Rozum: Lubię takie odpowiedzi, Serce. Bardzo lubię. Chcesz o tym porozmawiać?
Serce: Dlaczego on mi to wszystko tak szczegółowo opisał? Mógł przecież wiedzieć, że będzie mi przykro.
Rozumek: A ty Serce co? Gazet nie czytasz? Odkąd zakładasz, że mężczyźni wiedzą, co powoduje smutek kobiet? Chciał po prostu dzielić to z kimś. Kleisz się do niego od kilku miesięcy, to pomyślał, że co mu tam.
Serce: Ty, Rozum, nie myśl, że jak jesteś wyżej, to wszystko lepiej widzisz i wszystko Ci wolno! A poza tym się nie «kleję» do niego, jak ty to nazywasz. Po prostu spędzamy razem więcej czasu. Lubimy z sobą rozmawiać.
Rozumek: Akurat! «Lubimy z sobą rozmawiać». Ty mnie, Serce, nie rozśmieszaj. Ja mam ze śmiechem problemy. Nie pasujemy do siebie, bo odbiera mi powagę.
Rozmawiać? Akurat. Przecież ty mogłabyś przy nim milczeć. To jest nawet ostatnio twoje marzenie. Spędzić przy nim cały dzień i milczeć. Stów od niego masz dosyć.
Serce: Tak. Ale to nic złego. Po prostu chciałabym zobaczyć, jak to jest, gdy nie rozmawiamy ze sobą. Czy też może być tak dobrze. To dla ogólnej wiedzy. Ty lubisz wiedzę, prawda?
Rozumek: Tobie nie ma być dobrze z nim. Tobie ma być dobrze z twoim mężem. Z nim przecież ostatnio też cały czas milczysz. Powinno ci wystarczyć.
Serce: No tak. Mogłam się tego spodziewać. Wciągniesz w to mojego męża. On jest dla mnie bardzo ważny i ty o tym wiesz. Teraz nawet lepiej niż ja. Spędza z tobą więcej czasu niż ze mną.
Rozumek: Tak przypuszczałem. Twój mąż jest tutaj ze mną caty czas. Nawet w nocy. Nie, żeby chciat. Po prostu go tutaj wysłałaś. Musi ci być pusto tam u ciebie?
Serce: Czasami. Najczęściej, gdy wracam z pracy.
Rozumek: No tak. Wyłączysz komputer i jest ci pusto. Co takiego jest w tym facecie z Niemiec? Jako Rozum przyznaję, że jest mądry. Nawet bardzo. Ale mądrych mężczyzn jest mnóstwo. Co on ma takiego w sobie?
Serce: Ty, Rozum, tego nie pojmiesz. Może gdybyś się napit, bytoby ci łatwiej. Ile kostek lodu? Jeszcze nie teraz? To się zdecyduj, Rozum. Bo może zabraknąć.
To, co zdarza mi się z nim, jest mistyczne. Ty zatrzymałeś się w rozwoju na racjonalizmie. Racjonalizm wie o mistycyzmie tylko tyle, że jest absolutnie nieracjonalny.
Rozum, sprawdź u siebie w aktach, czy ja się nie mylę. Czy raf/o znaczy «część całości»? Jestem prawie pewna, że to znaczy dokładnie to.
Ja przeskoczyłam tę wczesną fazę. Racjonalizm jest częściowy, jest (Rozum, sprawdziłeś?) zimny i nieprzytulny. Jak opuszczone igloo. Żyjącemu cały czas w igloo trudno zrozumieć, jak to jest na miękkim dywanie przy kominku w listopadzie, gdy za oknem pada. Przy Jakubie często jest tak jak przy kominku w listopadzie. W pewnym momencie jest ci tak dobrze, że zapominasz, że się zapominasz. U mnie jest jeszcze gorzej. Ja zapominam się wcale nie przez zapomnienie. Poza tym jest mi tak ciepło od tego płomienia, że najchętniej poleciłabym ciału, aby się rozebrało. Od tego można się uzależnić. Zastanawiałam się tyle razy, dlaczego tak jest. l wiesz, Rozum, co? Wyszło mi, że ja dla niego jestem cały czas najważniejsza. Przy nim jestem absolutnie jedyna. Takiego uczucia nie dał mi nikt od bardzo dawna.
Rozumek: Nie ma nic bardziej przykrego jak kominek w pustym pokoju nazajutrz. Masz tylko popiół do wyniesienia. Często nie ma już nikogo, aby to zrobił za ciebie. Pomyślałaś, Serce, o tym? W igloo jest zawsze tak samo. Nudno? Zimno? Może, ale nie ma popiołu. Do popiołu potrzebne są płomienie.
Serce: Nie pomyślałam. Bo ja nie myślę. Ja czuję. To ty wyłącznie myślisz, biedaku.
Rozum: Ty się, Serce, nie wywyższaj. Myślisz, że jak mnie zracjonalizujesz, to wyjdzie na to, że ty to wzniosłość i wyższe stadium rozwoju, a ja to Biskupin? Ty się, Serce, mylisz. My jesteśmy oboje, dokładnie tak, w trakcie reakcji chemicznej. Tak jest, Serce! My jesteśmy tylko chemią. Twoja reakcja jest po prostu tylko inna. Ja to neurony, dendryty, podwzgórze, śródmózgowie i ciało migdałowe. Ty to głównie neuroprzekaźniki: fenyloetyloamina, dopamina i katecholamina. Obojętnie, jak to się nazywa. Nas można będzie kiedyś zarejestrować w jakimś banku danych reakcji chemicznych. Zobaczysz.
Twoja reakcja się skończy znacznie prędzej niż moja. Moja potrwa do końca. Ty masz za duże ciepło reakcji. Za dużo potrzebujesz i za dużo pobierasz. Tego nie wytrzyma długo nawet piec hutniczy. Wypalisz się. Poza tym ty dokładasz do jednego tylko pieca. Ty, Serce, uważaj, bo ten drugi ci gaśnie. Ale jeszcze się żarzy. Jeszcze nie jest za późno. Ciągle jeszcze możesz rozdmuchać tam płomienie.
Serce: Rozum, ty nawet mówisz rozumnie. Ale ty się nie znasz. Są takie rzeczy, których ty nigdy nie pojmiesz.
Rozumek: Dobra, dobra. Ja wiem, Serce. Ja wiem, o co ci chodzi. Chodzi ci o miłość. Ale pamiętaj o jednym: ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość trwa najkrócej. Więc ty się nie nastawiaj na wieczność. Ty, Serce, nie jesteś czasoprzestrzeń.
Serce: Mówisz tak, bo nienawidzisz miłości. Wiem, że tak jest. Nawet cię rozumiem. Bo gdy ona przychodzi, wyłączają cię. Oboje cię wyłączają. Przenoszą cię do piwnicy jak narty po zimie, która minęła. Masz tam przeczekać do następnego sezonu. Nie potrzebują cię teraz. Przeszkadzasz im. Zrozum to. Ty jesteś przecież Rozum, więc łatwo ci coś zrozumieć.
Po co im ty? Oni nie mają czasu na ciebie. Myślą o sobie bez przerwy. Zachwycają się wszystkim w sobie. Nawet swoimi wadami. Rozum dla nich to obawa przed odmową, to drążące pytanie, dlaczego akurat on lub ona. Oni nie chcą takich pytań, l dlatego cię wyłączają. Pogódź się z tym.
Rozumek: Nie mogę. Tylko ty, Serce, czujesz to, że nie mogę. Dobijam się czasami do nich z tej piwnicy. Ale mnie nie słyszą. Bo oni są wtedy głusi na wszystko.
Poza tym, to skąd ty to wszystko wiesz, Serce? Możesz mi teraz nalać. Rozczuliłaś mnie tą piwnicą. Muszę się napić. Trzy kostki lodu. Czysta whisky. Bez red bulla, l nalej od razu do połowy.
Serce: To rozumiem. Dobra ta whisky, prawda? Ja, jeśli mogę, piję tylko jacka danielsa. Chcesz, Rozum, jeszcze jedną szklaneczkę? To były trzy kostki, prawda?
Rozum, zrobisz coś dla mnie? To bardzo ważne. Nigdy ci tego nie zapomnę. Zrobisz? Mógłbyś mi wyłączyć na jakiś czas Sumienie? Dokucza mi. Strasznie mi dokucza.
Rozumek: Słuchaj, Serce. Nie rób mi tego. Proszę cię. Nie załatwiaj ze mną nic przy wódce. Bądź bezinteresowna, Serce. To, że pijemy razem i że ty się trochę racjonalizujesz, a ja trochę rozczulam, nie upoważnia cię, abyś załatwiała ze mną interesy. Miej Honor, Serce.
Poza tym Sumienia nie da się wyłączyć. Ja też tego nie potrafię. Parę razy próbowałem, bo i mnie dokucza czasami. Ale się nie da. Można je tylko na jakiś czas zagłuszyć. Najlepiej żyć z nim w zgodzie. Nawet pogadać z nim nie można. Poza tym trudno je napotkać. Siedzi ciągle gdzieś w Podświadomości. Najchętniej wyłazi w nocy. Wtedy ja już śpię i się regeneruję, a ty, Serce, masz ładny sinusoidalny rytm.
Serce: Ja nic z tobą przy wódce nie załatwiam. To miałeś, Rozum, zrobić dla mnie z dobrego serca. Masz rację, Rozum. Z Sumieniem nie da się negocjować.
Rozumek: Słuchaj, Serce. Jak już tutaj tak sobie w cztery oczy rozmawiamy, to powiedz mi, Serce, o co ci tak naprawdę chodzi.
Dlaczego to robisz? Ja to przecież wszystko widzę. Odkąd znasz tego Jakuba, przyśpieszasz, zwalniasz, tłuczesz się jak oszalałe, zalewasz mnie dopaminą, zatrzymujesz się, potykasz i kołaczesz. Budzisz mnie w nocy albo w ogóle nie dajesz mi spać. Tak jak dzisiaj na przykład. Dlaczego to robisz, Serce? Dla przeżyć i wspomnień?
Boisz się, że kiedyś będziesz biło nad urodzinowym tortem tragicznie pełnym świeczek i pomyślisz, że twój czas minął, a ty nic nie przeżyłaś? Żadnej prawdziwej arytmii, żadnej romantycznej długotrwałej tachykardii albo chociaż migotania przedsionków? Tego się lękasz, Serce? A może ograniczenie się do bicia tylko dla jednego mężczyzny budzi w tobie lęk przed zmarnowaną szansą?
Poza tym wyłącz już tę Geppert. Ile razy można słuchać tych samych smutków. «A gdy się zbudzę, westchnę cóż, to wszystko było chyba zamiast». Nawet ja już to znam na pamięć, l nie płacz więcej, Serce, bo gdy to widzę, to tracę Rozsądek.
Serce: Bo widzisz, Rozum, ten Jakub jest tak daleko, ma tak mało szans, aby konkurować z kimkolwiek, kto mógłby mnie przyśpieszyć, będąc tutaj na wyciągnięcie ręki, a i tak tylko przy nim biję tak naprawdę. Na początku martwiłam się tym, jak jakąś wadą nabytą. Tym bardziej że Sumienie nieustannie straszyło, że to okropnie niebezpieczne, że prowadzi do zawału i że prędzej czy później jakieś EKG to wykaże. Nawet się z nim zgadzałam na początku. Myślałam, że to przejdzie, że ty, Rozum, razem z Rozsądkiem pomożecie mi z tym sobie jakoś poradzić, że to tylko taka chwilowa nieregularność w reakcji na chłód, pustkę i obojętność dokoła. Ale teraz chcę, aby ta «nieregularność» trwała. Bardzo chcę.
Ale ty, Rozum, tego nigdy nie zrozumiesz. Nalać ci jeszcze jednego? Musisz wypić bez lodu. Roztopił się. Zupełnie. Tak jak ja.
Rozumek: Nalej, Serce. Nalej.
Jakubku! To nie jest zapis całej dyskusji. Reszta była już po piątej szklance i wolę ją przemilczeć. Głównie ze względu na moją reputację.
A Geppert ciągle śpiewa. Ja wcale nie uległam Rozumkowi, jak widzisz. Bo jak coś jest dla mnie ważne, to nie ulegam. Nawet Rozumowi.
Nie mogę przestać o niej myśleć. O Natalii. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie poruszyła mnie tak, jak poruszyła Natalia. Gdy przypomnę sobie jej list, gdy ona, na dzień przed śmiercią, pisze: To będzie piątek. Sprawdziłam właśnie, że Ty urodziłeś się w piątek. To będzie znowu szczęśliwy piątek, prawda, Jakubku? – to po prostu łkam. Nie mogę tego opanować. Wyję. Na całe to biuro, l to wcale nie od whisky na red bullu.
Dlaczego Cię to spotkało? Dlaczego ona Ci umarła? Anioły przecież nie umierają...
Opuścił głowę. Krótką chwilę siedział nieruchomo. Poczuł rosnące odrętwienie. Znał to u siebie. Wraz z nią wróciło to uczucie. Nie zdarzało się mu to latami. Szukał tego. Wypatrywał. Wywoływał w sobie. Wszystkim, czym się dało. Muzyką, winem, literaturą, tabletkami, religią, psychoterapią i substancjami. Zbyt dobrze pamiętał, jak ważne to było dla niego. Odeszło z Natalią. Wróciło na kilka miesięcy w Dublinie, z Jennifer, i potem znowu zniknęło. I nagle teraz, od kilku miesięcy, znowu było. Najpierw na krótko. Takie rozbłyski. I zaraz gasło. Ale w tej chwili to trwało. Tak jak wtedy. Będzie też jak wtedy! Wszystkie fazy po kolei. Rozprzestrzeniające się powoli, od środka, spoza lub z samego serca ciepło. Potem trochę smutku ściskającego za gardło. Potem zaraz radość. Taka dzika, że aż chce się płakać. Następnie rodzaj nienaturalnego natchnienia. Potem delikatne, trwające wzruszenie. A nad wszystkim dominuje pragnienie dotknięcia. Dotknąć jej. Tylko na chwilę i najlepiej ustami. Tak! To na pewno to.
To czułość.
Wybrał numer telefonu w jej biurze. Spóźnił się. Już jej tam nie było. Podszedł do okna. Uśmiechnął się. Jak ona to powiedziała? «Ty się, Serce, tak nie wywyższaj»... A może nie, może to było «Ty się, Rozum, tak nie wywyższaj». Przy jej sercu i jej rozumie to i tak przecież było «egal».
@4
ONA: To, co nastąpiło po tej nocy, było jak drugi tom książki, którą po pierwszym tomie i tak chciało się natychmiast zacząć czytać po raz drugi. Czasami przecierała oczy ze zdumienia. Jego e-maile stały się pełne czułości i autentycznej troski o nią. Był delikatny, wyrozumiały, cierpliwy, ciekawy, spontaniczny, spokojny i czasami aż neurotycznie wrażliwy.
Poza tym był sexy. Uważała od bardzo dawna, że nie ma nic, absolutnie nic bardziej sexy w mężczyźnie niż jego umiejętność słuchania. Potrafił jej słuchać – to znaczy potrafił czytać całe ekrany jej tekstów, gdy otwierali Chat – z fascynacją małego chłopca. Czytając, przerywał jej czasami w połowie zdania, zadając pytania wydobywające z jej pamięci szczegóły, które, wydawało się, dawno zapomniała, albo których nigdy przedtem nie znała. Poza tym – zawstydzał ją tym trochę – pamiętał wszystko, co mu opowiadała, lepiej niż ona sama. Czasami wydawało się jej, że on ma to gdzieś zanotowane w grubym brulionie, który w tajemnicy przed nią otwiera i cytuje jej własne słowa.
Najbardziej sexy w nim całym była bez najmniejszych wątpliwości jego głowa. Zawsze była najbardziej zainteresowana głowami mężczyzn. Pamięta, jak jeszcze na studiach w którąś noc andrzejkową zrobiły sobie z koleżankami w akademiku listę mężczyzn, z którymi najchętniej poszłyby do łóżka. Taki żart po kilku piwach. Na jej liście na pierwszych czterech miejscach byli Dostojewski, Freud, Einstein i Bach. Żaden z nich przy najlepszej woli, nawet po czterech butelkach wina, nie przypominał Redforda (zajmował na jej liście dopiero ósme miejsce), a mimo to wywoływał w niej, poprzez swój geniusz, prawdziwie seksualne fantazje. Gdyby miała zrobić tę listę dzisiaj? No właśnie! Kto byłby dzisiaj na tej liście? Dostojewskiego wymieniłaby, tymczasowo, na Wojaczka, Freud i Einstein zostaliby na pewno, Bacha zastąpiłaby Santaną. A Jakub? Jakub jest po prostu nieustannie sexy i jest na zupełnie innej liście. A jakie było pytanie? Z kim poszłabym najchętniej do łóżka? To teraz nieważne. Teraz do łóżka chodzi z mężczyzną, który nigdy nie był na tamtej liście. I na tej też nie jest. Tak jakoś się złożyło. Zresztą, nie znała go jeszcze wtedy, gdy układała tę pierwszą listę. To było tak dawno. Wtedy zdarzało się jej, w najgłębszej tajemnicy oczywiście, myśleć, że najchętniej i tak poszłaby do łóżka z Janis Joplin. Taka biografia. Tak. To było przerażająco dawno.
Próbowała zebrać wiedzę o nim w jedno słowo, którym można by go najtrafniej scharakteryzować. Z pewnym zdumieniem stwierdziła, że najbardziej odpowiednia byłaby «kobiecość». Tak. Jakub był bardzo kobiecy. Napisała mu to kiedyś, ciesząc się z góry na jego reakcję. Zakładała, że zaprotestuje i będzie przekonywał ją, argumentując, że nie ma racji. Uwielbiała, gdy protestował. Właśnie gdy protestował i argumentował, dowiadywała się o nim i o tym, co myśli, najwięcej. Starał się za wszelką cenę przekonać ją do swoich racji, ale zawsze robił to tak, aby jej nie zranić.
Czasami z przekory opracowywała z premedytacją interesujące ją «rozbieżności poglądów», konfrontowała go z nimi, czytała z zachwytem, co ma na ten temat do powiedzenia, aby na końcu, gdy już dowiedziała się tego, czego chciała, powiedzieć mu, że i tak się z nim od początku do końca zgadza.
Jesteś najbardziej kobiecym mężczyzną, jakiego znam – napisała prowokacyjnie któregoś dnia, gdy otworzyli Chat. Natychmiast, jak gdyby miał tę odpowiedź już dawno przygotowaną, odpisał:
Zawsze zastanawiałem się, czy dostrzegasz kobiecą stronę mojej osobowości. Ja jej nie tłumię, jak robi to większość mężczyzn. Ja jej w sobie poszukuję. Mam szczęście robić to właśnie z Tobą. Nawet nie wiesz, jak bardzo pomagasz mi żyć zgodnie z kobiecą stroną mojej psyche. Już dawno chciałem Ci za to podziękować.
I za chwilę dodał, aby nie miała wątpliwości, że kobieca strona psyche nie obejmuje w żadnym wypadku całej jego psyche:
Pomaga mi to nieporównywalnie lepiej zrozumieć, co czujesz, jak czujesz oraz kiedy i gdzie czujesz. Taka wiedza dla prawdziwego mężczyzny jest jak przewodnik do duszy kobiety, l do ciała, tym bardziej. A propos. Wiesz, że dzisiaj jeszcze nie opowiedziałaś mi nic o swoim ciele? A rozmawiamy już od ponad trzech minut.
Czy może być coś słodszego niż kobiecy prawdziwy mężczyzna, który sam przypomina ci, że jeszcze dzisiaj nie powiedział ci, jak bardzo atrakcyjna jesteś dla niego?
Jedyne, co ją niepokoiło, to to, że jak dotąd nigdy nie nazwał tego, co trwa od kilku miesięcy między nimi. Nie miała żadnych wątpliwości, jak ważna jest dla niego. Czuła to na każdym kroku. Każdego dnia rano czekał na nią e-mail od niego. W poniedziałek czekały zawsze trzy. Z piątku, z soboty i z niedzieli. Od «nocy z Natalią» nie zdarzyło się, aby było inaczej. Nigdy. Mimo jego nieustannych podróży, e-mail na «rozpoczęcie n-tego dnia z Tobą» – jak on to nazywał – był regularny jak wschód słońca lub niemiecki pociąg. Liczył każdy dzień. «N» było każdego dnia o jeden większe. Od bardzo dawna nie była dla nikogo tak ważna. Któregoś dnia, w południe, była tuż przed okresem, jadła lunch przy biurku, miała van Morrisona w słuchawkach walkmana i popłakała się, myśląc o tym. Tak po prostu zaczęły płynąć jej łzy. Taka niekontrolowana egzaltacja w trakcie PMS-u.