Perot chodził tam i z powrotem po saloniku swojego apartamentu czekając, aż zbierze się grupa negocjatorów. Tu, w Teheranie, niewiele było z niego pożytku i dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
W Ambasadzie Stanów Zjednoczonych spotkał się z chłodnym przyjęciem. Wprowadzono go do pokoju Charlesa Naasa, charge d’affaires. Naas był bardzo uprzejmy, ale udzielił Perotowi tej samej starej rady, aby EDS dążyło do uwolnienia Paula i Billa zgodnie z prawem. Perot wymusił spotkanie z ambasadorem. Przeleciał przecież pół świata, żeby zobaczyć się z Sullivanem i nie ma zamiaru odlecieć nie porozmawiawszy z nim. Ostatecznie Sullivan zjawił się, uścisnął Perotowi rękę i oznajmił, że jego przylot do Iranu jest posunięciem nader nierozsądnym. Najwyraźniej Perot stanowił problem, Sullivan zaś nie chciał już żadnych problemów więcej. Przez chwilę rozmawiał z Rossem na stojąco i wyszedł, jak mógł najszybciej. Perot nie przywykł do takiego traktowania. W końcu był ważną osobistością i w normalnych okolicznościach taki dyplomata jak Sullivan byłby przynajmniej grzeczny, jeżeli nie pełen szacunku.
Perot rozmawiał również z Lou Goelzem, który sprawiał wrażenie szczerze przejętego losem Paula i Billa, ale nie zaproponował żadnej konkretnej pomocy. Przed biurem Naasa spotkał grupę attache wojskowych, którzy poznali go. Od czasu swojej kampanii na rzecz jeńców wojennych, Perot mógł zawsze liczyć na ciepłe przyjęcie ze strony amerykańskich czynników wojskowych. Usiadł wraz z nimi i opowiedział im o swoim kłopocie. Odpowiedzieli szczerze, że nie mogą mu pomóc. „Proszę posłuchać, niech pan zapomni o tym, co pan czytał w gazetach, zapomni o tym, co twierdzi publicznie Departament Stanu – powiedział mu jeden z nich. – Nie reprezentujemy tu żadnej siły, nie panujemy nad niczym.
W ambasadzie traci pan tylko czas”.
Perot zmarnował również swój czas w Kwaterze Głównej Amerykańskiej Misji Wojskowej. Przełożony Cathy Gallagher, pułkownik Keith Barlow, szef Dowództwa Amerykańskiego Wsparcia Wojskowego w Iranie przysłał do hotelu Hyatta samochód kuloodporny. Perot pojechał razem z Richem Gallagherem. Kierowca był Irańczykiem i Ross zastanawiał się, po której jest stronie.
Spotkali się z generałem lotnictwa Philipem Gastem, dowódcą Amerykańskiej Grupy Doradztwa Wojskowego w Iranie, oraz generałem „Holendrem” Huyserem. Perot znał nieco Huysera, zapamiętał go jako silnego, energicznego mężczyznę. Teraz jednak sprawiał on wrażenie wyczerpanego. Perot wiedział z gazet, że Huyser był wysłannikiem prezydenta Cartera, mającym przekonać irańskich wojskowych, żeby poparli skazany na przegraną rząd Bakhtiara. Ross domyślał się, że generał nie ma serca do tego zadania.
Huyser powiedział mu szczerze, że bardzo by chciał pomóc Paulowi i Billowi, ale w chwili obecnej nie posiada żadnego wpływu na Irańczyków, nie ma bowiem im nic do zaproponowania. Powiedział również, że nawet jeśli wyjdą z więzienia, w dalszym ciągu będą w niebezpieczeństwie. Perot oznajmił mu, że już się o to zatroszczył: Bull Simons jest tu, żeby zaopiekować się Paulem i Billem, gdy tylko wyjdą na wolność. Huyser wybuchnął śmiechem i chwilę potem Gast również zrozumiał żart. Wiedzieli, kim był Simons, i zdawali sobie sprawę, że na pewno przygotowuje się on do czegoś więcej niż zwykłej opieki.
Gast zaproponował, że dostarczy Simonsowi paliwo, ale to było wszystko, co mógł zrobić. Ciepłe słowa od wojskowych, zimny prysznic z ambasady, niewielka albo żadna pomoc z jednej i drugiej strony. A ze strony Howella i Taylora nic, tylko wymówki.
Bezczynne siedzenie przez cały dzień w hotelu doprowadzało Perota do szaleństwa. Dzisiaj Cathy Gallagher poprosiła go, żeby zaopiekował się jej pudlem, Buffy. Zabrzmiało to tak, jakby czyniła mu zaszczyt, było świadectwem jej wielkiego szacunku dla Perota. Jego tak to zaskoczyło, że zgodził się. Kiedy teraz siedział, patrząc na zwierzę, uzmysłowił sobie, że jest to dość zabawne zajęcie dla szefa wielkiego, międzynarodowego przedsiębiorstwa i zastanawiał się, jak, u diabła, dał się na to namówić. Keane Taylor nie okazał mu współczucia, przeciwnie, uznał to za bardzo śmieszne. Po kilku godzinach Cathy wróciła od fryzjera, czy gdzie tam była, i zabrała psa, ale nie poprawiło to humoru Perota.
Rozległo się stukanie do drzwi i wszedł Taylor niosąc swojego tradycyjnego drinka. Za nim pojawił się John Howell, Rich Gallagher i Bob Young. Wszyscy usiedli.
– Czy powiedzieliście im – zapytał Perot – o naszej gwarancji, iż Paul i Bill stawią się w terminie trzydziestodniowym na przesłuchanie w dowolnym miejscu Stanów Zjednoczonych lub Europy w ciągu najbliższych dwu lat?
– Nie są tym zainteresowani – odparł Howell.
– Jak to „nie są zainteresowani”?
– Powtarzam ci po prostu, co mi powiedzieli…
– A jeżeli jest to dochodzenie, a nie próba szantażu, muszą tylko mieć pewność, że Paul i Bill będą osiągalni, kiedy zechcą ich przesłuchać.
– Już mają taką pewność. Przypuszczam, że nie widzą potrzeby jakichkolwiek zmian.
To mogło doprowadzić do szału. Odniósł wrażenie, że nie ma sposobu, aby dojść z Irańczykami do porozumienia.
– Czy zaproponowaliście im przekazanie Paula i Billa pod nadzór ambasady amerykańskiej.
– Odrzucili i to.
– Dlaczego?
– Nie powiedzieli.
– Pytałeś ich?
– Ross, oni nie muszą nic uzasadniać. Rządzą tu i wiedzą o tym.
– Ale są odpowiedzialni za bezpieczeństwo swoich więźniów.
– Nie wydaje im się to zbytnio ciążyć.
– Ross – wtrącił się Taylor – oni tu nie grają według naszych reguł. Wsadzenie dwóch ludzi do mamra nie jest dla nich czymś szczególnym. Bezpieczeństwo Paula i Billa również nie jest – w ich rozumieniu – wielką sprawą…
– No więc, według jakich reguł grają? Możesz mi to powiedzieć?
Znowu zapukano do drzwi i wszedł Coburn ubrany w swój płaszcz „Maskotki Michelina” i czarną, wełnianą kominiarkę. Perot rozchmurzył się – może on przyniesie dobre wiadomości.
– Spotkałeś się z „Głębokim Gardłem”?
– Oczywiście – odparł Coburn zdejmując płaszcz.
– W porządku, mów.
– Powiedział, że może spowodować uwolnienie Paula i Billa za sześć milionów dolarów. Pieniądze mają zostać wpłacone na zablokowane konto w Szwajcarii i zwolnione, kiedy Paul i Bill opuszczą Iran.
– Do licha, to nieźle – rzekł Perot. – Oszczędzamy pięćdziesiąt centów na każdym dolarze. W świetle przepisów prawnych Stanów Zjednoczonych to nawet może być legalne – to okup. Co to za facet „Głębokie Gardło”?
– Nie dowierzam temu łobuzowi – stwierdził Coburn.
– Dlaczego?
– Nie wiem, Ross – Coburn wzruszył ramionami. – Jest jakiś śliski, cwany… Krętacz… Nie powierzyłbym mu nawet sześćdziesięciu centów na kupno papierosów. Takie mam wewnętrzne odczucie.
– Czego się spodziewałeś? – zapytał Perot. – To przecież łapówka… Kryształowi ludzie nie zajmują się takimi sprawami.
– Otóż to – odezwał się Howell. – Pan to powiedział. To jest łapówka. – Jego powolny, gardłowy głos był niezwykle podniecony. – Nie podoba mi się ten numer.
– Mnie też się nie podoba – stwierdził Perot. – Ale wciąż mi wszyscy powtarzacie, że Irańczycy nie grają zgodnie z naszymi regułami.
– Tak, ale niech pan mnie posłucha – żarliwie ciągnął dalej Howell. – Przez cały czas trzymam się tej niewielkiej słomki, czyli tego, że nie zrobiliśmy nic złego – i że gdzieś, kiedyś, w jakiś sposób, ktoś to zrozumie. Ale kiedy pójdziemy na ten numer, wszystko weźmie w łeb. Cholera mnie bierze na myśl, że miałbym puścić tę słomkę.
– To niewiele nam da.
– Ross, wierzę, że czas i cierpliwość przyniosą nam sukces. Ale jeżeli damy się wplątać w przekupstwo, leżymy!
– Skąd mamy wiedzieć – Perot zwrócił się do Coburna – że „Głębokie Gardło” ma tę sprawę nagraną z Dadgarem?
– Nie wiemy – odrzekł Coburn. – Uzasadnia to mówiąc, że nie musimy płacić, dopóki nie uzyskamy rezultatów, cóż więc mamy do stracenia?
– Wszystko – stwierdził Howell. – Mniejsza o to, co jest zgodne z prawem w Stanach, ale może to zadecydować o naszym losie tu, w Iranie.
– To śmierdzi – dorzucił Taylor. – Cała ta sprawa śmierdzi. Perota zaskoczyły ich reakcje. On również nie cierpiał pomysłu z łapówką, ale był przygotowany na kompromis ze swoimi zasadami, byle tylko wyciągnąć Paula i Billa z więzienia. Dobre imię EDS było mu drogie i podobnie jak John Howell myślał ze wstrętem o tym, że może zostać powiązane z przekupstwem. Ale Perot wiedział coś, czego nie wiedział Howell – że pułkownik i grupa ratownicza narażała się na znacznie większe niebezpieczeństwo.
– Nasze dobre imię – stwierdził Perot – przyniosło niewiele korzyści Paulowi i Billowi.
– To nie tylko nasze dobre imię – nalegał Howell. – Dadgar musi już być zupełnie pewny, iż nie jesteśmy winni korupcji, ale gdyby udało mu się przychwycić nas na tym, mógłby jeszcze ocalić twarz.
„To słuszne”, pomyślał Perot.
– Czy może to być pułapka?
– Tak!
To miało sens. Dadgar, nie mogąc zdobyć dowodów przeciwko Paulowi i Billowi, udaje w rozmowie z „Głębokim Gardłem” człowieka, którego można przekupić, a potem, kiedy Perot da się na to złapać, oświadczy całemu światu, że EDS mimo wszystko winne jest korupcji. A wtedy wszyscy mogą zostać wpakowani do więzienia do towarzystwa Paulowi i Billowi. I ponieważ będą winni, pozostaną w nim.
– W porządku – rzekł Perot niechętnie. – Zadzwoń do „Głębokiego Gardła” i powiedz mu, że nie, dziękujemy. Coburn wstał.
– Dobra.
„Kolejny bezowocny dzień „, pomyślał Perot. Irańczycy zablokowali go ze wszystkich stron. Ignorowali naciski polityczne. Przekupstwo mogło tylko jeszcze pogorszyć sprawę. A jeżeli EDS zapłaci kaucję, Paul i Bill i tak wciąż będą trzymani w Iranie.
Grupa Simonsa wydawała się najlepszym rozwiązaniem. Ale nie powie o tym grupie negocjacyjnej.
– W porządku – rzekł. – Jutro spróbujemy znowu.
* * *
Przypominający Batmana i Robina, wysoki Keane Taylor i niski John Howell, spróbowali znowu 17 stycznia. Pojechali do budynku Ministerstwa Zdrowia przy Eisenhower Avenue, biorąc ze sobą Abolhasana jako tłumacza i spotkali się z Dadgarem o dziesiątej rano. Razem z Dadgarem byli urzędnicy z Organizacji Ubezpieczeń Społecznych, departamentu, w którym pracowały komputery EDS. Howell postanowił zmienić swoje początkowe stanowisko negocjacyjne, które polegało na podtrzymywaniu twierdzenia, że EDS nie może zapłacić kaucji ze względu na amerykańskie przepisy dotyczące papierów wartościowych. Równie bezużyteczne było domaganie się sprecyzowania zarzutów stawianych Paulowi i Billowi oraz przedstawienie dowodów. Dadgar był w stanie zablokować te działania mówiąc, że wciąż prowadzi dochodzenie. Ale Howell nie miał nowej strategii, żeby zastąpić nią starą. Grał w pokera nie mając żadnej karty w ręku. Być może Dadgar jakieś mu dziś rozda?
Dadgar rozpoczął od wyjaśnień, że personel Organizacji Ubezpieczeń Społecznych żąda, aby EDS przekazało im to, co znane jest pod nazwą „125 Centrum Danych”.
„Ten mały komputer – przypomniał sobie Howell – prowadził listy płac i emerytur personelu Organizacji Ubezpieczeń Społecznych. Ci faceci chcieli dostać swoje pobory, chociaż Irańczycy najczęściej nie otrzymywali przysługujących im zasiłków”.
– To nie takie proste – odparł Keane Taylor. – Takie przekazanie może być bardzo złożoną operacją wymagającą wielu wysokokwalifikowanych pracowników. Oczywiście, wszyscy oni powrócili już do Stanów.
– A więc musicie sprowadzić ich z powrotem – oznajmił Dadgar.
– Nie jestem taki głupi – stwierdził Taylor. „Charakterystyczna dla Taylora delikatność weterana piechoty morskiej zaczyna działać”, pomyślał Howell.
– Jeśli tak mówi, pójdzie do więzienia – rzekł Dadgar.
– Podobnie jak mój personel, gdybym sprowadził go z powrotem do Iranu – oznajmił Taylor.
– Czy jest pan w stanie – wtrącił się Howell – udzielić prawnej gwarancji, że nikt z powracającego personelu nie będzie aresztowany ani prześladowany w jakikolwiek sposób?
– Nie mogę dać urzędowej gwarancji – odparł Dadgar. – Mógłbym natomiast dać swoje osobiste słowo honoru.
Howell rzucił zaniepokojone spojrzenie na Taylora, który wprawdzie nie odezwał się ani słowem, lecz jego mina wyraźnie świadczyła, że nie dałby dziesięciu centów za słowo honoru Dadgara.
– Oczywiście, możemy rozważyć sposoby dokonania przekazania – oznajmił. Dadgar dał mu wreszcie punkt wyjścia do targów, nawet jeżeli nie było to zbyt wiele. – Rzecz jasna, musimy uzyskać jakieś zabezpieczenie. Na przykład, będziecie musieli państwo zaświadczyć, że aparatura została przekazana wam w dobrym stanie, ale być może zaangażujemy do tego niezależnych ekspertów… – Howell prowadził walkę z cieniem. Jeżeli centrum danych miało zostać przekazane, to na pewno za określoną cenę – uwolnienie Paula i Billa.
Dadgar następnym zdaniem nie zostawił z tego pomysłu kamienia na kamieniu.
– Codziennie na ręce moich urzędników prowadzących dochodzenie wpływają pod adresem waszej firmy nowe zażalenia, które mogą uzasadnić podniesienie wysokości kaucji. Jednakże, jeżeli będziecie współpracować w przekazaniu „125 Centrum Danych”, mogę w zamian nie wziąć pod uwagę nowych zażaleń i powstrzymać się przed podniesieniem kaucji.
– Do diabła – warknął Taylor – przecież to klasyczny szantaż!
Howell uświadomił sobie, że „125 Centrum Danych” było sprawą uboczną. Dadgar niewątpliwie poruszył tę kwestię pod naciskiem urzędników z ubezpieczeń społecznych, ale nie zależało mu na niej aż do tego stopnia, aby dokonać poważnych ustępstw. Na czym więc mu zależało?
Howell pomyślał o Lucio Randone, który swego czasu dzielił celę z Paulem i Billem. Wysuniętą przez Randone’a propozycją pomocy zajął się jeden z kierowników EDS Paul Bucha, który pojechał do Włoch, aby porozmawiać w przedsiębiorstwie Randone’a, Condotii d’Acqua. Bucha poinformował, że przedsiębiorstwo budowało domy mieszkalne w Teheranie, kiedy jego irańskim zleceniodawcom skończyły się pieniądze. Przedsiębiorstwo oczywiście przerwało pracę, ale wielu Irańczyków zapłaciło już za budowane mieszkania. Kiedy wzięło się pod uwagę panującą atmosferę, dla nikogo nie było zaskoczeniem, że winą za powstałą sytuację obarczono cudzoziemców, wybrano Randone’a jako kozła ofiarnego i wsadzono do więzienia. Firma wynalazła nowe źródło finansowania i znowu podjęła budowę, Randone zaś został jednocześnie zwolniony. Była to niejako transakcja wiązana, przeprowadzona przez irańskiego prawnika, Alego Azmayesha. Bucha przekazał również wiadomość, że Włosi wciąż powtarzali: „Pamiętajcie, Iran zawsze pozostanie Iranem, tam nic się nie zmienia”. Zrozumiał to jako aluzję, że część tej transakcji stanowiła łapówka. Howell wiedział również, że tradycyjnym sposobem wręczenia łapówki było honorarium adwokata. Adwokat mógł zażądać za swoją pracę tysiąca dolarów i zapłacić łapówkę w wysokości dziesięciu tysięcy, a następnie obciążyć swojego klienta kwotą w wysokości jedenastu tysięcy. Ta aluzja do przekupstwa niepokoiła Howella, ale mimo to poszedł spotkać się z Azmayeshem, który powiedział mu: „To nie jest konflikt prawny, ale konflikt interesów. Jeżeli EDS zdoła dojść do porozumienia z Ministerstwem Zdrowia, Dadgar da wam spokój”. Azmayesh nic nie wspomniał o łapówce.
„Wszystko to zaczęło się, pomyślał Howell, od konfliktu interesów. Klient, który nie może płacić, wykonawca, który odmawia kontynuowania pracy. Czy możliwy byłby kompromis, w wyniku którego EDS uruchomiłoby komputery, a ministerstwo zapłaciłoby choć trochę pieniędzy?” Postanowił zapytać o to Dadgara wprost.
– Czy pomogłoby, gdyby EDS miało zamiar renegocjować swój kontrakt z Ministerstwem Zdrowia?
– Byłoby to bardzo pomocne – odparł Dadgar. – Oczywiście nie byłoby to prawne rozwiązanie naszej kwestii, ale mogłoby się to stać rozwiązaniem praktycznym. W przeciwnym razie zmarnowanie całej pracy włożonej w skomputeryzowanie Ministerstwa Zdrowia byłoby wielką stratą.