Noc Nad Oceanem - Follett Ken 33 стр.


Jednak Monica najpierw uwiodła Elizabeth – brzydką, kanciastą Elizabeth, która miała pryszcze na twarzy! Margaret słyszała ich pojękiwania i odgłosy pocałunków; początkowo była zażenowana, potem rozżalona, wreszcie wściekła i zazdrosna. Widząc, jak bardzo Monica interesuje się jej siostrą, czuła się upokorzona i odtrącona; bolało ją, gdy podczas spacerów lub posiłków obserwowała wymieniane ukradkowo spojrzenia albo pozornie przypadkowe dotknięcia.

Pewnego dnia, gdy Elizabeth pojechała po coś z matką do Londynu, Margaret przypadkowo zastała Monikę w kąpieli. Leżała w wannie z zamkniętymi oczami i dotykała się między nogami. Nie przerwała, choć doskonale zdawała sobie sprawę z obecności Margaret; dziewczynka obserwowała z mieszaniną zdumienia i strachu, jak Monica masturbuje się aż do osiągnięcia orgazmu.

Wieczorem Monica zamiast w łóżku Elizabeth zjawiła się u jej siostry, ale Elizabeth podniosła raban i zagroziła, że powie o wszystkim rodzicom, więc skończyło się na tym, że spały z nią obie, niczym połączone zazdrością żona i kochanka. Przez całe lato Margaret dręczyło poczucie winy i wyrzuty sumienia, lecz gorące uczucie i nowo poznana fizyczna rozkosz były zbyt cudowne, aby mogła z nich zrezygnować. Przygoda zakończyła się dopiero we wrześniu, kiedy Monica wróciła do Francji.

Kiedy potem Margaret poszła do łóżka z Ianem, doznała nieprzyjemnego wstrząsu. Był zdenerwowany i niezręczny. Dopiero potem uświadomiła sobie, że taki młody chłopak nie wie przecież prawie nic o tajnikach kobiecego ciała, nie może więc dać jej nawet części tej rozkoszy, jaką dawała Monica. Wkrótce jednak przeszła nad tym do porządku dziennego, gdyż Ian kochał ją tak gorąco, że swoją pasją i zaangażowaniem prawie równoważył brak doświadczenia.

Zebrało jej się na płacz, jak zwykle, kiedy myślała o Ianie. Żałowała z całego serca, że nie kochała się z nim częściej i chętniej. Początkowo była bardzo oporna, choć pragnęła tego równie mocno jak on; musiał błagać ją przez wiele miesięcy, zanim wreszcie ustąpiła. Po tym pierwszym razie zaś, mimo że zmieniła swe nieprzychylne nastawienie, zaczęła wymyślać przeróżne trudności: nie chciała kochać się w swojej sypialni na wypadek, gdyby ktoś przypadkiem nacisnął klamkę i zaczął się zastanawiać, dlaczego drzwi są zamknięte; nie chciała kochać się na powietrzu, mimo że znała w okolicznych lasach wiele miejsc doskonale nadających się na kryjówki; nie chciała też korzystać w tym celu z mieszkań jego przyjaciół, gdyż obawiała się narazić na szwank swoją reputację. Za tym wszystkim jednak krył się strach przed tym, co powie ojciec, jeśli odkryje, jak się mają sprawy.

Rozdarta między pożądaniem a obawą kochała się zawsze pośpiesznie, ukradkiem i z poczuciem winy. Przed wyjazdem Iana do Hiszpanii udało im się to zaledwie trzy razy. Oczywiście beztrosko przypuszczała, że mają jeszcze przed sobą mnóstwo czasu, ale potem Ian zginął, a wraz z informacją o jego śmierci dotarła do niej świadomość, że już nigdy nie dotknie jego ciała. Płakała wówczas tak bardzo, iż była niemal pewna, że pęknie jej serce. Myślała, że spędzą resztę życia ucząc się, jak dawać sobie nawzajem szczęście, a tymczasem los zadecydował, że miała go już nigdy nie zobaczyć.

Żałowała, że nie oddała mu się na samym początku, a potem tyle razy, ile tylko miał na to ochotę. Teraz, kiedy Ian spoczywał w grobie na piaszczystym zboczu jakiegoś wzgórza w Katalonii, wszystkie jej dawne obawy wydawały się śmieszne i mało istotne.

Nagle przyszło jej do głowy, że kto wie, czy właśnie nie popełniła powtórnie tego samego błędu.

Pragnęła Harry'ego Marksa. Pragnęło go jej ciało. Po śmierci Iana był pierwszym mężczyzną, do którego czuła tak wielki pociąg. Mimo to odepchnęła go. Dlaczego? Ponieważ się bała. Ponieważ leciała samolotem, koje były bardzo wąskie, ktoś mógłby ich usłyszeć, a ojciec spał zaledwie kilka metrów od nich.

Czyżby znowu ulegała idiotycznej lękliwości?

A jeżeli nastąpi katastrofa? – przemknęła jej niepokojąca myśl. Był to przecież jeden z pierwszych pasażerskich lotów transatlantyckich. W tej chwili znajdowali się w połowie drogi między Europą i Ameryką, setki kilometrów od najbliższego lądu. Gdyby wydarzyła się jakaś awaria, wszyscy zginęliby w ciągu paru minut, a ona umarłaby myśląc z żalem o tym, że nie kochała się z Harrym Marksem.

Nic nie wskazywało na to, żeby samolot miał ulec katastrofie, ale i tak mogła to być ostatnia okazja. Nie miała pojęcia, co się zdarzy, kiedy dotrą do Ameryki. Miała zamiar możliwie najszybciej wstąpić do armii, Harry zaś wspominał o tym, że chce zostać pilotem w Kanadyjskich Siłach Powietrznych. Kto wie, czy nie zginie w boju, tak jak Ian. Jakie znaczenie miała jej reputacja, jaki sens miała obawa przed gniewem rodziców, jeśli życie mogło okazać się tak krótkie? Zaczęła prawie żałować, że nie wpuściła Harry'ego do łóżka.

Czy spróbuje jeszcze raz? Wątpiła w to. Dała mu przecież jednoznaczną odprawę. Chłopak, który nie wziąłby jej sobie do serca, musiałby być zupełnie pozbawiony wrażliwości. Harry był uparty, może nawet do przesady, ale na pewno nie nachalny. Tej nocy z pewnością nie ponowi próby.

Cóż ze mnie za idiotka – pomyślała. – Mógłby teraz być ze mną. Wystarczyło, bym powiedziała „tak”. Objęła się mocno ramionami, wyobrażając sobie, że to ramiona Harry'ego, i w wyobraźni dotknęła ręką jego nagiego biodra. Przypuszczała, że na udach ma kręcone, jasne włosy.

Postanowiła pójść do toalety. Może przypadkowo Harry też wstanie z łóżka, poprosi stewarda o drinka albo coś w tym rodzaju? Założyła szlafrok, rozsunęła kotarę i usiadła na łóżku. Koja Harry'ego była szczelnie zasłonięta. Wsunęła stopy w kapcie, po czym wstała i rozejrzała się dokoła.

Wszyscy poszli już spać. Zajrzała do kuchni: była pusta. Oczywiście, przecież stewardzi także potrzebowali odpoczynku. Przypuszczalnie drzemali teraz w kabinie numer jeden wraz z wolną od służby częścią załogi. Margaret skierowała się w przeciwną stronę. Przechodząc przez salon minęła zatwardziałych karciarzy; siedzieli przy stoliku grając w pokera i popijając whisky. Szła dalej w kierunku ogona maszyny, chwiejąc się i zataczając zgodnie z rytmem podskoków i przechyłów samolotu. Podłoga wznosiła się wyraźnie, a między kabinami trzeba było pokonywać niskie stopnie. Dwie lub trzy osoby czytały przy świetle nocnych lampek i odsuniętych zasłonach, ale zdecydowana większość pasażerów udała się już na spoczynek.

Damska toaleta była pusta. Margaret usiadła przed lustrem i spojrzała na swoje odbicie. Wydało jej się niemożliwe, żeby jakiś mężczyzna uznał ją za godną pożądania. Miała niczym nie wyróżniającą się twarz, bardzo bladą cerę, oczy w dziwnym odcieniu zieleni. Jedynym atutem były włosy – długie, proste, barwy wypolerowanego brązu. Mężczyźni często zwracali na nie uwagę.

Co Harry pomyślałby o jej ciele, gdyby wpuściła go do łóżka? Mogły mu się nie spodobać jej duże piersi; kto wie, czy nie skojarzyłyby mu się od razu z macierzyństwem, wymionami krowy albo czymś jeszcze gorszym. Słyszała, jakoby mężczyźni lubili małe, jędrne piersi w kształcie kieliszków do szampana.

Zawsze pragnęła być drobnej budowy, jak modelki z Vogue, ale wyglądała jak hiszpańska tancerka. Zakładając wieczorową suknię zawsze musiała najpierw ścisnąć się gorsetem; jeśli tego nie uczyniła, jej biust kołysał się i podskakiwał jak szalony. Mimo to Ian uwielbiał jej ciało. Twierdził, że wszystkie modelki przypominają mu lalki. „Jesteś prawdziwą kobietą”, powiedział któregoś popołudnia całując ją w kark i jednocześnie obiema rękami gładząc po piersiach. Wtedy przez chwilę była z nich nawet zadowolona.

Samolot zaczął trząść się gwałtownie. Margaret musiała chwycić się krawędzi toaletki, by nie spaść z taboretu. Zanim umrę, chciałabym, żeby ktoś jeszcze choć raz dotknął moich piersi – pomyślała żałośnie.

Kiedy wstrząsy ustały, wróciła do kabiny. Wszystkie koje w dalszym ciągu były szczelnie zasłonięte. Stała przez chwilę bez ruchu, mając nadzieję, że Harry odsunie kotarę, ale nie uczynił tego. Spojrzała wzdłuż przejścia najpierw w kierunku przodu, a potem tyłu samolotu. Żadnego poruszenia.

Całe życie wszystkiego się bała. Ale też jeszcze nigdy niczego nie pragnęła tak mocno.

Potrząsnęła kotarą nad łóżkiem Harry'ego. Przez chwilę nic się nie działo. Nie miała żadnego planu. Nie wiedziała, co zrobi ani co powie.

Za zasłoną panowała całkowita cisza. Potrząsnęła nią raz jeszcze. Zaraz potem Harry wystawił głowę.

W tym samym momencie Margaret usłyszała za sobą jakiś odgłos.

Obejrzała się przez ramię i zobaczyła poruszenie za kotarą wiszącą nad łóżkiem ojca. Zacisnął dłoń na fałdzie. Widocznie zamierzał wstać do łazienki.

Nie zastanawiając się wiele Margaret wepchnęła Harry'ego do środka i wskoczyła za nim na jego koję. Zaciągając za sobą zasłonę zobaczyła ojca wstającego z łóżka. Dzięki Bogu, nie zauważył jej!

Uklękła na samym końcu koi i spojrzała na Harry'ego. Siedział po drugiej stronie z kolanami podciągniętymi pod brodę, przypatrując się jej w przyćmionym świetle sączącym się przez kotarę. Wyglądał jak dziecko, które zobaczyło świętego Mikołaja wchodzącego przez komin; chyba wciąż jeszcze nie mógł uwierzyć swemu szczęściu. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Margaret nakazała mu milczenie przykładając palec do jego warg.

Nagle uświadomiła sobie, że wskakując do łóżka Harry'ego zostawiła na podłodze kapcie.

Miały wyhaftowane jej inicjały, więc łatwo było je rozpoznać, a ponieważ stały obok kapci Harry'ego, jak buty przed drzwiami hotelowego pokoju, to każdy mógł się domyślić, że spędzają razem tę noc.

Minęło zaledwie kilka sekund. Spojrzała ostrożnie przez szparę w zasłonie. Ojciec, odwrócony do niej plecami, schodził właśnie po drabince z koi. Margaret wyciągnęła błyskawicznie rękę. Gdyby się teraz odwrócił, byłaby zgubiona. Niemal od razu trafiła na swoje kapcie, chwyciła je w chwili, kiedy ojciec stanął obiema stopami na podłodze, i wciągnęła do środka na ułamek sekundy przed tym, jak odwrócił głowę w jej stronę.

Powinna być przerażona, lecz odczuwała tylko radosne podniecenie.

Na dobrą sprawę nie miała pojęcia, czego oczekiwać. Wiedziała tylko tyle, że bardzo chciała być z Harrym. Perspektywa samotnej nocy spędzonej na rozmyślaniu o tym, że mogliby być razem, stała się nie do zniesienia. Mimo to nie miała zamiaru mu się oddać. Owszem, chciałaby tego, i to nawet bardzo, ale na przeszkodzie stało mnóstwo praktycznych problemów, z których bynajmniej nie najmniejszy stanowił pan Membury, pogrążony we śnie zaledwie kilkanaście centymetrów nad ich głowami.

Jednak już w następnej chwili uświadomiła sobie, że w przeciwieństwie do niej Harry doskonale wie, czego chce.

Nachylił się do przodu, położył rękę na jej karku, przyciągnął ją do siebie i pocałował.

Po trwającym ułamek sekundy wahaniu Margaret zrezygnowała ze stawiania oporu i poddała się wspaniałemu uczuciu.

Myślała o tym tak długo, iż teraz wydawało jej się, jakby kochała się z nim już od wielu godzin. Tym razem jednak wszystko było realne: silna ręka na karku, prawdziwe usta, autentyczny oddech żywej ludzkiej istoty. Delikatny pocałunek trwał bardzo długo, tak długo, że uwagi Margaret nie umknął żaden, nawet najdrobniejszy szczegół: poruszenia palców wplątanych w jej włosy, szorstki dotyk męskiego podbródka, podmuch oddechu na policzku, poruszające się usta, zęby pieszczące jej wargi, wreszcie język wciskający się między nie, ruchliwy i natarczywy. Poddała się narastającemu pragnieniu i otworzyła szeroko usta.

Po chwili oderwali się od siebie, ciężko dysząc. Wzrok Harry'ego spoczął na jej piersiach. Spojrzawszy w dół stwierdziła, że szlafrok rozchylił się zupełnie, a jej nabrzmiałe sutki odznaczają się wyraźnie pod cienkim materiałem bawełnianej koszuli. Harry wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany, a potem wyciągnął powoli rękę i ostrożnie dotknął sterczącej sutki, drażniąc ją delikatnymi muśnięciami. Było to bardzo przyjemne uczucie.

Nagle odniosła wrażenie, że nie wytrzyma ani chwili dłużej w ubraniu. Zdecydowanym ruchem zrzuciła szlafrok, po czym chwyciła w obie ręce dół koszuli. Uważaj! – usłyszała w myślach ostrzegawczy głos. – Jeśli to zrobisz, nie będziesz już miała odwrotu! – Zawahała się przez ułamek sekundy. I bardzo dobrze! – zdecydowała. Ściągnęła koszulę przez głowę i uklękła przed nim zupełnie naga.

Była onieśmielona i trochę zawstydzona, co jednak wcale nie wpłynęło na zmniejszenie jej podniecenia. Spojrzenie Harry'ego wędrowało po jej ciele; w jego oczach dostrzegła zachwyt i pożądanie. Zgiął się wpół w ciasnej przestrzeni, a następnie zbliżył głowę do jej piersi. Zaniepokoiła się lekko, gdyż nie wiedziała, co zamierza zrobić. Jego wargi musnęły najpierw jedną pierś, potem drugą, następnie zaś poczuła dotknięcie jego dłoni, głaszczących, ugniatających i ważących. Usta Harry'ego przesuwały się, aż wreszcie dotarły do sutki tak nabrzmiałej, iż wydawało się, że zaraz pęknie. Zaczął ją ssać, a Margaret aż jęknęła z rozkoszy.

Po chwili zapragnęła, by uczynił to samo z drugą piersią, ale wstydziła się go o to poprosić. On chyba jednak wyczuł jej życzenie, gdyż zrobił to, czego chciała. Pogładziła go po lśniących włosach, a potem przycisnęła mocno do piersi. Zaczął ssać jeszcze mocniej.

Marzyła o tym, by poznać jego ciało. Kiedy przerwał na chwilę, odepchnęła go lekko i rozpięła guziki jego koszuli. Oboje oddychali jak sprinterzy po biegu, nie powiedzieli jednak ani słowa, bojąc się, że ktoś mógłby ich usłyszeć. Harry ściągnął koszulę. Miał nie zarośniętą pierś. Chciała, żeby był zupełnie nagi, tak jak ona. Znalazła sznurek w spodniach piżamy i rozwiązała go, czując się jak ostatnia lubieżnica.

Harry sprawiał wrażenie nieco zaskoczonego. Pomyślała z niepokojem, że zapewne poczyna sobie dużo śmielej niż dziewczęta, które znał do tej pory, ale doszła do wniosku, że powinna dokończyć to, co zaczęła. Pchnęła go jeszcze mocniej, aż położył się na wznak, a następnie chwyciła za nogawki i pociągnęła z całej siły do siebie. Uniósł nieco biodra, by ułatwić jej zadanie.

Najpierw pojawiły się gęste, kręcone włosy na podbrzuszu, potem zaś jej oczom ukazał się sterczący niczym maszt penis. Wpatrywała się w niego zafascynowana. Skóra była opięta ciasno na nabrzmiałych żyłach, koniec zaś przypominał bliski rozkwitnięcia pąk fioletowego tulipana. Harry leżał nieruchomo, jakby wiedział, że tego właśnie od niego oczekiwała, ale świadomość, że dziewczyna patrzy na niego, z każdą chwilą rozpalała go coraz bardziej. Margaret czuła, że koniecznie, ale to koniecznie musi tego dotknąć. Dłoń podjęła wędrówkę niemal bez udziału jej woli. Harry jęknął, gdy zorientował się, co się zaraz stanie. Zawahała się w ostatnim ułamku sekundy. Biała dłoń zawisła nad ciemnym od nabiegłej krwi penisem… Harry jęknął. Zaraz potem Margaret zacisnęła smukłe palce na jego członku. Był bardzo gorący i w pierwszej chwili odniosła wrażenie, że jest dość miękki, ale kiedy nieco wzmocniła uścisk, wywołując tym kolejny jęk, przekonała się, że twardością dorównuje kości. Spojrzała na Harry'ego; miał zarumienioną twarz i oddychał szybko przez uchylone usta. Bardzo chciała sprawić mu rozkosz, zmieniła więc nieco uchwyt i zaczęła pocierać jego penis ruchem, którego nauczył ją Ian.

Efekt przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Harry jęknął, zamknął oczy i ścisnął kolana, a za drugim pociągnięciem wyprężył się z twarzą wykrzywioną niesamowitym grymasem, z jego członka zaś trysnął obfity strumień białej spermy. Zaskoczona i nieco przestraszona Margaret pracowała nadal; za każdym pociągnięciem w dół następowała kolejna erupcja. Ogarnęło ją niesamowite pożądanie; czuła niezwykły ciężar piersi, zaschło jej zupełnie w gardle, po wewnętrznej stronie ud ciekły strużki śliskiej wilgoci. Wreszcie, za piątym lub szóstym razem, nasienie przestało się wydobywać, Harry zaś rozprężył się i położył ciężko głowę na poduszce.

Margaret położyła się obok niego.

– Przepraszam… – szepnął, spoglądając na nią ze wstydem.

– Nie masz za co przepraszać – odparła. – To było cudowne. Jeszcze nigdy nie robiłam czegoś takiego. Czuję się wspaniale.

Zdziwił się.

– Naprawdę podobało ci się?

Wstydziła się powiedzieć mu to wprost, więc tylko skinęła głową.

– Ale ja nie… To znaczy, ty nie…

Milczała. Było coś, co mógłby dla niej zrobić, ale bała się go o to poprosić.

Przekręcił się na bok, tak że leżeli stykając się niemal twarzami.

– Może za kilka minut… – szepnął.

Nie mogę czekać kilku minut! – pomyślała. – A właściwie dlaczego nie mogę poprosić go, by zrobił mi to, co przed chwilą ja jemu? Mimo to słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Wreszcie zacisnęła powieki, chwyciła jego rękę i poprowadziła ją w dół, między swoje nogi.

– Bądź delikatny… – szepnęła mu do ucha.

Zrozumiał, o co jej chodzi. Jego dłoń poruszała się ostrożnie, badając i wyczuwając. Margaret była wilgotna, wręcz mokra. Palce Harry'ego bez trudu wślizgnęły się między wargi sromowe. Objęła go za szyję i przycisnęła mocno. Poczuła jego palce w swoim wnętrzu. Nie tu! Wyżej! – pomyślała i w tej samej chwili, jakby czytając w jej myślach, dotknął najczulszego miejsca. Ciałem dziewczyny wstrząsnęły niekontrolowane dreszcze. Aby stłumić krzyk rozkoszy, zatopiła zęby w ramieniu Harry'ego. Znieruchomiał, ale ona sama pocierała kroczem o jego rękę, wywołując kolejne fale cudownej przyjemności.

Po pewnym czasie wspaniałe doznania dobiegły końca, ale wtedy Harry znowu zaczął poruszać palcem i Margaret doznała drugiego orgazmu, równie silnego jak pierwszy.

Wreszcie rozkosz zamieniła się w ból, więc odepchnęła jego rękę.

Harry odsunął się od niej i ostrożnie dotknął miejsca, w które go ugryzła.

– Przepraszam… – wydyszała, nie mogąc jeszcze złapać tchu. – Bolało?

– I to jak! – odparł szeptem, po czym oboje zaczęli chichotać jak szaleni. Świadomość, że pod żadnym pozorem nie wolno im roześmiać się głośno, tylko pogorszyła sytuację. Przez co najmniej dwie minuty zupełnie nie byli w stanie się opanować.

– Masz cudowne ciało – powiedział wreszcie, kiedy minął atak wesołości.

– Ty też! – odparła z zapałem.

Nie chciał jej uwierzyć.

– Ja to mówię zupełnie serio – zapewnił ją.

– Ja także!

Rzeczywiście, nabrzmiały penis sterczący z gęstwiny złocistych włosów wywarł na niej ogromne wrażenie. Sięgnęła ręką w tamtym kierunku i namacała go leżącego na udzie Harry'ego; nie był już taki sztywny, ale też nie skurczył się zbytnio. Był natomiast bardzo śliski. Poczuła ogromną ochotę, by go pocałować. Zdumiała się, że ma aż tak rozpustne myśli.

Zamiast tego pocałowała miejsce, w które go ugryzła. Nawet w panującym w koi półmroku mogła dostrzec wyraźne ślady zębów. Zanosiło się na to, że zostanie mu paskudny siniak.

– Przepraszam… – szepnęła tak cicho, że chyba jej nie usłyszał. Było jej bardzo smutno, że uszkodziła jego doskonałe ciało po tym, jak dał jej tyle rozkoszy. Raz jeszcze pocałowała go w ramię.

Oboje byli tak wyczerpani, że zapadli w lekką drzemkę. Margaret słyszała przez sen szum silników, jakby śnił jej się lot samolotem, a w pewnej chwili do jej świadomości dotarł odgłos kroków, kiedy ktoś przeszedł przez kabinę, by wrócić najdalej minutę później, ale nie wzbudziło to jej zainteresowania.

Jeszcze później, kiedy maszyna przestała wreszcie trząść się i podskakiwać, zapadła w prawdziwy sen.

Obudziła się z przerażeniem. Czy to już dzień? Czy wszyscy wstali i zobaczą ją, jak wychodzi z łóżka Harry'ego? Serce waliło jej jak oszalałe.

– Co się stało? – szepnął Harry.

– Która godzina?

– Jest środek nocy.

Miał rację. W kabinie panował niczym nie zmącony spokój, światła były przygaszone, a za oknem rozpościerała się nieprzenikniona ciemność. Nic jej nie groziło.

– Muszę wracać do swojego łóżka, zanim ktoś nas odkryje!

Zaczęła macać w poszukiwaniu kapci, ale nigdzie nie mogła ich znaleźć.

Harry położył rękę na jej ramieniu.

– Uspokój się – szepnął. – Mamy jeszcze wiele godzin.

– Ale ojciec… – Z najwyższym trudem nakazała sobie milczenie. Dlaczego tak bardzo się bała? Odetchnęła głęboko i spojrzała na Harry'ego. Napotkawszy w półmroku jego spojrzenie przypomniała sobie wszystko, co się zdarzyło do tej pory; była niemal pewna, że on pomyślał o tym samym. Uśmiechnęli się do siebie. Był to głęboki, szczery uśmiech kochanków nie mających przed sobą żadnych tajemnic.

Назад Дальше