Na Skrzydłach Orłów - Follett Ken 3 стр.


Kiedy zegar z kukułką w hallu wybił piątą, Coburn stał już przy frontowych drzwiach, gotów do wyjścia.

Na dworze była gęsta mgła. Coburn wsiadł do samochodu i ruszył w stronę „Bukaresztu”, wlokąc się w tempie piętnastu mil na godzinę.

Trzy przecznice dalej z mgły wyskoczyło pół tuzina żołnierzy. Stanęli półkolem przed maską samochodu, celując z karabinów w przednią szybę.

– Cholera jasna! – zaklął Coburn.

Jeden z żołnierzy nie zdążył załadować broni. Próbował wepchnąć magazynek tyłem. Magazynek nie wchodził. Żołnierz upuścił go i przykląkł na jedno kolano, macając po ziemi w poszukiwaniu zguby. Coburn roześmiałby się na ten widok, gdyby nie był taki przestraszony.

Oficer wrzasnął coś do Coburna w farsi. Coburn opuścił szybę, pokazał oficerowi swój zegarek i powiedział:

– Już po piątej.

Żołnierze naradzili się. Oficer wrócił i zażądał od Coburna dowodu tożsamości.

Coburn czekał niespokojnie. To był najgorszy dzień, by zostać aresztowanym. Czy oficer uwierzy, że to jego zegarek spóźnia się, a zegarek Coburna chodzi dobrze?

Wreszcie żołnierze odsunęli się, a oficer machnięciem ręki kazał Coburnowi jechać.

Coburn westchnął z ulgą i powoli ruszył. Taki właśnie był Iran.

* * *

Grupa transportowa Coburna zabrała się do roboty: rezerwowała miejsca w samolotach, zamawiała autobusy dowożące ludzi na lotnisko i powielała ulotki na fotokopiarkach. O dziesiątej rano Coburn zebrał w „Bukareszcie” dowódców sektorów i kazał im dzwonić do ewakuowanych rodzin.

Dla większości zarezerwował bilety na lot PanAmem do Istambułu w piątek, ósmego grudnia. Pozostali – w tym Liz Coburn z czwórką dzieci – polecą Lufthansą do Frankfurtu tego samego dnia.

Gdy tylko potwierdzono rezerwacje, dwaj wyżsi urzędnicy z centrali EDS, Merv Stauffer i T. J. Marquez, wyjechali z Dallas do Istambułu, żeby powitać ewakuowanych, umieścić ich w hotelach i zorganizować następny etap ich podróży do kraju.

W ciągu dnia plan uległ nieznacznej zmianie. Paul nadal nie miał ochoty zostawiać swej pracy. Zaproponował, żeby niewielka część personelu – około dziesięciu starszych urzędników – pozostała na miejscu i pilnowała biura na wypadek, gdyby sytuacja w Iranie się unormowała i EDS mogła podjąć normalną działalność. Dallas wyraziło zgodę. Wśród ochotników, którzy zgłosili się, by zostać, był sam Paul, jego zastępca Bill Gaylord, Jay Coburn i prawie wszyscy członkowie jego grupy transportowej. Dwie osoby zostały na miejscu wbrew własnej woli: Carl i Vicki Commons. Vicki była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zamierzali wyjechać po urodzeniu się dziecka.

W piątek rano zespół Coburna, z kieszeniami wypchanymi banknotami o nominale 10000 rialów (około 140 dolarów) na łapówki, praktycznie opanował całą sekcję lotniska Mehrabad w zachodnim Teheranie. Ludzie Coburna wypisywali bilety za kontuarem linii PanAmu, asystowali przy kontroli paszportów w sali odlotów i kręcili się przy wózkach z bagażem. Samolot był przepełniony, jednak dzięki łapówkom wszyscy pracownicy EDS dostali miejsca na pokładzie.

Były dwa wyjątkowo trudne momenty. Żona pracownika EDS posiadająca paszport australijski nie mogła otrzymać wizy wyjazdowej, ponieważ wszystkie urzędy irańskie wydające wizy strajkowały. Jej mąż i dzieci nie potrzebowali wiz, mieli paszporty amerykańskie. Kiedy mąż dotarł do biurka kontroli dokumentów, podał swój paszport i paszporty dzieci wraz z sześcioma czy siedmioma innymi paszportami. Podczas gdy strażnicy usiłowali je posortować, ludzie z EDS w kolejce zaczęli się pchać i narobili zamieszania. Kilku z grupy Coburna awanturowało się głośno przy biurku, udając rozgniewanych opóźnieniem. W całym tym zamęcie kobieta z australijskim paszportem przeszła przez salę odlotów nie zatrzymywana.

Inna rodzina z EDS adoptowała irańskie dziecko i nie zdążyła jeszcze wyrobić mu paszportu. Dziecko, zaledwie kilkumiesięczne, zasnęło na rękach matki.

Żona innego pracownika EDS, Kathy Marketos, o której mówiono, że odważy się na wszystko, wzięła śpiące dziecko pod pachę, zakryła je narzuconym luźno płaszczem przeciwdeszczowym i zaniosła do samolotu.

Niemniej jednak upłynęło wiele godzin, zanim pasażerowie zajęli miejsca na pokładzie. Oba loty były opóźnione. Na lotnisku nie można było dostać nic do jedzenia, a ewakuowani byli bardzo głodni, więc tuż przed godziną policyjną grupa Coburna wyruszyła na miasto, wykupując całą żywność, jaka im wpadła w ręce.

Ogołocili do cna kilka stoisk kuche – były to uliczne stragany, na których sprzedawano słodycze, owoce i papierosy – oraz odkupili od smażalni Kentucky Fried Chicken cały zapas bułek. Kiedy wrócili na lotnisko i w sali odlotów rozdzielili żywność pomiędzy pracowników EDS, o mało nie zlinczował ich tłum innych głodnych pasażerów, czekających na te same loty. W drodze powrotnej z miasta dwóch członków grupy zatrzymano za pogwałcenie godziny policyjnej, ale żołnierz, który ich aresztował, pobiegł za innym uciekającym samochodem; ludzie z EDS odjechali, kiedy żołnierz strzelał w drugą stronę.

Samolot do Istambułu odleciał tuż po północy. Samolot do Frankfurtu, opóźniony o trzydzieści jeden godzin, odleciał następnego dnia.

Coburn i większość ludzi z jego grupy spędzili noc w „Bukareszcie”. W domach nikt na nich nie czekał.

Podczas gdy Coburn kierował ewakuacją, Paul usiłował dowiedzieć się, kto i dlaczego chciał skonfiskować jego paszport.

Zastępca administracyjny Paula, Rich Gallagher, był młodym Amerykaninem, który nieźle sobie radził z irańską biurokracją. Gallagher należał do tych, którzy na ochotnika zgodzili się pozostać w Teheranie. Jego żona Cathy została również. Miała dobrą posadę w jednostce wojskowej USA w Teheranie. Gallagherowie nie chcieli wyjeżdżać. W dodatku nie mieli dzieci, o które musieliby się martwić – martwili się tylko o pudla imieniem Buffy.

Tego samego dnia, kiedy Farze polecono przynieść paszporty – piątego grudnia – Gallagher złożył wizytę w ambasadzie amerykańskiej wraz z człowiekiem, którego paszportu również zażądano od Fary, Paulem Bucha. Bucha nie pracował już w Iranie, ale bawił w mieście przejazdem.

Spotkali się z konsulem generalnym Lou Goeltzem. Goeltz, doświadczony dyplomata, był tęgim, łysiejącym mężczyzną po pięćdziesiątce z wianuszkiem siwych włosów, przypominającym z wyglądu świętego Mikołaja. Towarzyszył mu irański pracownik ambasady, Ali Jordan.

Goeltz poradził, żeby Bucha złapał swój samolot. Fara powiedziała policji – w dobrej wierze – że nie ma go w Iranie, a oni widocznie jej uwierzyli. Bucha miał wszelkie szansę wymknąć się niepostrzeżenie.

Goeltz zaproponował również, że przechowa paszporty i zezwolenia pobytowe Paula oraz Billa. Wówczas, jeśli policja formalnie zażąda wydania tych dokumentów, EDS będzie mogła odesłać ich do ambasady.

Tymczasem Ali Jordan skontaktuje się z policją i spróbuje się dowiedzieć, o co, u diabła, im chodzi.

Jeszcze tego samego dnia dokumenty przekazano do ambasady.

Następnego ranka Bucha odleciał. Gallagher zadzwonił do ambasady. Ali Jordan rozmawiał z generałem Biglari z Departamentu Policji w Teheranie. Biglari oznajmił, że Paul i Bill są zatrzymani w kraju i zostaną aresztowani, jeśli spróbują wyjechać.

Gallagher zapytał, z jakiego powodu.

Są zatrzymani jako „koronni świadkowie dochodzenia”, tyle dowiedział się Jordan.

– Jakiego dochodzenia? Jordan nie wiedział.

Paul, wysłuchawszy sprawozdania Gallaghera, był równie zdumiony, co zaniepokojony. Nie uczestniczył w żadnym wypadku drogowym, nie był zamieszany w żadne przestępstwo, nie miał żadnych powiązań z CIA… Kogo lub czego dotyczyło dochodzenie? EDS? Czy też dochodzenie było zwykłym pretekstem, żeby zatrzymać w Iranie Paula i Billa, którzy kierowali komputerowym systemem ubezpieczeń społecznych?

Policja poszła na jedno ustępstwo. Ali Jordan oświadczył, że policja ma prawo skonfiskować zezwolenia na pobyt, które należały do rządu irańskiego, ale nie paszporty, stanowiące własność rządu USA. Generał Biglari przyznał mu rację.

Nazajutrz Gallagher i Ali Jordan poszli na posterunek policji, żeby przekazać dokumenty generałowi Biglari. Po drodze Gallagher zapytał Jordana, czy jego zdaniem Paul i Bill mogą zostać oskarżeni o jakieś przestępstwo.

– Bardzo wątpię – odpowiedział Jordan.

Na posterunku policji generał ostrzegł Jordana, że ambasada poniesie pełną odpowiedzialność, jeśli Paul i Bill jakimś sposobem uciekną z kraju – na przykład na pokładzie amerykańskiego samolotu wojskowego.

Następnego dnia – ósmego grudnia, w dzień ewakuacji – Lou Goeltz zadzwonił do EDS. Dowiedział się przez swoją wtyczkę w irańskim Ministerstwie Sprawiedliwości, że dochodzenie, którego koronnymi świadkami mieli być Paul i Bill, dotyczyło oskarżenia o korupcję wobec uwięzionego ministra zdrowia, doktora Sheikholeslamizadeha.

Dowiedziawszy się wreszcie, o co chodzi, Paul doznał pewnej ulgi. Na szczęście mógł powiedzieć policji prawdę: EDS nie dawała łapówek. Wątpił zresztą, czy ktokolwiek je wręczał. Urzędnicy irańscy byli z reguły skorumpowani, ale dr Sheik – jak w skrócie nazywał go Paul – wydawał się ulepiony z innej gliny.

Z wykształcenia chirurg ortopeda, miał chłonny umysł oraz imponujące zdolności organizacyjne. W Ministerstwie Zdrowia otaczał się młodymi, zdolnymi menedżerami, którzy potrafili pokonywać biurokratyczne trudności. Projekt EDS był tylko częścią jego ambitnego planu: dr Sheik chciał, żeby irańska służba zdrowia dorównała amerykańskiej. Paul nie przypuszczał, żeby taki człowiek mógł brać łapówki.

Paul nie miał się czego bać – o ile informacje wtyczki Goeltza były prawdziwe. Ale czy na pewno były? Dr Sheik został aresztowany przed trzema miesiącami. Byłby to dziwny zbieg okoliczności, gdyby Irańczycy przypomnieli sobie o Paulu i Billu akurat wtedy, gdy Paul zagroził przerwaniem przez EDS pracy, jeśli ministerstwo nie zapłaci rachunków.

Po ewakuacji pozostali w Iranie pracownicy EDS przeprowadzili się do dwóch domów i święto Ashura – 10 i 11 grudnia – spędzili na grze w pokera. W jednym domu grano wysoko, a w drugim nisko. Paul i Bill grali wysoko. Dla bezpieczeństwa zaprosili dwóch „ochroniarzy” znajomych Coburna z wojskowego wywiadu – którzy mieli broń. Przy stolikach nie pozwalano na noszenie broni, toteż „ochroniarze” pozostawili ją w hallu.

Wbrew oczekiwaniom święto Ashura minęło stosunkowo spokojnie: miliony Irańczyków wzięły udział w antyrządowych demonstracjach na terenie całego kraju, ale aktów przemocy było niewiele.

Kiedy święto się skończyło, Paul i Bill ponownie zaczęli się zbierać do wyjazdu, spotkała ich jednak przykra niespodzianka. Na początek, poprosili Lou Goeltza z ambasady, aby zwrócił im paszporty. Goeltz oznajmił, że w takim razie będzie musiał poinformować o tym generała Biglari, czyli innymi słowy uprzedzić policję, że Paul i Bill planują ucieczkę.

Goeltz twierdził, że przyjmując paszporty uprzedził pracowników EDS, że taki właśnie układ zawarł z policją. Widocznie jednak powiedział to bardzo cicho, gdyż nikt sobie tego nie przypominał.

Paul był wściekły. Dlaczego Goeltz w ogóle musiał zawierać jakiś układ z policją? Nie musiał im mówić, co zrobił z amerykańskimi paszportami. Przecież, na miłość boską, nie wysłano go tutaj, żeby pomagał policji! Ambasada miała pomagać Amerykanom, nie?

Czy Goeltz mógłby machnąć ręką na tę głupią umowę i zwrócić im paszporty po cichu albo przynajmniej zawiadomić policję dopiero wtedy, kiedy Paul i Bill będą już bezpieczni w domu? Absolutnie wykluczone – oświadczył Goeltz. Gdyby naraził się policji, wszyscy mieliby kłopoty, a on sam musiał troszczyć się o pozostałe dwanaście tysięcy Amerykanów przebywających w Iranie. Poza tym nazwiska Paula i Billa umieszczono na czarnej liście ochrony lotniska i gdyby nawet mieli wszystkie dokumenty w porządku, kontrola paszportowa nigdy by ich nie przepuściła.

Gdy do Dallas dotarła wiadomość, że Paul i Bill na dobre utknęli w Iranie, EDS i prawnicy rozpoczęli energiczną akcję. Nie mieli już tak dobrych kontaktów w Waszyngtonie jak dawniej, za czasów administracji republikanów, ale zostało tam jeszcze paru ich przyjaciół. Rozmawiali z Bobem Straussem, głównym arbitrem od spornych spraw w Białym Domu, który przypadkiem pochodził z Teksasu. Z admirałem Tomem Moorerem, byłym Szefem Połączonych Sztabów Marynarki, Lotnictwa i Wojsk Lądowych, który znał wielu generałów kierujących obecnie wojskowym rządem w Iranie. Z Richardem Helmsem, byłym dyrektorem CIA i poprzednim ambasadorem USA w Iranie. Na skutek nacisku, jaki EDS wywierała na Departament Stanu, ambasador amerykański w Iranie William Sullivan poruszył sprawę Paula i Billa na spotkaniu z premierem Iranu, generałem Azhari.

Nic nie pomogło.

Minęło trzydzieści dni – termin, jaki Paul dał Irańczykom na zapłacenie długu. 16 grudnia Paul przesłał doktorowi Emrani formalne wypowiedzenie kontraktu. Ale jeszcze nie zrezygnował do końca. Zaproponował, żeby kilku już ewakuowanych urzędników wróciło do Teheranu, okazując tym gotowość EDS do ponownego nawiązania rozmów z ministerstwem. Niektórzy z nich, ośmieleni spokojnym przebiegiem święta Ashura, sprowadzili nawet swe rodziny.

Ani ambasada, ani pracownicy EDS w Teheranie nie mogli się dowiedzieć, kto wydał rozkaz zatrzymania Paula i Billa. Informację tę zdobył w końcu od generała Biglari Majid, ojciec Fary. Dochodzenie prowadził sędzia śledczy Hosain Dadgar, urzędnik średniego szczebla w prokuraturze, zatrudniony w wydziale, który zajmował się przestępstwami administracyjnymi i posiadał bardzo szerokie uprawnienia. Dadgar kierował śledztwem w sprawie dr Sheika, uwięzionego byłego ministra zdrowia.

Skoro ambasada nie potrafiła przekonać Irańczyków, żeby wypuścili Paula i Billa z kraju i nie mogła też oddać im paszportów, to czy nie mogłaby przynajmniej załatwić, żeby ten Dadgar przesłuchał ich jak najszybciej i zwolnił jeszcze przed Bożym Narodzeniem? Boże Narodzenie niewiele znaczy dla Irańczyków – odpowiedział Goeltz – ale Nowy Rok, to co innego, spróbuję więc – dodał – załatwić przesłuchanie przed Nowym Rokiem.

W drugiej połowie grudnia ponownie wybuchły zamieszki. Pracownicy EDS natychmiast opracowali plan drugiej ewakuacji. Trwał strajk generalny. Eksport nafty, główne źródło dochodów rządu, został całkowicie wstrzymany, co zredukowało do zera szansę EDS na otrzymanie zapłaty. Tak niewielu Irańczyków zgłaszało się do pracy w ministerstwie, że ludzie z EDS nie mieli nic do roboty i Paul odesłał połowę z nich do Stanów na święta.

Paul spakował bagaże, zamknął dom i przeniósł się do hotelu Hiltona, gotów do wyjazdu przy pierwszej sposobności.

Miasto huczało od pogłosek. Jay Coburn wyławiał najbardziej interesujące i przekazywał Paulowi. Najbardziej niepokojącą wiadomość przekazała Bunny Fleischaker, Amerykanka mająca przyjaciół w Ministerstwie Sprawiedliwości. Bunny pracowała dawniej dla EDS w Stanach i chociaż w Teheranie zajmowała się czymś innym, nadal utrzymywała kontakty z firmą. Zadzwoniła do Coburna, żeby mu powiedzieć, że Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza aresztować Paula i Billa.

Paul przedyskutował to z Coburnem. Ambasada USA nie potwierdziła wiadomości. Zgodzili się obaj, że ambasada z pewnością ma lepsze rozeznanie niż Bunny Fleischaker. Postanowili nie podejmować żadnych działań.

Paul spędził spokojnie Wigilię z kilkoma kolegami w domu Pata Sculleya, młodego kierownika z EDS, który z własnej woli wrócił do Teheranu. Żona Sculleya, Mary, wróciła razem z nim i to ona przygotowała wigilijną kolację. Paul tęsknił za Ruthie i dzieciakami.

Dwa dni po Bożym Narodzeniu odezwała się ambasada. Udało im się zorganizować spotkanie Paula i Billa z sędzią śledczym Hosainem Dadgarem. Spotkanie miało się odbyć następnego ranka, 28 grudnia, w budynku Ministerstwa Zdrowia przy alei Eisenhowera.

Bill Gaylord wszedł do gabinetu Paula parę minut po dziewiątej z filiżanką kawy. Ubrany był w tradycyjny strój EDS: garnitur, białą koszulę, dyskretny krawat i czarne półbuty.

Назад Дальше