Ta węgierska prostytutka z Zeydaku była pierwszą kobietą, która dotykała go po śmierci Natalii.
Postrzeganie kobiet wyłącznie przez egoistyczny seks ustało tak naprawdę dopiero w Irlandii. Ponad rok po epizodzie w Amsterdamie. W Dublinie pewnej wiosny odkrył na nowo wzruszenia, które nie mają nic wspólnego z prostatą. Stało się tak dzięki Jennifer z wyspy Wight...
Z zamyślenia wyrwał go głośny pisk komputera stojącego na jego biurku. Nadszedł jakiś e-mail. Otworzył na oścież okno. Wstawił blokadę uniemożliwiającą jego zatrzaśnięcie się i wrócił do biurka. E-mail od niej! O drugiej nad ranem?
ONA: Taksówkarzowi kazała zatrzymać się przed nocnymi delikatesami dwie przecznice przed ulicą, na której mieściło się jej biuro.
– Czarny jack daniels, może być duży, i pięć puszek red bulla – powiedziała do zaspanego sprzedawcy.
Zlustrował ją od stóp do głów; butelkę i puszki podał dopiero wtedy, gdy położyła pieniądze na szklanej ladzie. Nie budziła zaufania. Wyglądała trochę jak arystokratyczny ćpun, który nie wytrzymał odwyku.
Prawdziwe, niearystokratyczne ćpuny, gdy nie wytrzymują odwyku, kupują wodę brzozową lub denaturat, a nie whisky. Normalny ćpun dostaje zapomogę niewystarczającą na małego jacka danielsa, nie mówiąc o dużym.
Po kilku minutach wysiadła przed swoim biurowcem. Zapłaciła taksówkarzowi i weszła przez garaż do budynku. Jedyną czynną windą wjechała na szóste piętro, gdzie mieściły się biura jej firmy. Jeszcze nigdy nie była tutaj w nocy. Czuła niepokój, idąc ciemnym korytarzem, aby zapalić światło.
Stanęła przed drzwiami z krat. Po prawej strome, na wysokości jej oczu, znajdowała się mała skrzyneczka z klawiszami jak na klawiaturze kalkulatora.
Boże, przecież trzeba wprowadzić kod, żeby otworzyć te drzwi – przypomniała sobie, przerażona.
Nie robiła tego dotychczas. Rano, gdy przychodziła do biura, drzwi były już «odbezpieczone» przez strażnika.
Co za problem... 1808... A może jednak nie? Może 0818...?
Jeżeli wprowadzę zły kod, to mam strażnika na karku, a po pięciu minutach policję. Alarm obudzi całą dzielnicę, a dyrektorka na pewno nie uwierzy, że musiałam coś ważnego zrobić akurat po północy.
Zatrzymała się. Myślała intensywnie, co zrobić. To było ryzykowne. Z drugiej strony tak bardzo chciała mu to opowiedzieć. Teraz! Tylko teraz to miało sens.
Zbliżyła się do klawiatury i bez zastanowienia wystukała: 1-8-0-8. Przymknęła oczy, skuliła się, jak gdyby czekała na cios.
Nie było ciosu.
Otworzyła energicznie drzwi i weszła do biura. Z kuchennej szafy wyjęła swoją kryształową szklankę do whisky. Do zielonego kubka, który przysłał jej Jakub kilka tygodni temu, wykruszyła parę kostek lodu z aluminiowej kratki wyjętej z zamrażalnika. Obok kratki postawiła cztery puszki red bulla kupione w delikatesach. Jedną pozostawiła w torbie. Wróciła do biura. Nalała whisky, mniej więcej do połowy szklanki. Resztę uzupełniła red bullem. Włączyła komputer. Wywołała program pocztowy. Podeszła do odtwarzacza płyt kompaktowych stojącego obok faksu. Włączyła muzykę. Marzyła o tym już od schodów przy politechnice. Whisky z lodem w szklance – na red bulla wpadła dopiero w taksówce – i ostatnia płyta Geppert. Dzisiaj mogła słuchać tylko Geppert. Chciała całkowicie zapaść się w smutek. Geppert była na to najlepsza. Wybrała «Zamiast». Włączyła. Duszkiem wypiła pół szklanki, którą trzymała w dłoni. Podeszła do biurka. Rozciągnęła skręcony kabel, łączący klawiaturę z jej komputerem. Usiadła na podłodze. Klawiaturę położyła kolanach. Oparła się plecami o boczną ścianę biurka i zaczęła pisać.
Warszawa, 28 sierpnia
Jakub,
Słuchaj teraz uważnie...
Wstała. Była niespokojna. Przeszła do kuchni. Wyjęła z zamrażalnika lodówki dwie srebrno-niebieskie puszki. Wróciła do biura. Ustawiła w odtwarzaczu CD funkcję «powtarzaj w nieskończoność», włączyła «Zamiast» i wróciła na podłogę pod biurko.
A więc słuchaj mnie teraz uważnie. Zrobiłeś ze mnie – Boże, jak ta Geppert na mnie wpływa – najsmutniejszą kobietę w tym kraju.
Przydeptałeś mnie. l zmniejszyłeś do rozmiarów wirusa. Dokładnie tak. Wirusa.
Opowiedziałeś mi historię miłości ostatecznej...
Mogłeś sobie darować te wszystkie szczegóły. Mogłeś, prawda???
Pisała. Mówiła do siebie i dalej pisała. Sięgała po szklankę stojącą obok niej na podłodze. Skończyła. Lód w zielonym kubku całkowicie się roztopił. Wzięła jeszcze raz na chwilę klawiaturę na kolana. Łzy płynęły jej po policzkach. Dopisała:
Nie mogę przestać o niej myśleć. O Natalii. Jeszcze nigdy żadna kobieta nie poruszyła mnie tak, jak poruszyła Natalia. Gdy przypomnę sobie jej list, gdy ona pisze: «To będzie piątek. Sprawdziłam właśnie, że Ty urodziłeś się w piątek. To będzie znowu szczęśliwy piątek, prawda, Jakubku?» – to po prostu łkam. Nie mogę tego opanować. Wyję. Na całe to biuro, l to nie od whisky na red bullu.
Dlaczego Cię to spotkało? Dlaczego ona Ci umarła?
Anioły przecież nie umierają...
Wyciągnęła rękę i nie wstając z podłogi, odstawiła klawiaturę na blat biurka. Z zielonego kubka stojącego przy butelce z whisky i pustej puszce po red bullu wylała wodę na prawą dłoń i przemyła powoli twarz. Poczuła się dobrze. Ta zimna woda zmywała nie tylko łzy. Podniosła kubek nad głowę i wylała resztę wody na czoło. Odgarniając do tyłu mokre włosy, przypomniała sobie to przewrotne i zaskakujące pytanie jej fryzjerki wczorajszego wieczoru:
«Ktoś potarga ci włosy dzisiaj w nocy czy mam robić na dłużej?».
Pomyślała, że to wspaniały zbieg okoliczności, że akurat dzisiaj poszła do fryzjera. To była niezwykła, romantyczna i uroczysta noc z nim. W taką noc każda kobieta chce jak najlepiej wyglądać. Wcale nie szkodzi, że on nie wie jeszcze o tej nocy. U nich tak już jest. W ten ich związek, z założenia, wpisane jest opóźnienie. Poza tym potargał jej nie tylko włosy tej nocy. Tak bardzo chciałaby, aby był przy niej i naprawdę robił coś z jej włosami. Czuła, że on wiedziałby dokładnie, co ona by chciała najbardziej.
– Jak to dobrze, że upiłam Rozum – szepnęła do siebie, chichocząc.
Wstała z podłogi. Do worka włożyła butelkę z resztą whisky i wszystkie puszki. Nie muszą wiedzieć, że lubi pić whisky akurat w biurze i to w sobotę zaraz po północy. Musi dokładnie zatrzeć ślady. Zielony kubek postawiła obok monitora. Wyłączyła komputer. Zgasiła światło. W ciemności podeszła do półki z książkami przy drzwiach wyjściowych. Sięgnęła za czarny segregator. Poznała w dłoni znajomy kształt.
Kilka tygodni temu listonosz przyniósł dla niej paczuszkę. Wszyscy w biurze byli ciekawi, co dostała. I od kogo. Może tego nawet bardziej. Schowała przesyłkę głęboko w biurku i nie komentując tego ani słowem, wyszła z biura. Wiedziała, że to od niego. Poznała po piśmie. Nie chciała rozpakowywać przy wszystkich. Zauważyliby z pewnością, że trzęsą się jej ręce.
Nie mogła się doczekać, aż wszyscy pójdą do domu. Najpierw w ogóle nie wiedziała, co to może być. W małym kartoniku, wypełnionym dla zabezpieczenia przesyłki białymi kuleczkami ze styropianu, tkwiło coś, czego w pierwszej chwili nie umiała nazwać. Położyła przed sobą i patrzyła zdumiona. Po chwili zrozumiała: przysłał jej wykonany z pleksiglasu kolorowy model podwójnej spirali DNA. Czerwona nitka z małymi otworkami po lewej stronie łączyła się z biało-czerwonymi i żółtonie-bieskimi parami płaskich patyczków z czarną nitką po prawej stronie, tworząc skręconą, unoszącą się w górę i zakręcającą drabinkę. Prawdziwa podwójna spirala. Na białych patyczkach wypisane były litery «A», na czerwonych «T». Zielone miały na górze literę «C», a niebieskie «G». Patrząc z góry, widziało się sekwencję par liter: AT CG CG AT AT AT CG AT CG AT CG AT... Do przesyłki dołączona była kartka:
Monachium, 10 lipca
Wiesz, że tylko jedna z nici w podwójnej helisie jest ważna i ma sens? Zresztą, oficjalnie nazywa się «nić sensowna». To ona zawiera informację genetyczną. Druga nić, która służy jedynie jako wzorzec do replikacji, nazywa się nić bezsensowna. Mimo to jako całość wszystko ma sens wyłącznie z tą bezsensowną częścią. Ta po prawej, ta czarna, jest bezsensowna. Lubię je obie.
Chciałem, żebyś miała coś ode mnie. Taki ekwiwalent maskotki. Żebyś mogła po prostu dotknąć czegoś ode mnie.
Maskotka! To strasznie banalne i kiczowate, prawda? Ale mimo to chcę, abyś coś takiego miała. Kupiłem ten model kiedyś od pewnego studenta na trawniku przed Instytutem Chemii MIT w Bostonie. Widziałem oczywiście mnóstwo innych, ładniejszych modeli podwójnej spirali. Ale ten jest mi szczególnie bliski. Kupiłem go po swoim pierwszym wykładzie wygłoszonym w USA. Właśnie tam, w MIT. Dla mnie, Polaka, to było jak dostanie Oscara. Wykład w MIT to dla naukowca coś jakby audiencja u papieża. Chciałem mieć coś trwałego z tego miejsca. Wydałem na ten model ostatnie przydziałowe dolary. Potem już nie starczyło mi na autobus na lotnisko. Poszedłem pieszo. Ale miałem go. Teraz chcę, abyś Ty go miała.
Jakub
Można mieć pluszowego misia, zajączka lub pieska. Można też mieć podwójną spiralę DNA z pleksiglasu. Może nie jest miękka, pluszowa i do przytulania. Ale za to ma geny.
Pamięta, że po przeczytaniu kartki podniosła pleksiglas do ust.
Zdjęła model z półki i ścisnęła w dłoni. Znała tę sekwencję na pamięć. Nie musiała wcale patrzeć. Pomyślała, że musi go kiedyś zapytać, dlaczego jest więcej AT niż CG. Czy to tak wszędzie, czy tylko przez przypadek w tym fragmencie?
Wyszła z biura zmęczona, ale uspokojona. Odczuwała błogie odprężenie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jak na tyle whisky jest zastanawiająco trzeźwa. Miała właśnie wyłączyć alarm, gdy nagle odwróciła się i biegiem cofnęła do biura. Włączyła ponownie komputer.
– Przecież ja tylko napisałam ten e-mail, ale wcale go nie wysłałam – powiedziała głośno.
Dochodziła druga nad ranem, gdy program pocztowy potwierdził wysłanie jej listu.
Pomyślała – ostatnio ta myśl wracała tak często – że Internet powinien być czczony na równi z ogniem i winem. To po prostu genialna rzecz! Jaka poczta otwarta jest o drugiej nad ranem?
Zadzwoniła po taksówkę i wyszła z biura. Taksówkarz już czekał.
– Czy mogę usiąść obok pana? – zapytała cicho. – Nie chcę siedzieć dzisiaj tam z tyłu, w tej ciemności.
Spojrzał na nią uważniej, zaskoczony. Składając w pośpiechu gazetę, która leżała na przednim siedzeniu pasażera, odpowiedział:
– Oczywiście, że pani może. Będzie mi miło. Proszę siadać. Ruszyli. W radiu Don McLean śpiewał «Starry, starry night».
– Czy mógłby pan zrobić trochę głośniej? – zapytała, uśmiechając się do kierowcy.
– Proszę zrobić tak głośno, jak tylko pani chce. Ja też to bardzo lubię.
Przekręciła gałkę głośności. Zaczęła nucić. Po chwili kierowca dołączył do niej. Spojrzeli na siebie i roześmieli się głośno oboje.
Siedziała oparta wygodnie, z zamkniętymi oczami słuchając muzyki. Mogłaby tak jechać w nieskończoność. W taksówce nagle zrobiło się przytulnie i bezpiecznie. Pomyślała, że już dawno nie była tak szczęśliwa jak teraz. Palce powoli przesuwała po kawałku pleksiglasu, który zdążył się już rozgrzać od ciepła jej dłoni. AT, CG, potem znowu CG i potem trzy razy AT...
Starry, starry night, paintyourpalette blue andgray...
ON: Sięgnął do szuflady biurka po puszkę z colą. Usiadł po turecku na swoim krześle przed monitorem, rozciągnął skręcony spiralnie kabel klawiatury, położył ją na udach. Zaczął czytać.
Warszawa, 28 sierpnia
Jakub,
Słuchaj teraz uważnie...
A więc słuchaj mnie teraz uważnie. Zrobiłeś ze mnie – Boże, jak ta Geppert na mnie wpływa – najsmutniejszą kobietę w tym kraju.
Przydeptałeś mnie. l zmniejszyłeś do rozmiarów wirusa. Dokładnie tak. Wirusa. Opowiedziałeś mi historię miłości ostatecznej...
Mogłeś sobie darować te wszystkie szczegóły. Mogłeś, prawda???
Nie mów mi tylko, że Cię o to prosiłam. Nie mów mi tego! Bo to będzie nie pasujące do Ciebie usprawiedliwienie.
Ja chciałam wiedzieć o tych Twoich kobietach z przeszłości tylko troszeczkę. Odrobinę. Tylko to, że były, miały takie oczy, takie włosy, takie biografie i że przeszły do historii. O tym, że przeszły bezpowrotnie do historii, chciałam wiedzieć przede wszystkim.
Miało być ich dużo i miały być różne. Miały zostawić różne ślady. Ich znaczenie miało się rozłożyć. Abyś nie preferował żadnej konkretnej. Taki miałam plan. Każda kobieta na moim miejscu miałaby podobny plan. «Każda kobieta na moim miejscu» – Boże, jak to strasznie brzmi, gdy powie się to na głos.
Ale Ciebie nie można tak zaplanować. Można na Tobie polegać. Jesteś spolegliwy – lubię to słowo – spolegliwy do bólu. Ale zaplanować Ciebie się po prostu nie da. Tak zresztą tylko przypuszczałam do dzisiaj. Od dzisiaj wiem to na pewno. Masz zbyt powikłany życiorys. Poza tym zmieniasz życiorysy innych ludzi.
W zasadzie to nie tak. To inni ludzie chcą zmieniać swoje życiorysy dla Ciebie. Tak jak Natalia.
Nigdy dotąd nie poznałam człowieka, którego dotknęła taka tragedia, l nigdy dotąd nie poznałam człowieka, który doznał takiej miłości. Czy w życiu musi wszystko wyrównywać się do zera? Czy i tutaj zadziałała ta cholerna koncepcja stanu równowagi, o której pisałeś mi na trzech długich stronach kiedyś?
Gdy czytałam o tym wszystkim, czym obdarowywałeś ją i co dla niej robiłeś, zastanawiałam się, jak nudne, przyziemne i nawet banalne dla Ciebie musi być to, czym obdarowałeś lub obdarujesz te następne kobiety. Bo one muszą być. Każda, która Cię mija, a mogłaby się przy Tobie zatrzymać, popełnia błąd. Nawet nie wie, jaki.
One, te kobiety, nie powinny wiedzieć nic o Natalii. Nie mów im tego. Bo trudno będzie im się zmierzyć z kimś, kto jest dla Ciebie aniołem. Anioły nie mają przecież chandry, gorszego dnia, zmarszczek i okresu.
Ja zatrzymałam się przy Tobie. Może lepiej będzie pasować, gdy powiem, że to ja Ciebie zatrzymałam przy sobie. Ale to jest «egal», jak Ty to mówisz. Mnie jednak to opowiedziałeś. Ale to, czym mnie obdarowujesz każdego dnia, nie jest w ogóle przyziemne i banalne. Poza tym pewnie założyłeś, że ja to przetrzymam. Jestem przecież wirtualna. Jak anioł. Anioły też są wirtualne. Zawsze takie były. Nawet na tysiąc lat przed Internetem. Ale w moim przypadku to kłamstwo. Ja TYLKO jestem wirtualna. Nic nie mam wspólnego z aniołem. Jestem grzeszną, rozpustną kobietą. To, że Ty jesteś taki wyjątkowy i wart tych wszystkich grzechów, absolutnie mnie nie usprawiedliwia.
Na zdrowie! Ten daniels smakuje na bullu zupełnie inaczej. Spróbuj. Poczujesz ten smak grzechu.
A więc właśnie dzisiaj zdałam sobie sprawę, że mam plany wobec Ciebie. To on mi o tym powiedział, że mam. l że nie powinnam mieć. To też on. Bo to niemoralne. On nazwał to «perfidnym». Naprawdę użył tego słowa! Powiedział mi, że łamię minimum dwa przykazania. Numer 6 i numer 9, czyli 69. Tego mi nie powiedział. To ja sama tak sobie skojarzyłam.
Upiliśmy się we dwoje i pogadaliśmy sobie trochę. To znaczy ja upiłam się o wiele wcześniej. On mi mówił, że jeszcze nigdy nie mieszał jacka danielsa z red bullem i że to może być niebezpieczne dla serca. Powiedziałam mu, że nie musi się bać, bo on nawet nie przejeżdżał w pobliżu serca, więc jego to z pewnością nie dotyczy. A dla serca niebezpieczny jesteś Ty.
Ty go chyba jeszcze nie znasz, prawda? Pozwól, że Ci przedstawię. Pan dr M. Rozumek. Mój własny. «M» to od Mądry.
On nie zwraca się do mnie inaczej niż «Serce». Zupełnie ignoruje moje imię. Przyzwyczaiłam się już. Dla niego jestem «Serce». To nie jest chyba obraźliwe, prawda?
Trudno z nim dyskutować. On po prostu mato czuje. Pić też zaczął dopiero, gdy go zdenerwowałam. Zrobiłam sobie w pamięci notatki z tego, co mi mówił. Głównie dla Ciebie. Ty lubisz takie dyskusje.
Rozumek: Serce! Ty pijesz?!
Serce: Ja? Nie, skądże. To tylko whisky.