PS Kocham Cię - Ahern Cecelia 15 стр.


Holly stała bez słowa z całą rodziną i patrzyła, jak Ciara, trzymając za rękę Mathew, znika za drzwiami. Nawet Declanowi zakręciła się łza w oku, chociaż udawał, że tłumi kichanie.

– Spójrz na lampy, Declan. – Jack objął młodszego brata. – To podobno pomaga, kiedy człowiek chce kichnąć.

Declan spojrzał w górę, toteż ominął go widok siostry znikającej w drzwiach. Frank tulił żonę, której łzy ciekły po policzkach.

Kiedy Ciara przechodziła przez bramkę, rozdzwonił się alarm. Wszyscy się roześmiali. Kazano jej opróżnić kieszenie, następnie ją dokładnie przeszukano.

– To się powtarza za każdym razem. Aż dziw, że w ogóle gdzieś ją wpuszczają – skomentował na głos Jack.

Holly bębniła palcami w biurko i wyglądała przez okno. Przez cały ostatni tydzień praca ją uskrzydlała. Nigdy nie doznała uczucia takiej satysfakcji z tego, co robi. Teraz nie wychodziła nawet na obiad, zostawała po godzinach.

W redakcji panowała przyjacielska atmosfera, więc praca w tym gronie była dla niej prawdziwą przyjemnością. Zdarzały się, co prawda, gorsze dni, ale radość dodawała jej otuchy.

Wróciła do papierów na biurku. Ich autor napisał artykuł o tym, jak objechał całą Irlandię w poszukiwaniu najtańszego piwa. Bardzo zabawny tekst.

U dołu kolumny pozostało sporo wolnego miejsca, zadaniem Holly było je wypełnić odpowiednią reklamą. Przeglądała notes ze spisem współpracowników, kiedy przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Wzięła słuchawkę, wybrała numer.

– Pub „U Hogana” – słucham.

– Daniel? Cześć, mówi Holly.

– Cześć, co słychać?

– Wszystko dobrze, dziękuję. A u ciebie?

– Nie mogłoby być lepiej. A jak ta twoja bajerancka praca?

– W tej sprawie dzwonię. Pamiętasz, jak wspominałeś, że powinieneś bardziej reklamować „Klub Diwa”?

Właściwie rozmawiał o tym z Sharon. Ale nie sądziła, że zapamięta taki szczegół.

– Owszem, pamiętam.

– A może chciałbyś się zareklamować w piśmie „X”?

– Ty w nim teraz pracujesz?

– Nie. Tak mi coś strzeliło do głowy – zażartowała. – Oczywiście, że w nim pracuję!

– No tak, zapomniałem. Przecież redakcja mieści się tuż za rogiem – dodał sarkastycznie. – I chociaż codziennie przechodzisz pod moim barem, ani razu nie wpadłaś. Dlaczego nawet nie zajrzysz na obiad?

Poczuła, że się czerwieni.

– Bo tu się jada obiady przy biurkach – wyjaśniła. – To co z tą reklamą, Danielu?

– Wiesz, że to niezły pomysł.

– W takim razie wrzucę cię do listopadowego numeru. Kiedy reklama ukaże się w druku, zostaniesz milionerem.

– Nie miałbym nic przeciwko temu – odparł ze śmiechem. – A skoro już dzwonisz, w przyszłym tygodniu promujemy nowy koktajl. Wpisać cię na listę zaproszonych?

– Będzie mi miło. A co to za koktajl?

– „Blue rock”. Ohydny w smaku, ale przez cały wieczór będziemy go podawali za darmo.

– No proszę, jak chcesz, potrafisz się nieźle zareklamować. – Roześmiała się. – Kiedy ta impreza? – Wyjęła kalendarz, zapisała. – Świetnie. Wpadnę zaraz po pracy.

– Tylko nie zapomnij wziąć bikini. Impreza odbędzie się w plażowych dekoracjach.

– Przecież jest zima, wariacie.

– Nie ja to wymyśliłem. Hasło reklamowe brzmi: „Blue rock rozgrzeje cię nawet zimą”.

– Tani chwyt. – Skrzywiła się. – Dobra, dzięki. I zastanów się, co ma być w tej reklamie.

– O której kończysz pracę?

– O szóstej.

– Może wpadniesz o szóstej, pójdziemy coś przekąsić.

– Dobra.

Odłożyła słuchawkę i przez chwilę siedziała zamyślona. Po czym coś jej przyszło do głowy. Wstała od biurka i zajrzała do Chrisa, który siedział za ścianą.

– Co cię sprowadza? – zapytał. – Siadaj.

– Znasz pub „U Hogana” na rogu?

Skinął głową.

– Właśnie zaproponowałam właścicielowi, żeby umieścił u nas reklamę. Dowiedziałam się, że urządzają imprezę promującą nowy koktajl. Ma plażowe dekoracje, cały personel wystąpi w bikini.

– W środku zimy?

Chris uniósł brwi.

– „Blue rock rozgrzeje cię nawet zimą”.

Wzniósł oczy do nieba.

– Tani chwyt.

– To samo mu powiedziałam. Ale może warto by tam zajrzeć i zamieścić u nas jakiś materiał.

– Niezły pomysł. Wyślę któregoś z chłopaków.

Holly uśmiechnęła się.

– Wziąłeś się już za ogród?

Spochmurniał.

– Oglądało go z dziesięć osób. Wszyscy twierdzą, że to musi kosztować co najmniej sześć stów.

– Toż to majątek!

– Ale i ogród jest duży, wymaga sporo roboty.

– Mój brat zrobi to za pięć – wypaliła.

– Za pięć? – Otworzył szeroko oczy. – Tak przyzwoitej oferty nie dostałem. A zna się chociaż na tym?

– Pamiętasz, jak ci opowiadałam, że mam zapuszczony ogród?

Pokiwał głową.

– No to teraz wygląda wzorowo. Richard świetnie się spisał. Tyle że pracuje dłużej, bo wszystko robi sam.

– Wcale mi to nie przeszkadza. Masz jego wizytówkę?

– Poczekaj, zaraz przyniosę.

Podwędziła elegancki papier na wizytówki z biurka Alice, wstukała stylowym liternictwem nazwisko Richarda i numer jego komórki, wydrukowała.

– Zaraz do niego zadzwonię – ucieszył się Chris.

– Może nie teraz – poprosiła szybko Holly. – Dziś tonie w robocie. Jutro będzie wolniejszy.

– No dobrze. Dzięki, Holly.

Przez ostatnią godzinę nie mogła się skupić. Wciąż spoglądała na zegarek, marząc, żeby czas płynął wolniej. Dlaczego nie biegnie tak prędko, kiedy czeka z niecierpliwością, żeby otworzyć kolejny list od Gerry’ego? Sprawdziła w torebce, czy jego ósmy list spoczywa bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni. Ponieważ był ostatni dzień miesiąca, wzięła ze sobą październikową kopertę do pracy. Jakoś nie mogła zostawić jej na kuchennym stole. Już za kilka godzin znów poczuje się bliżej niego i chociaż najchętniej przesunęłaby wskazówki zegara, żeby przeczytać, co napisał, jednocześnie każda chwila zbliżała ją do kolacji z Danielem. A tego się obawiała.

Punkt szósta usłyszała, jak Alice wyłącza komputer i stukając obcasami, schodzi po schodach. Marzyła w duchu o tym, żeby Chris dorzucił jej roboty. Musiałaby wtedy zostać po godzinach. Przecież tyle razy spotykała się z Danielem, czym więc teraz tak się przejmuje? Zastanowił ją jakiś nieznany ton w jego głosie.

Bez pośpiechu wyłączyła komputer i spakowała teczkę. Poruszała się teraz w zwolnionym tempie, jak gdyby chciała odsunąć od siebie to spotkanie. Nagle popukała się w głowę. Przecież to jest kolacja służbowa. Raz kozie śmierć!

Serce zabiło jej żywiej na widok Daniela, który wyszedł jej naprzeciw Nastała chłodna jesień, miał więc na sobie czarną skórzaną kurtkę i dżinsy. Czarne włosy w nieładzie, lekki zarost. Wyglądał, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Odwróciła wzrok.

– Przepraszam – powiedziała. – Zatrzymali mnie – skłamała.

– Nie przejmuj się. – Uśmiechnął się do niej. – Gdzie masz ochotę coś zjeść?

– Może tam? – zaproponowała, wskazując wzrokiem barek na parterze swojej redakcji. Marzyła o najmniej intymnym i najbardziej niezobowiązującym lokalu.

Daniel się skrzywił.

– Jestem naprawdę głodny. Nie jadłem cały dzień.

W końcu wybrał włoską restaurację. W środku panował spokój, stało tam tylko kilka stolików, na których paliły się świece, przy wszystkich siedziały pary. Kiedy Daniel wstał, żeby zdjąć kurtkę, Holly prędko zdmuchnęła świecę na ich stole.

– Masz uczulenie na dym? – zażartował, podążając za spojrzeniem Holly, która patrzyła na parę całującą się przez stół.

– Nie – przyznała. – Jest mi smutno.

Daniel nawet nie usłyszał, tak pilnie studiował kartę dań.

– Co zjesz?

– Cesarską sałatkę.

– Ech, wy kobiety, i te wasze cesarskie sałatki – zakpił.

Holly postanowiła skierować rozmowę na bezpieczne tory, dlatego w rezultacie przez cały czas rozmawiali o promocji koktajlu i jego reklamie. Nie miała ochoty rozważać spraw dotyczących ich dwojga. Zresztą sama nie potrafiła określić, co do niego czuje. Wyszła z restauracji mocno speszona. Nie rozumiała, dlaczego tak krępuje ją mężczyzna, który chce się z nią tylko przyjaźnić.

Stała na ulicy, oddychając świeżym powietrzem, Daniel został w restauracji, żeby uregulować rachunek. Musiała przyznać, że zachowuje się bez zarzutu. Dręczyła ją jednak świadomość, że je kolację w tak romantycznej restauracji z kimś innym niż Gerry.

Wtem zamarła. Na widok nadchodzącej pary próbowała ukryć twarz.

– Holly, to ty? – rozległ się znajomy głos.

– Witajcie!

Udawała zaskoczenie.

– Co u ciebie słychać? – Kobieta uścisnęła ją. – Co ty tu robisz na tym zimnie?

– Wybrałam się, żeby coś przekąsić – odparła, wskazując z uśmiechem restaurację.

– Brawo. – Mężczyzna poklepał ją po plecach. – Czasem warto zafundować sobie jakąś przyjemność.

Zerknęła na drzwi.

– No właśnie…

– A, tu jesteś! – Daniel szedł ku niej ze śmiechem. – Już myślałem, że mi uciekłaś.

Objął ją. Holly uśmiechnęła się do niego bez przekonania i zwróciła do znajomej pary.

– Przepraszam bardzo, nie zauważyłem państwa – powiedział Daniel lekko speszony.

Starsi państwo patrzyli na niego kamiennym wzrokiem.

– Danielu, poznaj państwa Judith i Charlesa Clarke’ów, rodziców mojego męża, Gerry’ego.

Nacisnęła klakson i sklęła kierowcę jadącego przed nią. Była wściekła, że niewinna sytuacja, w której ją przyłapano, mogła sprawiać zupełnie inne wrażenie. Rozbolała ją głowa, a te idiotyczne korki w drodze powrotnej doprowadzały do obłędu. Biedny Daniel, pomyślała ze smutkiem. Rodzice Gerry’ego potraktowali go niezbyt grzecznie. Dlaczego musieli ją spotkać w tej rzadkiej chwili radości? Każdego innego dnia ujrzeliby pogrążoną w rozpaczy wdowę. A niech to szlag trafi, pomyślała z irytacją.

Stawała na wszystkich światłach ulicznych, a tak bardzo chciała się już wypłakać w zaciszu własnego domu.

Wyjęła komórkę niecierpliwym ruchem z torebki, ale telefony Sharon ani Denise nie odpowiadały.

Myślała, że Ciara ją rozweseli, ale kiedy podjechała pod dom rodziców, przypomniała sobie, że siostra wyjechała, i oczy nabiegły jej łzami. Znów nie miała nikogo.

Zadzwoniła, otworzył Declan.

– Co ci jest?

– Nic – odburknęła tylko, rozdrażniona niedawną sytuacją. – Gdzie jest mama?

– W kuchni z tatą. Rozmawiają z Richardem. Zostaw ich teraz.

– Dobra. – Poczuła się zagubiona. – A ty co porabiasz?

– Oglądam to, co wczoraj nakręciłem. Materiał do dokumentu na temat bezdomności. Chcesz obejrzeć?

– Jasne.

Uśmiechnęła się z wdzięcznością i usadowiła na kanapie. Kilka minut później zalewała się łzami, chociaż tym razem nie z własnego powodu. Declan nakręcił wzruszający wywiad z człowiekiem, który mieszka na ulicach Dublina.

Zrozumiała, że wielu ludziom powodzi się znacznie gorzej, a przypadkowe spotkanie rodziców Gerry’ego z Danielem uznała za błahostkę niewartą wzmianki.

– Znakomity film – pochwaliła, ocierając oczy, kiedy się skończył. – Jesteś z niego zadowolony?

– Trudno czerpać zadowolenie z historii człowieka, która sama w sobie tworzy świetny dokument. – Declan wzruszył ramionami. – Położę się już, bo padam z nóg.

Na odchodnym pocałował Holly w czoło, czym bardzo ją ujął. Jej młodszy braciszek dojrzewał.

Spojrzała na zegar na kominku. Dochodziła już dwunasta. Sięgnęła więc do torebki, wyjęła październikową kopertę, rozerwała. Wraz z arkusikiem papieru wypadł suszony słonecznik i torebka nasion. List brzmiał następująco:

Słonecznik dla mojej słonecznej dziewczyny, żeby rozjaśnić Ci ponury październik, którego tak nienawidzisz. Zasadź nasiona, to będą Ci przypominały, że znów kiedyś nadejdzie ciepłe, słoneczne lato. PS Kocham Cię… PS Czy mogłabyś przekazać załączoną kartę Johnowi?

Holly podniosła drugą kartę, która upadła jej na kolana.

John,

Wszystkiego najlepszego z okazji 32. urodzin. Starzejesz się, brachu, ale życzę ci jeszcze wielu szczęśliwych lat. Ciesz się życiem, opiekuj się moją żoną i Sharon. Trzymaj się! Pozdrawiam, Twój przyjaciel Gerry PS Mówiłem Ci, że dotrzymam słowa.

Holly kilka razy przeczytała list od Gerry’ego. Wstała z kanapy i poczuła się, jakby ktoś przypiął jej skrzydła. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.

Zapukała cicho do drzwi kuchennych.

– Proszę – powiedziała Elizabeth.

Weszła i zastała rodziców pijących z Richardem herbatę.

– Witaj, kochanie – przywitała ją mama i wstała, żeby uściskać córkę. – Nie słyszałam, kiedy weszłaś.

– Bo oglądałam z Declanem jego film – powiedziała rozpromieniona Holly.

– Świetny, prawda?

Tata też wstał, żeby się z nią przywitać. Usiadła przy stole.

– Znalazłeś już pracę? – spytała Richarda.

Pokręcił markotnie głową, jak gdyby zaraz miał się rozpłakać.

– No to ja ci coś znalazłam.

Spojrzał na nią, oburzony, że się z niego nabija.

– Nie wygłupiaj się.

– Wcale nie żartuję.

– Jak to?

– Tak to. Mój szef zadzwoni do ciebie jutro. Mina mu zrzedła.

– Holly, dziękuję za troskę, ale nie interesuje mnie reklama. Interesują mnie nauki ścisłe.

– I ogrodnictwo.

– To prawda, lubię ogrodnictwo.

Widać było, że nie rozumie, o co jej chodzi.

– Dlatego właśnie zadzwoni do ciebie mój szef. Chce, żebyś się zajął jego ogrodem. Powiedziałam, że się podejmiesz za pięć stów. Mam nadzieję, że dasz radę.

Richardowi zupełnie odebrało mowę, za to Holly trajkotała jak najęta.

– Tu są twoje wizytówki – powiedziała i wręczyła mu plik. Richard przyglądał im się w milczeniu. Nagle uśmiechnął się, zerwał z krzesła, pociągnął za sobą Holly i zatańczył, a rodzice zaczęli klaskać.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Dobra, dziewczyny, obiecuję, że to już ostatnia! – zawołała Denise, i jednocześnie jej stanik przefrunął nad drzwiami przebieralni. Sharon i Holly jęknęły i opadły z powrotem na fotele.

– Godzinę temu mówiłaś to samo – utyskiwała Sharon. Zrzuciła buty i masowała teraz spuchnięte łydki.

– Tak, ale tym razem mówię szczerze. Mam dobre przeczucia co do tej sukni – szczebiotała rozemocjonowana Denise.

– To samo twierdziłaś godzinę temu – narzekała Holly.

Obeszły razem wszystkie sklepy z sukniami ślubnymi w mieście. Sharon i Holly opadały z sił. Zmęczenie zabiło w nich całą radość ze szczęścia Denise. Holly pomyślała, że jeśli jeszcze raz usłyszy jej drażniące popiskiwania…

– Bardzo mi się podoba! – radośnie zapiszczała Denise.

– Dobra, robimy tak – szepnęła Sharon na ucho Holly. – Nawet jeśli w tej sukni wygląda jak beza na rowerze, powiemy, że jest śliczna.

Holly roześmiała się.

– Oj, Sharon, tak nie wolno!

– Dziewczyny, zaraz zobaczycie! – zapiszczała ponownie Denise. – Zresztą… właściwie…

Holly zrobiła żałosną minę.

– Ta – dam!

Kiedy Denise wyszła z przymierzami, Holly wybałuszyła oczy. Zerknęła na Sharon i zagryzła wargi, żeby nie ryknąć śmiechem.

– Podoba się wam? – zapiszczała znowu Denise.

Holly skrzywiła się.

– Tak – powiedziała bez entuzjazmu Sharon.

– Sądzisz, że spodobam się w niej Tomowi na ślubnym kobiercu?

– Tak – powtórzyła Sharon.

– Uważacie, że jest warta tej ceny?

– Tak.

Holly patrzyła ze zdumieniem na Sharon. Zrozumiała, że koleżanka nie słucha już nawet pytań.

Denise trajkotała jak najęta. Ona też najwyraźniej nie słuchała pytań.

– No to kupuję…

– Nie! – wtrąciła Holly, zanim Sharon znowu przytaknęła.

– Nie? – spytała Denise. – Bo mnie pogrubia?

– Nie.

– Twoim zdaniem nie spodoba się Tomowi?

– Nie.

– Ale uważasz, że jest warta tej ceny?

– Nie.

– No tak. – Denise zwróciła się do Sharon. – Zgadzasz się z Holly?

– Tak.

– Dobra, wierzę wam – przyznała smętnie Denise. – Prawdę powiedziawszy, mnie też się nie bardzo podoba.

Назад Дальше