął:

– Nie martw się. Tomowi nic się nie stanie. Rozmawiałaś już z Sonnym?

Teresa przytuliła się do niego na chwilę i potrząsnęła głową. Była delikatną, bardzo ładną kobietą, bardziej amerykańską niż włoską, i teraz ogromnie wystraszoną. Wziął ją za rękę i podniósł z sofy. Potem poprowadził ją do narożnego gabinetu ojca.

Sonny siedział rozparty w fotelu za biurkiem, trzymając w jednej ręce żółty blok, a w drugiej ołówek. Jedynym oprócz niego człowiekiem w pokoju był caporegime Tessio, którego Michael poznał i od razu zrozumiał, że to jego ludzie muszą być w domu i tworzą nową straż pałacową. I on także miał w rękach blok i ołówek.

Kiedy Sonny zobaczył ich oboje, wyszedł zza biurka i wziął żonę Hagena w ramiona.

– Nie martw się Tereso. Z Tomem wszystko w porządku. Chcą tylko podać mu propozycję, przyrzekli, że go wypuszczą. Nie jest od spraw operacyjnych, po prostu jest naszym prawnikiem. Nie ma powodu, żeby ktokolwiek zrobił mu krzywdę.

Puścił Teresę, po czym i Michael, ku swemu zdziwieniu, otrzymał uścisk i pocałunek w policzek. Odsunął Sonny’ego i powiedział z uśmiechem:

– Kiedy już przywykłem, że mnie bijesz, mam teraz przyzwyczaić się do tego? – Tłukli się często, kiedy byli młodsi.

Sonny wzruszył ramionami.

– Słuchaj, dzieciaku, martwiłem się, kiedy nie mogłem cię złapać w tej mieścinie. Guzik by mnie obeszło, gdyby cię rozwalili, ale nie podobała mi się myśl, że będę musiał przynieść tę wiadomość naszej staruszce. Musiałem powiedzieć jej o tacie.

– Jak to zniosła? – zapytał Michael.

– Dobrze – odparł Sonny. – Już przedtem przez to przechodziła. Ja też. Za młody byłeś, żeby o tym wiedzieć, a później sprawy się dosyć wygładziły. – Przerwał, po czym dodał: – Jest w szpitalu przy starym. On się z tego wyliże.

– Może byśmy tam pojechali? – zaproponował Michael.

Sonny potrząsnął głową i odrzekł sucho:

– Nie mogę się ruszyć z domu, póki nie będzie po wszystkim.

Zadzwonił telefon. Sonny odebrał i słuchał uważnie. Tymczasem Michael podszedł z wolna do biurka i zerknął na żółty blok, w którym Sonny przedtem pisał. Była tam lista siedmiu nazwisk. Pierwszymi trzema byli Sollozzo, Philip Tattaglia i John Tattaglia. Michaela uderzyła myśl, że przerwał Sonny’emu i Tessiowi sporządzanie listy ludzi, którzy mieli być zabici.

Kiedy Sonny odłożył słuchawkę, zwrócił się do Teresy Hagen i Michaela:

– Możecie zaczekać obok? Mam tu z Tessiem pewną robotę, którą musimy dokończyć.

– Czy ten telefon był w sprawie Toma? – spytała żona Hagena. Powiedziała to prawie szorstko, ale płakała ze strachu.

Sonny objął ją ramieniem i poprowadził do drzwi.

– Przysięgam, że nic mu nie będzie. Zaczekaj w salonie. Przyjdę, jak tylko się czegoś dowiem.

Zamknął za nią drzwi. Michael zasiadł w jednym z dużych skórzanych foteli. Sonny rzucił mu krótkie, ostre spojrzenie i poszedł usiąść za biurkiem.

– Jak będziesz tu przy mnie sterczał, Mike, usłyszysz rzeczy, których nie chciałbyś słyszeć – powiedział.

Michael zapalił papierosa.

– Mogę w czymś pomóc – odrzekł.

– Nie, nie możesz – zgasił go Sonny. – Stary byłby zły jak cholera, gdybym pozwolił ci się w to mieszać.

Michael wstał i ryknął:

– Ty parszywy draniu, przecież to mój ojciec! Mam mu nie pomagać? Mogę pomóc. Nie muszę iść zabijać ludzi, ale pomóc mogę. Przestań mnie traktować jak małego braciszka. Byłem na wojnie. Postrzelili mnie, pamiętasz? Zabiłem paru Japończyków. Myślisz, że co, do cholery, zrobię, jak kogoś rozwalicie? Zemdleję?

Sonny wyszczerzył do niego zęby.

– Niedługo będziesz chciał, żebym się z tobą bił na pięści. No dobra, zostań. Możesz załatwiać telefony. – Obrócił się do Tessia. – Ten telefon przed chwilą dał mi cynk, któregośmy potrzebowali. – Zwrócił się do Michaela: – Ktoś musiał nadać naszego starego. Mógł to być Clemenza, mógł być Paulie Gatto, który akurat dziś, w samą porę zachorował. Ja już znam odpowiedź, zobaczymy, czy jesteś bystry. Mike, przecież chodzisz do college’u. Kto się sprzedał Sollozzowi?

Michael usiadł na powrót i oparł się wygodnie w skórzanym fotelu. Przemyślał wszystko starannie. Clemenza był caporegime’em w strukturze rodzinnej Corleone’ów, don Corleone zrobił zeń milionera i byli bliskimi przyjaciółmi przez dwadzieścia lat z górą. Zajmował jedno z najpotężniejszych stanowisk w organizacji. Co mógł zyskać Clemenza zdradzając swego dona? Więcej pieniędzy? Był dostatecznie bogaty, ale ludzie są zawsze zachłanni. Większą władzę? Zemstę za jakąś urojoną zniewagę czy zlekceważenie? Że Hagen został consigliorim? Czy może było to przeświadczenie biznesmena, że Sollozzo zwycięży? Nie, niemożliwe, żeby Clemenza był zdrajcą – a potem Michael pomyślał ze smutkiem, iż było to niemożliwe jedynie dlatego, że nie chciał, aby Clemenza zginął. Kiedy Michael dorastał, tłuścioch zawsze przynosił mu prezenty, czasami zabierał go na wycieczki, kiedy don był zbyt zajęty. Nie mógł uwierzyć, że Clemenza jest winny zdrady.

Ale znów z drugiej strony Sollozzo pewnie chciałby mieć w kieszeni Clemenzę bardziej niż kogokolwiek innego z Rodziny Corleone.

Michael zastanowił się nad Pauliem Gatto. Paulie dotychczas się nie wzbogacił. Miał dobrą opinię, jego awans w organizacji był pewny, ale musiałby odczekać jakiś czas, tak samo jak każdy inny. Poza tym zapewne snuł szalone marzenia o władzy, jak zawsze młodzi. Musiał to zrobić Paulie. A potem Michael przypomniał sobie, że w szkole byli razem w szóstej klasie, i także nie chciał, żeby to był Paulie. Potrząsnął głową.

– Żaden z nich – powiedział. Ale powiedział to tylko dlatego, iż Sonny oświadczył, że zna odpowiedź. Gdyby to było głosowanie, głosowałby za winą Pauliego.

Sonny uśmiechnął się do niego.

– Nie martw się – rzekł. – Clemenza jest w porządku. To Paulie.

Michael zauważył, że Tessio przyjął to z ulgą. Sympatia Tessia, również caporegime’a, musiała być po stronie Clemenzy. Poza tym obecna sytuacja nie była zbyt poważna, jeżeli zdrada nie sięgała aż tak wysoko. Tessio zapytał ostrożnie:

Назад Дальше