Na Skrzydłach Orłów - Follett Ken 35 стр.


* * *

9 lutego 1979 roku Iran eksplodował rewolucją.

Tylko niewiele więcej niż tydzień wystarczyło Chomeiniemu do zniszczenia resztek legalnej władzy. Wezwał wojsko do buntu, a posłom do parlamentu nakazał rezygnację ze swych mandatów. Wyznaczył „rząd tymczasowy” pomimo faktu, iż Shahpour Bakhtiar nadal był oficjalnie premierem. Zwolennicy Chomeiniego, zorganizowani w komitety rewolucyjne, przejęli odpowiedzialność za prawo, porządek i wywóz śmieci. Otworzyli w mieście ponad setkę muzułmańskich sklepów spółdzielczych. 8 lutego ponad milion osób maszerował ulicami Teheranu, manifestując poparcie dla ajatollacha. Trwały nieustanne walki uliczne pomiędzy nielicznymi grupkami żołnierzy lojalnych wobec rządu Bakhtiara a bandami stronników Chomeiniego.

9 lutego w dwóch bazach lotniczych nie opodal Teheranu – Doshen Toppeh i Farahabadzie – oddziały homafarów i kadetów oddały honory Chomeiniemu.

To rozwścieczyło brygadę Jaradan, z której wywodziła się straż pałacowa szacha i żołnierze z tej brygady zaatakowali obie bazy. Homafarowie zabarykadowali się i odparli natarcie lojalistów, przy wsparciu tłumów uzbrojonych rewolucjonistów, kłębiących się na zewnątrz i wewnątrz baz.

Oddziały zarówno marksistowskich fedainów, jak i muzułmańskich mudżahedinów, pośpieszyły do Doshen Toppeh. Zdobyto magazyn broni, którą rozdano, nie przebierając, żołnierzom, partyzantom, rewolucjonistom, demonstrantom i przechodniom.

Tej nocy o jedenastej brygada Jaradan powróciła z posiłkami. Zwolennicy Chomeiniego w armii ostrzegli buntowników z Doshen Toppeh, że brygada się zbliża, toteż ci zaatakowali, zanim lojaliści dotarli do bazy. We wczesnym stadium bitwy zginęło kilku wyższych oficerów dowodzących brygadą. Walki trwały całą noc i rozprzestrzeniły się na okolicę.

Nazajutrz w południe starcia toczyły się już w przeważającej części miasta.

* * *

Tego samego dnia John Howell i Keane Taylor pojechali do centrum Teheranu na spotkanie.

Howell był przekonany, że uda się załatwić uwolnienie Paula i Billa w ciągu kilku godzin. Był przygotowany na zapłacenie kaucji.

Tom Walter trzymał w pogotowiu teksański bank, który miał wystawić list kredytowy na 12 750 000 dolarów na nowojorski oddział Banku Melli. Plan przewidywał, że następnie teherański oddział Banku Melli wystawi poręczenie bankowe dla Ministerstwa Sprawiedliwości i Paul oraz Bill zostaną zwolnieni. Nie poszło to jednak tak łatwo. Zastępca dyrektora Banku Melli, Sadr – Haszemi, wiedział – tak samo jak inni bankierzy – że Paul i Bill zostali wzięci jako zakładnicy dla okupu i gdy tylko znajdą się poza więzieniem, EDS może dowodzić w amerykańskim sądzie, że pieniądze zostały wymuszone i nie powinny być wypłacone. Gdyby tak się stało, Bank Melli w Nowym Jorku nie mógłby zrealizować swego listu kredytowego – ale oddział w Teheranie w dalszym ciągu musiałby zapłacić całą sumę irańskiemu Ministerstwu Sprawiedliwości. Sadr – Haszemi oświadczył, że zmieni zdanie tylko wtedy, gdy jego nowojorski radca prawny upewni go, iż EDS w żaden sposób nie może zablokować realizacji listu kredytowego. Howell doskonale wiedział, że żaden uczciwy amerykański prawnik nie wyda takiej opinii.

Wówczas Keane Taylor pomyślał o Banku Omran. EDS miało kiedyś kontrakt z tym bankiem na instalacje systemu księgowości, a do Taylora należał nadzór nad wykonaniem kontraktu, znał więc szefów banku. Teraz spotkał się z Farhadem Bakhtiarem, jednym z dyrektorów, krewnym premiera Shahpoura Bakhtiara. Jasne było, że premier lada dzień utraci władzę i Farhad przygotowywał się do opuszczenia kraju. Może dlatego właśnie mniej niż Sadr – Haszemiego obchodziła go możliwość, że ponad dwanaście milionów dolarów nigdy nie zostanie wypłacone. Tak czy inaczej, z sobie tylko znanych powodów postanowił pomóc Amerykanom.

Bank Omran nie miał filii w Stanach Zjednoczonych. W jaki więc sposób EDS mogło przekazać pieniądze? Uzgodniono, że bank w Dallas przekaże list kredytowy do oddziału Banku Omran w Dubaju za pomocą teletekstu. Oddział w Dubaju potwierdzi przyjęcie listu kredytowego telefonicznie i teherański oddział wystawi wówczas poręczenie dla Ministerstwa Sprawiedliwości.

Jedno opóźnienie goniło drugie. Każde posunięcie musiało być zaaprobowane przez radę dyrektorów Banku Omran oraz przez radców prawnych banku. Kto tylko spojrzał na tekst umowy, sugerował jakieś poprawki w sformułowaniach. Owe poprawki, po angielsku i w farsi, musiały być przekazane do Dubaju i do Dallas, następnie stamtąd nowa umowa szła teletekstem do Dubaju, skąd przez telefon uzgadniano ją z Teheranem. Ponieważ w Iranie czwartek i piątek były dniami wolnymi od pracy, w tygodniu zostawały jedynie trzy dni, kiedy oba banki były otwarte, a i to, ze względu na dziewięciogodzinną różnicę czasu, nigdy jednocześnie. Ponadto irańskie banki przeważnie strajkowały. Tym samym zmiana dwóch słów w umowie mogła zająć i tydzień.

Na samym końcu umowę musiał zatwierdzić Irański Bank Generalny. Zdobycie odpowiedniego podpisu Howell i Taylor wyznaczyli sobie na sobotę 10 lutego.

O wpół do dziewiątej rano, kiedy obaj jechali do Banku Omran, miasto było stosunkowo spokojne. W banku spotkali Farhada Bakhtiara. Ku swemu zdziwieniu dowiedzieli się od niego, że prośba o zgodę została już przekazana do Banku Centralnego. Howell był wniebowzięty: nareszcie coś w Iranie wydarzyło się przed terminem! Zostawił u Farhada kilka dokumentów – w tym podpisane upoważnienie – i obaj z Taylorem pojechali w głąb śródmieścia, do siedziby Banku Centralnego.

Miasto budziło się już ze snu. Ruch uliczny był jeszcze bardziej koszmarny niż zwykle, ale ryzykancka jazda stanowiła specjalność Taylora. Rwał ulicami, przeskakiwał z jednego pasa ruchu na drugi, zawracał na autostradach – krótko mówiąc, pokonywał irańskich kierowców w ich własnej grze.

Pan Farhang z Banku Centralnego, który miał wydać akceptacje, przyjął ich po długim oczekiwaniu. Odbyło się to w ten sposób, że wytknął głowę spoza drzwi swego gabinetu i stwierdził, iż umowa została zaakceptowana i opinie przekazano już do Banku Omran.

To były dobre wieści!

Wsiedli ponownie do samochodu i skierowali się w stronę Banku Omran. Teraz było już widać, że w niektórych częściach miasta toczą się zaciekłe walki. Odgłosy strzelaniny nie cichły ani na chwilę, a z płonących budynków unosiły się kłęby dymu. Bank Omran znajdował się naprzeciwko szpitala, dokąd cały czas przywożono zabitych i rannych samochodami, półciężarówkami oraz autobusami. Wszystkie miały przywiązane do anten białe szmaty, oznaczające, że są to pojazdy ratunkowe i wszystkie cały czas trąbiły. Ulica była całkowicie zapchana ludźmi. Jedni przychodzili, aby oddać krew, inni odwiedzali chorych, jeszcze inni identyfikowali zabitych.

Sprawa kaucji nie została więc załatwiona ani trochę za wcześnie. Nie tylko Paul i Bill, ale Howell, Taylor i cała reszta byli w wielkim niebezpieczeństwie. Musieli szybko wydostać się z Iranu.

Howell i Tylor weszli do banku i spotkali Farhada.

– Bank Centralny zaaprobował umowę – powiedział do niego Howell.

– Wiem.

– Czy upoważnienie jest w porządku?

– Nie ma problemu.

– Więc jeśli zechce pan nam dać poręczenie bankowe, moglibyśmy od razu pójść z nim do Ministerstwa Sprawiedliwości.

– Nie dzisiaj.

– Dlaczego nie?

– Nasz radca prawny, doktor Emami, przejrzał dokument kredytowy i chce wprowadzić kilka drobnych poprawek.

– Jezu Chryste! – mruknął Taylor.

– Muszę wyjechać na kilka dni do Genewy – powiedział Farhad. Raczej na zawsze.

– Moi koledzy zajmą się panami. Gdyby były jakieś problemy, proszę tylko zatelefonować do mnie do Szwajcarii.

Howell stłumił gniew. Farhad doskonale wiedział, że kiedy go nie będzie, wszystko stanie się o wiele trudniejsze. Ale wybuch emocji niczego nie załatwi, toteż Howell zapytał po prostu:

– Co to za zmiany?

Farhad zadzwonił po doktora Emamiego.

– Potrzebne mi będą również podpisy jeszcze dwóch dyrektorów banku – dodał. – Mogę je dostać jutro, na zebraniu rady. Muszę też sprawdzić referencje Krajowego Banku Handlowego w Dallas.

– A ile czasu to zajmie?

– Niedługo. Moi asystenci zajmą się tym, póki nie wrócę. Doktor Emami pokazał Howellowi, jakie zaproponował poprawki do sformułowań listu kredytowego. Howell z radością się na nie zgodził, ale poprawiony list musiał i tak wędrować długą drogą z Dallas do Dubaju teletekstem, a z Dubaju do Teheranu przez telefon.

– Niech pan posłucha – rzekł Howell – spróbujmy zrobić to dzisiaj. Może pan teraz sprawdzić referencje banku w Dallas. Znajdziemy tych dwóch dyrektorów, obojętnie gdzie się znajdują, i dostaniemy ich podpisy dziś po południu. Możemy zadzwonić do Dallas, podać im zmiany w sformułowaniach i każemy im natychmiast wysłać potwierdzenie teletekstem. Dubaj może to wam potwierdzić dziś po południu. Możecie wydać poręczenie bankowe…

– Dziś w Dubaju jest święto – oświadczył Farhad.

– No więc dobrze, Dubaj może potwierdzić jutro rano…

– Jutro jest strajk. W banku nie będzie nikogo.

– No to w poniedziałek…

Rozmowę przerwał dźwięk syreny. Przez drzwi wsunęła głowę sekretarka i powiedziała coś w farsi.

– Wprowadzono godzinę policyjną – przetłumaczył Farhad. – Wszyscy musimy opuścić budynek.

Howell i Taylor siedzieli, patrząc na siebie w milczeniu. Dwie minuty później poza nimi nie było w biurze nikogo. Znowu im się nie udało.

* * *

Tego wieczoru Simons powiedział do Coburna:

– Jutro.

Coburn pomyślał, że Simons zwariował.

* * *

Rankiem w niedzielę 11 lutego zespół negocjujący poszedł jak zwykle do „Bukaresztu”. John Howell i Abolhasan udali się na jedenastą na spotkanie z Dadgarem w siedzibie Ministerstwa Zdrowia. Pozostali – Keane Taylor, Bill Gayden, Bob Young i Rich Gallagher – wyszli na dach, aby popatrzeć, jak płonie miasto.

„Bukareszt” nie był wysokim budynkiem, ale stał na zboczu jednego ze wzgórz wznoszących się na północy Teheranu, toteż z dachu widzieli wszystko jak na dłoni. Na południu i wschodzie, gdzie ponad domki jednorodzinne i slumsy wyrastały nowoczesne wieżowce, biły w pochmurne niebo wielkie kłęby dymu, a wokół palących się domów krążyły niczym ćmy wokół świecy uzbrojone śmigłowce. Jeden z irańskich kierowców zatrudnionych w EDS przyniósł na dach radio tranzystorowe i nastroił je na stację przejętą przez rewolucjonistów. Z pomocą radia i tłumaczenia kierowcy Amerykanie usiłowali zidentyfikować płonące budynki.

Keane Taylor, który zarzucił swe eleganckie garnitury z kamizelkami na rzecz dżinsów i butów kowbojskich, zszedł na dół, aby odebrać telefon. Dzwonił „Motocyklista”.

– Musicie stąd wyjechać – powiedział do Taylora. – Uciekajcie z kraju, jak najszybciej.

– Wiesz, że nie możemy tego zrobić – odparł Taylor. – Nie możemy wyjechać bez Paula i Billa.

– Grozi wam wielkie niebezpieczeństwo.

Taylor słyszał słowa „Motocyklisty” na tle odgłosów silnych walk.

– A gdzie ty w ogóle jesteś, do cholery?

– Niedaleko bazaru – odrzekł „Motocyklista”. – Przygotowuję butelki z benzyną. Dziś rano wezwali helikoptery i właśnie nauczyliśmy się je rozwalać. Spaliliśmy cztery czołgi…

Połączenie zostało przerwane.

„Niesamowite – pomyślał Taylor odkładając słuchawkę. – W środku piekła bitwy „Motocyklista” pomyślał nagle o swych amerykańskich przyjaciołach i zadzwonił, aby ich ostrzec. Irańczycy nigdy nie przestaną mnie zadziwiać”. Wrócił na dach.

– Popatrz na to – rzekł do niego Bill Gayden. Ów jowialny prezes EDS World również przebrał się w swobodniejszy strój – nikt już nawet nie udawał, że wypełnia swoje obowiązki. Gayden wskazał słup dymu na wschodzie. – Jeśli to nie więzienie Gasr, to coś cholernie blisko niego. Taylor wytężył wzrok. Trudno było coś powiedzieć.

– Zadzwoń do gabinetu Dadgara w Ministerstwie Zdrowia – Gayden polecił Taylorowi. – Howell już powinien tam być. Niech poprosi Dadgara, aby wypuścił Paula i Billa pod nadzór ambasady, dla ich własnego bezpieczeństwa. Jeśli ich nie wydostaniemy, upieką się tam żywcem.

* * *

John Howell nie spodziewał się, że Dadgar przyjdzie. Miasto było jednym wielkim polem bitwy, a dochodzenie w sprawie korupcji pod rządami szacha zakrawało teraz na problem czysto akademicki. Dadgar jednak siedział w gabinecie i czekał na Howella. Howell zastanawiał się, co powoduje tym człowiekiem. Poświęcenie? Nienawiść do Amerykanów? Obawa przed nadchodzącymi rządami rewolucjonistów? Nigdy się pewnie tego nie dowie.

Dadgar pytał niedawno Howella o powiązania EDS z Abolfatahem Mahvim i Howell obiecał mu pełne dossier. Wydawało się, że te informacje są potrzebne Dadgarowi do jemu tylko znanych celów, ponieważ kilka dni później upomniał się o owo dossier, mówiąc: „Mogę przesłuchać ludzi tutaj i zdobyć potrzebne mi informacje” – co Howell odebrał jako groźbę aresztowania następnych pracowników EDS.

Howell przygotował dwunastostronicowe dossier po angielsku, z pismem przewodnim w języku farsi. Dadgar przeczytał pismo i przemówił. Abolhasan przetłumaczył: „Pomoc udzielona przez waszą firmę tworzy podstawy pod zmianę mojego nastawienia wobec Chiapparone i Gaylorda. Nasze prawo umożliwia taką wspaniałomyślność wobec tych, którzy dostarczają informacji”.

Była to zwykła farsa. Mogli wszyscy zginąć w ciągu najbliższych paru godzin, a oto Dadgar nadal przemawiał o postanowieniach prawa.

Abolhasan zaczął na głos tłumaczyć dossier na farsi. Howell wiedział, że wybór Mahviego na wspólnika ze strony irańskiej nie było najrozsądniejszym posunięciem EDS: Mahvi wywalczył dla EDS jego pierwszy, niewielki kontrakt, lecz potem dostał się na czarną listę szacha i namącił przy umowie z Ministerstwem

Zdrowia. Jednakże EDS nie miało nic do ukrycia. Zresztą szef Howella, Tom Luce, chcąc uwolnić EDS od wszelkich podejrzeń, przekazał szczegóły powiązań między Mahvim a EDS Amerykańskiej Komisji do Spraw Wymiany Papierów Wartościowych, toteż większość z tego, co zawierało dossier, było już powszechnie znane.

* * *

Tłumaczenie Abolhasana przerwał dzwonek telefonu. Dadgar podniósł słuchawkę, następnie wręczył ją Abolhasanowi, który słuchał przez chwilę, po czym rzekł:

– To Keane Taylor.

Po niedługim czasie odłożył słuchawkę.

– Keane był na dachu „Bukaresztu” – powiedział do Howella. – Mówi, że w okolicy więzienia Gasr szaleją pożary. Jeśli tłum zaatakuje więzienie, Paul i Bill mogą doznać obrażeń. Taylor zaproponował, abyśmy poprosili Dadgara o przekazanie ich pod nadzór ambasady amerykańskiej.

– Dobrze – odparł Howell. – Proszę go zapytać.

Czekał, podczas gdy Abolhasan i Dadgar rozmawiali po persku. W końcu Abolhasan powiedział:

– Zgodnie z naszym prawem muszą pozostawać w więzieniu irańskim. On nie może uznać terenu ambasady amerykańskiej za irańskie więzienie.

Sytuacja stawała się coraz bardziej groteskowa – cały kraj się rozpadał, a Dadgar wciąż trzymał się kurczowo swoich przepisów.

– Proszę go zapytać, w jaki sposób zamierza zagwarantować bezpieczeństwo dwóch obywateli amerykańskich, którzy nie zostali oskarżeni o żadne przestępstwo.

Dadgar powiedział tylko:

– Nie martwcie się. Najgorsze, co się może stać, to ewentualne zdobycie więzienia.

– A jeśli tłum zaatakuje Amerykanów?

– Chiapparone będzie pewnie bezpieczny. Może uchodzić za Irańczyka.

– Wspaniale – zadrwił Howell. – A Gaylord? Dadgar wzruszył tylko ramionami.

Назад Дальше