Holly siedziała jak rażona piorunem. John zaczerpnął głęboko tchu, zanim ponownie się odezwał.
– Przyznaję, że to jest trudne. Nic gorszego nie spotkało mnie w życiu. Ale nie przestanę chodzić do pubu dlatego, że na stołkach, które dotąd okupowałem z Gerrym, zasiada teraz dwóch innych kolesiów. I nie przestanę chodzić na mecze piłki nożnej dlatego, że chadzałem na nie często z Gerrym.
Łzy napłynęły Holly do oczu. John ciągnął swoje.
– Sharon wie, że cierpisz, ale musisz zrozumieć, że to niezwykle ważny i wyjątkowy okres w jej życiu. Potrzebuje twojej przyjaźni w tych trudnych chwilach.
Holly przełknęła gorące łzy.
– John, staram się.
– Wiem. – Wziął ją za ręce. – Ale jesteś potrzebna Sharon. Chowanie głowy w piasek nikomu tu nie pomoże.
– Ale dzisiaj byłam na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy – usprawiedliwiła się jak dziecko przez łzy.
Uśmiechnął się.
– Doskonała wiadomość. I jak ci poszło?
– Fatalnie.
John się roześmiał. Zamilkł na dłużej.
– Holly, ona jest już prawie w szóstym miesiącu ciąży – odezwał się w końcu.
– Co? – nie mogła się nadziwić Holly. – Nie powiedziała mi!
Pociągnęła nosem.
– Bo się bała. Uznała, że możesz się na nią pogniewać.
– Jak mogła tak głupio pomyśleć – zawołała Holly, ocierając ze złością oczy. Umknęła wzrokiem w bok. – Wciąż się zbierałam, żeby do niej zadzwonić. Codziennie brałam do ręki słuchawkę, ale coś mnie powstrzymywało. Tak mi przykro, John. Naprawdę cieszę się waszym szczęściem.
– Dziękuję, ale to nie ja powinienem tego słuchać.
– Zachowałam się okropnie. Czy ona mi wybaczy?
– Nie wygłupiaj się. Do jutra nie będzie nawet pamiętała. Holly uniosła brwi z nadzieją.
– No, może nie do jutra, a do przyszłego roku. I będziesz miała wobec niej poważny dług wdzięczności.
Spojrzał na nią serdeczniej i puścił oko.
– Przestań! – Holly zachichotała. – Jak sądzisz, mogę teraz pojechać do niej z tobą?
Kiedy podjeżdżali pod szpital, Holly poczuła ucisk w sercu. Sharon stała sama, czekając na męża. Wyglądała przepięknie. Holly uśmiechnęła się na widok przyjaciółki. Nie mogła uwierzyć, że jest już w szóstym miesiącu ciąży. Kiedy zobaczyła ją w dżinsach i koszulce polo, ledwo dostrzegła zarysowany brzuszek. Świetnie z nim wyglądała. Na widok Holly wysiadającej z samochodu Sharon zdębiała.
No tak, zaraz na nią nakrzyczy. Powie, że jej nienawidzi, że nie jest jej przyjaciółką.
Sharon jednak uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce.
– Chodź no tu, głuptasie – powiedziała cicho.
Holly wpadła w jej ramiona. A kiedy przytuliła się do przyjaciółki, znów zebrało jej się na płacz.
– Och, Sharon, tak mi przykro. Jestem okropna. Bardzo, ale to bardzo cię przepraszam…
– Już przestań, marudo.
Sharon też się popłakała. Tuliły się do siebie, a John tylko patrzył z boku. Trzymając się za ręce, wróciły do samochodu.
Pojechali we troje do Holly. Po tak długiej rozłące nie mogły się teraz sobą nacieszyć.
Tyle było do powiedzenia. Usiadły przy kuchennym stole i nadrabiały stracony czas.
– Sharon, Holly miała dziś rozmowę kwalifikacyjną – odezwał się John, kiedy zdołał wtrącić słowo.
– Naprawdę? Nie wiedziałam, że zaczęłaś już szukać pracy.
– To nowe zadanie wyznaczone mi przez Gerry’ego – wyjaśniła Holly z uśmiechem.
– Na ten miesiąc? I jak ci poszło?
Holly skrzywiła się i chwyciła za głowę.
– Fatalnie! Zrobiłam z siebie idiotkę.
– Nie wierzę! – Sharon roześmiała się. – A co to za praca?
– Sprzedaż miejsc reklamowych w piśmie „X”.
– Fantastycznie! Zawsze je czytam w pracy.
– A co to za pismo? – spytał John.
– Jest w nim moda, sport, kultura, dział kulinarny, są recenzje… – I reklamy – zażartowała Holly.
– Ale dlaczego tak źle ci poszło? To niemożliwe. Sharon sięgnęła po dzbanek herbaty.
– Chyba głupio, kiedy ktoś cię pyta o doświadczenie zawodowe, a ty mu mówisz, że kiedyś redagowałaś broszurę reklamową.
Holly z udawaną rozpaczą zaczęła walić głową w stół kuchenny.
Sharon się roześmiała.
– Chyba nie miałaś na myśli tej głupiej gazetki, którą drukowałaś na komputerze.
– W każdym razie reklamowałam firmę – broniła się Holly.
– Pamiętasz, jak kazałaś nam chodzić i rozwieszać tę gazetkę po domach? Trwało to wiele dni! – przypominała sobie Sharon.
– Jasne, i ja pamiętam – wyzłośliwiał się John. – Wysłałaś mnie z Gerrym, żebyśmy przez noc rozlepili setki ulotek. Wyrzuciliśmy je do śmietnika na zapleczu pubu Boba i poszliśmy na piwo.
Holly zdębiała.
– Co za łotry! A więc to przez was moja firma splajtowała, a ja straciłam pracę!
– Splajtowała, kiedy ludzie obejrzeli te ulotki – droczył się John.
– Oj, zamknij się – zawołała Holly ze śmiechem. – I jakie jeszcze numery robiliście z Gerrym w tajemnicy przede mną?
John przewrócił oczami.
– Prawdziwy przyjaciel nie zdradza tajemnic.
Trochę jednak puścił farby. A kiedy zagroziły z Sharon, że siłą wezmą go na spytki, Holly dowiedziała się o swoim mężu więcej, niż kiedykolwiek za jego życia. Po raz pierwszy od śmierci Gerry’ego wszyscy troje śmiali się i bawili cały wieczór, a Holly przekonała się, że może mówić o nim z przyjaciółmi. Dawniej spotykali się we czworo – Holly, Gerry, Sharon i John. Teraz zebrali się we troje, żeby wspominać tego, który odszedł.
Wkrótce znów ich będzie czworo, kiedy przyjdzie na świat dziecko Sharon i Johna.
Życie ma swoje prawa.
W niedzielę Richard odwiedził siostrę ze swoimi dziećmi. Prosiła go, żeby przyjeżdżał do niej zawsze, kiedy wypadnie mu dzień opieki nad nimi. Dzieciaki bawiły się w ogrodzie, a Richard i Holly kończyli obiad i obserwowali je przez drzwi na taras.
– Chyba są szczęśliwe – zauważyła Holly.
– Prawda? – Uśmiechnął się, patrząc, jak bawią się w berka. – Chciałbym zachować w ich życiu jak najwięcej normalności. Nie bardzo rozumieją, co się dzieje.
– A co im powiedziałeś?
– Że mama z tatą przestali się kochać i że wyprowadziłem się, bo tak nam wszystkim będzie lepiej.
– Pogodzili się z tym?
– Timothy się pogodził, ale Emily się boi, że możemy przestać ją kochać i że też będzie musiała się wyprowadzić.
Posmutniał.
Biedna Emily, pomyślała Holly, patrząc, jak dziewczynka tańczy po ogrodzie. Nie mogła uwierzyć, że Richard zdobył się wobec niej na taką szczerość. Bardzo się ostatnio zmienił. A przy tym połączyło ich coś jeszcze. Oboje teraz poznali samotność i niepewność tego, co przyniesie jutro.
– Jak ci się mieszka u rodziców?
Richard przełknął kęs ziemniaka i pokiwał głową.
– Dobrze. Bardzo mnie wspierają.
– Ciara ci nie przeszkadza?
– Ciara… – urwał. – Nie we wszystkim się zgadzamy.
– Nie przejmuj się – poradziła mu Holly, usiłując nakłuć kawałek wieprzowiny widelcem. – Mało kto się z nią dogaduje.
Wreszcie trafiła… i mięso wyprysnęło aż na blat kuchenny.
– A podobno świnie nie latają – skomentował Richard, kiedy Holly sięgnęła po ten kawałek mięsa.
Roześmiała się.
– Nie wiedziałam, że masz poczucie humoru! Wyraźnie sprawiła mu tą uwagą przyjemność.
– Miewam chwile wzlotów. Choć trudno mnie o to posądzić. Holly usiadła wygodniej w fotelu, ważąc w myślach słowa.
– Każde z nas jest inne. Ciara jest ekscentryczką, Declan marzycielem, Jack dowcipnisiem, ja… sama nie wiem, kim. A ty zawsze byłeś taki poważny. Nie twierdzę, że to coś złego.
– Ty masz dobre serce – powiedział po dłuższym milczeniu.
– Słucham? – spytała, zawstydzona.
– Zawsze uważałem, że masz dobre serce.
– Tak sądzisz? – spytała z niedowierzaniem.
– Choćby dzisiaj… nie jadłbym tu kolacji, a dzieci nie bawiłyby się w ogrodzie, gdyby było inaczej, ale chodziło mi o dzieciństwo.
– Jack i ja zawsze okropnie cię traktowaliśmy – przyznała cicho.
– Nie zawsze. – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale bracia i siostry często sobie uprzykrzają życie. Wzrastanie wśród rodzeństwa to niezła szkoła, hartuje człowieka. W każdym razie jako starszy brat strugałem ważniaka.
– No więc, gdzie to moje dobre serce? – zapytała.
– Idealizowałaś Jacka. Chodziłaś za nim i robiłaś wszystko, co ci kazał. – Roześmiał się. – Słyszałem, jak kazał ci przekazywać mi różne rzeczy. Wbiegałaś przerażona do mojego pokoju, recytowałaś wszystko jednym tchem i uciekałaś.
Zakłopotana, wbiła wzrok w talerz.
– Ale zawsze wracałaś – ciągnął Richard. – Zakradałaś się do mojego pokoju i patrzyłaś, jak pracuję przy biurku. Wiedziałem, że w ten sposób chcesz mnie udobruchać. – Uśmiechnął się. – Nikt inny w tym domu nie miał skrupułów. Nawet ja. Ty jedna je miałaś.
Nazajutrz, wysłuchawszy po raz trzeci wiadomości na sekretarce automatycznej, Holly zaczęła skakać z dzikiej radości.
– Cześć, Holly – dudnił w słuchawce niski głos. – Mówi Chris Feeney z pisma „X”. Dzwonię z wiadomością, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej wywarłaś doskonałe wrażenie. – Przerwał na chwilę. – Miło mi cię powitać jako nową pracownicę naszej redakcji. Chciałbym, żebyś zaczęła jak najprędzej. Czekam na telefon, omówimy szczegóły.
Tarzała się po łóżku w nieopanowanej radości. Ponownie nacisnęła guzik odtwarzania. Mierzyła wysoko i osiągnęła cel!
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jechała windą w zabytkowym budynku z czasów króla Jerzego i aż się trzęsła z podniecenia. Pierwszy dzień w pracy! Czuła, że czekają ją tu dobre chwile. Wydawnictwo mieściło się w samym śródmieściu, a zawsze rojne pomieszczenia redakcji pisma „X” zajmowały drugie piętro nad niewielkim barkiem. Ostatniej nocy ze zdenerwowania i przejęcia niewiele spała. Nie czuła jednak takiego lęku, jaki zwykle towarzyszy rozpoczęciu nowej pracy. Jej bliscy nie posiadali się z radości, a rano, przed wyjściem z domu, dostała od rodziców piękny bukiet kwiatów.
Chociaż siadała do śniadania podniecona, jednocześnie odczuwała smutek. Szkoda, że Gerry nie towarzyszy jej w tym rozdziale życia. Za każdym razem, kiedy szła do nowej pracy, odprawiali swój intymny rytuał. Gerry przynosił Holly śniadanie do łóżka, pakował jej do torby kanapkę z szynką i serem, a także jabłko i batonik. Ale tylko pierwszego dnia. Później wyskakiwali, zwykle spóźnieni, z łóżek, biegli na wyścigi pod prysznic, w pędzie pili kawę. Jeszcze tylko całus na pożegnanie i rozjeżdżali się, każde w swoją stronę, a nazajutrz cały kołowrót zaczynał się od nowa. Dzień w dzień odprawiali nudne rytuały, nieświadomi, jak powinni cenić każdą wspólną chwilę…
Tego ranka obudziła się w pustym domu, w pustym łóżku, bez śniadania. Przez chwilę wyobraziła sobie, że gdy wstanie, Gerry pojawi się, by ją przywitać. Tyle że śmierć nie zna wyjątków.
Wychodząc z windy, sprawdziła, czy dobrze wygląda i ruszyła drewnianymi schodami do góry. Kiedy znalazła się w recepcji, zza biurka wyszła sekretarka, którą zapamiętała z pierwszej wizyty.
– Witamy w naszych skromnych progach – przywitała ją ciepło i wyciągnęła rękę. Miała długie blond włosy, wyglądała na rówieśniczkę Holly. – Jestem Alice. Szef już czeka.
– Chyba się nie spóźniłam? – zapytała Holly, spoglądając na zegarek.
– Ale skąd. – Alice zaprowadziła ją na dół do gabinetu Feeneya. – Nie przejmuj się Chrisem ani całą resztą. To wszystko pracoholicy. Chris dosłownie tu mieszka. Nie jest zupełnie normalny – powiedziała, zastukała cicho do drzwi i wprowadziła ją do środka.
– Kto nie jest normalny? – spytał Feeney, wstając z krzesła.
– Ty.
Alice uśmiechnęła się i zaniknęła drzwi za sobą.
– Widzisz, jak mnie traktuje personel?
Ręka Feeneya wydała się Holly ciepła i przyjazna. Natychmiast poczuła się swobodnie.
– Dziękuję za to, że mnie pan zatrudnił – powiedziała szczerze.
– Mów do mnie Chris. I nie masz za co dziękować. Chodź, oprowadzę cię po redakcji. – Ruszyli korytarzem. Na ścianach wisiały oprawione okładki wszystkich numerów „X” wydanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
– A tu się uwijają nasze mrówki. – Otworzył drzwi na oścież, Holly zajrzała do wielkiej sali. Stało w niej dziesięć biurek, za każdym ktoś siedział przy komputerze albo rozmawiał przez telefon. Redaktorzy spojrzeli w jej stronę i pomachali uprzejmie. Uśmiechnęła się. – Znakomici dziennikarze, dzięki którym opłacam rachunki – powiedział Chris. – Tam siedzi John Paul, który prowadzi dział mody, Mary, nasza specjalistka kulinarna, a także Brian, Steven, Gordon, Sishling i Tracey. Kochani, poznajcie Holly.
Wszyscy uśmiechnęli się i jeszcze raz zamachali. Zaprowadził ją do sąsiedniego pomieszczenia.
– Tu się zaszyli nasi maniacy komputerowi. Dermot i Wayne odpowiadają za grafikę i skład. Będziesz musiała ich informować, jak mają rozmieścić poszczególne reklamy. Chłopaki, poznajcie Holly.
– Cześć.
Obaj wstali i uścisnęli jej rękę, ale zaraz wrócili do pracy przy komputerach.
– Dobrze ich wyćwiczyłem – powiedział Chris ze śmiechem i wycofał się z pokoju. Holly z przejęciem oglądała ściany. Nigdy dotąd nie cieszyła się tak z nowej pracy. – A tu jest twój gabinet – powiedział szef.
Nie potrafiła ukryć zadowolenia. Nigdy dotąd nie miała własnego gabinetu. Mały pokoik z biurkiem i szafką. Na biurku stał komputer, obok piętrzyły się teczki. Naprzeciwko znajdował się regał zawalony stosem starych czasopism. Jedną ścianę wypełniało ogromne okno, pokój był widny i przewiewny.
Postawiła nową teczkę na biurku.
– Wspaniale – powiedziała.
– Ciara sprawdź, czy masz paszport – poprosiła mama po raz trzeci od wyjścia z domu.
– Oj, mam. – Ciara aż jęknęła. – Mówiłam ci, jest tutaj.
– To mi pokaż – Elizabeth odwróciła się do tyłu.
– Nie pokażę! Uwierz mi na słowo. Nie jestem już dzieckiem. Declan prychnął, Ciara szturchnęła go łokciem.
– Zamknij się.
– Ciara, pokaż mamie paszport, żeby się nie denerwowała – poprosiła ze znużeniem Holly.
– No dobrze – odparła. Westchnęła, wzięła torbę na kolana. – Jest tutaj. Zaraz, nie tutaj, ale… Czekaj, może go włożyłam… O cholera!
– Jasny gwint! – zaklął tata, wcisnął hamulec i zawrócił.
– No co? – Obruszyła się. – Przecież wkładałam. Ktoś mi go musiał wyjąć – utyskiwała, wysypując zawartość torby na siedzenie.
– Ciara! – jęknęła Holly, kiedy para majtek sfrunęła jej na twarz. Holly siedziała wciśnięta na tylnym siedzeniu między Declana a Ciarę. Richard odwoził Mathew i Jacka, którzy już pewnie byli na lotnisku. Po raz drugi wracali do domu, przedtem po kolczyk do nosa, który przynosi szczęście.
Godzinę po wyjściu dotarli wreszcie na lotnisko, na które normalnie dojeżdżało się w ciągu dwudziestu pięciu minut.
– Kochanie, odzywaj się do nas częściej niż ostatnio, dobrze? – poprosiła Elizabeth i rozpłakała się, tuląc córkę.
– Obiecuję! Tylko nie płacz, mamo, bo i ja się rozpłaczę.
Holly poczuła dławienie w gardle, powstrzymywała łzy. W ciągu ostatnich miesięcy bardzo się zżyła z siostrą. Ciara zawsze miała na Holly dobry wpływ.
Holly stanęła na palcach, żeby uściskać potężnego Mathew.
– Opiekuj się moją siostrą.
– Nie martw się. Oddajesz ją w dobre ręce.
– Przypilnujesz jej teraz, co? – powiedział Frank i klepnął go w plecy. Brzmiało to bardziej jak przestroga niż pytanie.
– Cześć, Richard – pożegnała się Ciara. – Daj sobie spokój z tą wredną Meredith. Jesteś dla niej o wiele za dobry. – Uściskała jego, a potem Declana. – Wpadnij do nas, kiedy tylko będziesz mógł. Może nakręcisz o mnie film? A ty, Jack, opiekuj się moją starszą siostrą – powiedziała, ściskając Holly. – Będę za tobą tęskniła – dodała ze smutkiem.
– Ja też – wyszeptała drżącym głosem Holly.
– Dobra, idę, bo takie macie markotne miny, że zaraz się rozpłaczę – powiedziała, siląc się na wesoły ton.