Ojciec Chrzestny - Mario Puzo 23 стр.


Jego szef reklamy i zarazem pomocnik poczynił odpowiednie przygotowania. Przed domem czekał wynajęty samochód z kierowcą. Siedział w nim szef reklamy oraz jeszcze ktoś z jego otoczenia. Johnny odstawił wóz, wsiadł i ruszyli na lotnisko. Zaczekał w aucie, podczas gdy szef reklamy wyszedł na spotkanie samolotu Toma Hagena. Kiedy Tom wsiadł do wozu, uścisnęli sobie dłonie i odjechali do domu Johnny’ego.

Wreszcie zostali we dwóch w salonie. Był między nimi pewien chłód. Johnny nigdy nie wybaczył Hagenowi, że zagradzał mu drogę do nawiązywania kontaktu z donem, kiedy don był nań rozzłoszczony w owym niedobrym okresie przed ślubem Connie. Hagen nigdy nie usprawiedliwił swojego postępowania. Nie mógł. Do jego obowiązków należało działanie w charakterze piorunochronu przeciwko urazom, których ludzie nie śmieli żywić do samego dona, chociaż na nie zasłużył.

– Twój ojciec chrzestny przysłał mnie tutaj, żebym ci pomógł w pewnych sprawach – powiedział Hagen. – Chciałem to załatwić przed Bożym Narodzeniem.

Johnny Fontane wzruszył ramionami.

– Film jest ukończony. Reżyser był równy gość i traktował mnie jak należy. Moje sceny są zanadto ważne, żeby je pozostawić na podłodze w montażowym tylko po to, by Woltz mógł mi się odpłacić. Nie może zmarnować filmu, który kosztował dziesięć milionów dolarów. Więc teraz wszystko zależy od tego, czy ludzie uznają, że jestem w nim dobry.

– Czy zdobycie Nagrody Akademii jest tak bardzo ważne dla kariery aktora – zapytał ostrożnie Hagen – czy też to tylko zwykła reklamowa lipa, nie mająca w gruncie rzeczy znaczenia pod żadnym względem? – Przerwał i dodał pospiesznie: – Ma się rozumieć, poza sławą, każdy lubi sławę.

Johnny Fontane uśmiechnął się do niego.

– Z wyjątkiem mojego ojca chrzestnego. I ciebie. Nie, Tom, to nie jest lipa. Oscar może ustawić aktora na dziesięć lat. Może wtedy dobierać sobie role. Publiczność chodzi go oglądać. Nie jest wszystkim, ale dla aktora jest najważniejszą rzeczą w tym zawodzie. Liczę na to, że ją dostanę. Nie dlatego, żebym był wielkim aktorem, ale ponieważ jestem znany przede wszystkim jako śpiewak, a ta rola to samograj. Poza tym jestem w niej dosyć dobry, bez żartów.

Tom Hagen wzruszył ramionami i odrzekł:

– Twój ojciec chrzestny mówił mi, że w obecnym stanie rzeczy nie masz szans zdobycia tej nagrody.

Johnny Fontane rozzłościł się.

– Co ty gadasz, u diabła? Film nie jest jeszcze zmontowany, nie mówiąc już o wyświetleniu. A don nie siedzi w przemyśle filmowym. Przeleciałeś trzy tysiące mil tylko po to, żeby mi powiedzieć takie gówno?

Był tak wstrząśnięty, że prawie bliski łez. Hagen przemówił z zatroskaniem:

– Johnny, ja nie mam zielonego pojęcia o tych wszystkich filmowych historiach. Pamiętaj, że jestem tylko chłopcem na posyłki dona. Ale wielokrotnie omawialiśmy tę całą twoją sprawę. On martwi się o ciebie, o twoją przyszłość. Uważa, że nadal potrzebujesz jego pomocy, i chce załatwić twój problem raz na zawsze. Dlatego tu teraz jestem, żeby to puścić w ruch. Ale musisz wreszcie zacząć dorastać, Johnny. Musisz przestać myśleć o sobie jako o pieśniarzu czy aktorze. Musisz zacząć myśleć o sobie jako o człowieku z inicjatywą, facecie reprezentującym siłę.

Johnny Fontane roześmiał się i napełnił sobie szklankę.

– Jeżeli nie dostanę tego Oscara, będę miał akurat tyle siły, co któraś z moich córeczek. Mój głos licho wzięło. Gdybym go odzyskał, mógłbym porobić jakieś posunięcia. A, do diabła! Skąd ojciec chrzestny wie, że nie dostanę nagrody? W porządku, wierzę, że wie. Nigdy się nie pomylił.

Hagen zapalił cygaro.

– Otrzymaliśmy wiadomość, że Jack Woltz nie ma zamiaru wydawać pieniędzy wytwórni na popieranie twojej kandydatury. A nawet dał cynk wszystkim głosującym, że nie chce, abyś wygrał. Wstrzymanie pieniędzy na reklamę, i tak dalej, może to załatwić. Poza tym robi starania, żeby inny kandydat zebrał tyle głosów, ile się da. Stosuje różne rodzaje przekupstwa: posady, pieniądze, babki, wszystko. I stara się to zrobić, nie szkodząc samemu filmowi albo szkodząc mu możliwie jak najmniej.

Johnny Fontane wzruszył ramionami. Nalał sobie whisky i wypił.

– To jestem uziemiony.

Hagen przypatrywał mu się, wykrzywiwszy usta z niesmakiem.

– Picie nie pomoże ci na głos – zauważył.

– Odpieprz się – rzekł Johnny.

Twarz Hagena stała się nagle spokojnie obojętna. Potem stwierdził:

– W porządku, będę to traktował ściśle zawodowo.

Johnny odstawił szklankę, podszedł i stanął przed Hagenem.

– Przepraszam, że to powiedziałem, Tom – rzekł. – O Jezu, bardzo mi przykro. Odgrywam się na tobie, bo chętnie zabiłbym tego drania, Jacka Woltza, a boję się nagadać ojcu chrzestnemu. Więc wściekam się na ciebie.

Miał łzy w oczach. Cisnął o ścianę pustą szklanką po whisky, ale tak słabo, że grube szkło nie stłukło się nawet i szklanka potoczyła się po podłodze z powrotem ku niemu, on zaś popatrzał na nią w bezsilnej furii. Potem roześmiał się.

– Jezu Chryste. – Przeszedł na drugą stronę pokoju i zasiadł naprzeciwko Hagena. – Wiesz, przez długi czas szło mi jak po maśle. A potem rozwiodłem się z Ginny i wszystko zaczęło nawalać. Straciłem głos. Moje płyty przestały się rozchodzić. Nie dostawałem już pracy w filmie. Później ojciec chrzestny zeźlił się na mnie i nie chciał ze mną gadać przez telefon ani mnie widzieć, kiedy przyjeżdżałem do Nowego Jorku. Ty byłeś zawsze tym, który zagradzał mi drogę, i miałem ci to za złe, ale wiedziałem, że nie robiłbyś tego bez rozkazu dona. A na niego nie można się gniewać. To tak jakby się rozgniewać na Pana Boga. Więc kląłem ciebie. Ale miałeś rację od początku do końca. I żeby ci pokazać, że cię naprawdę przepraszam, przyjmuję twoją radę. Nie będzie więcej chlania, dopóki nie odzyskam głosu. Okay?

Przeprosiny były szczere. Hagen zapomniał o gniewie. Musiało coś być w tym trzydziestopięcioletnim chłopaku, bo inaczej don tak by go nie lubił.

– Zapomnij o tym, Johnny. – Tom był zakłopotany głębokością uczuć Johnny’ego, zakłopotany podejrzeniem, że wynikało to ze strachu… ze strachu, że może obrócić dona przeciwko sobie. A oczywiście nikt nie mógł pokierować donem z żadnego powodu. Swoje uczucia odmieniał tylko on sam. – Nie jest tak źle – powiedział Johnny’emu. – Don mówi, że może przekreślić wszystko, co Woltz zrobi przeciwko tobie. Że prawie na pewno zdobędziesz Oscara. Tylko uważa, że to nie rozwiąże twojego problemu. Chce wiedzieć, czy masz taką głowę do interesów i energię, żeby zostać samodzielnym producentem, robić własne filmy od początku do końca.

– A jakim cudem, u diabła, chce mi skombinować tę nagrodę? – zapytał Johnny z niedowierzaniem.

Hagen odpowiedział ostro:

– Dlaczego tak ci łatwo uwierzyć, że Woltz może to zachachmęcić, a twój ojciec chrzestny nie? Ponieważ trzeba natchnąć cię wiarą w tę drugą część naszego układu, muszę ci coś wyjaśnić. Tylko zatrzymaj to dla siebie. Twój ojciec chrzestny jest człowiekiem o wiele potężniejszym od Jacka Woltza. I jest o wiele potężniejszy w dziedzinach znacznie bardziej kluczowych. Jak może skombinować nagrodę? Ma wpływ na ludzi, którzy z kolei mają wpływ na wszystkie związki zawodowe w tym przemyśle, na wszystkich, czy prawie wszystkich tych, którzy będą głosowali. Ma się rozumieć, musisz być dobry, musisz stanąć do walki, podpierając się własnymi zaletami. I twój ojciec chrzestny ma więcej rozumu niż Jack Woltz. Nie idzie do tych ludzi, nie przystawia im pistoletu do głowy i nie mówi: „Głosujcie na Johnny’ego Fontane, bo wylecicie z posady”. Nie próbuje na siłę tam, gdzie siła nie działa albo zostawia po sobie za wiele uraz. Skłoni tych ludzi do głosowania na ciebie dlatego, że będą tego chcieli. Ale nie zechcą, jeżeli on się tym nie zainteresuje. Uwierz mi na słowo, że może skombinować ci Oscara. I że jeżeli on tego nie zrobi, to Oscara nie dostaniesz.

– Dobra – zgodził się Johnny. – Wierzę ci. I mam dostatecznie dobrą głowę i energię, żeby być producentem, tylko brakuje mi pieniędzy. Żaden bank mnie nie sfinansuje. Na film potrzeba milionów.

– Jak dostaniesz nagrodę, zacznij robić plany wyprodukowania trzech własnych filmów – powiedział Hagen sucho. – Najmij najlepszych ludzi z branży, najlepszych techników, najlepsze gwiazdy, kogo ci będzie potrzeba. Zaplanuj sobie trzy do pięciu filmów.

– Zwariowałeś – odparł Johnny. – Tyle filmów wymagałoby ze dwudziestu milionów.

– Jak ci będzie potrzeba pieniędzy, skontaktuj się ze mną – polecił Hagen. – Podam ci nazwę banku tu, w Kalifornii, do którego się zwrócisz o sfinansowanie. Nie martw się, oni stale finansują filmy. Po prostu poproś ich o pieniądze w zwyczajny sposób, z odpowiednim uzasadnieniem, tak jak przy normalnej transakcji. Zgodzą się. Tylko najpierw musisz zobaczyć się ze mną i podać mi sumy i plany. Okay?

Johnny milczał długo. Potem zapytał spokojnie:

– Jest jeszcze coś?

Hagen uśmiechnął się.

– Idzie ci o to, czy będziesz musiał zrobić jakąś uprzejmość w zamian za pożyczenie dwudziestu milionów dolarów? Jasne, że tak. – Zaczekał, by Johnny się odezwał. – Ale nic takiego, czego byś i tak nie zrobił, gdyby don cię o to poprosił dla siebie.

– Don będzie musiał poprosić mnie sam, jeżeli to coś poważnego, rozumiesz, o co mi idzie? Nie uwierzę na słowo tobie ani Sonny’emu.

Hagena zaskoczył ten zdrowy rozsądek. Fontane miał jednak głowę. Miał dość rozsądku, by wiedzieć, że don zanadto go lubi i jest za mądry, by prosić go o uczynienie czegoś głupio ryzykownego, natomiast Sonny może to zrobić. Powiedział więc do Johnny’ego:

– Muszę cię uspokoić pod jednym względem. Twój ojciec chrzestny dał mnie i Sonny’emu ścisłe instrukcje, żeby cię pod żadnym pozorem nie wciągać w coś, co mogłoby być dla ciebie niedobrą reklamą z naszej winy. A sam tego też nigdy nie zrobi. Gwarantuję ci, że każdą uprzejmość, o jaką cię poprosi, byłbyś gotów zrobić, zanimby się o nią zwrócił. W porządku?

Johnny uśmiechnął się.

– W porządku.

Hagen rzekł:

– Poza tym wierzy w ciebie. Uważa, że masz głowę, więc przypuszcza, że bank zarobi na tej inwestycji, co oznacza, że on sam zrobi na tym pieniądze. Więc to jest naprawdę transakcja handlowa, o tym nie zapominaj. Nie rozpaskudź tych pieniędzy. Możesz sobie być ulubionym chrześniakiem, ale dwadzieścia milionów dolców to kupa forsy. On musi ponieść ryzyko, żebyś na pewno to dostał.

– Przekaż mu, żeby się nie martwił – odrzekł Johnny. – Jeżeli taki gość jak Jack Woltz może być geniuszem filmowym, to każdy może.

– Tak właśnie wyobraża to sobie twój ojciec chrzestny. Mógłbyś mnie kazać odwieźć na lotnisko? Powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia. Jak już zaczniesz podpisywać umowy, weź sobie własnych adwokatów, ja nie będę się tym zajmował. Ale chciałbym obejrzeć każdą rzecz, zanim ją podpiszesz, jeżeli nie masz nic przeciwko temu. Poza tym nie będziesz miał żadnych kłopotów ze związkami zawodowymi. To do pewnego stopnia obniży koszty filmów, więc kiedy kalkulatorzy to obrachują, nie zwracaj uwagi na te cyfry.

– Czy mam uzyskiwać twoją zgodę na jeszcze coś poza tym, na scenariusze, gwiazdy, jakieś takie rzeczy? – zapytał ostrożnie Johnny.

Hagen potrząsnął głową.

– Nie. Może się zdarzyć, że don będzie miał do czegoś zastrzeżenia, ale wtedy powie ci o tym wprost. Jednakże nie mogę sobie wyobrazić, co by to było. Filmy nie dotyczą go pod żadnym względem, więc się tym nie interesuje. A nie jest zwolennikiem wtrącania się, to mogę ci powiedzieć z doświadczenia.

– Dobrze – odparł Johnny. – Sam cię odwiozę na lotnisko. I podziękuj ode mnie ojcu chrzestnemu. Zadzwoniłbym osobiście i podziękował, ale on nigdy nie podchodzi do telefonu. Nawiasem mówiąc, dlaczego tak jest?

Hagen wzruszył ramionami.

– Rzadko rozmawia przez telefon. Nie chce, żeby jego głos został nagrany, nawet kiedy mówi coś absolutnie niewinnego. Obawia się, że mogą zmontować słowa tak, aby się wydawało, że mówił coś innego. Myślę, że to na tym polega. W każdym razie jego jedyną troską jest, że kiedyś władze uknują coś przeciwko niemu. Więc nie chce im dawać okazji.

Wsiedli do samochodu Johnny’ego i pojechali na lotnisko. Hagen rozmyślał o tym, że z Johnny’ego jest mądrzejszy chłop, niż sądził. Już się czegoś nauczył, dowodził tego fakt, że go odwoził osobiście na lotnisko. Osobista kurtuazja, coś, czego don zawsze był zwolennikiem. I te przeprosiny. To było szczere. Znał Johnny’ego od dawna i wiedział, że nie przepraszałby nigdy ze strachu. Johnny miał zawsze odwagę. Dlatego stale miewał kłopoty ze swymi przełożonymi z filmu i z kobietami. Należał do nielicznych, którzy nie obawiali się dona. Fontane i Michael byli bodajże jedynymi znanymi Hagenowi ludźmi, o których mógł to powiedzieć. Dlatego przeprosiny były szczere, mógł przyjąć je jako takie. W najbliższych paru latach miał często widywać się z Johnnym. I Johnny musiałby przejść następną próbę, która udowodniłaby, jak dalece jest bystry. Musiałby zrobić dla dona coś, o co don nigdy by go nie poprosił, aniby nie nalegał, żeby to uczynił w ramach tego porozumienia. Hagen zastanowił się, czy Johnny Fontane jest dostatecznie bystry, aby przewidzieć tę stronę układu.

Johnny, podrzuciwszy Hagena na lotnisko (Hagen nalegał, żeby nie czekał z nim na samolot), pojechał do domu Ginny. Zdziwiła się na jego widok. Chciał u niej posiedzieć, żeby mieć czas przemyśleć wszystko, porobić plany. Wiedział, że to, co Hagen mu przekazał, jest niezmiernie ważne, że całe jego życie się odmienia. Niegdyś był wielkim gwiazdorem, lecz teraz, w młodym wieku trzydziestu pięciu lat, osiadł na mieliźnie. Nie łudził się co do tego. Gdyby nawet zdobył Oscara za najlepszą męską rolę, co by to mogło mieć za znaczenie? Żadne, jeżeliby nie odzyskał głosu. Byłby zaledwie kimś drugorzędnym, lecz żadnej prawdziwej pozycji, żadnej prawdziwej siły. Choćby ta dziewczyna, która mu odmówiła – była sympatyczna i bystra, zachowywała się fajnie, ale czy byłaby taka chłodna, gdyby naprawdę znajdował się na szczycie? Teraz, kiedy don wsparłby go forsą, mógł stać się tak potężny, jak mało kto w Hollywood. Mógł być królem. Johnny uśmiechnął się. Do diabła, mógłby nawet zostać donem.

Miło byłoby pomieszkać znowu z Ginny parę tygodni, może dłużej. Co dzień zabierałby gdzieś dzieci, może zapraszał paru przyjaciół. Przestałby pić i palić, naprawdę dbałby o siebie. Może jego głos znowu nabrałby siły. Gdyby tak się zdarzyło, to mając pieniądze dona byłby nie do pokonania. Byłby doprawdy kimś tak zbliżonym do jakiegoś dawnego króla czy cesarza, jak to w ogóle możliwe w Ameryce. I niezależnie od tego, czy zachowałby głos ani jak długo publiczność lubiłaby go jako aktora. Byłoby to imperium oparte na pieniądzach oraz najbardziej specjalnym, najbardziej upragnionym rodzaju władzy.

Ginny przygotowała dla niego pokój gościnny. Zostało uzgodnione, że nie będzie z nią dzielił sypialni, że nie będą ze sobą żyli jak mąż i żona. Tego wzajemnego związku nie mogli już odnowić. I chociaż zewnętrzny świat towarzyskich kronikarzy i miłośników filmu przypisywał winę za klęskę ich małżeństwa wyłącznie jemu, to jednak jakimś dziwnym sposobem oboje wiedzieli, że winą za ich rozwód należało znacznie bardziej obciążyć Ginny.

Kiedy Johnny Fontane został najpopularniejszym piosenkarzem i gwiazdorem filmowej komedii muzycznej, nigdy nie przychodziło mu na myśl porzucić żonę i dzieci. Był zanadto włoski, jeszcze zanadto staroświecki. Naturalnie bywał niewierny. Niepodobna było tego uniknąć w jego zawodzie i przy pokusach, na które był stale wystawiony. Mimo że szczupły, z pozoru delikatny, odznaczał się żylastą twardością drobnokościstych typów latynoskich. A kobiety zachwycały go swoimi niespodziankami. Uwielbiał umawiać się z jakąś skromną, dziewiczo wyglądającą dziewczyną o słodkiej buzi, a potem obnażać jej piersi, które okazywały się niespodziewanie pełne i obfite, lubieżnie ciężkie w przeciwstawieniu do twarzy jak z kamei. Uwielbiał napotykać seksualną wstydliwość i nieśmiałość w seksownie wyglądających dziewczynach, które całe były zafałszowanym ruchem, niczym sprytny gracz w koszykówkę, i tak uwodzicielskie, jak gdyby przespały się już z paroma facetami – a potem, kiedy zostawał z nimi sam na sam, musiał całymi godzinami walczyć, żeby się dostać do środka i zrobić swoje – i stwierdzić, że są dziewicami.

Назад Дальше